środa, 5 czerwca 2013

Los cię w drogę pchnął i ukradkiem drwiąc się śmiał, bo nadzieję dając ci, fałszywy klejnot dał.



- Co pani wygaduje! - krzyknął Taemin. - Co pani może wiedzieć o mojej rodzinie!?
Stałem jak wybity w ziemie. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, ale siłą woli wciąż stałem prosto.
- Wiem więcej niż ci się wydaje - wychrypiała, wciąż płacząc mama - Jak myślisz mały, rozpieszczony, bachorze? Dlaczego do cholery wyjechałeś tak szybko, po tym jak zaprzyjaźniłeś się z moim synem?
Spojrzałem na Taemina. Jego twarz przypominała zbieraninę emocji. Miał zwężone, wściekłe spojrzenie, ale jego usta były otwarte z niedowierzania i czegoś, co wyglądało na rosnącą stopniowo panikę. Nie mogłem oddychać. Przeniosłem wzrok na matkę.
- Co ty mówisz? - spytałem, ledwo potrafiąc wydobyć z siebie dźwięk. 
Trzęsły mi się dłonie, a świat zaczął kręcić przed oczami. Mama podniosła się z pozycji klęczącej, opanowując płacz oraz przybierając bardziej wrogi i bezwzględny wyraz twarzy, którym przeszyła na wylot Taemina. Dobrnęła do fotela, siadając na nim.
- Minho - powiedziała. - Nie chciałem żebyś kiedykolwiek się o tym dowiedział. Ojciec by tego nie chciał. Marzył, że da ci lepszą przyszłość, a nie swoim losem pokaże ci jak gorzki jest ten świat.
Zacisnąłem ręce.  
- O czym ty mówisz? - spytałem ponownie czując, że zaczynam przestawać panować nad przybierającym na sile smutku z powodu wspomnień o ojcu. 
Otarła wierzchem dłoni mokre policzki, po czym spojrzała mi w oczy.
- Dawno temu twój ojciec założył spółkę z panem Lee... z ojcem Taemina. Właściwie to twój ojciec był po prostu jedną z osób, które wpłaciły pewną ilość pieniędzy jak inni inwestorzy w jego projekcie. Liczył, że to będzie wielki sukces... Dla nas to była ogromna suma. Wszystkie nasze oszczędności, ale on mówił, że warto...
Podszedłem do niej, klękając u jej stóp i kładąc swoją dłoń na jej.
- Pewnego dnia miał wypadek. Przebywał wtedy na terenie budowy nowego biznesu. Rusztowanie było źle zabezpieczone, a on spadł z dużej wysokości. Potrzebowaliśmy pieniędzy na operacje... - zacisnąłem dłoń na jej ręce, a serce zaczęło mi mocniej bić. - Twój ojciec miał nadzieje, że pan Lee nam pomoże. Obiecał nam to. Powiedział, że odda nam wpłacone środki i weźmie odpowiedzialność za ten wypadek, ale.. ale nie zrobił nic.
Świat w jednej chwili spadł mi na głowę, przygniatając mnie do ziemi. W moim umyśle zapanowała czarna pustka. Słyszałem za sobą przytłumiony głos Taemina, który mówił coś do mojej matki, ale nic nie słyszałem. W tym momencie przestałem istnieć.
Wiesz jak rodzi się nienawiść? Wystarczy jej zaledwie jeden bodziec by zakiełkować, a potem rozkwita w ciemności. Delikatnie wznosi się ku górze, oplatając twoje serce więdnącymi kwiatami i ostrymi kolcami. Rozchodzi się po twojej skórze jak dreszcz, ale nie przemija czując ciepło, ale wciąż utrzymuje się na ciele. Słodycz dnia wczorajszego przeistacza w gorycz. Zmienia twoje szczęście, krew, dotyk w lód. Zaślepia twoje spojrzenie i zagłusza myśli. Tworzy całkiem nową rzeczywistość w twojej świadomości. Wszystko sprowadza do zaszczepionej przez siebie, głęboko w tobie, nowej idei. Wymaga smutku, rozpaczy i okrucieństwa. Ale to nie wszystko czego potrzebuje by żyć. Niebo karmi się dobrem i miłością. A nienawiść? Nienawiść karmi się zemstą. 
- Minho!
Ktoś mną potrząsnął. Podniosłem wzrok ku górze. Moja mama coś mówiła i znów płakała. Wydawało mi się, że w tej chwili na tym świecie istnieje tylko ten jedne pokój i tylko to jedno, co teraz wypowiedziałem.
-  I on... tak po prostu odszedł? - spytałem pusto, a mój głos rozszedł się w próżni pomieszczenia. - I tak po prostu to olał?
- Nic nie mogliśmy zrobić... - zachrypiała matka, a łzy ciekły teraz ciurkiem po jej twarzy. - Nawet wyciągnąć od niego ubezpieczenia w sądzie. On miał pieniądze i prawników, a my nie mieliśmy nic. Tylko siebie. A jemu nic nie udowodniono i... przegraliśmy wszystko...
- To nie prawda... - usłyszałem za sobą. - To nie może być prawda.
Moje oczy zrobiły się wilgotne. Kiedy ciemność w mojej głowie zaczęła się zapełniać na nowo, miałem tylko jeden wybór. Inne drogi zaszły mgłą i zatraciły swój sens. Wszystko co do tej pory przeżyłem, wszystkie wspomnienia stały się niczym i odeszły w zapomnienie. I czułem tylko nienawiść. Czystą, ciemną, budzącą odrazę do świata, nienawiść. Powoli uniosłem ciało, aby wstać. Poczułem dobrnął dłoń zaciskającą się na moim przedramieniu. W tej chwili nie obchodziło mnie kto mnie dotyka. Wyrwałem rękę, nie patrząc za siebie i wybiegłem z domu.

