piątek, 29 kwietnia 2016

Ruszył ze mną, z cichego świata, w światy wiecznie drżące. W nową dziedzinę, nieśmiertelnie ciemną.


Drogi Nieznajomy

Przeze mnie droga w miasto utrapienia,
Przeze mnie droga w wiekuiste męki,
Przeze mnie droga w naród zatracenia.
Jam dzieło wielkiej, sprawiedliwej ręki.
Wzniosła mię z gruntu Potęga wszechwłodna,
Mądrość najwyższa, Miłość pierworodna;
Starsze ode mnie twory nie istnieją,
Chyba wieczyste - a jam niepożyta!
Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją
(napis nad bramą Piekła, Piekło, Pieśń III)

Dante Alighieri - Boska komedia

N. 

***

Tej nocy usłyszałem krzyki z kuchni Jonghyuna. Wyszedłem z pokoju na schodu, kryjąc się niepewnie na ich czubku.
- Nie wierze, że to robisz!
Jej krzyk rozszedł się wzdłuż schodów jak drżenie po ziemi. Odruchowo otuliłem ramiona dłońmi.
- Nie sądziłam, że jesteś w stanie zrobić coś takiego!
Jonghyun wyglądał na spiętego. Zacisnął szczękę, spuszczając wzrok.
- Robię to, co powinienem.
- Mam nadzieje, że wiesz co oznacza powinność - wycedziła, szukając jego spojrzenie. - Jeśli nie robisz tego, aby wyrównać rachunki, nigdy ci nie wybaczę!
Wtedy Jonghyun spojrzał do góry, a nasze oczy się spotkały. Przeszyło mnie jego spojrzenie, a chłód z kuchni uderzył ze zdwojoną siłą.
- Nie będziemy tu rozmawiać - powiedział, wyprowadzając ją z kuchni.
- Dlatego, że co!? Dlatego, że... - jej krzyk stał się niewyraźny, kiedy Jonghyun zamknął drzwi swojego gabinetu.
Czułem, jakbym właśnie usłyszał coś, czego nie powinienem. Nic nie zrozumiałem z tego o czym rozmawiali, a mimo to zrobiło mi się zimno. Dochodził do mnie z oddali podwyższony głos kobiety, a instynkt podpowiadał mi, że to co słyszałem, to nie kłótnia o stłuczoną szklankę.
Wróciłem do pokoju i opatuliłem się kołdrą. Czekałem kilkanaście minut, aż usłyszę zamykające się drzwi wejściowe. Zagryzłem wargę, niepewny tego, co teraz zrobić. Udawać, że nic nie zaszło? Serce kołatało nieznośnie, każąc zejść na dół i sprawdzić co z Jonghyunem.
W kuchni panował mrok, rozświetlany światłami wieżowców za oknami. Chłopak opierał się o blat, głaszcząc palcami kieliszek z winem. Objąłem prawą ręką swój bok, podchodząc do niego wolnym krokiem.
- To była twoje matka? – spytałem, analizując podobieństwo między nimi.
- Tak - rzucił krótko.
Odwróciłem wzrok, zgaszony jego oschłością.
- Nic o tobie nie wiem - szepnąłem. - W sierocińcu miałem wrażenie, że znam cię lepiej niż ktokolwiek. W moim małym świecie, otoczonym tymi pustymi ścianami, wszystko co o tobie wiedziałem, wydawało mi się tak wieloma najskrytszymi informacjami, jakie można poznać na temat drugiej osoby.
Milczał wpatrując się w czerwoną taflę pomiędzy brzegami szkła. Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Czy ty w ogóle lubisz bawić się na śniegu? - pogłębiłem gorzki uśmiech, obejmując się drugą ręką. Widziałem kątem oka, że jego powieki lekko drgnęły. Spojrzał na mnie, po czym chyba coś znowu do niego dotarło. Upił łyk alkoholu i przeniósł wzrok przed siebie.
- Nigdy nie okłamywałem cię celowo - odezwał się. - Lubię to, o czym mówisz.
Pokręciłem głową.
- Dlaczego mnie tu przywiozłeś? - wyszeptałem to pytanie, jak zdesperowany kochanek, miękkim, łamiącym się głosem.
- Ponieważ wiem co to powinność.
Zacisnąłem usta.
- To samo powiedziałeś swojej matce? - zbliżyłem się do niego. - Co oznacza twoja powinność?
Odsunął od siebie kieliszek i zwrócił się do mnie gwałtownie całym ciałem.
- Powinieneś raczej zapytać, jak cienka jest granica między moim egoizmem, a tym co jest moją powinnością.
Prawie to wykrzyczał, ale mi nadal było mało.
- Więc pokaż mi... Pokaż gdzie kończy się ta granica, bo nie rozumiem!
Znalazł się nagle tuż przede mną, łapiąc mnie za nadgarstek.
- Rozumiesz, Kibum! Bardziej niż myślisz.

~ * ~
3 lat wcześniej.

Serce waliło mi jak szalone, kiedy Jonghyun odebrał mnie z sierocińca. Cieszyłem się niczym wariat, że dostałem od dyrektorki możliwość opuszczenia budynku. Chociaż chodziłem już ulicą, którą szliśmy, w tamtym momencie wydawał mi się ona całkiem inna niż dotychczas. Byłem bardziej wolny i szczęśliwy niż zawsze. To prawdopodobnie dlatego zauważałem takie szczegóły, jak kwiaty w doniczkach przed restauracją, czy kolorowa parasolka susząca się na czyimś balkonie.
Dom Jonghyuna był taki jak przypuszczałem. Bardzo duży i bardzo luksusowy. Chociaż sam jego pokój był najbardziej minimalistycznym, pod względem wystroju, miejscem w domu. Wszystko było takie jasne i wspaniałe, aż napotkałem jego spojrzenie.
- Cholera - przeklął.
Uśmiech na mojej twarzy opadł lekko. Jego spojrzenie było tak mocne, że mimowolnie zadrżałem.
- Dlaczego tak łatwo jest ci ufać, Kibum? - spytał, podchodząc do mnie.
Odruchowo cofnąłem się o krok, ale on i tak stanął naprzeciw mnie.
- Ufać? - wyszeptałem.
- Słyszę jak bije twoje serce - powiedział niespodziewanie, a moje źrenice się rozszerzyły. - Dlaczego tak bardzo nie potrafię przestać cię pragnąć.
Wplótł palce w moje włosy, kciukiem unosząc mój podbródek. Zamarłem zdezorientowany jego słowami i tym co właśnie robił. Kiedy jego usta znalazły się blisko mnie, wyczułem w jego oddechu alkohol. Wiedziałam, że Jonghyun nie odmawiał sobie zbyt wiele, ale przy mnie, do tej pory, zawsze wydawał się jednak odmawiać sobie więcej niż zawsze.
- Wiem, że nie mam prawa, ale jednak poproszę - wycedził, jakby już żałował, że o to poprosił. - Czy mogę cię pocałować?
Moje wargi rozchyliły się, a serce rozkołatało się wprawiając w drganie najmniejszy skrawek mojego ciała. Nie mogłem uwierzyć w to, o co pytał.
- Nie trzęś się tak, bo sprawiasz, że nie potrafię nad sobą zapanować - szepnął.
Moje policzki zarumieniły się. Nic nie rozumiałem. Przecież on nie lubił mnie w ten sposób. A może zauważył, jak na niego patrzę i teraz się ze mnie śmiał.
Tymczasem on złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Włosy zatańczyły mi przed oczami, by po chwili odsłonić jego twarz tuż przed moją.
- Wybacz mi za tę jedną noc, kiedy będę egoistą - wyszeptał, nie próbując już nawet dosłyszeć mojej odpowiedzi. - Ta noc będzie ostatnia. Obiecuję.
Okręcił nas i oparł się ręką po mojej prawej stronie, a palcami drugiej pogłaskał mnie po szyi, wplatając je w końcu ponownie w moje włosy. W tamtej chwili, pochylił się nade mną i dotknął swoimi ustami moich.

~ * ~

Odsunąłem się od Jonghyuna, kiedy niespodziewanie stanął mi przed oczami obraz tamtego wieczora. To był pierwszy cień jego postępowania, który wzbudził moją niepewność. Jednak to była tylko jedna noc. Nic się potem nie stało. Było tak, jak dawniej, a ja zachowałem to wydarzenie, jako sen, który był bardziej realny niż inne. Nigdy do tego nie wracałem, aż do teraz, gdy znowu coś burzyło tę strukturę od dłuższego czasu tak niezachwianą.
- Nie wiem - szepnąłem. - Nie wiem, bo mówisz zagadkami.
Odstawił kieliszek i odwrócił się w moją stronę.
- To długa noc Kibum, idź spać.
Nie dotknął mnie, ale dotyk jego chłodu, kiedy mnie mijał, powiedział mi, że to koniec naszej rozmowy.
Wykorzystał mnie? Czy wykorzystywał mnie teraz...

***

Kibum wrócił do pokoju. Wyszedłem na taras, czując jak wieczorne powietrze koi moje zmysły. Ta rozmowa to tylko kolejny etap. To tylko kolejny stopień do przejścia. A jednak bolał jak cholera. Oparłem się o barierki spoglądając na ruch uliczny w oddali.
- Trzymaj swoje słabości blisko siebie, a nauczysz się nad nimi panować - powiedziałem gorzko, sam do siebie. - To już niedługo. A potem nie będzie już odwrotu.

Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją.