czwartek, 3 lipca 2014

Czasem smak niewypowiedzianych słów, może być bardziej pociągający, niż dotyk jego ust.



List 4.

Witaj piękny nieznajomy,

Boje się. Chyba kot zeskoczył z dachu na parapet, a za oknem wzeszło słońce - ale to nic nie zmienia. Boje się, bo widzisz, chyba kocham cię za bardzo. Dobrze wiem, że nie powinienem kochać cię wcale, ale to już inna bajka...
Wiesz, jak łomocze moje serce, kiedy mnie dotykasz? Fakt, nie wiesz. Chociaż może  wiesz, ale raczej nie w taki sposób, jak ja. Zdaje sobie sprawę, że wyobrażam sobie za dużo. Spotkałem cię, pięknego, niedoścignionego, zbyt dobrego i nazbyt pociągającego. Nie znam zapachu, który byłby bardziej zniewalający niż twój. Pewnie, gdybyś był złym człowiekiem i chciał mnie wykorzystać, nie musiałbyś się nawet specjalnie starać.
Chciałbym być tylko twoim przyjacielem, nawet jeśli to słowo już wydaje się dla mnie wielkim wyróżnieniem. Tymczasem nie oddycham, kiedy spoglądasz mi w oczy; rozpływam się jak rzeka po odległych ulicach, czując bicie twojego serca; trzęsą mi się ręce, gdy robię ci kawę i nie potrafię zapominać, a tym bardziej tylko przy tobie bywać... 

Pewnego dnia może nauczę się
komfortu z nieznajomym
i nie będę czuć zimowego mrozu
patrząc na samotne noce*

N.