***

       Czas stanął w miejscu. Czułem, że tego ciosu od życia już nie zniosę. Do ostatniej chwili nie wierzyłem w to, co powiedziała ta kobieta. Nie, ja nie mogłem w to uwierzyć. Nie teraz, kiedy zaczęło mi się lepiej układać w domu. Kiedy rodzice naprawdę zaczęli się starać. Nie teraz, kiedy byłem wreszcie szczęśliwie zakochany. Byłem przerażony, a całe moje ciało drżało. Nie potrafiłem już nawet krzyczeć, że to nie prawda. Bałem się. Bałem się jak cholera tego co teraz zrobi Minho. Wyglądał jak martwy. Nic nie mówił, nie ruszał się i był blady jak ściana. Ale przecież to nie możliwie, że to coś zmieni! Przecież mi obiecał! Przysięgał, że cokolwiek się nie stanie zawsze będziemy razem. Może to jednak nie prawda. Muszę porozmawiać z Minho. Muszę...
- Minho! - krzyknęła matka chłopaka, kiedy ten wybiegał.
Moje serce przepełniał jeden wielki ból. Jakby ktoś wiercił mi dziurę prosto w piersi.
- Boże! Gdzie on pobiegł! - płakała kobieta.
Nagle zdałem sobie sprawę, że dobrze wiem gdzie w tej chwili rzucił się pędem Minho. Momentalnie otrzeźwiałem i wyjąłem telefon.
- Jesteś w domu? - powiedziałem szybko do słuchawki.
- Tak - odpowiedział ojciec. - Skończyłem wcześniej.
- Za żadne skarby nie otwieraj drzwi do domu do póki nie przyjdę!
Rozłączyłem się i schowałem telefon. Chciałem złapać taksówkę i jak najszybciej wybiec, ale kobieta mnie zatrzymała.
- Nie pozwolę Minho zrobić coś głupiego - powiedziała. - Jadę z tobą!

