wtorek, 6 października 2015

Drodzy czytelnicy.

Tak dawno mnie tu nie było, że ścieram właśnie kurz z ostatniego posta. Prawda jest taka (i to nie ściema), że z jednej strony miałam dużo rzeczy na głowie, ale z drugiej nie miałam też po prostu weny. Dajcie mi znać i napiszcie: czy powinnam pisać tu dalej?

#waszaokropna
Anna


poniedziałek, 9 lutego 2015

Nie zauważyłeś jeszcze, że idąc za mną, podążasz do ciemności?

Drogi Nieznajomy

Mógłbym skrzywdzić cię na tyle różnych sposobów...

Uważaj!

Zaczynając od czegoś delikatnego, jak moje place wędrujące po linii twojego gardła. Twoje skóra jest zawsze taka mleczno-biała, tak przeźroczysta, tak łatwo jest zostawić na niej swoje ślady...

Pocałunki...

Pomijając coś pośredniego i przechodząc do czegoś mocnego. Co cię spali. Tak łatwo byłoby ci spłonąć. Zbyt wiele widziałeś. Na zbyt wiele nie mogłeś liczyć. To się nie wyklucza. Byłeś i jednocześnie nie było nikogo obok.

Tylko ja.

Miecz, który ma cię zetnąć. Ostrze, które ma przeszyć twoje serce. Ciemność, która ma cię pochłonąć i ciepło, które rozgrzane do granic możliwości, wypali w końcu granicę między pragnieniem i powinnością.

Uważaj. Pocałunek, to ja.

N.

***

Zostawił mnie w ciepłym łóżku, wychodząc z pokoju. Czułem frustrację. Nie dlatego, że mnie zostawił. Wiedziałem, że nie będzie zachowywał się jak którykolwiek z moich dotychczasowych klientów. Jednak rozbudził mnie na tyle, że chociaż nie chciałem tego przyznać, pragnąłem aby skończył to co zaczął.
- To było nie fair Minho - rzuciłem sam do siebie.
Odrzuciłem kołdrę i poszedłem do łazienki. Zimny prysznic ostudził moje ciało, ale nie myśli. Nie lubiłem Minho w ten sposób. Mimo to, był pierwszym naprawdę przystojnym chłopakiem, z którym miałem możliwość wejścia w intymną relację. Byłem gotowy przymknąć nawet oko na swoje dziwkarskie wyrzuty sumienia i poddać się w pełni emocjom. Świat by się nie skończył. Nie obchodziła mnie nawet jego opinia na mój temat. Mógł to skończyć.
- Faceci... - prychnąłem, opuszczając się wolno po kafelkach.