***

Zbudziłem się dziś w powietrzu przesiąkniętym ciepłym pieczywem i sokiem pomarańczowym To był czwarty dzień, a ja nadal nie zamawiałem do pokoju jedzenia. Mimo to, najwyraźniej Minho robił to codziennie za mnie.
Otworzyłem oczy, spoglądając na posiłek, i choć większość osób nazwałaby go smacznym, mi nie przychodziło do głowy nic więcej jak podstępnym. Każdego ranka coraz bardziej irytowało mnie niczym nieuzasadnione zachowanie Minho. Nie chciał seksu - nie mi decydować o jego preferencjach. Nie próbował mnie wykorzystać za umowę zawartą z jego ojcem, chociaż jego siostra szczerze mnie nienawidziła. Poza tym ten jego dziwny sposób patrzenia, kiedy spoglądał na mnie w momentach, gdy przeginałem na całej linii...
Wstałem z łóżka i ominąłem śniadanie, upuszczając na ziemie kawałek pościeli. Ubrałem się w swoje codzienne ciuchy i postanowiłem wykorzystać fakt, że mogę wyjść z pokoju. Nie planowałem się rozerwać. Raczej zabić czas, jak to się mówi. Nie interesowało mnie nic poza dostaniem pierwszej zaliczki pieniędzy, do której brakowało mi jeszcze 11 dni. Szybko pojąłem jednak, że nie przejdę niezauważony korytarzami hotelu. Młoda pokojówka, pchająca wózek z jedzeniem, poczęstowała mnie zaskoczonym spojrzeniem, ale najwyraźniej doszło do niej, że muszę być tym chłopakiem z pokoju Minho. Gorzej było z klientami. Przyzwyczaiłem się do zdegustowanych min ludzi, jakie niekiedy miałem okazje oglądać na ulicach Seulu. Tymczasem miejsce w jakim się obecnie znajdowałem, odbiegało w znacznym stopniu od tego, w jakim powinno się widywać osoby, takie jak ja.
Usiadłem przy barze w restauracji na dole. Wystrój obfitował w elegancki przepych, ale wzory i meble były raczej klasycznie stonowane. Napotkałem nieprzyjemne spojrzenie starszej kobiety w długiej, czarnej sukience, która szeptała coś do towarzyszącego jej mężczyzny w granatowym garniturze. Nie musiałem zgadywać, czym takim dzieli się ze swoim rozmówcą.
Normalnie zamówiłbym drinka, który akurat idealnie pozwoliłby mi na chwile rozluźnić się i zapomnieć o swoim nieciekawym położeniu. Jednak nie chciałem dolewać oliwy do ognia i poprosiłem o sok. Barman wydawał się zaskakująco nie pasować do wystroju, który go otaczał. Spokojne kolory ścian i ciemny, drewniany materiał lady oraz stołów wyraźnie gryzł się ze zbuntowaną iskierką w jego oczach.
- Dlaczego na mnie nie patrzysz? - spytałem.
Spojrzał w moim kierunku z pytającym wzrokiem.
- Wszyscy na mnie patrzą - dopowiedziałem.
- Nie uważasz, że to dlatego, że wglądasz inaczej niż oni?
- Ty też wyglądasz specyficznie - zarzuciłem mu zwężając wzrok.
- Ale ja mam białą koszulę i czarną kamizelkę.
Zlustrowałem go, a następnie spojrzałem na siebie. Miałem co prawda rozciągniętą bluzę i dziurawe spodnie, ale na ulicy uchodziło to raczej najczęściej w tłumie. Najwyraźniej w hotelu taki strój nie był już czymś przystającym do reszty.
- Nie jesteś jak oni, ale tak się ubierasz. Nie czujesz się tym ubezwłasnowolniony?
- Diabeł tkwi w szczegółach.
Spojrzał na podwinięte rękawy, po czym prawy kącik jego ust uniósł się ku górze. Podał mi mój sok i podszedł do innego klienta.
- Musisz się przebrać - zakomunikował Minho, zjawiając się nagle przy mnie.
Zerknął na przyglądających nam się ze stolików gości.
- Zmuś mnie - rzuciłem, biorąc łyk napoju.
Kątem oka zauważyłem, że przewraca oczami i wypuszcza powietrze. Nie mam pojęcia dlaczego to robiłem. Powinienem być wdzięczny, że przyjął mnie tak zaskakująco tolerancyjnie, a mimo to nie potrafiłem tego zaakceptować.
- Posłuchaj, nie mam w zwyczaju znęcać się nad dziećmi, ale prowokujesz mnie do podjęcia radykalnych środków.
- Chciałbym to zobaczyć.
- Sprawdzasz na ile możesz sobie przy mnie pozwolić? - spytał dość ostro. - Nie wiem na jakie zabawy pozwalali ci twoi wcześniejsi klienci, ale ze mną tak nie będzie.
Zacisnąłem palce na szklance, słysząc jego słowa. Dostałem to czego chciałem. Limit traktowania mnie przeciętnie zachwiał się dość mocno.
- Masz racje, nie wiesz - rzuciłem zimno, schodząc z krzesła.
Minąłem go i wyszedłem z restauracji. Po chwili grzecznie znalazłem się w pokoju Minho, nierównomiernie do tego niezadowolony. Usiadłem na kanapie krzyżując ręce.
- Posłuchaj, nie chce cię przebierać - powiedział właściciel hotelu. - Proszę cię tylko żebyś założył czyste ubrania.
Strój, który mi wybrał, nie odbiegał tak bardzo od mojego. Był jedynie czystszy i nowszy. Nie mogłem mu nie zarzucić, że nie szedł mi na rękę. Kolejny raz. Ściągnąłem bluzę, odrzucając ją na bok i złapałem to co dla mnie przygotował.
- Zaczekaj - złapał mnie za łokieć.
Odwróciłem twarz oburzony, ale kiedy zrozumiałem co zwróciło jego uwagę, zmarszczki na mojej twarzy wyprostowały się. Jego spojrzenie zatrzymało się na moim ramieniu, a właściwie na podłużnej, jasnej bliźnie, która zdobiła moja skórę. Nie wiem dlaczego, ale poczułem się zawstydzony, kiedy na nią patrzył. Może dlatego, że to był kolejny defekt, który czynił mnie tak bardzo dalekim od ideału, jakim był on. Powinienem był się wyrwać, ale gdy wyciągnął wolną rękę w moją stronę, zamarłem. Dotknął miejsca po dawnej ranię, przejeżdżając po niej opuszkami. Jego dotyk był ciepły. Delikatny. Jakbym był głaskany przez letni wiatr. Podniosłem wzrok, aby spojrzeć na jego oczy. Wyglądał jakby się martwił. Zacisnąłem usta. Nie mogłem dłużej znieść tego udawanego współczucia. Wyrwałem rękę.
- Nie patrz na mnie takim wzrokiem, jakby było ci smutno - rzuciłem oschle.
Zwinąłem ciuchy, odwróciłem się i skierowałem do łazienki.
- To musiało boleć.
Kiedy usłyszałem jego miękki głos, prawie zwolniłem kroku. Co to za irytujący koleś! Niech nie udaje, że jest takim pieprzonym bohaterem. Zagryzłem wargę, zamykając za sobą drzwi

