piątek, 24 października 2014

Chodź, będziemy oswajać swoją samotność, ty i ja - oddaleni od siebie o setki niepocałunków i niedotyków.



Drogi Nieznajomy

Dobrze, że jesteś,
bo wczoraj znowu bolało mnie serce,
a ciągle nie mam pomysłu na życie.


Musisz mi pomóc,
bo od szesnastu dni pada deszcz
i życie powoli zaczyna mi się rozmywać.


                                   Jarosław Borszewicz - Dobrze, że jesteś

Mówiłeś mi to, co świadomość poopowiadała mi, że jest złe. Znasz moją przeszłość, piękny Przebiegły. Możesz maczać w niej palcami, tak jak zechcesz i to chyba najbardziej doprowadza mnie do szaleństwa. Świadomość, jak wiele o mnie wiesz. Widziałeś moje ukryte uczucia, takimi jakie są, nie takimi, jakie pokazuje je innym.
Nagość. Tak, to słowo chyba najlepiej oddaje mój stan, gdy twoje ciemne tęczówki przeszywają mnie na wylot. Sam wiesz dlaczego się nie poddam, chociaż wielu już wznosiło toasty za moją klęskę.
Powiedzieć, że tęsknię to nie potrafić nazwać uczucia. Otwórz mi nocą tylnie wejście w swoim umyśle. Spotkajmy się myślami, kiedy nie możemy objąć ramionami.

N.
***

Kiedy zmierzając holem przy wejściu do hotelu poprawiałam mankiety koszuli przede mną ukazał się wesoło uśmiechający chłopak. Jego szeroki uśmiech i jasne, trochę rozczochrane włosy, błyszczały na tle szklanych drzwi obrotowych. Pokręciłem głową z dezaprobatą i jakimś ciepłym uczuciem, które zawsze mnie wypełniało, kiedy go widziałem. Jego zwichrzona fryzura podskakiwała, kiedy biegł w moim kierunku.
- Kibum - uśmiechnąłem się.
- Cześć Minho - kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej, po czym okręcił się w około patrząc do góry. - Woah...! To twój hotel?
- Prawie - zaśmiałem się.
- Niesamowity!
- Co cię do mnie sprowadza?
- Chciałem się przywitać, w końcu to mój pierwszy raz, kiedy mogę chodzić, gdzie chce i nikt mnie nie kontroluje.
Założyłem ręce.
- Nie wierze, że Jonghyun nie sprawdza sto razy dziennie, czy przypadkiem nic ci się nie stało.
Zarumienił się lekko, odwracając wzrok.
- Coś ty... ma dużo pracy.
Splątał dłonie za plecami i ponownie się uśmiechnął. Odkąd pamiętam miałem wrażenie, że Kibum nie dorasta, a po prostu rośnie. Otaczała go aura niewinnego, przyjaznego spojrzenia na rzeczywistość. Zawsze szukał we wszystkim pozytywnego aspektu i dawał każdemu bezgraniczny kredyt zaufania.
- Poza tym - dodał - umówiłem się z nim tu popołudniu.
- W takim razie hotel jest do twojej dyspozycji. Możesz coś zjeść w restauracji, albo odpocząć w moim gabinecie.
Kiwnął głową, a ja kątem oka zauważyłem, jak Taemin niesie jakąś paczkę do windy.
- Wpadnę do ciebie później, ok? - spojrzałem na Kibuma.
Kiwną głową. Uśmiechnąłem się i ruszyłem za Taeminem. Jednak ku jego nieszczęściu, wpadł na moją siostrę, za nim zdążyłem wsiąść za nim do windy.

***

Czekając na Jonghyuna w restauracji spoglądałem co jakiś czas na zegarek. Popijając kawę, wróciłem do trochę wcześniejszych lat naszej znajomości...

3 lata wcześniej.

