sobota, 3 maja 2014

Naiwność kupi ci jedynie czas, zanim zrozumiesz, że tak naprawdę nigdy go nie miałeś.

List 3.

Drogi nieznajomy.

Czy wiesz jak wygląda niewinność? Nie pytam dlatego, że nie wiem. Chciałbym tylko sprawdzić, jak daleko sięga twoja wiedza.

Niewinność jest wtedy, kiedy nie zdajesz sobie sprawy, że samymi tylko swoimi siłami nie jesteś w stanie zmienić swojego świata.

Niewinność jest wtedy, kiedy pierwszy raz masz złamane serce, choć powinieneś był wiedzieć, że miłość przyniesie ci ból.

Niewinność jest też w chwilach, gdy wierzysz, że przekraczając swoją wrażliwość w imię  czyjegoś ocalenia i oddając ją w ręce najmroczniejszego cienie, nie zostaniesz przez niego wykorzystany.

Co widzisz patrząc przez okno? Czy widziałeś tam kiedyś niewinność? Czy przechadzając się w ciemny deszczowy dzień, wpadając na ludzi przysłoniętych wielkimi parasolami, nie mówiącymi przepraszam, kiedy cię uderzają, czy spotykasz u nich czasem niewinność?

Prawda jest taka, że już dawno nie ma niewinności poza granicami naszego serca. Nie ma niewinności na ulicach. Nie ma jej wśród spojrzeń, prawdy, czy sprawiedliwości. Nie ma jej, bo każdy kto był naiwny idąc chodnikiem życia - zginął. Innych po nich nie było. Inni chcieli żyć.

N.

***

- Pijesz? - zdziwiłem się, zastając Taemina z kieliszkiem w dłoni . - Jesteś nieletni.
- To, że pije nie mając osiemnastu lat, to chyba najmniejszy z moich grzechów w tym wypadku - rzucił, opierając się szklaną szybę, zza której oświetlały go światła ulicznego życia Seulu. Jakiś blask z zewnątrz przebiegł po jego twarzy, na chwile rozświetlając blade policzki.  
- Lubisz ciemność? - spytałem zauważając, że to nie pierwszy raz, kiedy go tak zastaje.
Spojrzał na niebo.
- To nie jest tego rodzaju uczucie.
Usiadłem na kanapie, słuchając jego melodyjnego głosu. Westchnąłem lekko.
- Dałbym ci te pieniądze i wypuściłbym cię już dzisiaj - powiedziałem szczerze.
- Więc dlaczego tego nie zrobisz?
- Widzisz, moja siostra nie jest skłonna ofiarować ci takiej sumy od tak.
- W takim razie musisz skończyć ze swoim użalaniem się nad sobą i pozwolić mi robić to, czego wymaga ode mnie umowa - przyznał całkiem spokojnie.
Odchyliłem głowę, kładąc ją na oparciu kanapy. Miną dopiero trzeci dzień, a ja już czułem się, jakby spędził z Taeminem cały rok. Mimo to nie leżało w mojej intencji kompletne wykorzystanie go. Byłem zdziwiony testamentem ojca, ale to nie sprawiało, że chciałem krzywdzić chłopaka. Poza tym nadal nie wiedziałem dlaczego to robi. Nie chciałem z góry go skreślać zakładając, że zwyczajnie chodzi o łatwą kasę.
Wyprostowałem się, spoglądając na niego. Szukałem w jego oczach czegoś, co pozwoliłoby mi znaleźć choć mały punkt odniesienia do moich wcześniejszych słów. Tymczasem napotkałem jedynie znajomą pustkę, która nie przynosiła odpowiedzi.
- Co powiesz na sprawianie mi przyjemności, wyręczając mnie w niektórych sprawach hotelu? - spytałem w końcu.
- Co to ma wspólnego z seksem?
- A jak bardzo musi coś mieć?
- Próbujesz mnie w coś wpakować?
- Zmuszasz mnie do przyznania irracjonalnych  rzeczy - rzuciłem, zastanawiając się, czy za chwile nie będę musiał powiedzieć, że podnieca mnie np. przeglądanie hotelowej korespondencji.
- W porządku - powiedział.
- Zgadasz się? - spytałem, zaskoczony tak łatwym poddaniem się Taemina.
- Tak. Cokolwiek to nie będzie, normalnie nigdy nie dostałbym za to takiej opłaty.
Przyjrzałem się uważnie jego minie. Czy mogłem mu zaufać? Znałem wartość słów wymawianych dla zysku. Nie zawsze lojalność szła w parze z dobrymi intencjami.
- Będziesz mógł poruszać się w obrębie hotelu, ale to tyle. Rozumiesz to, prawda?
Przytaknął, bawiąc się wisiorkami na swojej szyi. Wstałem, podchodząc do niego. Kiedy znalazłem się na przeciw, wyjąłem rękę z kieszeni i wyciągnąłem w jego stronę.
- Mamy umowę? - spytałem.
Popatrzył na mnie trochę skonsternowany, takim przypieczętowaniem układu. Być może byłem staroświecki, ale chciałem mieć jakiś minimalny dowód tego, że rozumie co mi obiecuje. W końcu podniósł swoją dłoń do góry, umieszczając ją w mojej. Jego uścisk był niezwykle delikatny, jakby nie wkładał w niego żadnej siły. Dziwne. Przystał na moje warunki, więc dlaczego miałem wrażenie, że od tej pory zacznie się dopiero lawina kłopotów?