***

- Elizabet! - usłyszałam męski głos, kiedy wysiadałam z windy.
Obróciłam się i spostrzegłam Tomasa Lee, znajomego ze studiów. Tomas prowadził firmę zajmującą się produkcją biżuterii. Kiedyś bardzo zazdrościłam mu tego, że nie przejął rodzinnego interesu, a wystartował z czymś całkowicie rozpoczętym przez siebie. W tamtym czasie nie potrafiłam się zdobyć na tak ryzykowny ruch jak on. Oglądając jednak Tomasa, któremu powodziło się naprawdę dobrze, pytania z tamtego okresu powróciły.
- Cześć - przywitałam się miernym uśmiechem. - Co cię do nas sprowadza?
- Miałem spotkanie z jednym z klientów z zagranicy. Wiesz: praca, praca, praca.
- Takie życie - wzruszyłam ramionami, unosząc kąciki ust.
- Ale co tam interesy, dawno się nie widzieliśmy, co powiesz na wspólną kawę?
Zawahałem się, co mu nie umknęło. Pokręcił głową.
- Daj spokój Lizz, jak zwykle próbujesz wymigać się od spotkania towarzyskiego.
Był miły i ciężko było mi odmówić. Uśmiechnęłam się i zgodziłam na jego propozycje chociaż wcale nie miałam ochoty.
- Słyszałem o śmierci twoje ojca - zaczął niepewnie, kiedy podano nam nasze zamówienie. - To musiało być dla ciebie ciężkie.
- Jakoś sobie radzę.
- Nic dziwnego, zawsze byłaś silna.
Założyłam kosmyki włosów za ucho i nachyliłam się, aby wziąć do ręki kawę.
- Akurat w naszym środowisku nie można sobie pozwolić na słabości.
- Jesteś jedną z niewielu kobiet, które nie uległy koreańskiej mani na słodkość i niewinność.
- Mam 23 lata Tomas, to chyba byłoby dziwaczne w moim wieku.
- Nieprawda - uśmiechnął się. - Przecież nie jesteś stara. Poza tym, nawet kiedy zaczynałaś studia, nie pozwalałaś sobie na takie zachowania. Po prostu nie chcesz być postrzegana jako bezbronna.
- Nawet jeśli istnieją ku temu inne pobudki, to efekt końcowy jest taki sam - odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech.
- Apropo studiów, spotkałem ostatnio... - zaczął żywiołowo Tomas, jednak przestałam go słuchać w momencie, kiedy moją uwagę przykuła zgrabna, skąpo ubrana dziewczyna przy barze, która rozmawiała z Onew. Chłopak posłał jej swój firmowy, zawadiacki uśmiech, który ciężko było zinterpretować. Starałam się go zignorować i odwróciłam twarz w stronę Tomasa potakując jego słowom, chociaż nawet nie wiedziałam o czym właściwie teraz mówi.
- Elizabet?
- Hym? - spytałam, próbując zrozumieć o co mnie pyta.
Lee uśmiechnął się pobłażliwie.
- Pytałem, czy nie chciałabyś przyjść na prezentacje mojej nowej kolekcji biżuterii.
Chyba zrobiłam zbyt wymowną minę, bo znowu obdarzył mnie łagodnym spojrzeniem.
- Nie odmawiaj mi jeszcze nie. Mam nadzieje, że jednak wpadniesz.
- Nie obiecuje, ale jeśli uda mi się znaleźć czas, bardzo chętnie.
Usłyszałam stłumiony, kobiecy śmiech i moje irytacja ponownie wzrosła. Wkurzało mnie, że Onew zamiast skupić się na pracy bajeruje panienki.
- Przepraszam cię Tomas, ale chyba muszę już wracać do moich obowiązków.
- Zadzwonię jeszcze - powiedział zalotnie, a ja przez chwile miałam wrażenie, że mnie podrywa. - Dobrze wyglądasz Lizz, wiesz o tym, co?
- Ty też dobrze wyglądasz - odpowiedziałam lekko zmieszana.
- Podobno wystarczy kobiecie trzy razy powiedzieć, że jest ładna, aby za pierwszym razem podziękowała, uwierzyła za drugim, a wynagrodziła za trzecim.
- Możliwe - rzuciłam nerwowo.
- Sprawdzę to.
To byłoby trochę zaskakujące. Bardzo rzadko się z kimś umawiałam, a już na pewno z mężczyznami, którzy mnie dobrze znali. Każdy z nich widział we mnie jedynie zapracowaną egoistkę bez poczucia humoru. Nawet nie próbowali się do mnie zbliżyć.
Pożegnałam się przyjaźnie i podeszłam do baru, zakładając kosmyki włosów za ucho. Dziewczyna niedaleko mnie popijała wesoło drinka, stukając szpilką o krzesło obok niej. Onew spojrzał na mnie, a jego prawy kącik ust uniósł się ku górze. Przerzucił sobie przez ramię ściereczkę do polerowania i staną naprzeciw mnie.
- W czym mogę pomóc, pani Choi? - spytał aksamitnie rozpływającym się w powietrzu tonem głosu. Gdybym była zwykłą klientką prawdopodobnie kupiłby mnie tylko tym głosem.
- Fajnie ci się pracuje?
- Sprawdza pani poziom satysfakcji personelu w warunkach pracy?
- Jasne, że nie - skwitowałam z irytacją jego głupie pytanie. - Mam na myśli twoje pogawędki z klientami.
Przechylił głowę w lewo, podążając za moim ukradkowym spojrzeniem w stronę dziewczyny. Następnie spojrzał na mnie wyraźnie rozbawiony.
- O ile wiem, rozmowa z klientem to jeden z rodzajów zapewniania mu przyjemnego spędzenia czasu. A skoro klientka do mnie mówi, nie wypada jej nie odpowiedzieć, prawda, pani Choi?
Miał racje, a mimo to nie chciałam żeby ze mną wygrał.
- Zapewniaj jej przyjemność, ale nie flirtuj, jakbyś po pracy już był z nią umówiony na szybki numerek.
- Myśli pani, że jestem tak zdesperowany, czy mam taki słaby gust, podejmując flirt z każdą kolejną klientką, jaką pani mi wypomina?
Najzabawniejsze w naszych rozmowach było to, że Onew był w moim wieku, a mimo to nazywał mnie panią. Znał się ze mną i Minho od wielu lat, ale do moje brata zawsze zwracał się mniej formalnie. Nie żebym miała zamiar pozwolić mu nazywać mnie po imieniu. Jednak jego nieustające podkreślanie mojego statusu, jako jego pracodawcy, zamiast mi pochlebiać, tylko bardziej denerwowało. Tym bardziej, że jego ton był zawsze łobuzerski, a pani Choi brzmiało w jego ustach, jak całkowicie nie mające znaczenia wyższej rangi Cześć mała.
- Nic ci nie wypominam...
- A może szuka pani w około jedynie pretekstu żeby skomplikować sobie życie?
- Masz racje, nie mam co robić, tylko wymyślam sobie problemy.
- Płakała pani?
Spojrzałem na niego zaskoczona, a moja mina złagodniała.
- Słucham?
Onew nie dokończył, zostawił mnie na chwilę, aby przyjąć zamówienie od klienta. Kiedy go obsłużył i ponownie stanął naprzeciw mnie, miałam ściśnięte gardło.
- Nie zrobiła pani tego.
- Czego?
- Nie płakała pani po swoim ojcu - stwierdził, nawet nie znając odpowiedzi.
Zacisnełam dłonie.
- Nie byłam do niego przywiązana - wzburzyłam się nagle. - Przecież dobrze wiesz... - zaczęłam, ale urwałam. Nie potrzebnie przywoływałam wydarzenie z przeszłości, którego był świadkiem. Odgarnęłam włosy z ramienia, zabierając dłonie z lady baru. - Nie potrzebuje twoich spostrzeżeń. Mój ojciec umarł, bo tak najwyraźniej chciał los. Nie ma powodu zatrzymywać się i roztrząsać tej sprawy, jak nie wiadomo co.
- Mimo wszystko to był twój ostatni żyjący rodzić...
- Tym bardziej - przerwałam mu - nie powinnam popadać w jakieś chore, histeryczne zachowania. To on nauczył mnie, że trzeba twardo stąpać po ziemi.