***

    Gdy dobiegałem do mojego celu, miałem przed oczami tylko gniew. Nie patrząc na nic, wpadłem do domu otwierając samemu drzwi. Na moje szczęście cała rodzina znajdowała się w salonie.
- Minho? - powiedział zaskoczony pan Lee. - Coś się stało? Taem...
- Ty sukinsynu!
Szybko przemierzyłem przestrzeń między nami i wymierzyłem mu cios w nos. Byłem tak naładowany emocjami, że moje uderzenie odrzuciło go wręcz do tyłu. Złapał się kanapy, aby zapobiec upadkowi. 
- Boże! - krzyknęła jego żona i podbiegła do niego.
Stary Lee podniósł się trzymając za nos, z którego leciało mu całkiem sporo krwi. Popatrzył na mnie nic nie rozumiejąc.
- Co cię opętało Minho?
Zacisnąłem dłonie.
- Powiem tylko jedno - wysyczałem. - Wypadek z rusztowania Choi Yun-Gyeom jakieś 10 lat temu.
Jego wyraz twarzy zmienił się w oka mgnieniu. Jego żona także wyglądała jakby wiedział o czym mówię. Chciało mi się rzygać, kiedy na nich patrzyłem. Czułem wściekłość, która podchodziła wręcz pod furię.
- Ty bydlaku! - krzyknąłem. - Przez ciebie mój ojciec umarł!
- Spokojnie Minho - próbował mnie uspokoić mężczyzna. - Porozmawiajmy.
- O czym do cholery mamy rozmawiać! Chce to usłyszeć!
Kompletnie nie wiedziałem co dzieje się wokół mnie. Słyszałam, że ktoś płacze, ale miałem gdzieś kto i dlaczego. Liczyło się tylko to, by usłyszeć od tego łajdaka to po co tu przyszedłem.
- Minho...
- Wiedziałeś o jego wypadku i nie dałeś mu ani grosza! - powiedziałem. - On zaufał ci, a ty spisałeś go na pewną śmierć! Tak, czy nie!?
- Min...
- TAK CZY NIE!
Nagle usłyszałem, że ktoś wbiega do domu.
- Minho - usłyszałem głos matki.
Jednak w tej chwili nie obchodziło mnie nawet czemu tu przyszła. Krew w moich żyłach pulsowała i czułem, że nie potrafię już opanować gniewu i muszę go rozładować.
- Mów do cholery!
- Minho! - lamentowała matka.
- Nie zbliżaj się - warknąłem do niej.
Zacząłem iść w jego stronę i zobaczyłem strach w jego oczach. To napełniło moje serce niesamowitym uczuciem satysfakcji. Cofnął się do tyłu, chowając za siebie żonę. Kątem oka zobaczyłem zapłakaną i przerażoną twarz Sooyung. Złapałem pierwsze, co miałem pod ręką i rzuciłem tym o ziemię. Kryształ jakiejś wazy rozbryznął się o podłogę, powodując potężny huk. Ktoś zaczął krzyczeć, po czym w pokoju nastała cisza.
- Tak! - usłyszałem naglę.
Spojrzałem w stronę starego Lee. Wyglądał jakby miał za chwilę paść na zawał.
- Tak, to ze mną twój ojciec założył spółkę. Proszę nie krzywdź mojej rodziny!
Teraz wszystko w moim ciele eksplodowało.
- Słucham? - powiedziałem przez zaciśniętą szczękę. - Ja mam nie krzywdzić twojej rodziny? A ty kurwa, co niby zrobiłeś? Zniszczyłeś nam życie! Będziesz za to pokutował i żałował tego do końca życia!
Wydałem z siebie głośny dźwięk wściekłości. Ruszyłem w stronę tego bydlaka szybkim krokiem.
- Minho! - ktoś wypłakał i złapał mnie za rękę. - Błagam cię! Nie!
- Puść mnie do cholery!
Wyrwałem się z uścisku i wymierzyłem blokującej mnie osobie mocne uderzenie w policzek. Niespodziewanie ponownie nastała cisza i słyszałem tylko mój szybki oddech oraz czyjeś szlochy za mną i przede mną. Mój wzrok przeniósł się na osobę, która klęczała teraz u moich stóp i mimo uderzenia, nie wypuszczała mojej ręki ze swoich dłoni. Twarz miała spuszczoną i zasłoniętą burzą włosów. Zatrzymałem na niej wzrok i wtem do mojego umysłu doszły przebłyski świadomości. To był Taemin. To on zaciskał swoje szczupłe palce na mojej skórze. Wolno podniósł głowę ku górze i spojrzał na mnie zza kurtyny włosów. Na jego policzku widniał duży, czerwony ślad, a on wyglądał jak wrak człowieka. Jego oczy wydawały mi się mokre od łez.
- Minho - szepnął. - Nie rób tego...
Wtedy nasze spojrzenia się spotkały, a ja... a ja poczułem tylko jedną rzecz. Nie miłość. Nie smutek. Nie ciepło. Czułem jedynie nienawiść. Nie potrafiłem przywołać do siebie żadnych innych uczuć, które czułem do tego chłopaka wcześniej. Żadnej chęci opieki i tęsknoty. Kiedy na niego patrzyłem, czułem tylko obrzydzenie. Odrazę do chłopaka, który miał wszystko i czego nie doceniał, a jego ojciec był zabójcą mojego. Tak, tak go teraz widziałem. Jako syna człowieka, przez którego mój ojciec umarł. Rozpieszczonego nastolatka, którego rodzina odebrała mi moją. I z tymi uczuciami spojrzałem w jego oczy. Widziałem to co działo się na jego twarzy, kiedy dostrzegł moją. Wyglądał jak przerażone dziecko, które właśnie dowiedziało się, że rodzice go nie kochają.
- Nie - szepnął, kręcąc głową. - Nie!
Wyciągnąłem, z awersją w geście, rękę z jego uścisku. Jego dłonie opadły bezwładnie, a z oczu popłynęły gęste łzy.
- Minho - szepnęła moja matka. - Tak nic nie zdziałasz. Uwierz mi...
Przeciągnąłem po twarzach zebranych swój pełen zimna wzrok. Słodka siostra Taemina w tej chwili wydawała mi się obłudną ignorantką. Nawet jej maślane oczy i próba podejścia do Taemina, tak bym nic jej nie zrobił, wydawała mi się fałszywa. Mimo wszystko musiałem przyznać matce rację. Pokój wyglądał jak po demolce, a ja nie chciałem się zemścić w tak łatwy i głupi sposób. Pobicie go nic by mi nie dało. Chciałem by cierpiał za to co zrobił latami. Żeby umierał z winy na wszystkie możliwe sposoby. Poczułem, że emocje mi puszczają, a w oczach zaczynają zbierać się łzy. Byłem teraz bardziej zraniony niż zły. Spojrzałem w oczy ojcu Taemina.
- Przychodziłem do twojego domu... - powiedziałem. - Jadłem przy twoim stole. Śmiałem się z twoich żartów i zaprzyjaźniłem z twoją rodziną. A ty mi na to pozwoliłeś... Mimo, że znałeś prawdę, tak obłudnie to olałeś.
Nic nie powiedział. Wyglądał jakby czuł jakieś emocje, ale pieprzyłem teraz jego emocje.
- Posłuchaj - powiedziałem lodowato. - Odejdę teraz. Ale to nie koniec. Pewnego dnia znowu się zjawię i nie znasz dnia, ani godziny, kiedy to zrobię. Będę węszył i czekał na twoje nawet najmniejsze potknięcie żeby je wykorzystać. Aż w końcu zniszczę wszystko co kochasz. A ciebie...? Ciebie wsadzę za kratki na resztę twojego życia.
Nie wiem co wtedy myślał sobie stary Lee, ale wystarczyło mi to, że wyglądał na przerażonego i nie puścił moich słów mimo uszu. Matka wyciągnęła mnie z domu, a ja wychodząc słyszałem wiele różnych rodzajów płaczu.

***
<podkład> 

           Piątkowy spektakl odbył się zaskakująco dobrze. Jonghyun odegrał swoją rolę jak prawdziwy amant. Przełknąłem nawet jego scenę pocałunku. Poza tym nasze stroje okazały się strzałem w dziesiątkę. Zainteresował się mną nawet pewien agent, szukający ciekawych ludzi na zagraniczne starze. Jednak to wszystko stało dla mnie na drugim miejscu, bo z niecierpliwością wyczekiwałem na pewien inny punkt tego wieczoru. Kiedy wreszcie wszystko się skończyło i pomogliśmy w sprzątaniu, Jonghyun posyłał mi miłe, znaczące spojrzenia.
- Nikt z twojej rodziny nie przyszedł cię obejrzeć? - spytałem.
- Przyzwyczaiłem się - odparł. 
Zagryzłem wargę i spojrzałem na niego lekko zawstydzony.
- Więc.. - zacząłem.
Uśmiechnął się i już miał coś powiedzieć, ale telefon w jego kieszeni zadzwonił niespodziewanie. Wyjął go i spojrzał na wyświetlacz.
- Zaraz wracam - powiedział i wyszedł z sali odbierając połączenie.
Czułem, że zaczynam się lekko niecierpliwić. Kiedy wrócił wyglądał trochę inaczej niż wcześniej.
- Posłuchaj Kibum - powiedział. - Daj mi godzinę. Jest coś bardzo pilnego co muszę zrobić właśnie teraz. Spotkajmy się koło mostu Banpo Bridge, ok?
Przyjrzałem mu się uważnie. Wyglądał jakby nie żartował z tą ważną sprawą, dlatego zgodziłem się poczekać. Chociaż nie bardzo nie chciałem żeby gdziekolwiek szedł.
- Tylko wracaj szybko - zaznaczyłem.
Posłał mi niecodzienny, czuły uśmiech, a jego spojrzenie... Są spoj­rze­nia, które wy­rażają więcej niż słowa. To, które widziałem w jego oczach, zanim zniknął za drzwiami sali, to było właśnie takie spojrzenie. Zbyt piękne. Takie, które utorowało sobie drogę, aby zapisać się głęboko w moim sercu. Uśmiechnąłem się sam do siebie i opuściłem budynek, aby udać się nad Banpo Bridge. Wieczór był dziś jedynym z tych, kiedy nie potrafisz usiedzieć w domu, bo pragniesz rozkoszować się jego niezwykłością. Miasto błyszczało od ulicznych wystaw sklepowych, a restauracje odbijały delikatny powiew letniej, pierwszej miłości. Ludzie zdawali mi się być dziś lepsi i bardziej radośni. Nie potrafiłem opanować uśmiechu, który co chwile zakradał się na moją twarz. Byłem zbyt szczęśliwy i to uczucie przepełniało mnie całego, aż po czubki palców. Czekałam na ten wieczór bardzo długo. Czułem, że dziś wydarzy się coś wielkiego. Moje serce szeptało mi, że tym razem mogę mu zaufać. Podpowiadało, że nie muszę już wypierać tej nadziei, na to co chciałbym usłyszeć od Jonghyuna. Mówiło mi, że dziś usłyszę te dwa słowa, dziewięć liter, których tak pragnąłem.
Rzeka Han wyglądała dziś jak tęcza, mieniąca się kolorami, które rzucały na nią oświetlone różnymi barwami fontanny (klik). To miejsce było dziś pomalowane czystą magią. W oddali słyszałem przytłumiony dźwięk samochodów, jadących po moście. Wziąłem głęboki oddech, rozkoszując się zapachem kwiatów porastających równinę nad rzeką. Chciałem zapamiętać wszystkimi zmysłami to miejsce. Zapamiętać te kolory na tafli wody, zapach wonnych roślin, dotyk ciepłego letniego powietrza na rękach.
- Kibum...
Odwróciłem się w stronę osoby, która wypowiedziała moje imię. Uśmiechnąłem się ciepło czując, że po moim sercu rozpływa się fala uczucia. Jonghyun wyglądał słodko. Na jego twarzy malowała się niepewność i coś na znak... nieśmiałości? Nie uśmiechał się, ale podejrzewałam, że był po prostu zbyt onieśmielony. Zacząłem do niego iść, ale zatrzymał mnie gestem dłoni, kiedy znajdowałem jakieś dwa metry od niego. Popatrzyłem na niego zdziwiony, uśmiechając się zachęcająco.
- Widzę, że jesteś nieźle przestraszony. Bez obaw, nie zjem cię - zażartowałem.
Popatrzyłem na niego, ale żaden mięsień na jego twarzy nie drgnął, a jego oczy stały się jakieś bardziej puste niż wcześniej. Coś tu nie grało. 
- Coś się stało? - spytałem. - Załatwiłeś to co miałeś zała...
- Key - powiedział. - Wiesz po co tu przyszliśmy?
- Tak...? Miałeś mi chyba coś powiedzieć, o ile dobrze pamiętam.
Spojrzał mi w oczy. Poczułem się dziwnie. Nigdy jeszcze nie widziałem takiego Jonghyuna. Nie potrafiłem określić, co siedzi teraz w jego głowie. Jego oczy zdawały się intensywnie we mnie wpatrywać, jakby próbował przez to coś, co tylko on rozumiał, zrobić. Nagle zmniejszył odległość między nami. Prawie się cofnąłem zdezorientowany jego zachowaniem. Kiedy stanął naprzeciw mnie, wolno podniósł swoją dłoń ku górze i wciąż patrząc mi w oczy, dotknął mojego policzka. Jego dłoń była zimna, choć na dworze było ciepło, przez co lekko zadrżałem. Czułem, że puls mi przyśpiesz, kiedy patrzył na mnie z tak bliska. Pogłaskał mnie kciukiem po policzku. Następnie przymknął oczy i powoli zbliżył swoje usta do moich. Zawahał się w ostatniej chwili, ale ostatecznie jego usta dotknęły moich. Byłem kompletnie zdezorientowany. Jego pocałunek był paradoksalny. Z jednej strony był czuły, a z drugiej miałem wrażenie, że jest w nim jeszcze coś innego, czego nie potrafiłem określić. Kiedy skończył mnie całować i ponownie otworzył swoje powieki, popatrzył na mnie jeszcze przez chwilę. Również wpatrywałem się w niego, ale nic z tego nie rozumiałem. Jonghyun odsunął się ode mnie, a ja poczułem chłód na wargach. Już miałem spytać o co w tym wszystkim chodzi, ale niespodziewanie Jonghyun zrobił coś, co sprawiło, że moje ciało zamarło, a źrenice szeroko się rozszerzyły. Zrobił krok do tyłu i niespodziewanie uśmiechnął się w pewny siebie, złośliwy i wyrachowany sposób. Włożył dłonie do kieszeni i stanął reprezentacyjnie.
- Pamiętasz mnie, prawda? - powiedział.
- Co takiego? - spytałem czując, że wszystko podchodzi mi do gardła.
- Nie spadłem z nieba, Kibum. Szybko się nudzę i łatwo rzucam słowa na wiatr. Nie jestem ani miły ani ciepły. Lubię szybkie samochody, imprezy i dobry seks. Nie dbam o innych. Zawsze zdobywam to, czego chcę. Jestem bardzo dobry w oszukiwaniu i sprawianiu bólu. Obie te rzeczy potrafię zadawać z gracją. Ale po co ja ci to tłumacze, przecież to już wiesz, czyż nie? - spojrzał mi w oczy, a jego wzrok był przesiąknięty czystą drwiną. - To wszystko powinieneś usłyszeć, kiedy spytałem cię czy mnie pamiętasz, tego dnia w szkole, po tym niezobowiązującym numerku. Ale czy nie zabawniej było, że wtedy nic z tego nie usłyszałeś?
Przeczesał włosy rękami, uśmiechając się z zadowoleniem. A ja stałem jak słup czując, że wszystko w moim ciele staje się jedyną wielką zbieraniną emocji. Uczuć tak różnego rodzaju, że nocne niebo nie było w stanie ich pomieścić. Moja dolna warga zadrżała.
- Co ty próbujesz mi właśnie powiedzieć? - spytałem.
Głos mi się łamał, a ja nie byłem zdolny nad nim zapanować. To, co było we mnie w tej chwili, rozrywało mnie od środka, ale nie potrafiło wydostać się na zewnątrz. A ja nie potrafiłem niczego przyznać, póki nie usłyszałem tego z jego ust.
- To była gra Key - szepnął, a jego głos przeszył jak świst odległość między nami, docierając bezbłędnie do moich uszu.
Kiedy doszło do mnie co właśnie powiedział, zacząłem kręcić głową, nie wierząc w to co słyszę.
- Nie - powiedziałem. - Proszę cię...
- O co? - zwęził spojrzenie. - O miłość? Chyba nie uwierzyłeś w to, że mogłem się w tobie zakochać?
Przełknąłem ślinę, czując ból w piersi. Moje oczy zaczynały być mokre. Zacisnąłem dłoń na koszulce, w miejscu gdzie cierpiałem najbardziej. A on wciąż na mnie patrzył. Nic z tego co się teraz ze mną działo, nie wpłynęło na niego nawet w najmniejszym stopniu. Był zimny jak lód, niewzruszony jak skała, nieosiągalny jak najdroższy kamień. A mimo to wyglądał tak jak zawsze. Niedoścignionie idealnie.
      Miałem w głowie tyle myśli i tyle rzeczy teraz powinienem zrobić, a ja tylko stałem i patrzyłem. Trzymałem się za serce i lekko pochylony patrzyłem na niego w górę. To było jak koszmar, ale jaki trafnie zabijający. On był tym, który wykorzystał moją najwyższą kartę.
- Chciałeś to zrobić w wyjątkowy sposób? - wychrypiałem. - Planowałeś to od początku?
- Oczywiście - powiedział sucho.
Zagryzłem wargę, ledwo trzymając się na nogach. Chciałem go uderzyć, tak bardzo chciałem coś zrobić, ale nie mogłem się ruszyć.
- To była czysta rozrywka, kotku - kontynuował. - Byłeś łatwiejszy niż się spodziewałem. Ale mam nadzieje, że zaczerpniesz z tej gry coś dla siebie. Pomyśl o tym tak, Kibum. Być może Bóg chciał żebyś mnie poznał, aby w przyszłości nauczyć cię odróżniać ludzi złych, od tych dobrych? Takich którzy się tobą zabawią i takich, którzy stworzą ci pieprzone ognisko domowe. Pomyśl o tym, Kibum.
Odetchnąłem z torturą i podniosłem się, prostując jak najbardziej mogłem. Powlokłem się w jego stronę. Lekki cień przebiegł po jego twarzy, ale nie odsunął się. Westchnąłem od płaczu, kiedy moje twarz znalazła się tuż przy jego.
- Wszechświat mówił mi, że jesteś mi pisany... - szepnąłem. - I tak łatwo przyszło mi cię kochać. Ale ty przyszedłeś, by otworzyć drzwi bólu. I nie byłeś wcale tym, który chciał wypełnić to, co obiecywał mi świat. Zatrułeś moje serce. A teraz to co mi dałeś, czuje aż po szpik swojego ciała. Tylko, że to już nie jest miłość... to jest nienawiść.
Zaszedłem się, ale nie opuściłem wzroku. To co bolało mnie w tej chwili najbardziej, to to, co widziałem w jego oczach. On naprawdę zrobił to z premedytacją i z tą samą premedytacją, jego wyraz twarz pozostał niewzruszony moimi łzami. To przebijało mnie jak sztylet.
- Masz racje - powiedział zimno. - Złamane serce powinno się leczyć nienawiścią. Spraw żebym w tych słodkich i niewinnych oczach, widział jak bardzo mnie nienawidzisz. A najlepiej zadbaj o to, by ta nienawiść zaprowadziła cię jak najdalej ode mnie i nigdy więcej cię już ze mną nie spotkała. Bo kiedy to się stanie, nie mogę obiecać ci, że nie zabawie się tym co nazywasz teraz nienawiścią, jeszcze raz - po czym odszedł jak wiatr, kiedy skończy się ulewa... a ja wraz nim.
Szedłem poboczem mostu, bezwiednie stawiając kroki. Nie wiedziałem dokąd zmierzam. Co chwile czułem na skórze zimne powietrze, wywoływane mknącymi obok mnie autami. Świat przed moimi oczami był jak zamglona, ciemna powłoka, rozświetlana jedynie światłami samochodów. Wciąż widziałem ukradkiem oka, wodną tęcze nad rzeką Han. Jednak przytłumione odgłosy nocnego życia, były tylko tłem mojego cierpienia. Miałem mokrą twarz, a krople łez spływały po moich policzkach i dalej, wzdłuż mojej szyi. Ręce bezwiednie opadały wzdłuż mojego ciała, unosząc się w rytmie mojego niemo bijącego serca. W mojej głowie przewijała się wciąż jedna myśl: Los cię w drogę pchnął i ukradkiem drwiąc się śmiał, bo nadzieję dając ci, fałszywy klejnot dał.*
Rozpacz jest jak wielka przepaść, która wciąga niczym największy nałóg. W ciszy mojej otchłani, słyszałem szept jego ostatnich, skierowanych do mnie słów. On zawsze był nierealny. Zawsze stał gdzieś na skraju marzeń i snów. Na ustach wciąż czułem jego miniony tak niedawno pocałunek. Palił moje usta jak ogień mimo, że moje ciało przepełniał zimny lód. Uniosłem dłoń ku górze, by przetrzeć swoje wargi. To jednak nic nie dało. Ponowiłem gest. Nic z tego. Zacząłem mocniej trzeć swoją twarz czując, że teraz czuje go już wszędzie, a moje serce zaczyna palić ten sam żar. W końcu potknąłem się o coś i upadłem na kolana. Zaniosłem się szlochem, obejmując dłońmi swoje ramiona.
Nigdy nie wyobrażałem sobie, jak bardzo człowiek może w życiu cierpieć. Jak wiele bólu potrafi dać ta konkretna, jedna jedyna osobą - ta, którą kochasz najbardziej na świecie. Ale kiedy dotykasz dna. Kiedy dochodzi do ciebie, że to nie był tylko zły sen, a prawdziwa rzeczywistość. Wtedy już wiesz, że kochałeś naprawdę. Bo tylko ona, ta jedna jedyna osoba, jest nadal wciąż z tobą, kiedy czujesz, jak kawałek po kawałku umierasz, na zimnym chodniku świata bez przyszłości. 

***

Tydzień później.

       Sooyung pomagała mi pakować moje rzeczy. Przez ostatni tydzień wydarzyło się bardzo dużo. Moje ostatnie spotkanie z Minho było czymś czego nie mogłem zapomnieć. Po tym co stało się u mnie w domu, całą noc błagałem go w akcie desperacji o rozmowę. W końcu nad ranem wysłał mi sms i kazał przyjść nad rzekę, przy której spacerowaliśmy dzień wcześniej. Ale to nie było spotkanie na jakie liczyłem. Płakałam wtedy jeszcze więcej niż przez całą noc, a on stał niewzruszony.

- Obiecałeś mi - szeptałem. - Powiedziałeś, że cokolwiek się nie stanie w przyszłości, to nic nie zmieni między nami.
Ale osoba, z którą rozmawiałem, to już nie był mój Minho. Tego dnia był ciemniejszy niż kiedykolwiek mogłem to sobie wyobrazić. Zimniejszy niż zimowa noc. Już z daleka czułem jego chłód na mojej skórze.
- Poradzimy sobie z tym! - drążyłem, łapiąc się ostatniej deski ratunku. - Przetrwamy to!
- Nie - powiedział, a ja poczułem, że nie mogę oddychać. - Zapomnij o wszystkim co ci kiedykolwiek obiecałem. Gdy to robiłem, nie wiedziałem, że zabiliście mojego ojca. Rozumiesz? Nigdy nie będę wstanie wypełnić tej obietnicy.
- Kocham cię! - zaszlochałem czując, że to już koniec.
Jednak jego spojrzenie pozostało niewzruszone, jak wyprana z emocji ekspresja.
- A ja... - powiedział. - Nienawidzę cię i zrobię wszystko, aby twój ojciec zapłacił za to co zrobił. Pożałował tego, że wasza rodzina zdobyła wszystko, a moja nigdy nie zaznała szczęścia.

Tak. Umarłem wtedy. Jednak po tygodniu braku znaków życia, musiałem zrobić to, co zrobił Minho. Wybrać swoją nową drogę życia. Do Kibuma odezwał się agent z Nowego Jorku, który widział szkolne przestawienie. Dostał możliwość stażu u najlepszych projektantów za granicą. Z kolei ja dostałem telefon od osoby, która widziała moje występy z grupą taneczną i oferowała mi miejsce w szkole tańca na Broadwayu. Długo zastanawiałem się co mam zrobić. Kochałem taniec, choć ostatnio bardzo go zaniedbałem. Za to Key nie wahał się ani przez moment. W końcu przekonał mnie do wspólnego wyjazdu do Nowego Jorku. Z jednej strony cieszyłem się z możliwości zaczęcia wszystkiego od nowa. Nie miałem siły patrzeć co dzień na twarze rodziców i miejsca, które przywoływały wspomnienia. Z drugiej bałem się opuszczać Sooyung. Patrzyła na mnie smutnym wzorkiem, kiedy pakowała mi do walizki kolejny sweter.
- Sooyung - powiedziałem. - Mam coś dla ciebie.
Ożywiła się lekko, kiedy przywołałam ją gestem ręki, aby przy mnie usiadła. Kazałem jej wyciągnąć dłoń przed siebie i zamknąć oczy. Zrobiła to posłusznie, a ja zawiązałem jej na nadgarstku bransoletkę. 
- Możesz otworzyć oczy.
Posłuchała i od razu spojrzała na rękę.
- Bransoletka?
- To nie jest zwyczajna bransoletka - odparłem i pokazałem jej swój nadgarstek. - Widzisz? Są identyczne.
Nasze bransoletki były zrobione z rzemyków, na których zawieszone były niezbyt duże pojedyncze serduszka, z wygrawerowanymi na nich literami T i S.
- Ta bransoletka ma ci przypominać, że zawsze, nie ważne czy jestem tu, czy bardzo daleko, bardzo cię kocham i nigdy nie zwiodę. Obiecuję.
- Wiem - szepnęła i wtuliła się we mnie.
- Mogę dołączyć?
Usłyszałem głos i uniosłem wzrok. Kibum wyglądał na zmęczonego, ale uśmiechał się jak zawszę. Odwzajemniłem niemrawo jego minę. Usiadł obok nas, a Sooyung puściła mnie, obracając się w jego stronę. 
- Wyglądasz tak strasznie - szepnęła, dotykając dłonią jego policzka. - Nienawidzę facetów...
- Daj spokój, Piękna - zaprotestował Kibum. - Nie generalizujmy. To, że my mamy pecha nie znaczy, że ty też będziesz miała.
- Dokładnie... - dodałem.
Nie chciałem, żeby moja siostra straciła wiarę w ludzi. Nawet jeśli miałem jej wmawiać kłamstwa. 
- Pamiętaj o szkole muzycznej, kiedy mnie nie będzie - powiedziałem. - Musisz zostać wielką skrzypaczką jak wrócę.
- Ona będzie modelką! - zaprzeczył Kibum. - Jest taka delikatna i śliczna!
Przewróciłem oczami, ale Sooyung wyraźnie schlebiały komplementy jakie zawsze prawił jej Key. Bałem się, że w końcu pozna jakiegoś chłopaka, a on wykorzysta jej niewinność i urodę.
- Będziecie do mnie często dzwonić, prawda?
- Codziennie mała - poczochrałem ją po włosach.
Skłamałbym mówiąc, że nie przerażała mnie przyszłość, ale była na tyle bezpieczna, że dawała nadzieje na zapomnienie o teraźniejszości. W końcu to nie tak długo. A dwa i pół roku, minęło szybciej niż to sobie wyobrażałem...

_____________

* Vox - Szczęśliwej drogi już czas.

6 komentarzy:

  1. JAK MOGŁAŚ TO ZROBIĆ MOJEMU TAEMINOOOOOOOWI </3 Boże, wiedziałam, że pomiędzy 2Min wkradnie się ta historyjka ale w zyciu nie spodziewałabym się, że Miho tak potraktuje Taemina. Boże, ta scena na moście... widziałam go, widziałam i słyszałam jak tam płacze;< Okropne.
    JongKey też się nie spodziewałam. Nie tego, że to jednak będzie gra. Jong to jednak skurwysyn.
    I wyskoczyłaś na dodatek z tym Nowym Jorkiem;o No ciekawe ciekawe co będzie, jak spotkają się ponownie^^
    Jak Minnie pocieszał siostrę to aż mi łzy stanęły w oczach ;/