***

Byłem w drodze do kancelarii Jonghyuna. Skończyłem dziś lekcje wcześniej i czułem niesamowitą radość, że mogłem dostarczyć mu dokumenty, które zapomniał z domu. Wiedziałem trochę o jego miejscu pracy. Była to duża spółka z prezesem na czele. Jonghyun uczestniczył w wielu międzynarodowych projektach, wspólnie z pozostałymi prawnikami, pracując tym samym na markę firmy. Dochody z tych wspólnych przedsięwzięć szły w dużej mierze do kieszeni prezesa i to on najczęściej zarządzał wszystkimi otrzymywanymi sprawami, rozporządzając je między pracownikami kancelarii. Ze sporadycznych opowieści Jonghyuna na ten temat, spodziewałem się zastać tam jego wujka na najwyższym stanowisku, jego kuzyna oraz trzech mężczyzn, których dobrze nie opisał.
Planowałem zrobić po południu zakupy, żeby ugotować mu coś na kolację. Nie byłem świetnym kucharzem, ale było kilka dań, które opanowałem do perfekcji. Bardzo chciałem przyrządzić mu domowy posiłek, bo z tego co się orientowałem, zawsze coś zamawiał. 
Wszedłem do dużego wieżowca i przywitany przez ochronę, wjechałem na dziewiąte piętro. Kiedy znalazłem się na miejscu, poczułem dziwne podekscytowanie i skarciłem się za swoją reakcje.
- W czym mogę pomóc? - usłyszałem miły głos sekretarki.
- Jestem... - zamilkłem, zastanawiając się jak właściwie miałbym się przedstawić. Bo kim właściwie byłem dla Jonghyuna? Przyjacielem, którego utrzymuje?
- Nie kłopocz się Se Jin, ja wiem w jakiej sprawie przyszedł ten młody człowiek.
Spojrzałem przed siebie na mężczyznę, który znalazł się nagle przy nas. Na jego ustach gościł przyjazny uśmiech, ale czułem się dziwnie niespokojnie, kiedy na mnie patrzył. Miał krótkie, ciemne włosy i prawdopodobnie zbliżał się do trzydziestki.
- Kibum, prawda? - spytał.
Dziwne. Nie spodziewałem się, że ktoś będzie mnie tu znał.
- Ymm, tak - odpowiedziałem cicho. - Przyniosłem coś Jonghyunowi.
Podniosłem teczkę do góry.
- Nie ma sprawy, zaprowadzę cię. Jego gabinet jest na końcu korytarza.
Wyciągnął przed siebie rękę, wskazując drogę, którą mam iść. Kiwnąłem głową, przyciskając dokument do piersi i ruszyłem we wskazanym kierunku.
- Dziękuje - powiedziałem, kiedy dorównał mi kroku.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Ponownie się uśmiechnął, a jego oczy ułożyły się w dwa półksiężyce.
- Przepraszam, zna pan moje imię, a ja nawet nie wiem jak się do pana zwracać - wydukałem zakłopotany.
- Jestem Shin Hyun, tylko Shin Hyun, bez pan.
Odwzajemniłem niemrawo jego radosny wyraz twarzy. Okazało się, że drzwi do gabinetu Jonghyuna są lekko uchylone i już chciałem rzucić się przed siebie, gdy zauważyłem, że nie jest sam.