***

Wyjrzałem przed okno, popijając kawę. Na dworze strasznie lało i nawet wiosenna temperatura nie ratowała powietrza przed zimną aurą. Usłyszałem przekręcenie zamka w drzwiach. Mało nie spadłem z parapetu, na którym się opierałem.
Podbiegłem na środek salonu, ślizgając się w ciapach po panelach. Dopiero, kiedy wyhamowałem, przypomniałem sobie, że miałem tego nie robić. Nie powinienem jak pies, czekać przy drzwiach na swojego pana. Zagryzłem wargę, ale i tak było już za późno. Jonghyun wszedł do środka, przeczesując mokre włosy.
- Dlaczego jesteś mokry? - spytałem, zapominając się nawet przywitać. - Nie wziąłeś parasolki?
- Nie sądziłem, że będzie tak padać - mruknął, zdejmując płaszcz.
Odstawiłem kubek i poszedłem po ręcznik. Jonghyun odstawił swoją teczkę na stół, siadając na kanapie. Wyglądał na zmęczonego. Uśmiechnąłem się do niego nieśmiało, nakrywając jego włosy ręcznikiem. Nasze spojrzenia się spotkały, kiedy pochyliłem się nad nim. Tajemnicze iskierki, zatańczyły w jego tęczówkach, a kąciki moich ust powoli opadły. Prawie zassało mi od środka żołądek, kiedy tak na mnie patrzył, a nogi samoistnie się pode mną ugięły. Kucałem teraz między jego kolanami i to on patrzył na mnie z góry. Uświadomiłem sobie, że nadal trzymam palcami koniec ręcznika. Jego usta drgnęły lekko, a mokre końcówki opadły mu na czoło. Chciałem zabrać rękę, ale spojrzał na mnie tak, jakby nie chciał żebym to robił.
- Pomóc ci się wytrzeć? - wydusiłem zdezorientowany.
Nie odpowiedział, ale pochylił się lekko w moją stronę. Moje serce przyśpieszyło swoją pracę, gdy jego oddech prawie owiał moją twarz. Deszcz wzmocnił jego naturalny, odurzający zapach. Pachniał mocną wodą po goleniu i papierem drukarskim. Wyciągnąłem drugą rękę i zacząłem wycierać kosmyki jego włosów. To była niesamowicie przyjemna czynność. Taka, która sprawiała mi radość, której nie powinienem był czuć. Tym bardziej, że jego usta były tak blisko moich. Całą siłą woli, walczyłem aby nie przymknąć powiek, czerpiąc z tej sytuacji maksimum rozkoszy... Boże, nie wierze, że tak to nazywam. Potrząsnąłem głową, ale gdy ponownie spotkałem jego spojrzenie, gorąco rozlewające się po moim ciele wróciło.
- Planuje wybrać się jutro do Minho - powiedziałem, żeby przełamać swoją dezorientacje.
- Na pewno się ucieszy.
- Masz jakieś problemy? - spytałem za nim ugryzłem się w język.
Otwieranie buzi to nie był jednak dobry pomysł.
- Dlaczego o to pytasz?
Zrobił się jeszcze bardziej niedostępny niż wcześniej.
- Po prostu jesteś małomówny. Za nim się tu wprowadziłem... - zacząłem i urwałem. - Chyba skończyłem.
Wstałem ściągając ręcznik z jego głowy. Jednak on nadal wpatrywał się we mnie uważnie. Podniósł się z kanapy i stanął naprzeciw mnie. A potem zrobił coś nieoczywistego. Jego dłoń znalazła się na moim policzku. Wszystko we mnie zwariowało, od burzy nagłych myśli, aż po karuzele moich emocji. Jego palce były chłodne od pogody za oknem.
- Masz racje - powiedział lekko nostalgicznie. - Od kiedy się tu wprowadziłeś, nawet nie mogliśmy właściwie porozmawiać. Tęsknię za tym - dodał.
- Hym? - wyrwało mi się.
Co on właśnie powiedział? Tęskni!?
- Nie przestawaj się przy mnie uśmiechać tylko dlatego, że ja tego nie robię. Obiecałeś mi.
Przejechał kciukiem po moim policzku. Uśmiechnąłem się lekko, nie mogąc jednak odgonić uczuć od jego dotyku.
- Odbiorę cię jutro od Minho - zakomunikował.
Byłem wdzięczny, że to był komunikat. Przynajmniej mogłem być pewien, że nie zmieni zdania. Kiedy Jonghyun coś komunikował, zawsze dotrzymywał słowa.
Zerwał kontakt fizyczny między nami, a ja czułem się, jak po maratonie najdłuższą ulicą w Seulu. Wypuściłem powietrze, kiedy oddalił się w stronę kuchni.
- Herbata ci wystygła - zauważył, wstawiając czajnik na gaz.
- Nie szkodzi - rzuciłem nieskładnie, kierując się do swojego pokoju. - Jest mi już wystarczająco ciepło.   