    Teraz musisz szybko pisać następny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutno mi teraz :( Nawet nie wyobrażam sobie bólu Taemina i Key. To musi być cholernie straszne!
    Jezu, biedny Taemin... Minho był jego jedynym oparciem, a tu nagle taki numer. Tae musi być teraz w strasznym stanie! Mam ochotę obić tą żabią gębę Minho! Rozumiem, ojciec Tae przyczynił sie do swierci pana Choi, ale Taeś nie jest winien niczemu! Próbuje zrozumieć motywy Minho, ale nie potrafię ogarnąć, jakim cudem z dnia na dzień jego miłość przekształciła się w czystą nienawiść.
    Jonghyun przesadził, a najlepsze jest to, że mu nie wierzę xd Uważam, że wystraszył się swoich uczuć i dlatego odepchnął Kibuma :p Przecież jego siostra była u Key... chyba, że to konspiracja...
    Chwilowo mam mętlik w głowie i jestem ciekawa, jak wygląda sytuacja po 2 latach? Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! *.* Będę wyczekiwać niecierpliwie ^^
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. spodziewałam się czegoś takiego, ale to nie zmienia faktu, że mnie po prostu zabiłaś. kocham ten fragment, tak w ogóle:
    "- Wszechświat mówił mi, że jesteś mi pisany... - szepnąłem. - I tak łatwo przyszło mi cię kochać. A ty przyszedłeś, by otworzyć drzwi bólu. I nie byłeś wcale tym, który chciał wypełnić to, co obiecywał mi świat. Zatrułeś moje serce. A teraz to co mi dałeś, czuje aż po szpik swojego ciała. Tylko, że to już nie jest miłość... to jest nienawiść."
    wydrukuję i powieszę na ścianie, jak matkę kocham.
    jestem w tym momencie cholernie rozbita. a wszystko przez Twój cholerny talent, który po prostu jest fenomenalny. jesteś w stanie wprowadzić czytelników w świat bohaterów opowiadania tak bardzo, że chciałoby się uczestniczyć w tej historii, żeby móc ich pocieszyć i przytulić.
    dobra, nie byłam jakąś wielką fanką 2Mina, ale dzisiaj to się poryczałam przy nich. nosz cholera, liczyłam, że wszystko jednak skończy się dobrze. mam nadzieję, że tak jednak będzie, choć zmniejsza się ona z każdym rozdziałem.
    JongKey. nawet słowami nie potrafię wyrazić, co czuję. moje samopoczucie opisuje jedynie emotikonka ;( nie wspominam już o przekleństwach i złorzeczeniach jakie lecą teraz w stronę JJonga.
    Ty wiesz jak sprawić, żeby czytelnicy z taką tęsknotą wyczekiwali nowego rozdziału.
    weny życzę i miłego tygodnia ;}

    [spam]
    zapraszam do czytania i komentowania ;}
    http://wiezirodzinne.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. co sobie myślę? co sobie myślę, oja, oja. myślę sobie że jesteś okrutna TT jak mogłaś jednocześnie rozwalić dwa takie piękne związki?! doprowadziłaś mnie do łez tym kawałkiem z Jonghyunem (a to w moim przypadku zdarza się bardzo... bardzo rzadko) - naprawdę myślałam, że z niego dobre, kochane stworzonko... a nagle wyszedł z niego taki potwór. moja wizja świata została zburzona :C JongKey czyli paring mojego serca został rozerwany i to przez tak błahy powód jak znudzenie i głupota jednej ze stron. jak oni do siebie nie wrócą, to ja nie wiem, co zrobię
    TT a Minho jaki wojowniczy </3 miałam nadzieję że następnego dnia uświadomi sobie, jak gwałtownie i nieodpowiednio się zachował, no ale czas najwyraźniej nie uleczył ran sprzed lat. właściwie nie wiem, co o tym myśleć... z jednej strony stracił ojca, a z drugiej - przecież jakoś przeszedł przez życie, miał ukochaną osobę, a teraz wszystko traci przez swój gniew i chęć zemsty. ojezu, chcę żeby on się opamiętał i nie próbował zrobić nic złego państwu Lee ;u;

    OdpowiedzUsuń
  5. Matko, kolejny raz doprowadzasz mnie do płaczu :c tylko tym razem to nie są łzy szczęścia ... :c Biedny Taeminnie :c Biedny Key :c ja kiedyś kurde zabije Minho i Jonga i mam gdzieś że to tylko opowiadanie xd to się wszystko wydaje takie realistyczne :) matko kocham to opowiadanie :3 tyle w tym emocji :3 tylko szkoda że przez tych głupich idiotów moje dwa kochane aniołki wyjechały :c jezuuu już chcę kolejny rozdział :3 życzę dużo weny i oczywiście czasu na pisanie :3 pozdrawiam, Kimikoo :3 (poczułam się w tej chwili jak moja mama O.o ona zawsze na końcu wiadomości pisze "pozdrawiam..." xd)

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedny teaś. Tak bardzo wypierał się tego uczucia a gdy w końcu zaufał i przyznał się sam przed sobą ze kocha to takie coś mu się przytrafia. minho to debil. przecież to ojciec Taemina a nie on sam zrobił taka straszną rzecz rodzinie choi. Bummiś tak samo. smutno smutno i jeszcze raz smutno TT__________TT

    OdpowiedzUsuń