Stał oparty o biurko, a jakaś kobieta mówiła coś do niego ściszonym głosem. W pewnym momencie jej dłoń znalazła się na jego piersi, wolno po niej przejeżdżając. Jednak Jonghyun, nie wyciągnął rąk z kiszeni spodni i nie odtrącił jej. Poczułem ucisk w piersi, kiedy to zobaczyłem i odruchowo zatrzymałem się w miejscu. Ciężkie do zniesienie uczucie, jakiego doświadczyłem, rozeszło się po moim ciele. Dlaczego tak zareagowałem? Przecież powinienem wiedzieć, że Jonghyun spotyka się z kobietami. W końcu był przystojny, elegancki i bogaty. Musiał być podrywany przez tłumy dziewczyn. Skąd więc we mnie głupie złudzenia i dlaczego czuje się rozczarowany? Jakbym posiadał do tej pory jakieś pojęcie o jego życiu. Przez wiele lat próg mojego życia stanowił sierociniec. Nie znałem więc nic więcej niż to, co mogłem wynieść z jego słów. To był pierwszy z tych razy, kiedy poczułem się tak, jakbym do tej pory żył w jakiejś mydlanej bance. Nie znałem Jonghyuna. Musiałem zacząć to przyznawać przed samym sobą. Zagryzłem wargę, ściskając teczkę i odwracając wzrok. Zimno, które krążyło po moim krwioobiegu nie ustało.
- Ojej - rzucił przeciągle mój towarzysz. - Chyba wpadliśmy w złym momencie.
Kobieta na szczęście szybko opuściła pokój, a kiedy mnie mijała poczułem kwiatowy zapach jej perfum, tuż przy swoim policzku. Jej buty głośno stukały o podłogę, rozchodząc się niesione echem w korytarzu.
- Miło było cię poznać - pożegnał się Shin Hyun, gdy Kim zdał sobie sprawę, że stoję przed jego gabinetem. - Spotkajmy się jeszcze kiedyś.
Zostawił nas, a ja postarałem się z całej siły przywołać na swojej twarzy uśmiech, choć serce niebezpiecznie kołatało mi w piersi. Weź się w garść, Kibum. Przecież wiedziałeś, że Jonghyun nie jest twój.
- Cześć - usłyszałem jego spokojny głos. - Chcesz może się czegoś napić?
- Nie, nie - pomachałem przed sobą dłońmi i podałem mu teczkę. - Właściwie to mam dużo nauki i nie mam zbyt wiele czasu.
Po jego twarzy przebiegł cień, ale nie potrafiłem go zinterpretować.
- Rozumiem - powiedział miękko. - Prawdopodobnie wrócę dziś do domu nad ranem, więc zamów sobie coś na kolacje.
Poczułem ponowne ukucie w sercu. Ma randkę?
- Poradzę sobie, nie przejmuj się mną - uspokoiłem go. - Nie musisz się przecież mną zajmować jak niańka - zaśmiałem się, choć wyszło to bardzo niezręcznie.
Nie miałem prawa żądać od niego uwagi. W końcu to, że dał mi dom nie znaczyło, że jest zobowiązany teraz ciągle ze mną przebywać.
- Jak czujesz się w nowym miejscu zamieszkania? - spytał niespodziewanie. - Jest w porządku?
- Nic mi nie jest, naprawdę - uśmiechnąłem się. - Czuje się świetnie, dziękuje.
Pożegnałem się, przypominając o mojej pracy domowej, a gdy się odwróciłem, starałem się iść równo i nie przyspieszać. Jednak przestałem już panować nad swoim wyrazem twarzy, a gdy zjeżdżałem windą oparłem czoło o szklaną szybę. Spojrzałem na rozciągającą się przede mną ulicę i położyłem dłoń na sercu, łudząc się, że ten gest uśmierzy choć w małym stopniu ten duszący od wewnątrz ból. Naiwność kupi ci jedynie czas, zanim zrozumiesz, że tak naprawdę nigdy go nie miałeś.

***

Piłem drinka w hotelu Minho. Onew nalał mi kolejny dawkę alkoholu, nie komentując mojej wizyty. Choć bywałem tu często po skończonej pracy w kancelarii, nigdy tego nie robił. Byłem mu za to wdzięczny.
- Takie oczy powinny być zakazane – usłyszałem flirtujący ton głosu.
Przez chwile patrzyłem jeszcze na swojego drinka, a następnie nieśpiesznie przeniosłem wzrok na młodą dziewczynę, która kokieteryjnie wodziła palcem wskazującym po brzegu szklanki. Jej spojrzenie powędrowało wzdłuż mojej szyi, aż namierzyła moje. Spoglądała spod wachlarza bardzo ciemnych rzęs, ewidentnie oczekując odpowiedzi w stylu: numer mojego pokoju to 314, spotkajmy się tam za 10 minut.
- To zaczynanie rozmowy ze mną powinno być zakazane – powiedziałem beznamiętnie.
- Jeśli to łamanie prawa, nie wiem, jak daleko mogłabym się jeszcze posunąć.
Prowokowała mnie i wyraźnie nie bała się usłyszeć ode mnie czegoś ostrzejszego. Nie czułem więc oporów, aby nie wygłosić swojego nienagannie nieprzyzwoitego stwierdzenia.
- Prawdopodobnie będziesz dzisiaj błagać o przekroczenie tej linii, która zaczyna się tam, gdzie kończy się prawo – rzuciłem bez cienia emocji.
Nie westchnąłem. Wiedziałem, jak będzie wyglądać ten wieczór, tak podobny do każdego innego. Jeszcze za nim krzyczała, wstydząc się jednocześnie, że tak potrafi. Nim zaoferowała mi swój numer telefony i prosiła o kolejne spotkanie. Wiedziałem. Po co więc łudziłem się, że jest możliwość na inny scenariusz tego spotkania.
Przestałem mieć ochotę silenia się na konwersacje i bez oporu powiedziałem to, czego oczekiwała.
- Numer mojego pokoju to 314, spotkajmy się tam za 10 minut.
Uśmiechnęła się z satysfakcją i odeszła, zabierając swoją torebkę. Upiłem łyk alkoholu, zatracając się w chwilowej ciszy w restauracji. Dochodziła północ.
- Przestałeś zabierać dziewczyny do domu – zauważył Minho, a właściwie stwierdził, bo to nie było coś, co trzeba było zobaczyć, aby o tym wiedzieć. – Chcesz zachować niewinność swojego małego gościa?
- Mam zamiar dać mu dom, nie burdel – rzuciłem.
- Może powinieneś przestać już szukać tego, co tak usilnie próbujesz znaleźć?
- A kto powiedział, że czegoś szukam? – spytałem, odchodząc od lady. – Może, po prostu uciekam – dodałem ciszej, po czym skierowałem swoje kroki do pokoju 314.
Noc nie miała dziś smaku. Była blada, mdła, i nie pozwoliła uchwycić się na dłużej w mojej pamięci. Tym razem, mimo zmęczenia, nie mogłem jednak zasnąć. Tylko w ten sposób różniła się od poprzednich.

***

Przyłożyłam wierzch dłoni do policzka, słysząc jak ostatnie tego dnia pracy drzwi zamykają się za jednym z recepcjonistów, z którym ustalałam grafik na kolejny miesiąc. Zgasiłam światło w gabinecie i wyszłam na korytarz. Moim oczom ukazał się Minho i ten krnąbrny chłopak, przez którego w moim życiu tylko bardziej się namieszało.
Zacisnęłam usta, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. Zachodziłam w głowę, dlaczego stoi sobie, jak gdyby nigdy nic, prosto na świeczniku.
- Co ta osoba tutaj robi? 
Z premedytacją nie nazwałam go po imieniu. Chciałam, żeby poczuł się jak kompletne zero i na każdym kroku miałam zamiar mu to pokazywać.
- Pozwoliłem mu wychodzić z pokoju, kiedy tego potrzebuje.
- Słucham? - przechyliłam głowę.
- Skoro ma dla mnie pracować musi mieć swobodę ruchu.
Minho jak zwykle postępował nierozważnie, kierując się prawdopodobnie jakimś bajeczkami, które naopowiadał mu ten chłopak. Był zbyt dobry. To go w końcu zgubi.
- Ty - spojrzałam na rozczochraną czuprynę przede mną. - Dopilnuje żeby twoja praca tutaj przybrała do rangi piekielnej.
Spojrzał mi w oczy i ku mojemu zdziwieniu nie przestraszyły go moje słowa. Zwęziłam spojrzenie.
- Wydaje ci się, że masz tu jakieś prawa? - spytałam z irytacją. - Jesteś tylko zwykłą dziwką, której wydaje się, że może od tak po prostu odebrać mojej rodzinie dobre imię.
- Biorąc pod uwagę to, ile płacił mi wasz ojciec, nie jestem zwykłą dziwką, ale ekskluzywną.
Za nim zdążyłem usłyszeć jego ostatnie słowo, Minho już odciągał mnie na bezpieczną odległość.
- Czyś ty zwariował? - spytałam. - On nie ma za grosz wstydu!
- A ty jesteś zmęczona - położył mi dłoń na ramieniu. - Wracaj do domu i nie przejmuj się nim.
- Mam nadzieje, że wiesz co robisz - powiedziałam spoglądając za jego ramię. - Nie potrzebujemy zbędnych plotek.
- Nie martw się, dam sobie z nim radę.
- Oby - rzuciłam. - Inaczej będę musiała wziąć sprawy w swoje ręce.
Spojrzałam ostatni raz na Taemina i skierowałam się do magazynu, aby sporządzić listę brakującej ilości wina. 

***

- Wie pani, że nie musi przychodzić tutaj codziennie żeby sprawdzać zaopatrzenie - stwierdził trafnie Onew, nie potrzebując nawet dokładać do tego zdania argumentu.
Wymusiłam nieprzyjemny uśmiech, zwężając spojrzenie. Miałam ochotę wylać na niego to wino, brudząc jego białą koszulę. Miał racje, nie musiałam tutaj codziennie przychodzić. A mimo to i tak to robiłam, nawet teraz, kiedy wyglądałam jak siedem nieszczęść po 12 godzinach na nogach. Chociaż tak chyba czułam się nawet bezpiecznej. Łatwiej było mi zachować zimną krew, kiedy byłam przerzuta przez hotelowe obowiązki do granic możliwości.
Zaznaczyłam na liście jaki alkohol należało zakupić, a on usiadł na jednej ze skrzynek, podciągając jedną nogę do góry i opierając na niej łokieć. Położyłam kartkę na szafce przy moim boku.
- Jest pani zestresowana, pani Choi - kolejny raz nie zapytał, a ustalił fakty.
Spojrzałam na niego, a jego ciemne oczy przeszyły mnie na wylot. Czasem zastanawiałam się, czy nie posiada jakiś rentgen w tym wzroku, bo przy nim zawsze czułam się emocjonalnie naga.
- Nie pamiętam żeby do twoich obowiązków w pracy należało wtrącanie się w moje prywatne sprawy - odpowiedziałam dość ostro.
- Czerpie pani przyjemność z utrudniania sobie życia?
Zacisnęłam usta.
- To nie ja utrudniam sobie życie - zarzuciłam.
- Więc dlaczego wciąż pani mnie słucha, skoro nie mam racji?
Zamilkłam na chwile, zbyt długą, żeby nie mógł odnieść poczucia zwycięstwa.
- Nie muszę ci się spowiadać. Nie zapominaj, że to ja jestem twoim pracodawcą i w każdej chwili mogę cię zwolnić.
To było kiepskie. Jakby nie stać mnie było na nic bardziej wyszukanego. Odwróciłam twarz z irytacją. Nie powinnam była tu przychodzić. W jakim celu pojawiłam się tu, aby wstrzykiwać sobie kolejną dawkę złości.
- Potrafi pani w dobitny sposób posłużyć się swoim językiem, kiedy chce pani coś osiągnąć. Jednak, kiedy naprawdę powinna pani użyć kilku słów, nie jest pani w stanie dać z siebie nic, tylko milczenie.
- Nie masz pojęcia jak się czuje - syknęłam.
- Samotnie?
Moje serce stanęło, a ja prawie straciłam grunt pod nogami, zaciskając place na brzegu mebla. Wykorzystał moją chwilową słabość i wstał, odpychając się od skrzyni. Podszedł do mnie i sięgnął po listę zamówień, zatrzymując się w odległości kilku centymetrów ode mnie. Oparł się na moment o szafkę, nachylając w moją stronę. Poczułam ciepło bijące od jego ciała i subtelny zapach wytrawnego wina. Zaskoczył mnie tym. Nie byłam w stanie się ruszyć. Położył swoje place na dokumencie, tuż obok mojej dłoni. Jego oddech drażnił moją skórę. Kołatanie zbyt głośnego instrumentu w mojej piersi rozeszło się wśród niewielkiego pomieszczenia.
- Czujesz to? - spytał, dodając swój głos do mojego akompaniamentu. - Może nadal żyjesz, skoro masz jeszcze serce.
Zaniemówiłam czując, jak fala gorąca uderza mnie od środka.
- Zamówienie wyśle jutro o szóstej - prawie szepnął mi do ucha, nie siląc się na głośność z powodu swojej bliskości. Powoli wysunął kratkę z pod moich palców. Usłyszałam jak ją podnosi i poczułam podmuch powietrza na policzku, kiedy nagłym ruchem odsunął się ode mnie i wyszedł z magazynu.
Momentalnie opuściłam ramiona, rozluźniając swoje spięte ciało. Oparłam się o ścianę, czując jak chłód bijący od niej obniża temperaturę moje ciała. Jak zwykle usłyszałam od niego zbyt wiele. Najwyraźniej byłam masochistką i lubiłam otrzymywać mocną dawkę adrenaliny przed pójściem spać.
- Powinnam cię zwolnić, barmanie "wszystko wiedzący" - powiedziałam sama do siebie, zamykając magazyn. - Wiesz o mnie o jedną chwile więcej, niż powinieneś... o jedną słabość za dużo.

____________________________________________________________________________

Wszystkich martwiących się o to, że Minho i Taemin będą działać tylko według nowej umowy śpieszą pocieszyć (uwaga spoiler) - nie ma takiej opcji. Jednak Minho jest zbyt wielkim dżentelmenem i nie zrobi tego, tak czego nie powinien, tak szybko.

Dziękuje za wasze kochane komentarze. Mam nadzieje, że nie dołujecie się czytając moje nowe opowiadanie, ale jak już pisałam, będzie to trochę smutniejszy klimat. Podejrzewam, że dalej nie lubicie Elizabet, ale właściwie to taki był mój zamiar. :P Chce pokazać coś na jej przykładzie i stąd musi pobyć trochę niemiła za nim odkryje karty na temat pewnych rzeczy.

Poza tym nie wiem, jak u was, ale u mnie majówka mokra i zimna. Mam nadzieje, że macie więcej szczęścia. :)

~ Anna