***
Popołudnie minęło mi na bieganiu po hotelu, w celu zanoszenia różnym działom  pracowniczym, grafików pracy na ten miesiąc i ustalaniu z nimi ewentualnych poprawek jakie chcieliby nanieść. Zadziwiająco, pracownicy nie okazywali mi spodziewanej niechęci. Prawdopodobnie Minho musiał ich uprzedzić o moim specyficznym, jak na te warunki, wyglądzie. Kiedy zaniosłem ostatnie papiery, znalazłem Minho w kuchni.
- Aj, amigo - zaćwierkał kucharz, mieszając coś w dużej, białej misce. - Czyżby to był twój uroczy kuzyn, szefie Choi!?
Minho uśmiechnął się do mnie łagodnie, co trochę mnie zaskoczyło i prawie wpadłem na kant jasnego blatu. Kuchnia była przestronna, a zapach jaki się w niej unosił sprawił, że poczułem jak burczy mi w brzuchu. Od rana prawie nic nie jadłem. Kilka osób w białych fartuchach smażyło coś na patelniach i kroiło kolorowe warzywa. Natomiast osoba, która się do mnie zwróciła, jak wnioskowałem chef kuchni, przygotowywał jakieś ciasto. Jego niezbyt precyzyjna składnia koreańskiego zdania, krótkie, kręcone włosy i okrągły brzuch, przywodził mi na myśl włoskiego kucharza z bajek dla dzieci.
- Słyszałem, że nie jesz moich potraw - rzucił mi oskarżycielsko, ale z miłym wyrazem twarzy. - Taki chudy! Niedługo twój brzuch się zapadnie!
Nie wiedziałem, jak zareagować na jego słowa, bo już od dawna nikt nie martwił się o to ile i co jem. Jego słowa zabrzmiały niemal, jak słowa ojca, co wywołało nieprzyjemne uczucie dziwnej tęsknoty. Wylał masę, którą przygotowywał, na swoje ciasto i włożył je do piekarnika. Po czym wyciągnął do nas pojemnik z polewą, która została mu w nadmiarze.
- Musicie spróbować mojego nadzienia, osłodzi nawet najcięższy dzień!
- Jestem przekonany, że wszytko co wychodzi z pod twojej ręki jest perfekcyjne - oznajmił Minho. Sięgnął po pozostałości w naczyniu i nabrał palcem czekoladowy mus, żeby następnie włożyć go do ust.
- Szef Choi to tak jak dziecko - zaśmiał się kucharz. - Od małego w taki sposób wykańcza pozostałości po moich daniach.
- Niewątpliwie miałem wyjątkowo smaczne dzieciństwo.
- Aj, Taemin, ty też spróbuj!
Chciałem zaprotestować, ale Minho już wyciągał do mnie łyżeczkę.
- Chef - zawołał jeden z pomocników kuchni. - Wydaliśmy ostatnie posiłki, miał nam Chef pokazać jak przygotować francuski omlet.
- Już idę - odpowiedział śpiewająco kucharz. - Musimy tylko pójść na zaplecze wybrać wszystkie składniki.  Jedz na zdrowie, Taemini!
Obdarzył mnie wesołym uśmiechem i za chwile zostaliśmy z Minho sami. Z niektórych stanowisk unosiła się jeszcze aromatyczna para, a lekki podmuch ciepłego powietrza po deszczu, wdarł się z uchylonego okna, i rozniósł mieszankę zapachową po pomieszczeniu.
- Spróbuj, jest pysze - odezwał się nagle Minho. - Amar robi niesamowite desery.
Spojrzałem w jego oczy i uderzyła mnie znowu jego spokojna, przyjazna mina, trochę ukazująca zmęczenie po ciężkim dniu. I po raz kolejny nie potrafiłem powstrzymać się od wypróbowania go.