Był chłodny wieczór, a na niebie mgła zasłaniała wszystkie gwiazdy, kiedy odwiedził mnie tego dnia Jonghyun. Miał wysoko postawiony kołnierz granatowego płaszcza. Za długa grzywka opadała mu na jedno oko, a jego wargi ściskały dymiący papieros. To była jedna z tych jesieni podczas trwania naszej znajomości, kiedy Jonghyun wydawał się bardzo buntować wobec otaczającego go świata.
Zmierzwiłem w biegu włosy, aby zakryć swoją twarz i podbiegłem do bramy. Chłopak wyjął z ust papierosa i upuścił go na ziemie, gasząc czubkiem buta.
- Palenie bardzo szkodzi na zdrowie - wyszeptałem onieśmielony jego przeszywającym, ciemnym spojrzeniem. Od pewnego czasu czułem się strasznie niezręcznie w jego towarzystwie i nie potrafiłem zrozumieć dlaczego. W końcu jeszcze nie tak dawno śmialiśmy się razem, rzucając w siebie śniegiem i czytając
- Wiem, dlatego nie palę przy tobie.
Wyciągnął do mnie rękę, a jego palce znalazły się na moim podbródku, unosząc go ku górze.
- Jeśli chciałeś ukryć ślady pobicia - powiedział rzeczowo, jak lekarz na obdukcji - trzeba było machać tymi włosami w środku budynku, a nie na linii mojego wzroku.
Przejechał kciukiem po moim policzku, ochładzając lekko moją zaczerwienioną buzie. Odwróciłem wzrok, ukrywając palącą buzię. Puścił mnie i włożył dłonie do kieszeni.
- Kto ci to zrobił?
Zaczęło się. To było pokrzepiające, że chciał mi pomagać, jednak mimo wszystko nie mogłem polegać na nim zawsze i lecieć do niego z każdym problemem. Szczególnie, że oberwałem z powodu właśnie tego, że wielu osobom w sierocińcu nie podobały się moje zabezpieczone plecy.
- To nic wielkiego - wzruszyłem ramionami. - Nie zawsze da się uniknąć tutaj bójki.
Zwęził spojrzenie, ściskając lekko usta.
- W piątek mam wolne popołudnie, moja mam wyjeżdża ze swoim nowym chłopakiem.
Kiwnąłem głową. Temat matki Jonghyuna  to zawsze była dlamnie trudna do zrozumienia sprawa.
- Tak czy siak... Mógłbyś wpaść do mnie na noc. Zawsze to jedna noc poza tymi murami. Nie martw się dyrektorką, mam na nią swoje sposoby.
Moje serce przyspieszyło, kiedy usłyszałem jego słowa. Być w domu Jonghyuna? W jego pokoju? Zobaczyć jak mieszka? To byłoby jak spełnienie marzeń...

***

Kiedy skończyłem pracę, którą zadała mi Elizabet zszedłem do recepcji. Wydawało mi się, że nie jestem podatny na uroki życia uczuciowego i już dawno wypaliłem w sobie fascynacje do zgłębiania duszącego w piersi uczucia jakim jest miłość. Do czasu.
Kiedy bębniłem palcami o blat na recepcji, czekając na przesyłkę kuriera, do hotelu wszedł mężczyzna w średnim wieku. Kiedy nasz wzrok na chwile się przeciął mimowolnie moja ręka zatrzymała się w powietrzu. Te czarne tęczówki z niebieskimi plamkami widziałem tylko u jednej osoby. U mojej matki.
Miała wyjątkowe oczy, lekkie spojrzenie o delikatnym refleksie bryzy unoszącej się na tle morza. Myślałem, że takie oczy zdarzają się tylko raz na milion. To było trochę rozczarowujące uczucie, ale jednocześnie moje serce przyśpieszyło, jakbym poczuł ponownie przy sobie jej obecność.
Mężczyzna był podenerwowany. Chodził niespokojnie, jakby nie wiedział od czego ma zacząć, ani czy w ogóle powinien tu być. Będę tego żałować, a mimo to idę w jego kierunku. Jak magnes przyciągany bezwiednie do celu.
- Czy mogę w czymś pomóc? - spytałem, w nietypowy dla siebie, przyjazny sposób. Prawdopodobnie wrażenie mamy wyciągało na wierzch wszystkie pozytywne emocje.
- Pracujesz tutaj? - uśmiechnął się nieśmiało.
- Tak.
- Ja... mam na imię Jun, ja... ach, to się nie uda.
- Co takiego? - spytałem stanowczo zbyt pochopnie budząc w sobie zainteresowanie,
Usiedliśmy w kącie, a Jun opowiedział mi jak się tutaj znalazł. Jego była dziewczyna znajdowała się właśnie w tym hotelu, po tym jak ich rodziny zmusiły ich do zerwania. Hana była malarką, a Jun uczył się na lekarza. Poznali się jeszcze w szkole średniej i przez dłuższy czas musieli ukrywać swój związek, ponieważ rodzice obojga z nich od bardzo dawna szczerze się nienawidzili. Można by powiedzieć - współcześni Romeo i Julia.
- Widzisz Taemin - powiedział chłopak, chowając twarz w dłoniach. - Tamtego dnia, kiedy rodzina dowiedziała się o naszym związku, zareagowałem jak dupek. Jej krewni obracają się bardzo artystycznych dziedzinach zawodowych i prowadzą wiele galerii sztuki. Jednak mój ojciec nie uważa tego zawodu za przyszłościowy i to był pierwszy zarzut jakim została obrzucona przez mojego ojca, że nigdy nie będzie w stanie zarobić na tych swoich głupotach. Nawet jeśli teraz pochodzi z bogatej rodziny.
- Nie zgadną, twój ojciec jest lekarzem?
- Tak.
- Pozwoliłeś jej odejść?
- Zatkało mnie... Chciałem ją chronić, naprawdę! Jednak czułem się, jakbym zdradzał rodziców, którzy zapewniali mi, ich jedynemu synowi, wszystko co najlepsze.
- Więc co chcesz teraz zrobić? - spytałem patrząc na niego z ukosa.
- Przeprosić ją - wyjąkał. - Powinienem był od razu to zrobić, ale zabrakło mi odwagi. Chce dla niej skończyć z podporządkowywaniem się rodzicom, nawet jeśli czeka mnie za to odcięcie finansowe.
- Dlaczego Hana zatrzymała się w hotelu?
- Nasza wspólna przyjaciółka powiedziała mi, że mają tu najlepsze spa w Seulu. Poza tym chciała wyrwać się z domu, gdzie wszyscy mówili jej, że skończy ze mną właśnie tak.
Kiedy mężczyzna mówił o swojej narzeczonej, widziałem w jego oczach to czego tak bardzo nie rozumiałem i nie znałem – miłość. To uczucie  wzięło górę nad rozsądkiem bycia odpowiedzialnym w pracy powierzonej mi przez Minho.
– Pomogę ci.
- Naprawdę?
Zobaczyłem błysk w oczach Juna i to tylko bardziej zmotywowało mnie do działania. Chciałem to zobaczyć - szczęśliwe zakończenie. Przekonać się, że ta dziewczyna na górze równie mocno pragnie spotkania z tym mężczyzną.
Korzystając z przywileju bycia pracownikiem hotelu i wchodzenia tam gdzie zechce, ukradłem zapasowy klucz do pokoju Hany, równie szybko i niepostrzeżenie, jak prześlizgnąłem się z Junem na jej piętro.
- Nie będziesz miał zbyt wiele czasu jeśli twoje dziewczyna głośno cię przywita –ostrzegłem mężczyznę. – Poza tym na pewno mają więcej kluczy do tego pokoju.
- Rozumiem, dziękuje.
Kiedy zniknął za drzwiami pokoju nr 218, usłyszałem zaskoczony głos Hany. Zagryzłem wargę zaczynając odliczać w myślach minuty do zjawienia się ochrony. Ciśnienie dopiero mi podskoczyło, kiedy na horyzoncie zobaczyłem Minho.
- Recepcjoniści przekazali mi, że zwinąłeś im klucz do pokoju - powiedział ze złością.
Najwyraźniej nie byłem tak sprytny, jak myślałem. Na moją niekorzyść na pewno nie przemówiło jeszcze większe podniesienie się głosu kobiety w pokoju.
- Kogo ty tam wpuściłeś! – krzyknął Minho. – Do cholery, zaraz będzie tu ochrona, ale za nim dostane zapasowy zestaw kluczy w środku może stać się coś złego!
Poczułem, jak klucze w mojej dłoni prawie wypadają mi z uścisku. Minho szybko to zauważył. Schowałem rękę za siebie. Jeśli do tej pory Minho był zły to teraz dopiero się wkurzył.
- Taemin – syknął stanowczo. – Oddaj mi te klucze.
Pokręciłem głową.
- Taemin. – ruszył w moim kierunku.
Był wyższy i silniejszy niż ja. Nie mogłem się z nim mierzyć siłą. Postanowiłem więc ruszyć głową. Czego Minho mi nie zrobi... Klucze wylądowały w moich bokserkach. Minho zatrzymał się i otworzył z niedowierzaniem usta.
- Myślisz – syknął. -  Doprawdy, naprawdę myślisz, że ich stamtąd nie wyciągnę?
Usłyszeliśmy płacz i w tej samej chwili Minho ruszył na mnie, łapiąc za nadgarstek. Próbowałem się wyrwać jednym szybkim szarpnięciem, ale moja siła sprawiła tylko, że prawie na niego wpadłem. Odskoczyłem, jak oparzony. Całą siłą zapaprałem się butami o powietrznie holu, ale w efekcie ślizgając się, zjechałem do pozycji siedzącej.
-  Taemin, co ty wprawiasz!
Chciał mnie podnieść, ale tym razem moja masa ciał okazała się lepiej rozkładać na ziemi i nie miał już takiej prostej możliwości podniesienia mnie. Zacisnął usta i za nim się obejrzałem siedział na mnie okrakiem, przyciskając moje nadgarstki do ziemi.
- Wyciągniesz te klucze czy nie? – spytał, ale nie aby grać na zwłokę. To było ultimatum, a jego oczy mówiły mi, że jeśli tego nie zrobię weźmie klucze siłą.
- Nie - wydusiłem.
Jego usta zacisnęły się, a on przez ułamek sekundy się zawahał. Przez ułamek sekundy widziałem w jego tęczówkach jakąś obawę. Jednak nie była to obawa o złamanie swoich zasad, a zaskakująco, obawa przed przekroczeniem mojej własnej granicy. Po tej sekundzie puścił moje nadgarstki i zaczął rozpinać moją koszulę, a właściwe rozrywać, wyciągając ją ze szlufek moich spodni. Kilka guzików potoczyło się po podłodze, moje palce znalazły się na jego klatce piersiowej. Chciałem go odepchnąć, ale moje ręce były tak wiotkie, że nawet go nie ruszyłem. Klamra od paska świsnęła mi przed oczami, a ja zamarłem. Złapałem go za rękę, a on wykrzyknął.
- Dlaczego tak bardzo nie chcesz dać mi tego klucza!?
Niespodziewanie nasze oczy się spotkały, a on zastygł. Jego dłonie pozostały na moim rozporku, a oddech przestał napędzać poruszające się w powietrzu cząsteczki atomów.
Dlaczego to robiłem? Bo chciałem zobaczyć miłość. To było łatwe. Odpowiedź była łatwa. Tylko cholerne wypowiedzenie jej na głos było trudne. Zadrżałem. Jego oczy się rozszerzył.
Dopiero po niekończącej się minucie miałem wrażenie, że ktoś nacisnął play i świat znowu ruszył. Spojrzeliśmy za siebie, bo ochrona właśnie dotarła na górę i nie była sama. Kilkanaście par oczy wpatrywało się w nas z zaskoczonym wyrazem twarzy. Szczególnie Elizabet wyglądała, jakby nie wierzyła w to co widzi. Faktycznie, wyglądaliśmy dziwnie w takiej pozycji. Ja do połowy rozebrany i właściwie jak ofiara gwałtu, a Minho siedzący na mnie i przyciskający mnie do podłogi.
Choi opanował się pierwszy, podrywając się do góry z zażenowaniem na twarzy. Wyrwał klucz z ręki jednego z ochroniarzy i popędził z powrotem do drzwi. Od dłuższego czasu nie słyszeliśmy żadnych odgłosów zza ściany i zacząłem zastanawiać się, jak to interpretować. Może rzeczywiście źle odczytałem intencje Juna. Zacisnąłem usta wstając na nogi.
Minho pchnął energicznie drzwi i naszym oczom ukazała się para wtulonych w siebie ludzi. Dziewczyna tłumiła lekki szloch w ramionach Juna, a on gładził ją po włosach. Zapiąłem pasek, przywołując na twarz trochę opanowania, jakbym wcześniej wcale nie był zdenerwowany i niepewny podjętej w emocjach decyzji.
- Taemin! - mężczyzna wreszcie nas dostrzegł, a dziewczyna uśmiechnęła się do nas nieśmiało. - Hana zgodziła się zostać moją żoną!
Zgromadzona grupa gapiów odetchnęła z ulgą, rozchodząc się i mrucząc coś do siebie, a kilkoro osób stwierdziło, że przecież nie stało się nic wielkiego. Zapiąłem kilka pozostałych w mojej koszuli guzików, siląc się na przyjazny uśmiech wobec Juna, ale Minho, który właśnie wracał do siebie z ataku szoku, zmroził mnie spojrzeniem. Nie wiem, czy czuł ulgę, że nic się nie stało, ale wyraźnie dobre zakończenie nie miało dla niego znaczenia i za chwile miał zamiar dać mi niezłą burę.
- Taemin - powiedziała Hana, ściskając bluzkę dłonią, na której pobłyskiwał pierścionek. - Dziękuje, że pomogłeś Junowi. Gdyby nie ty, może nigdy byśmy już się nie spotkali. Jutro miała wyjechać z kraju za granice.
Wzruszyłem ramionami, aby pokazać, że to nic takiego. Chociaż tak naprawdę, jej szczęśliwe spojrzenie dziwnie mnie rozgrzewało.
Pożegnaliśmy się, kiedy wsiadali do samochodu, starając się nie zmoknąć od deszczu. Usłyszałem głośny grzmot, kiedy zmierzyłem się twarzą w twarz z Elizabet. Zachmurzone niebo nie przepuszczało ani odrobiny światła.
- Nie masz żadnych granic moralności - syknęła, a błysk na niebie rozświetlił jej twarz. - Doigrałeś się. Najlepsze jest to, że sam przyniosłeś mi na tacy powody, aby móc renegocjować zerwanie umowy, którą zawarłeś z naszym ojcem.
Zagryzłem wargę i poczułem strach. Kiedy pomagałem Junowi nie sądziłem, że narobię takiego zamieszania. Tymczasem dostarczyłem kłopotów pracodawcy, a przecież moim obowiązkiem było zapewnianie mu spokoju i przyjemności. Ukradkiem oka zobaczyłem Minho. Szukałem w nim jakiejś oznaki, że jak zwykle wstawi się jakoś za mną przed siostrą. Jednak tym razem jego twarz był zacięta, a on starał się unikać moje wzroku.
Poczułem atak paniki. To nie mogło się tak skończyć. Nie mogłem stracić tych pieniędzy. Za bardzo ich potrzebowałem. Byłem idiotą. Dlaczego nie siedziałem cicho. Dlaczego musiałem wychylić się z czymś takim. Przed oczami stanęło mi ciemne pomieszczenie. Klatka, która otaczała mnie przez ostatnie lata mojego życia. Moje serce uderzyło mocniej i odbiło się echem w tamtych czterech ścianach, które oplatały pnącza ciemnych kwiatów. To, co tu i teraz, to była moja ostatnia szansa. Nawet jeśli miałem stracić tu cała resztę honoru, jaka jeszcze mi pozostała, musiałem to uczynić.
Zacisnąłem dłonie i wiedziałem już, że nie zostało mi nic poza jednym. Pochyliłem głowę, zasłaniając oczy włosami, po czym upadłem na kolana, tuż przy nogach Elizabet.
- Błagam - szepnąłem. - Wybacz mi.

***

Mimo, że nie taki był mój plan, kolejny raz zerkałem przez szyby na podjazd do hotelu. Elizabet była bezwzględna. Kazała stać Taeminowi na deszczu aż nie pozwoli mu wejść do środka. Chociaż sam nie byłem lepszy... Czy karanie go w taki sposób to było jakiejś wyjście?
- Uparty ten dzieciak - usłyszałem głos jednego z pracowników sprzątających. - Może powinniście mu  już odpuścić? W końcu to wasz kuzyn.
Spojrzałem na niego wytracony z zamyślenia. Wyjąłem jedną dłoń z kieszeni spodni i oparłem ją o szklaną szybę przy wejściu do hotelu.
- Zachował się bardzo lekkomyślnie.
- Ale wyraźnie tego żałuje, niech pan popatrzy - powiedział mężczyzna z jakimś rozczuleniem i popchnął dalej wózek ze środkami czyszczącymi.
Westchnąłem. To nie było raczej żałowanie, a zwyczajna desperacja w zatrzymaniu umowy. Tylko skąd w nim aż taka desperacja, która popchnęła go tak głęboko, że żadna pojęcie dumy nie funkcjonuje już w jego słowniku?

***

Byłem już tak mokry, że nie robiły mi różnicy kolejne strumienie wody spływające po moim ciele. Chłód stał się już tylko miarodajnym uczuciem, które dochodziło do mnie gdzieś z daleka.
- Wejdź do środka.
Nie odwróciłem się nawet o milimetr, kiedy Minho stanął kilka kroków ode mnie w miejscu, gdzie kończyło się zadaszenie.
- Wejdź do środka - powtórzył spokojnie, ale z naciskiem.
Pokręciłem głową, a kolejne dawka wody ściekła mi za koszulkę. Lekki podmuch wiatru otarł się o moje ciało sprawiając, że odruchowo zadrżałem.
- Myślisz, że jak się tu wykończysz, to będzie dobrą rekompensatą za poniesione przez nas szkody? - syknął. - Kolejny raz zachowujesz się nierozsądnie.
Pokręciłem znowu głową, chociaż nie wiem na co tak właściwie odpowiadałem w ten sposób. Usłyszałem, jak Minho się spina, a następnie wychodzi na deszcze. Złapał mnie za ramiona i okręcił w swoją stronę. Mokre włosy zatańczyły mi przed oczami, gdy zostałem zmuszony do spojrzenia mu w oczy. Musiał być naprawdę wściekły, skoro robił taką scenę przed hotelem. Zacisnąłem usta.
- Przestań - wyrzuciłem. - Chce odpokutować za to co zrobiłem.
- To zrób to w mniej idiotyczny sposób! - potrząsną mną ze złością.
- Takie było moje zadanie i wykonam je do końca.
- Oszalałeś?
Mierzyliśmy się wzrokiem, kiedy deszcz wzmógł jeszcze bardziej. Uświadomiłem sobie, że kłócę się z moim pracodawcą, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. Zacisnąłem dłonie, opuszczając ramiona.
- Proszę, nie zrywaj umowy - wyjąkałem zaskakując chyba bardziej siebie swoją uległością, niż jego. Moje usta zadrżały, a on przestał mną potrząsać. - To ty tu rozkazujesz. Zrobię, co zechce, tylko... proszę...
Minho wyglądał przez chwile, jakby zastanawiał się o czym właściwie bredzę, aż w końcu na jego twarz znowu wstąpiła wściekłość.
- Masz racje - puścił mnie, odchodząc do tyłu kilka kroków. - To ja tu rozkazuje i masz mnie do cholery słuchać! - zdarzałem słysząc jego nagły, mocny ton głosu. - Więc zabieraj stąd ten uparty tyłek i właź do środka!
Moje oczy rozszerzyły się, a usta rozchyliły. Wpatrywał się we mnie, a właściwie przyciskał do ziemi swoją charyzmatyczną postawą. Byłem szczerze zaskoczony jego tonem głosu i tym, jak wykorzystał nagle swoją pozycję. Naciągnąłem na ramie skrawek mokrej bluzy i posłusznie wykonałem to czego ode mnie zażądał. Czułem się jak pod ostrzałem, idąc do windy. Ściekało ze mnie na podłogę i miałem wrażenie, że choć było mi zimno, moje ciało było rozpalone. Minho wsiadł ze mną do windy, a w powietrzu wyczuwałem, że nie zeszły z niego emocje po tym niespodziewanym użyciu władzy.
Weszliśmy do pokoju nawet nie zapalając za sobą światła. Światła błyskawic przecinających niebo błyskały za szybami, a ja stałem jakbym był u niego pierwszy raz.
- Ściągaj te ciuchy i załóż coś suchego.
Poczułem lodowaty chłód płynąc z jego głosu. Był zły. Naprawdę zły. Usiadł na kanapie nawet się do mnie nie odwracając. Dziwne. Było coś ciężkiego do zaakceptowania w jego postawie, co nagle się we mnie zbudziło. Jednak nic nie mówiąc wykonałem jego polecenie. Kiedy wróciłem, z luźno rzuconym na włosy ręcznikiem, nadal wyglądał tak samo. Zacisnąłem usta. Dlaczego to analizowałem? To nie miało sensu, a rysowało tyle emocji.
- Czego ty ode mnie oczekujesz Minho? - powiedziałem zaskakując sam siebie, że pytałem o to tak wprost. - Raz nie chcesz się do mnie zbliżać i przeczekać tę umowę po prostu nic nie robiąc. Potem chcesz żebym wykonał umowę na takich zasadach, jak zwykły pracownik, bo nie zamierzasz traktować mnie, jak zabawkę, z którą można robić co się chce. A teraz nagle chcesz bawić się w mojego pana i sprawdzić ile twoich rozkazów jestem w stanie wypełnić bez słowa protestu?
- A ty znowu o tej umowie!  - warknął podnosząc się i obracając w moją stronę.
- Jasne, że znowu o niej! - również podniosłem głos. - To nie moje wina, że nie wiem czego ode mnie oczekujesz! Mam prawo czuć się pogubiony, kiedy podpisuje jakiś papierek, a potem ty wywracasz zasady jego działania do góry nogami!
- Więc czego chcesz! - krzyknął. - Tego? - zbliżył się. - Mam cię ustawić tak, jak pisze w tej idiotycznej umowie i wykorzystać tak bardzo, aż nie zostanie w tobie nawet odrobina godności!?
Zacisnąłem dłonie.
- Może to byłoby lepsze niż ciągłe mieszanie mi w głowie!
- Bardzo proszę! - wykrzyknął. - Chcesz tej umowy!? To będziesz ją miał!
Za nim zdążyłem zrozumieć, że naprawdę mówi serio, pociągnął mnie z całej siły za nadgarstek, drugą ręką przyciągając za kark. Jego wargi rozwarły mi usta w momencie, kiedy złapałem ostatni wdech. Zacisnął palce na mojej skórze, a jego usta zagłębiły się w moich. Bałem się poruszyć i ledwo zdusiłem piśnięcie, kiedy przycisnął mnie do siebie jeszcze bliżej, a jego place wplotły się w moje mokre włosy. Nie byłem przygotowany na taki ruch z jego strony i nie miałem pojęcia co powinienem zrobić. Gdyby to był normalny klient, bez zadawania pytań oddałbym pocałunek. Jednak to był Minho...
Był dziwnie ciepły. Nie wiem. Albo ja byłem taki zmarznięty, albo on był taki gorący. Moje szeroko otwarte oczy powoli zaczęły przysłaniać opadające powieki, a moje nogi stały się jakieś słabe. Minho chyba to wyczuł, bo nagle jego usta straciły kontakt z moimi. Miał przyspieszony oddech i spoglądał na mnie z odległości kilku centymetrów. Nadal ściskał mnie w swoich objęciach.
- Taemin?
Podniosłem wzrok, ale ciało nie bardzo chciało mnie słuchać. Moje dłoń opadł swobodnie wzdłuż mojego boku, a ja straciłem kontakt z rzeczywistością.

***

Za oknem nadal padało, ale burza wydawała się już cichnąć. Usiadłem na brzegu łóżka. Jeszcze chwile temu był tu lekarz, aby odłączyć kroplówkę od ręki Taemina. Kiedy zanosiłem go do pokoju był tak lekki i wiotki jak piórko. Doktor stwierdził, że to przeziębienie, ale Taemin wyglądał na tak wycieńczonego, że postanowił podać mu dożylnie coś co szybciej go wzmocni.
W pomieszczeniu panowała ciemność. Spojrzałem na jego twarz. Był blady, a gęste włosy rozkładały się wokół jego głowy, jak ciemna aureola. Był spokojny. Jego klatka piersiowa unosiła się regularnie, a zacięty do tej pory wyraz twarzy, nie miał już w sobie nic ze wściekłości.
Westchnąłem i oparłem łokieć na udzie. Przeczesałem włosy dłonią, po czym położyłem ją na czole, zasłaniając sobie oczy zmierzwionymi kosmykami. Co we mnie dzisiaj wstąpiło? Kim był ten wściekły gość, który używał jakieś chorej władzy i wyżywał się na niczemu winnym chłopaku? Co gorsza, kim był ten, który go pocałował?
Nigdy nie posunąłem się do bawienie kimś, ani wykorzystywania go w sposób, który przekraczał jego granice. Nie pocałowałbym kogokolwiek, gdziekolwiek, po jakąkolwiek cholerę nie związaną ze szczerymi uczuciami. Więc co? Zrobiłem to, bo to coś dla mnie znaczyło? Chciałem go pocałować?
Poza szczeniackimi czasami szkoły, kiedy to razem z Jonghyunem próbowaliśmy różnych rzeczy, jak to niemądre, rozpieszczone dzieciaki z bogatej rodziny, nie myślałem nawet o całowaniu z chłopakiem.

***

Zbudziło mnie światło zza okien. Nie wiem, jak znalazłem się w swoim pokoju, ale czułem, że nie jestem w nim sam. Spojrzałem na Minho, który siedział obok mnie, opierając się plecami o ramę łóżka. Kiedy powoli otworzył oczy nasze spojrzenia się spotkały. Nasz pocałunek z wczorajszego wieczora wrócił do mnie, powoli, klatka po klatka. Po jego spojrzeniu wiedziałem, że on także pamiętał go tak intensywnie, jak ja. Promienie wschodzącego słońca przedzierały się przez szklane okna, rozświetlając jego twarz.
Było jakoś inaczej między nami, a ja czułem się jakoś bezpieczniej. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu, czułem się spokojnie. Ten stan, który mnie owładną pociągał za dawno nie używane sznureczki w mojej głowie. Przewróciłem się na bok w jego stronę. Wyciągnąłem rękę spod kołdry i powoli położyłem ją na jego klatce piersiowej. Przesunąłem dłonią po idealnie wyprasowanej koszuli. Musiał się przebrać po wczorajszej ulewie. Jego ciało spięło się w odezwie na mój dotyk, ale mnie nie odepchnął. Westchnąłem, czując się jeszcze trochę niewyraźnie. Pociągnąłem go za skrawek marynarki, a ona posłusznie opuścił się trochę w dół, opierając na łokciu. Nasze spojrzenia ponownie się napotkały. Moje palce powędrowały pod jego marynarkę. Przejechałem nimi po jego plecach, czując jak jego ciało było ciepłe. Pachniał, jak dobrze zarabiający mężczyzna. Jego zapach był jednocześnie intensywny i wyszukany. Przysunąłem się do niego bliżej, a moja dłoń wróciła na jego klatkę piersiową. Owinąłem sobie wokół dłoni jego krawat i pociągnąłem go za niego, tak że teraz nasze usta znajdowały się tuż na przeciw siebie. Moje ciśnienie zaczęło wzrastać. Nie podejrzewałem, że będę dobrowolnie pragną seksu z klientem. Nachylał się nade mną, a spod wachlarza jego ciemnych rzęs wyczytałem, że on także jest rozpalony. To było poranne, nieco leniwe porządnie, jak rozbudzanie się po długim śnie. Jakby przez przymknięte okna, w świeci trochę na jawie, a jeszcze trochę w marzeniach, dotknąłem moimi ustami jego. Przechyliłem głowę i delikatnie pogłębiłem pocałunek, zagłębiając się w jego ciepłe wnętrze. Prawie przerwałem, kiedy niespodziewanie poczułem jego rękę na moich plecach. Zagarnął mnie do siebie, zjeżdżając palcami coraz niżej. Oddał pocałunek, stopniowo przejmując inicjatywę. Jego język przesunął się po moim rozpalając moje pożądanie.
Było mi zbyt dobrze. Przez to uczucie, w tamtym momencie nie czułem się tak, jakbym sprzedawał swoje ciało, ale jakby to była zwyczajna randka między dwojgiem ludzi, która skończyła się w łóżku. Jego dłonie powędrowały pod moją koszulkę, delikatnie pieszcząc moje ciało. Ustami zjechał wzdłuż mojej żuchwy, schodząc na moją szyje. Odchyliłem lekko głowę, pozwalając mu znaczyć językiem mokre ślady na mojej skórze. Między nogami czułem, jak jego penis zaczyna na mnie napierać. Przyciągnąłem go do siebie za pasek spodni, wciskając moje udo między jego nogi. Kiedy to zrobiłem, uścisk Minho wzmocnił się, a palce powędrowały w dół moich pleców. Jego dłonie wślizgnęły się pod materiał moich spodni dresowych i zacisnęły na pośladkach. Westchnąłem, przygryzając wargę.
Jakieś słowa chciały wpłynąć na moje usta, kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Najprawdopodobniej codzienna porcja śniadania przyjechała dzisiaj wcześniej. Minho zastygł uspokajając oddech, a kiedy nasze oczy się spotkały poczułem się spięty. Spięty tym, jak na mnie patrzy. To nie było takie spojrzenie, które widywałem w oczach podnieconych gości. To było coś więcej, coś innego, coś co dawało mglistą nadzieję na to, że ktoś patrzy na mnie, a nie przeze mnie...