niedziela, 16 czerwca 2013

Tylko wieczory, jak nocne ptaki zaśpiewają wśród ulic: Gdy kogoś kochasz, nie daj się zabić.

Nie byłem zdziwiony tym, co zastałem w domu. Bardziej irytowało mnie to, jaki żenujący teatrzyk próbowali odstawić moi rodzice. 
- Taemin!
Matka rzuciła się na mnie, przytulając mocno do siebie. Poczułem zapach alkoholu, który próbowała zamaskować, jak mi się wydawało gumą do żucia, której pewnie niedawno się pozbyła. Nie dotknąłem jej, ale stałem biernie, wysłuchując jej absurdalnych opowieści o tym jak za mną tęskniła. Wolałem, kiedy była mniej pobudzona i bardziej mnie ignorowała.
- Jak się czujesz po podróży Taemin?
Ojciec położył mi dłoń na ramieniu. Spojrzałem mu w oczy. Odczytał właściwie to, co chciałem mu przekazać, bo jego uśmiechnięty wyraz twarzy znacznie przygasł.
- Kochanie, zabierz ze sobą Sooyung do salonu, zaraz do was dołączymy.
Matka wzięła moją siostrę za rękę i pociągnęła za sobą. Ojciec posłał jej jakieś zagadkowe spojrzenie, które najwyraźniej tylko oni rozumieli.
- Taemin - powiedział. - Nie możemy tak żyć.
- Jak? - zakpiłem.
- Rozumiem twój gniew.
- Nie sądzę.
- Daj mi...
- Szansę? - dokończyłem złośliwie. - Już razem ci ją dałem. Miałem szczere chęci aby odbudować to wszystko co rozpadało się przez lata, ale wy jak zwykle znowu to spieprzyliście.
- Taemin...
- Nie - przerwałem. - Nie mam zamiaru tego znowu słuchać. Już o tym rozmawialiśmy.
- Nienawidzisz mnie? - spytał nagle.
Tego pytania się nie spodziewałem. Odwróciłem twarz ukrywając wzrok. Chyba chciał coś powiedzieć, ale nagle dostał smsa. Wyciągnął telefon kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. Jego ust zacisnęły się lekko, po czym popatrzył na mnie.
- Taemin, nawet jeśli nie zrozumiesz tego, co teraz powiem, posłuchaj - powiedział. Przymrużyłem oczy, lekko zaskoczony tym, co powiedział. - Jeśli w najbliższej przyszłości stanie się coś złego, musisz wiedzieć, że wszystko, co się po tym wydarzy będzie zrobione dla waszego dobra. Pamiętaj, że kocham ciebie i Sooyung, nawet jeśli w to nie wierzysz. Prosze, nie zapominaj tego.
- Chodzi o... niego? - spytałem niepewnie. Może jednak Sooyung słusznie obawiała się o ojca?
- Tak, ale ja też nie jestem bez winy. Muszę teraz coś załatwić. Powiedz mamie żebyście zjedli beze mnie.
Spojrzał na mnie jakoś tak dziwnie, a potem wyszedł z domu. Westchnąłem. Ojciec ani nic nie potwierdził ani nie zaprzeczył. Nie wiedziałem, co myśleć. Usłyszałem jak szybko odjeżdża z podjazdu.
- Ojciec powiedział żebyśmy jedli bez niego - rzuciłem do matki.
- Pojechał? - powiedziała jakby nagle poruszona. - Miałam jechać z nim później do firmy. Poza tym nie wziął swojej teczki.
Spojrzeliśmy na kanapę, na której leżały jego rzeczy.
- Mieliśmy zjeść obiad - kontynuowała. - Nie pozwolę mu zniszczyć tego wieczoru!
Porwała do ręki kluczyki od drugiego samochodu.
- Jasne - przewróciłem oczami. - Nie krępuj się. Idź.
- Taemin - popatrzyła na mnie. - Zaraz go tu przywiozę! Nie pozwolę mu zniszczyć twojego przyjęcia powitalnego!
Teraz matka mnie przerażała. Te dwa i pół roku zrobię z niej kompletną wariatkę. Wypadła z domu jak oszalała. Westchnąłem po raz drugi tego wieczoru. Obróciłem się i powlokłem w stronę Sooyung aby powiedzieć jej, że to kolejny raz, kiedy zjemy sami.

***

Kiedy wieczorem dotarłem na umówione spotkanie, byłem lekko podekscytowany. Wciąż dziwiło mnie, że taka wielka firma chce ze mną współpracować. Jednak perspektywy jakie mogłem dzięki tej współpracy osiągnąć, uciszały moje wątpliwości. W recepcji zostałem skierowany na jedno z wyżej położonych pięter wieżowca. Zapukałem do drzwi, za którymi miała czekać dyrektorka tej firmy. Usłyszałem pozwolenie i wszedłem do środka. Spojrzałem przed siebie. Kobieta siedziała do mnie tyłem na obrotowym krześle. Jej tło stanowiła duża przeszklona ściana, roztaczającą widok na panoramę nocnego miasta. Światła przenikające mrok, odbijały się na szklanej fakturze a lekko przygaszony klimat pomieszczenia, dawał  doskonałą możliwość podziewania tego z dziesiątego piętra biurowca.  
- Miło cię znów widzieć Kibum.
Usłyszałem zaskakujące powitanie, a następnie fotel kobiety obrócił się w moją stronę. Zastanawiałem się skąd ona mnie zna tylko przez chwilę. Poczułem, że serce mi przyśpiesza. Nie trudno jest zapomnieć tej twarzy, burzy brązowych włosów a w szczególności czerwonej szminki zdobiącej pełne usta jej właścicielki. Przechyliła lekko głowę w bok i uśmiechnęła kokieteryjnie.
- Co Pani tutaj robi? - spytałem, przybierając sceptyczny wyraz twarzy.
- Już kiedyś prosiłam cię żebyś mówił mi po imieniu! - oburzyła się jak mała dziewczynka, po czym przesunęła wolno palcami po drewnianej płycie biurka. - Usiądź, proszę.
- Nie mam czasu na pogawędki. Jestem tu umówiony...
- ... ze mną.
Zwęziłem wzorek a ona rozszerzyła swój uśmiech.
- To jakiś żart? - zakpiłem.
- Nigdy z ciebie nie żartowałem, Kibum.
Popatrzyłem na nią z ukosa.
- Nie rozumiem celu w jakim sprowokowałaś to spotkanie.
- To proste, chce żebyś dla nas pracował.
- Dlaczego akurat ja? Jest wielu projektantów i to z o wiele większym doświadczeniem niż moje.  
- Nie chce innych projektantów. Ty jesteś najlepszy.
- Och, doprawdy? - zaśmiałem się ironicznie. - Odmawiam.
- Jeszcze nic ci nie zaproponowałam. No może trochę, ale to było raczej żądanie... - zaśmiała się.
- Tracisz czas.
Jej wzrok był pewny siebie i prześwietlający na wylot. Zbyt dobrze znałem to spojrzenie i nie podobało mi się to, jak ciężko czułem się w środku, mierząc się z nim i wiążącymi się z tym wspomnieniami.
- Potrzebujesz pracy a ja jestem skłonna ci ją dać i jeszcze sporo za to zapłacić.
- Uważasz, że zgodzę się ze względu na pieniądze?
- Zastanów się - powiedziała. - Niczego od ciebie nie oczekuje. Czy robie coś złego dając ci możliwość wpisania ciekawej pozycji do CV?
- Dobrze wiem, że jest w tym jakieś podwójne dno.
- Mówisz o czymś konkretnym... a może o kimś?
Poczułem nagły skok ciśnienia. Mimo to, nie mogłem nie wytrzymać jej spojrzenia. To dałoby jej zbyt wiele satysfakcji.
- Mówię, że ludzie tacy jak ty, nigdy nie robią czegoś bezinteresownie.
- Gdyby nie kolejny powód, dla którego chce cię zatrudnić odpowiedziałabym, że robię to, bo mam na ciebie ochotę słodki Kibumie.
Zignorowałem jej prowokacyjny sposób mówienia o mnie.
- Masz na myśli to osobiste zadanie?
- Tak - przekręciła się na krześle lekko w prawo, używając do tego obcasa swoich szpilek. - Biorę ślub.
Zmarszczyłem brwi i poczułem rozbawienie.
- Przepraszam, ale jakoś trudno mi sobie wyobrazić ciebie w stałym, zaobrączkowanym związku.
- To zależy jak już zdefiniujesz ten związek, kiedy zostanie zalegalizowany - spojrzała na mnie z błyskiem w oku. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że jej przyszły mąż nie będzie mógł liczyć na wierną kurę domową z gromadka dzieci. - Chce żebyś zaprojektował dla mnie suknie ślubną.
Mówiąc szczerze nie chciałem mieć doczynienia z nikim o nazwisku Kim. Wyjątek stanowiła moja matka. Jednak możliwość zaprojektowania sukni ślubnej, rozpaliła we mnie jaką nagłą inspiracje. Ten nagły przypływ weny i możliwość nowego doświadczenia były intrygujące. W końcu suknia ślubna, to nie tylko parę zszytych ze sobą materiałów. Kazda z takich sukni miała w sobie coś na kształt duszy. Spojrzałem na Jungah. - Jestem skłonny rozważyć te drugą propozycje. Jednak na pewno nie będę pracował w tej firmę. Zresztą od kiedy inwestujecie w modę?
- To był mój pomysł. Chciałam jakiejś świeżości w biurowej rutynie - przyznała, choć wzruszyła ramionami tak, jakby to nie była nawet jej wina, że firma KimConcern włożyła w to pieniądze. - Myślę, że kiedy to przemyślisz zmienisz zdanie i do nas dołączysz.
- Nie sądzę - zaprzeczyłem. -  Zadzwoń do mnie jeśli będziesz miała jakiś wstępny pomysł na suknie. A teraz wybacz. Śpieszę się...
- Do chłopaka?
Zwęziłem spojrzenie. Skąd ona wiedziała o Chujin? Skąd ona w ogóle tyle o mnie wiedziała?
- To nie twoja sprawa.
Obróciłem się i zacząłem iść w stronę wyjścia.
- Zaczekaj - powiedziała.
Za nim się zorientowałem wyprzedziła mnie i oparła się o drzwi, zakładając ręce za swoje plecy. Uśmiechnęła się wyginając usta w nieprzenikliwym, aroganckim uśmiechu. Zatrzymałem się tuż przed nią. Spojrzałem jej w oczy.
- Masz coś jeszcze do dodania? - spytałem ostrożnie.
- Tak - powiedziała. - Chce o coś spytać.
Czułem, że zaczynam się denerwować. Nie powinienem wdawać się w nią w coś takiego. Jednak odmówienie jej pytania było równoznaczne z kolejną ucieczką. Zbyt długo pozwalałem sobą kierować. Nie teraz, nie dziś i nie w przyszłości. Nie mam zamiaru już więcej okazywać słabości.
- Słucham?
- Kochasz go? - spytała pewnie.
- Tak.
- Bo on powiedział ci, że cię kocha?
- Nie. To nie ma znaczenia.
- Więc nie uważasz, że jeśli ktoś nie mówi drugiej osobie o tym, co czuje na głos, to nie oznacza, że naprawdę jej nie kocha?
- Nie. Każdy kocha inaczej... - przerwałem nagle, uświadamiając sobie, co ma na myśli. Odwróciłem twarz i włożyłem dłonie w kieszenie spodni. - Nie mam ochoty rozmawiać tutaj o filozofii miłości. Możesz mnie przepuścić.
Odsunęła się posłusznie na bok, nie spuszczając ze mnie wzroku. Kiedy opuszczałem pomieszczenie, swoim ostatnim spojrzeniem zmusiła mnie, żebym dzisiejszego wieczoru długo musiał wypłukiwać z siebie pozostałości po tym nic nie znaczącym dla mnie pytaniu.

***

Droga do biura Lee wydawał mi się dziś ciągnąć jak wieczność. Moje śledztwo stanęło i nie chciało ruszyć. Nie miałem teraz czasu na coś takiego. Skoro Lee przestał mi wszystko ułatwiać, musiałem sam sprowokować kolejne elementy układanki. Gdy jego sekretarka zobaczyła mnie w holu, jej mina wyglądała na mocno zaniepokojoną. Chciała mnie zatrzymać, ale spojrzałem na nią lodowatym wzorkiem. Kiedy wszedłem do jego biura, a nasze spojrzenia się spotkały, jego mina momentalnie się  zmieniła. Zbladł a jego źrenice lekko się rozszerzyły.
- Witam Panie Lee - powiedziałem szorstko. Na jego czole wystąpiły kropelki potu. Zauważyłem kontem oka, że przesuwa dłonią po powierzchni biurka. - Nie musi Pan wzywać ochrony, w końcu ja nią jestem i z tego, co wiem, mam prawo przychodzić tutaj aby zasięgnąć informacji w sprawie śledztwa.
- A ja nie muszę odpowiadać na twoja pytania. Mam prawo zachować milczenie.
Jego głos był stabilny, ale niepewny.
- Oczywiście - rzuciłem, podchodząc do niego. - Wcale mnie nie dziwi, że chce Pan brnąć dalej w kłamstwa. W końcu jest Pan w tym mistrzem.
- Powiedz po co tu jesteś albo wyjdź.
Spiął się. Spojrzał na swój zegarek a potem w bok.
- Śpieszy się Panu? - spytałem, zwężając spojrzenie. Jego oddech był przyśpieszony. Serce musiało mu nieźle walić. Ma zamiar uciec? Coś tu nie gra. Znowu złapał kontakt ze swoim źródłem? Spojrzałem w lewo. Z jego biura były dwa wyjścia. To, którym wszedłem po prawej i boczne, po lewej.
- Nie muszę się z niczego tłumaczyć.
Przeszyłem go wzrokiem.
- Jak miewa się Pańska rodzina?
Chciałem go wyprowadzić z równowagi. Wyglądał jakby był na skraju jakiegoś trudnego do określenia zachowania. Liczyłem, że czując presje, powie coś, czego nie powinien.
- Dowiedziałeś, że mój syn wrócił ze Stanów? - oprzytomniał nagle, wpatrując się w mnie z paniką.
Poczułem, że coś zaciska mi się na sercu, kiedy wypowiedział ostatnie zdanie. Szybko usunąłem bolesne uczucie, odpędzając od siebie bezwartościowe myśli. Lata praktyki pozwoliły mi ukryć to, co działo się wewnątrz mnie. Z kamienną twarzą zagrałem kartami, które sam mi podsuwał.
- Wiem wszystko. Pana syn a może Pana córka... - zastanowiłem się. - Które z nich jest dla Pana ważniejsze? A może powinienem zainteresować się Pańską bardzo zdesperowaną ostatnimi czasy żoną?
- Nie waż się ich tknąć - krzyknął, raptownie wstając z pozycji siedzącej.
- Tknąć? - zakpiłem. - To słowo wyraża zbyt mało żeby opisać to, co chce im zrobić.
Zacisnął usta. Opuścił lekko głowę i zaczął się nad czymś mocno zastanawiać. Niemal słyszałem jak bije się z myślami. Pokój był przesiąknięty napięciem jakie z niego emanowało. W końcu podniósł twarz ku górze i popatrzył mi w oczy.
- Jeśli przyznam to, co chcesz - powiedział z drżącym głosem - to, czy nie powiążesz tego z moją rodziną?
Zaśmiałem się kpiąco.
- Liczysz na to, że zadowoli mnie samo wsadzenie cię za kratki? Oczywiście, że nie. Chce zniszczyć cię całego. Zabrać wszystko to, co kochasz. Tak jak ty odebrałeś to mnie.
Stary Lee już miał coś powiedzieć, ale nagle usłyszeliśmy straszny łomot przed drzwiami biura a następnie krzyki i strzały. Za nim cokolwiek zdążyłem zrozumieć, Lee rzucił we mnie ciężkim posążkiem ze swojego biurka, trafiając w moje biodro. Nim zdążyłem zareagować, jedne drzwi się otworzyły a drugie zamknęły. Z prawej strony wpadła grupa uzbrojonych ludzi z pistoletami w rękach, którymi mierzyli wprost we mnie. Natomiast drzwi po lewej zamknęły się z hukiem, za wybiegającym mordercą mojego ojca. Nie miałem czasu na wybieranie. Momentalnie chwyciłem za broń znajdującą się po mojej prawej stronie i zacząłem strzelać przed siebie, odrzucając swoje ciało w bok, wprost na stojącą do mnie tyłem kanapę. Świst lecących we mnie kul, otarł się o powietrze tuż przy moim boku. Wylądowałem na meblu i sturlałem się za niego po jego oparciu, gotując się by oddać kolejne strzały zza niego.
- Lee musiał nawiać - usłyszałem szybkie krzyki. - Szef nas zabije jak go nie dorwiemy! Tędy!
Nim zdążyłem się podnieść, grupa męzczyny wybiegła tymi drzwiami, którymi zniknął Lee. Najwyraźniej nie byłem dla nich na tyle ważny żeby się mną zająć. Wiedziałem jedno. Źródło chce dopaść Lee. Musiałem działać szybciej niż oni żeby ich ubiec. Prędko wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem pierwszy numer, wybiegając tymi samymi drzwiami, co reszta.
- Co tam? - usłyszałem w komórce głos Onewa.
- Lee uciekł. Jego wspólnik nasłał na niego swoich ludzi. Natychmiast wyślij wszystkie jednostki do jego domu, biura i wszystkich miejsc, do których mógł teraz zbiec - powiedziałem na jednym wdechu. - Musicie też znaleźć i zatrzymać wszystkich z jego rodziny, bo na pewno będzie się z nimi kontaktować. Ja biegnę za Lee.
- Już wysyłam pomoc - usłyszałem, po czym zakończyłem połączenie.
Zbiegałem schodami w szybkim tempie. Wypadłem do podziemnego parkingu, już z daleko słysząc strzały. Na dużej przestrzeni zobaczyłem jak ochrona Lee wymienia ostrą serie pocisków ze swoją linią naparcia. Sam Lee właśnie pośpiesznie wsiadał do dużego czarnego samochodu wraz ze swoją żoną.
- Cholera! - przekląłem.
Rzuciłem się biegiem do swojego motoru. Strzały ze wszystkich stron utrudniały mi szybkie przedostanie się do swojej maszyny. Kiedy wreszcie do niej dotarłem, Lee już dawno wyjechał z parkingu. Odpaliłem ostro i ruszyłem czym prędzej na ulice. Czarny samochód mknął w dużej odległości przede mną, kompletnie ignorując zasady ruchu. Nie mogę dać mu uciec! Nie teraz, kiedy po tylu staraniach moja bomba nareszcie wybuchła. Spostrzegłem w oddali pasy startowe lotniska. Cholera! On poważnie chce uciec! Dodałem gazu. Nie miałem czasu dzwonić po wsparcie. Miałem nadzieje, że na policji namierzą mnie przez GPS. Samochód, który goniłem zatrzymał się z piskiem opon tuż przy niedużym helikopterze a Lee wraz z żoną wypadli z niego z szybkością światła. Ochroniarz Lee szybko dostrzegł mnie w oddali. Zaczął strzelać w moją stronę. Miał cholerne szczęście. Trafił prosto w moją oponę. Straciłem równowagę i z trzaskiem wylądowałem na ziemi. Puściłem motor i zdążyłem się przekręcić tak aby upadając, nie zostać przez niego przygniecionym. Przeturlałem się po ziemi, czując szorstki chodnik ocierający się o mój brzuch. Miałem jednak we krwi zbyt wiele adrenaliny, by myśleć o bólu. Momentalnie podniosłem się na nogi i wyciągnąłem broń przed siebie. Jednak było już za późno. Helikopter właśnie startował. Poczułem, że zimny pot oblewa mój kark a serce zamiera. Zacząłem bieg ile miałem siły w nogach i strzelać bez opamiętania w śmigłowiec. Ten był na moje przeklęte nieszczęście kuloodporny! Miałem wrażenie, że cała krew w moim ciele podeszła do góry mojego ciała i zaczyna kręcić mi się w głowie. Tymczasem Lee właśnie znikał na tle nocnego nieba. Poczułem niemoc i upadłem na kolana. Zacisnąłem dłonie w pięści.