***

Taemin zamiast wziąć łyżeczkę, zrobił coś zupełnie innego. Jego palce znalazły się na mojej dłoni, powstrzymując mnie przed zabraniem ręki. Spojrzałem na niego zaskoczony. W jego tęczówkach zatańczyły zadziorne iskierki. Rozchyliłem usta i już miałem zapytać co kombinuje, ale zareagował szybciej.
- Po co mamy brudzić łyżkę? - szepnął.
Pochylił lekko głowę, nie tracąc jednak kontaktu wzrokowego między nami. Moje ciało spięło się, kiedy włożył palec z nadzieniem do swoich ust. Jego wzrok, zza kotary ciemnych rzęs, zwęził się lekko i przybrał zmysłowy wyraz. Przejechał językiem, zlizując czekoladę i wyraźnie delektując się moją zdezorientowaną miną. Przymknął na chwile oczy, zaciskając lekko palce na mojej skórze. Jego ciepły oddech sprawił, że po moich plecach przebiegł dreszcz i sam nie wiedziałem, jak go interpretować. Kiedy skończył degustacje deseru, uśmiechnął się pewnie i puścił moją dłoń.
- Co ty robisz? - spytałem zdezorientowany.
- Poruszyło cię to?
Jego oczy nadal były pewne jakiejś dzikości. Nie miałem pojęcia dlaczego o to pytał. Miałem wrażenie, że praca jaką wykonuje, jest dla niego raczej nieprzyjemną koniecznością. Tymczasem sam wychodził z inicjatywą. Ostatecznie, stwierdziłem jednak, że zwyczajnie chce mnie zdenerwować.
- Mówiłem ci już, że nic z tego nie będzie - odpowiedziałem mu wymijająco.

***

- Masz dziewczynę? Nie zauważyłem żebyś się z kimś spotykał.
Usiadłem na krawędzi blatu i sięgnąłem po naczynie z czekoladą. To był chyba pierwszy posiłek (jeśli można go tak nazwać), który jadłem tu dobrowolnie. Nie mogłem nie przyznać, że chef kuchni przygotował naprawdę dobrą polewę.
- Z nikim się nie umawiam - rzucił niepewnie. - Przynajmniej nie na stałe.
- Dlaczego?
Zastanawiałem się, czy to niegrzeczne, że go tak wypytuje. Raczej nie miał powodów żeby opowiadać mi o swoim prywatnym życiu.
- Chcesz wiedzieć, czy byłbym w stanie być z mężczyzną, prawda? - powiedział z kpiarskim uśmiechem, który widziałem u niego pierwszy raz w życiu. Myślałem, że nie jest typem osoby, która jest w stanie się tak uśmiechać.
- To twoje pytanie. Zastanawiałem się nad tematem związków raczej ogólnie. Jesteś strasznie porządny.
- Słowo jakiego szukasz to prawdopodobnie nudny - sprostował.
- Nie jesteś nudny - powiedziałem, w sumie za nim zdążyłem to przemyśleć.
Spojrzałem mu w oczy, a on wyglądał, jakby to co powiedziałem, sprawiło mu przyjemność.
- Szkoda, że nie znałeś mnie w liceum. Jonghyun namówił mnie w tamtym czasie do tylu szalonych rzeczy, że pewnie teraz byś w to nie uwierzył.
- Masz racje - przyznałem, oblizując łyżeczkę. - Nie wierze.
Obrócił głowę w prawo, spoglądając jak ostatnie promienie słońca przenikają przez szybę. Wcześniej o tym nie myślałem, ale Minho był naprawdę przystojny. Zabawne, jak zwykła rozmowa wyzwoliła we mnie tendencje do przyjrzenia mu się uważnie. Normalnie nie zwracałem uwagi na wygląd moich klientów, bo zresztą, jakie on miał znaczenie? Musiałbym wykonać swoją robotę, tak czy inaczej. Moje preferencje nie odgrywały żadnej roli w takim układzie. Zauważył, że mu się przyglądam i także na mnie spojrzał.
- Czasem naprawdę nie wyglądasz jak irytujący, zbuntowany nastolatek, który z premedytacją chce mi dokopać na każdym kroku.
Przewróciłem oczami. Niechcący dotknąłem czekoladą końcówek moich włosów. Skrzywiłem się i już miałem szukać czegoś czym usunę polewę, kiedy niespodziewanie uprzedził mnie Minho.
Jego uśmiech z tak bliskiej odległości był jeszcze bardziej ciepły i miły. Usunął papierowym ręcznikiem czekoladę i przeczesał moje sklejone włosy. Poczułem jak moje ciśnienie niespodziewanie podskakuje pod wpływem jego dotyku. Popatrzył mi w oczy, a ja ignorując zdrowy rozsądek, złapałam go za klamrę paska, przyciągając do siebie. Jego biodra znalazły się pomiędzy moimi nogami, a on spoglądał na mnie naprawdę zaskoczony. Miałem doświadczenie w utrzymywaniu kontaktu wzrokowego w nawet najbardziej trudnych sytuacjach, a mimo to moje tęczówki lekko zadrżały, kiedy mierzyły się z jego. Rozchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, a jego oddech owiał moją twarz. Nie wiem co do cholery teraz robiłem, ale najbezpieczniej było ustalić, że po prostu kolejny raz chce go wypróbować.
Moje place opuściły jego skórzany pasek, powolnym spacerem wspinając się po jego klatce piersiowej. Jego idealnie wprasowana koszula ukrywała równie imponujące mięśnie brzucha, które wyczułem pod opuszkami. Moje serce przyśpieszyło i uderzyło mnie gorąco typowe dla stanu podniecenie. Minho się nie ruszał, ale w dziwny sposób przyglądał się moim ruchom. Przeniosłem dłonie na jego plecy, zjeżdżając po nich w dół, aż dotarłem ponownie do szlufek w jego granatowych spodniach. Przyciągnąłem go do siebie, jeszcze bliżej, jednocześnie samem ślizgając się po blacie, aby zbliżyć moje ciało do jego. Zapach jego ciała przyćmił teraz wszystkie inne zapachy, jakie docierały do mnie z kuchni. Palce jednej dłoni pozostawiłem w szlufce, a drugą ręką sięgnąłem po raz kolejny tego dnia po polewę na ciasto. Nabrałem trochę masy, a następnie przesunąłem nią po moich ustach. Byłem zdenerwowany. To było stresujące, bo już dawno się tak nie czułem. Tym bardziej przy kliencie.
Minho już wiedział, co chce zrobić. Przymknąłem powieki, widząc ukradkiem wzroku jego wahanie. Zaskoczył mnie fakt, że naprawdę poczułem chęć pocałowania go. Powoli nachyliłem się w jego strony, podnosząc podbródek do góry. W tym samym momencie, kiedy usłyszeliśmy głosy wchodzących do kuchni pracowników, Minho wyrwał mi się jak oparzony, a ja nawet nie zdążyłem opuścić dłoni, w której jeszcze chwile temu spoczywał materiał jego spodni. Uśmiechnął się niezręcznie do chefa kuchni, który oczywiście nawet nie zauważył jego przestraszonej miny.
- Widzę, że ci smakuje, Taemin - ucieszył się Amar, widząc jak umazany jestem umazany na twarzy czekoladą. - Jutro na śniadanie karze ci zaserwować kawałem tego ciasta, do którego użyłem tej polewy!

* Digital Daggers - Envy