***

Tego dnia zjedliśmy razem z Jonghyunem obiad i wydawało mi się, że wreszcie zaczyna być między nami jak zwykle. Poczułem się lepiej, że mogę zrzucić z siebie ciężar panującego miedzy nami dystansu.
- Wiesz - zacząłem nieśmiało, kiedy wracaliśmy samochodem do jego domu - za 15 dni kończę 18 lat.
- Pamiętam - powiedział obdarzając mnie łagodnym spojrzeniem. - Jak chciałbyś spędzić ten dzień?
Skuliłem ramiona do środka, układając wargi w niepewnym uśmiechu. Mógłbym zwyczajnie siedzieć przy nim i milczeć, a to już byłoby tak wiele.
- Cokolwiek, wszystko będzie fajne.
Zauważyłem kątem oka, że na mnie zerka. Jego ciemne, nieco zwężone spojrzenie, było nieodgadnione. Przeniósł wzrok z powrotem na jezdnię, wyraźnie nad czymś myśląc.
 - Powinieneś mieć więcej znajomych - rzucił niespodziewanie.
Zaskoczył mnie. Miły, niezobowiązujący wieczór, chyba się skończył. Zacisnąłem lekko usta z bezsilności jaka mnie ogarnęła.
- Wiesz dlaczego ich nie mam.
- Tym bardziej powinieneś.
Był nieustępliwy. Wyczułem nawet w jego głosie jakiś nacisk.
- Nie dbam o to. Poza tym z nikim nie dogaduje się tak... - jak z tobą pomyślałam.
Szybko pożałowałem swojej lekkomyślności. Wyraz jego twarzy się zmienił. Wrzucił kierunkowskaz i zjechał na pobocze mostu. Zgasił silnik, po czym wyszedł z samochodu. Czymś go zdenerwowałem? Spojrzałem ostrożnie za szybę na ciemną sylwetkę na tle rzeki. W końcu poszedłem za jego przykładem i opuściłem auto.
Most toną w wiosennej, wieczornej, mgle. Za nami szumiał ruch ulicy, nieco cichnący w powietrzu, kiedy stało się tuż przy samych barierkach.
- Nie jestem dobrą osobą, Kibum.
Zrobiło mi się chłodno, kiedy to powiedział. Nie rozumiałem dlaczego myślał o sobie w ten sposób. Przecież nigdy nie widziałem żeby zrobił cokolwiek złego.
- To nie prawda - zaprzeczyłem jego słowom. - Wiem, kim jesteś.
- Widzisz to, co chcesz widzieć.
Pokręciłem głową.
- Jesteś tajemniczy, ale nie jesteś złą osobą.
Kącik jego ust lekko drgnął, co było niecodzienną sytuacją, bo Jonghyun prawie nigdy się nie uśmiechał. Jednak był to gorzki wyraz twarzy, nie było w nim nic z radości. Przeniósł na mnie spojrzenie, nie odwracając twarzy od widoku rozciągającej się przed nim tafli wody.
- Gdybyś mógł widzieć przez mgłę, nie stałbyś tu ze mną tak spokojnie.
Zrobiło się zimno. Spuściłem wzrok.
- Chcesz mnie przestraszyć? - szepnąłem.
Wypuściłem z ust powietrze, ogrzewając podmuch wiatru, który opłyną moją twarz. Minęła dłuższa chwila za nim zobaczyłem drugą parę butów na przeciw moich. Poczułem chłodne dłonie na moim policzku. Uniósł mój podbródek, przesuwając palcami po jego linii aż po szyje, a kiedy nimi wracał oparł kciuk na mojej żuchwie. Zmusił mnie do spojrzenia w jego oczy.
- Nie ważne jak bardzo możesz na kimś polegać, nigdy nie powierzaj mu się do końca - powiedział poważnie, oschle, obiektywnie. - Szczególnie mi, Kibum. Nigdy nie pozwól mi być bliżej niż kilka kroków za tobą.
- Nie rozumiem - wyjęczałem.
Mieszał mi w głowie. Czułem nawet w ustach smak niepokoju.
- Nie musisz się w to zagłębiać, po prostu mi to obiecaj.
- Co to za dziwna odległość? - spytałem nieśmiało.
- To będzie odpowiednia odległość, abyś był na wyciągnięcie ręki, kiedy będziesz w potrzebie. Ale wystarczająca, aby nigdy nie móc dosięgnąć cię całego.
Moje serce przeszył lód. Opuściłem głowę. Dlaczego to mówisz Jonghyun? To bolesne, bo ja właśnie chciałem być jak najbliżej ciebie. Tymczasem pomimo tego, że jesteś teraz tak blisko, jak nigdy i dzieli nas tylko jedna ściana, mam wrażenie, że im bliżej cię mam, tym więcej kroków musze przejść, aby pewnego dnia stanąć tuż na przeciw ciebie.
Schował dłonie do kieszeni i odwrócił się, aby odejść w stronę samochodu, a mnie aż ścisnęło w piersi. Pchnięty tym uczuciem, jak niepoczytalny idący przez otaczającą nas mgłę, złapałem go za tył płaszcza, aby sekundę później oprzeć swoje czoło o jego plecy. Zamknąłem palce na materiale okrycia, zastanawiając się jak długo zajmie Jonghyunowi rozprostowanie ich z tego uścisku. Wieczorny chłód ocierał się o moje policzki, przepływając w szparze między mną, a nim.
- Proszę - szepnąłem - nie każ mi się trzymać od ciebie z daleka.
Milczał. Wiedziałem, że nie ma pojęcia jak odpowiedzieć na moje słowa. Chciałem za dużo, zbyt wiele. Poczułem jego dłoń na mojej. Na moment zatrzymała się, ale to trwało jedynie sekundę. Odsunął moją rękę i obrócił się wolno w moją stronę. Nie byłem w stanie spojrzeć mu w oczy, ale zmusił mnie do tego. W jego spojrzeniu widziałam dziwną ciemność i pierwszy raz, od kiedy go spotkałem, spoglądał na mnie nieprzyjaźnie.
- Dałbym ci wszystko, o co byś poprosił. Otworzyłbym przed tobą drzwi do najtrudniej dostępnych miejsc, gdybyś tylko tego chciał. Zmusiłbym tę ulicę za nami żeby milczała, gdyby jej odgłosy burzył twój spokój. Jednak jeśli pokazałbym ci to, co tłoczy się w moim umyśle, musiałbym odsunąć się od ciebie na tysiąc kroków dalej niż te kilka, które mogę mieć teraz od ciebie.
Skuliłem się opuszczając ponownie wzrok. Zagryzłem na chwile wargę, czując jak przewierca mnie swoim spojrzeniem. Chciał żebym odpowiedział, że rozumiem. Mimo to słowa tak bardzo nie chciały płynąć z moich ust.
- Więc uwierz mi i pozwól trzymać się tak daleko i tak blisko ciebie, jak długo to będzie właściwe.
- Rozumiem - wyszeptałem.
Wypowiedzenie tego było dla mnie jak nóż wbity w serce. Nie rozumiałem.

***
- Elizabet?
Wychodziłam właśnie z windy, kiedy usłyszałam jak ktoś wymawia moje imię. Odwróciłam się i spostrzegłam Song Ji Eun, koleżankę z liceum. Była ubrana w czerwoną sukienkę, a jej usta były podkreślone dodatkowo tym samym kolorem szminki. Postarałam się zapanować nad wspomnieniami z liceum, które przywołała mi jej twarz i uśmiechnęłam najzupełniej normalnie jak umiałam.
- Cześć - rzuciłam.
- Kto by pomyślał - oparła ręce na biodrach. - No tak. Przecież to hotel twojego ojca.
W jej głosie wyczułam pogardę, ale nie dałam się sprowokować.
- Nie żyje.
- A tak, coś słyszałam - wzruszyła ramionami. - Ale w sumie i tak byłaś bardziej związana z matką.
Zacisnęłam lekko usta, wypuszczając jednak szybko napięcie.
- Przepraszam, ale wzywają mnie obowiązki. Życzę miłego pobytu w naszym hotelu.
Chciałam już odejść, ale mnie zatrzymała.
- Będzie miły, mamy z mężem rocznicę. Z Yong Jun - dodała specjalnie, chociaż dobrze wiedziałam.
- Gratulacje.
Odwróciłam się, ale odchodząc usłyszałam jeszcze za plecami:
- Dziwaczka jak zwykle.

***

- Jesteś spięty.
Ocknąłem się na dźwięk słów Onew.
- Minho?
Potrząsnąłem głową.
- Tak... co miałem zrobić?
Chłopak uśmiechnął się w swoim stylu i pewnie gdyby była tu Elizabet, nieźle by się teraz zdenerwowała.
- Onew - wyrzuciłem, próbując sensownie utworzyć swoje pytanie - czy zrobiłeś kiedyś coś, czego byś się nigdy po sobie nie spodziewał?
- Nie - pokręcił głową - ale zrobiłem kiedyś coś czego nie powinienem, ale myślę, że to dosyć podobne wewnętrzne uczucie.
- Sam nie wiem, co się ostatnio ze mną dzieje. Chyba zbyt wiele rzeczy spadło mi na głowę.
- Masz prawo być zdezorientowany. Każdy by był na twoim miejscu.
- Inwestorzy oczekują, że przyniosę hotelowi powiew świeżości, ale sam nie wiem, czy jestem w stanie zapanować nad tym chaosem.
- Przecież nie jesteś sam - przypomniał.
Westchnąłem.
- To chyba nawet gorzej. Gdybym był sam, nie wahałbym się, że mogę stracić wszystko, podążając niewłaściwą drogą. Tymczasem, każdy mój wybór, może okazać się tylko samolubną ucieczką od właściwego postępowania.
- Czasem warto na chwile zagubić się w swoich osobistych ciemnościach, aby znaleźć ten właściwy wybór.
Uśmiechnąłem się odpychając od lady. Rzuciłem oko na salę, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Po czym wyszedłem z restauracji.

***

Przesiedziałem cały dzień w pokoju. Najwyraźniej Minho nie miał dla mnie dzisiaj żadnego zadania do wykonania w hotelu. Być może było to spowodowane moim wczorajszym, idiotycznym zachowaniem. Albo naszym dzisiejszym porannym pocałunkiem. Czy wspomniałem już jakie to wszystko pokręcone?
Dlaczego to tak się popieprzyło? To miała być zwykła umowa. Ojciec Minho był odpowiedzialnym, starszym panem, który nigdy nie wrobiłby mnie w taką huśtawkę nastrojów i sytuacji. Trzymałby się zwyczajnie planu. Nienormalnego, ale planu.
A teraz siedziałem na wielkiej kanapie w salonie hotelowego apartamentu. Wściekły do granic możliwości. Zdeterminowany, by przywrócić ład w tym chaosie. Miałem już wystarczająco ciężkie życie, żeby jeszcze on przyprawiał mnie o  problemy.
Kiedy usłyszałem jak wchodzi, oplotłem ręce wokół podciągniętych nóg, chowając brodę.
- Rozumiem, że unikasz mnie teraz, ponieważ wstydzisz się tego, że dałeś się ponieść podnieceniu seksualnemu wobec chłopaka - rzuciłem oschle.
Usłyszałem jak idzie w moją stronę.
- To nie tak.
- A jak?
- Jesteś... byłeś - poprawił się - z moim ojcem. To dziwne, pokręcone.
Oparł się o przeciwległą ścianę.
- Jesteście bardzo podobni - rzuciłem nagle, a jego oczy zrobiły się większe i zrozumiałem, że raczej nie chciał tego usłyszeć z moich ust. - Zgaduje, że nie chcesz tego słuchać.
- To popieprzone, wybacz. Nie chodzi o to, że mam coś do ciebie. Po prostu, nie ważne, kto by to był, czułbym się źle przez samą sytuacje.
- Nie wybiera się dziwki dla swojego ojca.
- Dlaczego nagle się tak nazywasz, skoro powiedziałem, że to nie ma znaczenia?
Poczułem ukucie w sercu, kiedy to powiedział. Minho naprawdę był jakiś nienormalny. Kto na jego miejscu mówiłby takie rzeczy? Powinien mnie nienawidzić, czy coś, chociaż okazać jakieś negatywne emocje. Tymczasem on traktował mnie jak kogoś, kto wcale nie jest zły i nie przyszedł wyciągnąć z niego pieniędzy żerując na rodzinie, która dopiero co straciła ojca. Nawet nie zapytał mnie, po co mi te pieniądze.
- A ja nie czuje się komfortowo, kiedy rozmawiasz ze mną, jak ze swoim przyjacielem. Przeleć mnie, albo zwyzywaj. Ale nie rozmawiaj ze mną tak, jakbym ci współczuł.
- Myślisz, że to coś zmieni, kiedy zacznę się na tobie wyładowywać?
- Wczoraj, kiedy mnie pocałowałeś raczej nie miałeś żadnych oporów.
Odwrócił twarz.
- Nie potrafiłbym zwyczajnie uprawiać z tobą seks, tak jakby to nic nie znaczyło.
- Przecież nie każe ci mnie kochać.
- Dlaczego starasz się ciągle mnie prowokować?
Zacisnąłem dłonie. Nie powinienem bronić się swoimi uczuciami, bo one nie miały w tym układzie niczego znaczyć. Jednak przez jego bezpośredniość, nie potrafiłem inaczej.
- Myślisz, że jesteś jedynym, który nie potrafi odnaleźć się w tej sytuacji? - syknąłem. - Nie wierze, że używasz penisa do gadania. W końcu każdy facet, nawet najbardziej oporny, ulega swoim potrzebom.
- Daje się ponieść emocjom, ale nie robie tego, bo chce sobie ulżyć na pierwszym lepszym...
- Och, zamknij się.
Podniosłem się raptownie z kanapy i szybko przemierzyłem odległość miedzy nami. Pociągnąłem go za brzeg marynarki i rozchyliłem jego usta językiem. Widziałem przez chwile jego oczy, ale szybko przymknąłem swoje, żeby w mojej głowie nie odbijało się jego ostatnie wypowiedziane do mnie zdanie. Szybkim gestem rozpiąłem pasek w jego spodniach i pociągnąłem za zamek w rozporku. Poczułem jego dłonie na swoich, ale odtrąciłem je i pogłębiłem pocałunek. Kilka guzików potoczyło się po podłodze, kiedy rozpinałem jego koszulę. Oderwałem się od jego ust i zjechałem nimi wzdłuż żuchwy na szyje, delikatnie przygryzając skórę. Jego penis naparł na mój brzuch, a ja przejechałem językiem po klatce piersiowej.
- Taemin - powiedział tym swoim delikatnym głosem, co doprowadzało mnie do szału.
- Przeleć mnie do cholery - wydyszałem w jego szyje. - Nie myśl, tylko to zrób.
- Musisz mnie złamać żeby coś sobie udowodnić?
Zamarłem, kiedy to powiedział. W pokoju panowała cisza, przerwana moim przyspieszonym oddechem. Zacisnąłem dłonie na materiale jego koszuli. Pieprzył. Nie musze nic sobie udowadniać. Oderwałem się od niego i zrobiłem kilka kroków do tyłu.
- Wyjaśnijmy coś sobie - powiedziałem, ściągając przez głowę koszulkę. Pozostałem w podkoszulku na ramiączkach. - Nie będę biegał za tobą żebyśmy uprawiali seks, tak jak jest napisane w tej umówię - wbiłem w niego swoje pewnie siebie spojrzenie. - Nie dlatego, że chcę zerwać ten kontrakt, albo że mi na nim nie zależy - wyglądał na zaskoczonego, ale nie przerwałem - ale dlatego, że ty już mnie pragniesz, Minho.
Otworzył usta, ale ja tylko zerknąłem na niego ostatni raz przez ramię i ruszyłem przed siebie. Starałem się nie pokazać po sobie zdenerwowania i nie zaciskać dłoni. Chciałem zostawić go po prostu tak sfrustrowanego, jak czułem się ja.
Niespodziewanie poczułem szarpnięcie do tyłu. Moje oczy rozszerzyły się, kiedy leciałem do tyłu. Minho zacisnął swoją dłoń na moim nadgarstku, a drugą przycisnął mnie do siebie, przywierając do mnie od tyłu. Moje serce zaczęło walić nagle jak szalone. Czy ja się teraz bałem?
- Cholera, Taemin - owiał mój kark swoim oddechem. Zadrżałem. - Nie obchodzi mnie kim jesteś. Wystarczy, że będziesz - odchylił moją głowę do tyłu, tak że spoczęła na jego ramieniu, a jego place znalazły się pod moją koszulką. Straciłem kontrolę nad sytuację. Poczułem przeszywającą, obezwładniającą, dezorientację. - Masz rację, jesteś niemożliwie pociągający - przesunął dłonią wzdłuż mojej klatki piersiowej, przyprawiając mnie o kolejny dreszcz. - Chce tylko, żebyś wiedział, że to co teraz zrobię, nie ma nic wspólnego z twoim ciałem. Ani z tym jak się ruszasz. Jak pachniesz - puścił mój nadgarstek i wjechał opuszkami, aż do mojej blizny. - Chce ciebie, bo jesteś najbardziej delikatną i skrzywdzoną osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem.
W tej chwili kompletnie straciłem poczucie stabilności. Miałam wrażenie, że mój błędnik właśnie został wyłączony, a ja nie potrafię już ustać na nogach. Co on właśnie powiedział? Dlaczego? Skąd nagle te słowa? Miał mnie tylko przelecieć, a nie wypalać z czymś tak bezsensownym!
Przerwał moje myśli, obracając mnie w swoją stronę, przyprawiając mnie o kolejny zawrót głowy. Kiedy nasze oczy się spotkały wpadłem w panikę. Nie byłem przygotowany na coś takiego, więc moja reakcja była całkowicie spontaniczna.
- Pierwszy raz wyglądasz tak naturalnie - uśmiechnął się, a ja prawie się przewróciłem z zażenowania. - Więc jednak można wyprowadzić cię z równowagi. Jakie to uczucie, kiedy to ty jesteś testowany?
Nie zdążyłem popaść w jeszcze większe zaskoczenie, bo jego usta już otwierały moje. Po moim kręgosłupie przebiegł zimny prąd. Pozbieraj się Taemin!
Naparł na mnie, podtrzymując moje rozmiękczone ciało i skierował nas do swojego pokoju. Kiedy moje plecy zetknęły się z materiałem jego drogiej, aksamitnej pościeli, a on spoglądał na mnie z góry, rozwiązując krawat, włączyły się nagle wszystkie moje kompleksy. Dlaczego teraz zacząłem myśleć o moich bliznach? Nigdy wcześniej nie myślałem o nich w łóżku.
Rozpiął do końca koszule, którą prawie rozerwałem chwile wcześniej i moim oczom ukazało się jego wyrzeźbione, ciemniejsze niż moje, ciało. Oprał się ręką po mojej prawej stronie, a ja przywróciłem na twarz swoją zaciętość.
- Potrafisz być taki wkurzający.
Uśmiechnął się. Chciałem wyciągnąć do niego dłoń, ale przygwoździł mi ją do łóżka.
- Nie - powiedział. - To ja będę cię dotykał.
Pochylił się i delikatnie pocałował moje ramie. Przysięgam, czułem ten pocałunek chyba w samych koniuszkach moich placów. Nie rozumiałem, dlaczego jestem taki wrażliwy. Przerwa w seksie musiała sprawić, że moje ciało reagowało na nawet najmniejszy dotyk. Ugryzłem się w język, aby nic nie powiedzieć, chociaż jego wzrok błądzący po mojej skórze, przyprawiał mnie o niepewność i zdenerwowanie.
Do swoich pocałunków dołączył język, sunąc nim wzdłuż mojej klatki piersiowej, gdzieniegdzie zatrzymując się na dłużej. Palce, które zaciskały się na moim nadgarstku, splotły się teraz z moją dłonią, delikatnie ją pieszcząc. Cholera, nigdy nie uprawiałem takiego seksu. Nie miałem pojęcia, jak mam zareagować. Oszołomienie przykrywało mi przez chwile nawet uczucie podniecenia, ponieważ byłem skupiony wyłącznie na rozszyfrowywaniu tego, co on teraz robi. Dotarło do mnie dopiero, kiedy jego pocałunki znalazły się na linii moich bokserek.
Z moich ust wydarł się niekontrolowany dźwięk, jak wtedy, kiedy ktoś wyrywa cię z zamyślenia, przystawiając do twojego karku zimny napój. Wolną ręką zasłoniłem usta, odwracając twarz na bok. Minho przesunął nosem po mojej szyi i czułem, że się uśmiecha.
- Podobało ci się to? - spytał, a kiedy uparcie milczałem, dotknął dłonią mojego penisa przez materiał bokserek. Chyba się zarumieniłem, ale zasłonięty ręką nie dałem mu możliwości zauważenia tego. Masował moje kroczę przez dłuższą chwilę i ocierał się delikatnie swoim penisem o mojego. Odgarnął moją rękę i nasze usta ponownie się spotkały. Przesuwał językiem wzdłuż mojego, równocześnie napierając na mnie swoim ciałem.
Myślałem, że nie będę wstanie dostatecznie się podniecić po czymś takim, mimo to myliłem się. Było to jednak bolesne uczucie, któremu towarzyszył ucisk w klatce piersiowej - zaskoczenie, zażenowanie i strach.
- Nie wiem, czy zrobię to właściwie - szepnął tuż przy moich ustach, kiedy obracał mnie na brzuch - powiedz mi jeśli to będzie boleć.
Pozbył się naszej bielizny i pocałował mnie w ramię, zaciągając się zapachem mojego ciała. Następnie przejechał dłonią po moich pośladkach i włożył w moje wnętrze swoje palce. Rozciągał mnie długo i intensywnie, naprawdę intensywnie, bo po pewnym czasie rozpłynąłem się pod tym dotykiem, samemu nabijając na jego dłoń. Byłem pobudzony chyba nawet w najmniejszym skrawku moje ciało, a kiedy jego wolna ręka zaczęła pieścić moje sutki, ukryłem buzię w poduszce, aby nie zacząć jęczeć. Miałem wrażenie, że robimy to już od paru godzin, a nie minut.
Minho wyjął ze mnie swoje place i słyszałem, jak nakłada prezerwatywę. Powoli nachylił się nade mną, unosząc moje biodra. Wszedł we mnie tylko do połowy, sprawdzając moją reakcję.
- W porządku? - spytał tuż przy moim uchu. Kolejny raz poczułem irytację. Cholerny Minho. Jasne, że nie czuje bólu skoro tak długo i cierpliwie przygotowywałeś mnie do tego.
Pokręciłem głową, a on zaczął poruszać się we mnie co raz szybciej. Byłem już tak rozpalony, że pragnąłem jak diabli, żeby wreszcie uwolnił mnie od tego odurzającego uczucia. Moje spełnienia nadeszło w momencie, kiedy do swoich pchnięć dodał palce, spacerujące wzdłuż mojego penisa. Ręce się pode mną załamały, ale przynajmniej mogłem wreszcie zacząć myśleć racjonalnie. Minho doszedł chwilę po mnie.
Wysunął się ze mnie ostrożnie - dżentelmen do końca - i opadł obok mnie. Włosy zasłaniały mi lekko twarz, a oddech powoli się uspokajał. Mimo, że nadal czułem się zdezorientowany tą sytuacją między nami, a właściwie sposobem w jaki się ona potoczyła, miałem doświadczenie w opanowywaniu emocji.
- Jeśli po tym znowu zamierzasz mnie unikać, to czeka mnie wyczerpująca, kolejna część miesiąca.
Podniósł się i kątem oka zauważyłem, że się uśmiecha.
- Nie zamierzam - powiedział i spojrzał na mnie zza zmierzwionych włosów. - Dziękuję.
Zaskoczył mnie tym podziękowaniem ostatni raz tego dnia, po czym zniknął za drzwiami łazienki, a ja zakopałem się w pościeli, czując że od tej pory będzie coraz trudniej.


***

W nocy była burza. Bardzo mocna burza. Kiedy byłem mały bardzo się jej bałem. Ciężkie, marmurowe ściany sierocińca, oblewały się wtedy strasznymi wzorami rozbłyskującymi nad moja głową.
Z biegiem czasu burza stała się w pewnym stopniu czymś w rodzaju elementu stabilności. Rosłem, a burza zawsze wracała tak samo, każdego roku. Wiedziałem, że nie zniknie i to było jakieś potwierdzenie, że istnieją rzeczy stałe, że nie zawsze wszystko przemija i odchodzi w zapomnienie. A mimo wszystko czaił się w niej strach. Jonghyun był dla mnie trochę jak ta burza. Wiedziałem, że zawsze wróci, jednak towarzyszyła mu od zawsze ciemna, tajemnicza aura. Chociaż nie był taki od zawsze...

10 lat wcześniej.

Wczorajszy dzień obfitował w opady śniegu, ale przyniósł ze sobą słoneczny wschód słońca. Lubię, kiedy jest ciepło. Ciemne mury sierocińca sprawiały, że nawet w gorące dni w środku panowało zimno. Dlatego przyjemnie było wyjść na podwórko, kiedy jasne promyki przenikały moje policzki.
Poczułem, że ktoś mi się przygląda. Od razu uśmiechnąłem się szerzej i pomachałem chłopakowi przy bramie. Zareagował na moje powitanie z dystansem i wglądał, jakby czegoś się obawiał. Zignorowałem jego wahanie i podbiegłem pod bramę.
- Cześć - rzuciłem przyjaźnie.                              
Milczał i miałem wrażenie, że nie wie, jak powinien się ze mną przywitać.
- Nie jesteś potłuczony po wczorajszym? - spytałem, poprawiając opadającą mi na oczy czapkę.
Kiedy przypomniałem mu wieczorny wypadek, wyraźnie się obudził.
- Ja... - wybełkotał. - Chciałem ci podziękować za to, że mnie uratowałeś...
Uśmiechnąłem się, okrążając go dookoła. Spojrzał na mnie zdezorientowany i prawie obrócił się razem ze mną.
- Nie dziękuj - powiedziałem i zmieniłem temat zainteresowany jego kurtkę. - Masz taką puchatą kurtkę! To musi być niesamowite opatulić się takim puchem!
Chłopak najpierw otworzył szerzej oczy, a potem nagle posmutniał.
- Dlaczego ty się wcale nie uśmiechasz? - spytałem, zaskoczony jego ciągle posępną miną. - Nie potrafisz?
Okrążyłem go i stanąłem za jego plecami, kładąc dłonie na jego rękach. Spojrzałem do góry, patrząc na jego twarz z boku. Nie wiedziałem ile ma lat, ale był wyraźnie starszy niż ja. Zacisnął usta, ale nie odsunął się ode mnie.
- Wiem, co cię rozweseli - rzuciłem, celowo na chwile milknąć, aby dawkować napięcie. - Anioły na śniegu!
Puściłem go i pobiegłem przed siebie, rzucając się na białą pokrywę na dziedzińcu. Zacząłem energicznie ruszać nogami i rękami, śmiejąc się, kiedy płatki śnieg spadały na mój nos.
- Widzisz? - krzyknąłem szukając go wzroku.
To było niespodziewane. Uśmiechał się. Ale nie to było najbardziej zaskakujące. Zaskoczyło mnie ciepło, które od niego biło. Znałem ciepło. Tęskniłem za ciepłem, takim jak dzisiejsze słońce. Ale to było inne.

To ciepło, rozgrzewało moje serce od środka...

- Kibum - podskoczyłem na łóżku, kiedy usłyszałem głos Jonghyuna.
- Przestraszyłem cię?
Błysk za oknem rozświetlił jego twarz. Pokręciłem głową, spuszczając wzrok.
- Wcale się nie boję. Nie musisz się przejmować - powiedziałem, rozpracowując powód jego wizyty.
- Nie musisz kłamać Kibum.
Zagryzłem wargę.
- Dobra, boje się.
- Połóż się, zostanę z tobą.
Zrobiłem, to o co prosił, a on nakrył mnie kocem i niespodziewanie położył się obok mnie. Wstrzymałem oddech, zakrywając ust wierzchem dłoni.
- A co z odległością? - przypomniałem mu, chociaż wcale tego nie chciałem.
- Spokojnie - szepnął w moje włosy, a jego oddech rozgrzał moją skórę. - To ten moment, kiedy to właściwe, by być bliżej ciebie o te kilka kroków.
To niezbadane, jak chłód potrafi ogrzewać. Jak ręce, które cię odpychają, potrafią cię objąć czulej i delikatniej niż można by przypuszczać. Jak bardzo pragnę, żeby obejmowały mnie tak zawsze. Jak momenty, wydarzenia, noce, sprawią, że odległości i granice maleją, zacierając rozsądek w naszym umyśle. Szkoda tylko, że z każdego snu trzeba się w końcu zbudzić. A nad ranem, nawet najbardziej otwarte ramiona, zamykają się, ale już nie na twoim ciele. Zamykają się na twoje ciało.

---------------------------------------------
Musicie mi wybaczyć moje nieregularne dodawanie rozdziałów. Trudno mi ostatnio znaleźć na to czas. Wolicie żebym zawiesiła na jakich czas bloga, a potem dodawała notki regularnie, czy dodawać tak jak teraz, co jakiś czas?

Dziękuję za takie wspaniałe komentarze pod wcześniejszym postem. Dla takich miłych słów warto pisać. Jeśli macie ochotę za dłuższa konwersację, lub chcecie o coś zapytać, zapraszam tutaj: <link>

Podobają mi się wasze dedukcje dotyczące N. - chociaż podejrzewam, że to na tyle skomplikowane, że i tak nie zgadniecie (nie to, że was nie doceniam ;)). Nie mogę wam nic podpowiedzieć, bo to wszystko by zepsuło, a chce żeby na koniec wypłynęło z tych listów ładne przesłanie.

Z racji, że zbliżają się walentynki, życzę wam dużo miłości (ale nie takiej trudnej i skomplikowanej, jakiej doświadczają moi bohaterowie :P).

- Anna