- Kurwa! - krzyknąłem i walnąłem ręką o lotniskowy asfalt. Zacisnąłem zęby, ciężko dysząc. To nie możliwe do cholery. To się nie dzieje naprawdę. Nie wierze. Szybko sięgnąłem po telefon.
- Lee właśnie wsiadł do helikoptera! Musicie ostrzec granice miasta oraz państwa i wysyłać szybko patrol lotniczy!
- Wiem - powiedział gorączkowo Onew. - Właśnie cię namierzyliśmy. Yongguk i jego epika już się wszystkim zajmują. Uciekł sam?
- Nie - wydyszałem. - Uciekł z żoną....
Nagle zdałem sobie z czegoś sprawę. Moje oczy się rozszerzyły.
- Dzieci! - krzyknąłem.
- Właśnie - dopowiedział szybko Onew.
- Czy ludzie wysłani do jego domu już coś meldowali?
- Nie, zaraz do nich zadzwonię.
- To nie możliwie - zastanowiłem się, wlepiając wzrok w ziemie. - Zostawiłby je...? Przecież do tej pory tak odgrażał się, kiedy o nich wspominałem.
- Może wysłał po nich swoich ludzi i pojechali inna drogą? Poczekaj chwile - przerwał. Usłyszałem jak kładzie telefon i gdzieś biegnie.
Miałem mętlik w głowie. Czułem się przyparty do muru. Coś, w co nie chciałem wierzyć, mówiło mi, że ten drań może naprawdę nawiać. Jeśli dobrze się ukryje, możemy szukać go przez wiele lat. Zacisnąłem zęby, mając świadomość niemocy jaka teraz zaistniała w sprawie, o którą tak długo walczyłem. Musiałem myśleć. Jeśli rozdzielił się z rodziną będą musieli się w końcu spotkać. Trzeba najpierw znaleźć jego dzieci.
- Minho? - usłyszałem w słuchawce.
- Onew! - krzyknąłem. - Trzeba puścić pościg za jego dziećmi! Przecież muszą jakoś nawiązać kontakt!
- To jest już zbędne.
- Co? - wypaliłem, nic nie rozumiejąc.
- Jego dzieci są w tej chwili na naszym komisariacie. Przed sekundą przywieźli je nasi ludzie.
Poczułem jak kamień spada ma moje serce. Teraz już wszystko, co obmyśliłem wzięło w łeb ostatecznie.
- Słucham? - powiedziałem zdezorientowany. - Zostawił je!?
- Minho, juz wysłałam po ciebie jednego z policjantów. Porozmawiamy jak przyjedziesz.
Rozłączyłem się a moja dłoń automatycznie opadła w dół. Zacisnąłem dłoń na urządzeniu. To nie miało się tak skończyć... Przecież wszystko zaplanowałem. Ten incydent z dzisiaj nie miał mieć miejsca. Przekląłem po raz kolejny na głos. Co teraz? Powinienem zacząć od źródła, czy od jego pozostałej rodziny? Obie opcje mogą zarówno mi pomoc jak i przeszkodzić. Wiem na pewno, że nawet jeśli Lee wygra dziś te bitwę, nie pozwolę mu wygrać wojny. Zastanawiałem się teraz tylko nad jednym. Na ile wypracowana przeze mnie przez lata bezwzględność, będzie w stanie mi pomóc, kiedy stanę tej nocy, oko w oko z przeszłością.

7 komentarzy:

  1. emocjonująco, nie powiem, że nie :D ciekawy rozwój akcji, naprawdę, nie spodziewałam się czegoś takiego. mam nadzieję że Kibum przystanie na propozycję, bo wydaje się kusząca... i bardzo bardzo intrygująca, głównie z racji obecności Jungah :3 weny, weny! i żebyś dalej tak często dodawała odcinki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm zacznę od początku;d Ostatnie zdanie...zapowiada spotkanie Tae i Minho i ohh oczywiście musze czekać na kolejny part, żeby dowiedzieć się jak będą sie zachowywali, a w szczególności jak zachowa się Taemin bo mówiłaś, że nie będzie ciapowaty^^
    Wątek kryminalny jest odrobinę chaotyczny ale może to dlatego, ze ja nie lubię kryminałów xD Zastanawia mnie tylko dlaczego ci drudzy chcą dorwać ojca Tae, no bo Minho to wiadomo dlaczego. A jeszcze co do ojca to jest niezłym ch żeby tak dzieci zostawić;/ Ale to było do przewidzenia.
    Kibum...niemal czuję, jak przez rozmowę z siostrą Jonga wszystko mu się przypomniało i mimo tego, że się zapiera tego wszystkiego coś tam pewnie w nim siedzi z przeszłości. Ughhh ale na samą myśl o Jonghyunie robi mi się niedobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1) Nie oceniać ojca Taemina, cytat: "Jeśli w najbliższej przyszłości stanie się złego, musisz wiedzieć, że wszystko, co się po tym wydarzy będzie zrobione dla waszego dobra." :P
      2) Podpowiem tyle: Mały konflikt Pana Lee ze swoim źródłem, stąd te akcje.
      3) Chciałabym ci coś napisać o Jongu, ale nie mogę T_T

      Usuń
  3. Ayyy~ twoje opo jest jednym z tych, ktore czytam z zapartym tchem i wyczekuje niecierpliwie kolejnych rozdziałów! Zawsze mi mało ;(((
    Pobawie sie w przewidywanie ^^ Taemin jest wsciekly, ale stara sie byc silnym dla siostry ^^ zastanawiam się, jaka może byc jego reakcja na spotkanie z Minho... ze strony Tae? Masa, duzo bólu, tak sądzę... mam cicha nadzieje, ze w Minho cos pęknie i wroci do niego fala uczuć ^^ tyle, ze niestety moze byc juz za pozno... :( moze stal sie juz zbyt bezwzględny, by kochać... :(
    Ojciec Tae coś planuje, musi. Mam podejrzenie, że uciekał, bo zakosił coś temu...wspolpracownikowi(?) I planował to od dawna z żoną. Czekali tylko na powrot Tae, zeby nie zostawiac Sooyung samej. Taka jest moja teoria ^^
    Przepraszam za brak znaków interpunkcyjnych i niecierpliwie wyczekuję kolejnej części <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak czytałam rozdział to z przypływu akcji aż mi adrenalina skoczyła.^^ Jestem strasznie ciekawa co z tego wyniknie i z wielka niecierpliwością czekam na kolejny rozdział
    HWAITING! ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. dobra, od razu się tłumaczę, że komentarz dodaję tak późno, bo niestety sesja mnie nie rozpieszcza. masa egzaminów :(
    dlatego też, nowy rozdzialik był dla mnie wielka uciechą w tym sesyjnym ucisku. jak zawsze było ciekawie, ostra akcja się pojawiła.
    to tak. ogólnie to zachowanie ojca Taemina trochę mnie zaskoczyło. żeby tak zostawić swoje dzieci? ale rozumiem, że jest jakaś koncepcja, nie oceniam na razie.
    teraz to ciekawa jestem po prostu jak się zachowa Minho, gdy zobaczy Taemina. taką mam cichą nadzieję, że coś się w nim wreszcie złamie i choć trochę zapomni o swojej zemście. bo straszna zmiana w nim zaszła, od pogodnego chłopaka w gburowatego, bezwzględnego faceta. oczywiście, miał swoje powody ku temu.
    no, ale ja jestem zwolenniczką dobrych zakończeń ;)
    przepraszam, że dziś dość krótko, ale jutro czeka mnie jeden już z, na szczęście, ostatnich egzaminów. tak więc, jak zawsze pozdrawiam i weny życzę!

    [spam]
    zapraszam do czytania i komentowania ;}
    http://wiezirodzinne.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń