sobota, 5 kwietnia 2014

O jasności nikt marzyć nie broni, chociaż mi jasność nigdy już nie wróci i chociaż bardzo cierpię tęskniąc do niej.

              <podkład>

List 2.

Drogi nieznajomy, to znowu ja.

Jesteś obcy, właściwie to się nie znamy. Czy to nie sprawia, że chcesz mi powiedzieć więcej? To uczucie - bezpieczeństwo - czujesz je? Nie ocenie cię, bo cię nie znam.

Bawisz się świetnie? To super. To nie moja sprawa, że to robisz. Nadużywasz słowa na k? Rozmawiasz ze swoim kotem? Powiedz mi więcej. To nie sprawia, że chce cię oceniać.

Czuje się tak jak ty - gdybyś spytał. Czasem nawet mam wrażenie, że naprawdę mógłbym powiedzieć ci, o tych wszystkich cieniach, które we mnie żyją. A ty byś zrozumiał. Wyciągnął do mnie rękę i zacisnął ją na kolcach mojej róży.

Cicho jest tu, gdzie teraz jestem. Nie ma słońca tu, skąd do ciebie piszę. Wydaje mi się, że nie pamiętam już nawet, jak to jest, gdy promienie słońca ogrzewają twoją skórę. Napisz mi więc czasem o słońcu, żebym chociaż nie zapomniał jak się to pisze. Jak nazywa się ciepło.

N.

***


Zbudziłam się dzisiaj wcześniej niż zawsze. Właściwie, to zawsze budzę się wcześnie. Choć mieszkam niedaleko hotelu, jest tak wiele spraw do załatwienie, że nie mogę długo spać. Poza tym, często nawet nie potrafię.
Mocna kawa, nie jakieś latte. Kremowa sukienka i dłuższy żakiet. Pastelowy makijaż. Kiedyś malowałem się tylko na czarno, próbując rozciągnąć moje oczy wszerz, jak tylko to było możliwe. Jednak pozycja, do której doszłam sprawiła, że przestałam się już tak bać dyskryminacji. Dużo razy płakałam z powodu tego, że jestem w połowie Polką. Moja wspomniane już oczy, nie były aż tak skośne, jak powinny. Moja cera nie była tak jasna, jak przeciętnej Koreanki. Moje usta były pełniejsze, a włosy stale się kręciły, chociaż układałam je płasko, jak miały to w zwyczaju moje koleżanki. Jedyną przydatną cechą, jaką odziedziczyłam po rodzicach, była szczupła, wysoka sylwetka, która pozwalała mi spoglądać na innych z góry w sytuacjach, gdy czułam, że moja pewność siebie zmieniała się w strzępki kawałków, rozwianych jak wiosenne płatki drzewa wiśni.
Moje imię także było osobliwe. Najpierw mama chciała nazwać mnie Izabela, po mojej polskiej babci. Ostatecznie jednak połączyła miłość rodzicielską, z tą do Elizabeth Taylor decydując, że oba imiona brzmią podobnie i nazywając mnie Elizabet. Bez h. Chciała żeby było bardziej polsko, nawet jeśli jej to nie do końca wyszło. Ostatecznie imię od czasu do czasu skracała cała rodzina, od kiedy po raz pierwszy zrobił to Minho, mówiąc do mnie Lizzy. Chociaż oczywiście w pracy ta forma była zbyt infantylne. Więc na co dzień była Elizabet, a po godzinach Lizzy.
Przekroczyłam próg hotelu, zdejmując okulary przeciwsłoneczne. Drzwi otworzył mi odźwierny. Spojrzałam przelotnie, czy ma na sobie wyprasowany garnitur. Pracownicy portierni przywitali mnie, a ja kiwnęłam im głową. Wiem, że uważają mnie za zimną sukę. Nic nie poradzę na to, że jestem perfekcjonistką. Choć w sumie, to nawet nie stałam się taka z własnej winy.
Dostrzegłam Minho w restauracji. Był zajęty rozmową z jednym z gości, ale gestem ręki poprosił, żebym na niego zaczekała. Podeszłam do barku i oprałam się o wysokie krzesło.
- Może coś podać, pani Choi - usłyszałam męski głos za plecami.
Prawie straciłam równowagę, gdy to się stało. Cholera. Znowu się zapomniałam.
- Nie - powiedziałam, odwracając się lekko w jego stronę.
Mojej uwadze nie uszło, jego wąskie spojrzenie, podkreślone ciemnym kolorem kredki. Podejrzewałam jednak, że jego oczy, tak czy inaczej, wyglądałyby na ciemne. Część jego włosów opadała na tę głęboką oprawę wzroku, natomiast lewa strona leżała płasko, trzymana dwoma francuskimi warkoczykami.
- Coś jeszcze? - spytałam z dozą irytacji, gdy nie odchodził. Nie celowej. Bezwarunkowej.
- To pani stoi przy moim miejscu pracy, pani Choi - zauważył miękko, zwracając moją uwagę na to, że poleruje szklanki.
Odsunęłam się od blatu, zaciskając usta.
- Nie powinnam przychodzić tutaj rano, bo mam po tym tylko zły humor - mruknęłam cicho sama do siebie.
Chłopak uśmiechnął się, unosząc jeden kącik ust ku górze. Nie wiem, czy to dlatego, że usłyszał to co mówię, czy po prostu chciał mieć zdenerwować.
W końcu mój brat pożegnał się z gościem, podchodząc do nas.
- Onew - zwrócił się do barmana za mną. - Ten drink, który wprowadziłeś, smakuje klientom. Możesz go dodać do menu - poczym przeniósł swoją uwagę na mnie. - Jestem wolny, chodźmy do mojego gabinetu.

***

- O której tu będzie? - spytała mnie siostra.
- Właściwie to już się spóźnia - odpowiedziałem. - Poinformowałem personel, że gdy się pojawi mają pokierować go do mnie.
- Jak im wyjaśniłeś, kim on jest?
- Przyznałem po prostu, że to znajomy naszej rodziny, który nie ma się gdzie zatrzymać, bo sprzedał mieszkanie i szuka drugiego.
- Po pierwszy spojrzeniu na niego będą wiedzieli, że to ściema - stwierdziła sucho.
- Tak, czy inaczej, postaraj się nie okazywać mu tak dużej dawki niechęci, kiedy spotkasz go na korytarzu.  
- Rozumiem, że nie chcesz żebym tu była, gdy się pojawi?
- Chce ci oszczędzić niepotrzebnych nerwów - powiedziałem uspakajająco.
- Ten chłopak będzie tu przez miesiąc, więc i tak ich nie uniknę.
- Gdybym skończył remont domu, nie musiałby mieszkać ze mną w hotelu - westchnąłem.
To by wiele ułatwiło, jeśli nie zostałby wystawiony na świecznik. Nie było nam na rękę, aby informacje na temat ojca wyciekły. Opinia hotelu zostałaby nadszarpnięta, a w końcu tak długo staraliśmy się o jego wysoki status.
Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Chyba momentalnie się spięliśmy. Spojrzeliśmy na siebie, a Lizzy wstała od biurka.
- Proszę - rzuciłem z lekką obawą.
Nadal nie potrafiłem wyobrazić sobie, jak ma wyglądać jego miesięczny pobyt tutaj. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Ponownie miał na sobie ciemne spodnie, trochę rozciągniętą bluzę i dość ekstrawaganckie dodatki.
Siostra zmierzyła go zimnym spojrzeniem, chyba próbując pokazać mu, kto tu rządzi, a kto jest nikim. Wytrzymał ten wzrok, nie okazując cienia emocji, czego akurat żałowałem. Powinien był coś zrobić, a tymczasem tylko bardziej zdenerwował ją swoim zachowaniem. Złapała swoją torebkę i wdzięcznie minęła go, już na niego nie patrząc. Gdy drzwi się zamknęły, a my zostaliśmy sami, zrobiło się bardzo niezręcznie. Wiedziałem z kim mam do czynienia i to jeszcze mocniej wzmagało moją czujność.
- Witaj, Taemin - powiedziałem oficjalnie. - Może pokaże ci od razu nasz... twój pokój.
To zabrzmiało dziwnie. Mimo to nie mogłem dać mu osobnego pokoju. Bałem się, co może zrobić pozostawiony sam sobie. Zdecydowałem się więc umieścić go w moim apartamencie z dwoma sypialniami. Był wystarczająco duży, aby się w nim zgubić.
Kiedy szliśmy korytarzem, niemal czułem za sobą jego oddech. Sam nie wiedziałem czym się denerwuje. W końcu to dla niego powinna być krępująca sytuacja.
Przesunąłem kartą po czytniku i znaleźliśmy się wewnątrz mojego mieszkania.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebował... - zacząłem, ale nie dane mi było dokończyć.
Taemin przewrócił oczami, jakby pytał sam siebie, co ja wyprawiam tyle gadając. Poczułem jego dłoń na mojej klatce piersiowej, gdy popychał mnie lekko na oparcie kanapy. Byłem zaskoczony i przez to sprawiłem, że ta chwila kiedy zbliżał swoje usta do moich, trwała stanowczo za długo.
- Zaczekaj - pomachałem rękami przed sobą, po czym odsunąłem się od niego.
Jego spojrzenie stało się uważne, ale wargi zamknęły.
- Tłumaczyłem ci już, że nie zamierzam wypełniać tej umowy - zacząłem szybo
- Więc po co tu jestem? - spytał nagle melodyjnym głosem. Takim, który idealnie nadawałby się do śpiewania smutnych piosenek.
- Dlaczego podpisałeś tę umowę? - wymówiłem to pytanie, chyba pod wpływem próby zmiany tematu. Prawda była taka, że nie wiedziałem, jak mamy dotrzymać warunków tej umowy, nie wypełniając jej.
- To nie ma znaczenia.
Niespodziewanie zacisnął usta. To była pierwsze naprawdę mocna emocja, jaką kiedykolwiek zobaczyłem na jego twarz.
- Nie możesz po prostu przestać ciągle mnie o coś pytać i dać mi zrobić to, za co płacisz?
Wyglądał na zdezorientowanego. Opuścił wzrok, oddychając płytko. Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, ale kiedy tak stał, wyglądał bardzo krucho. Część jego bluzy zsunął się lekko, odsłaniając chude ramię.
- Ile masz lat? - spytałem zapominając, że prosił mnie, abym tego nie robił.
Milczał, jakby w proteście dla mojej kolejnej próby rozmowy. Poczułem wibracje i spojrzałem na wyświetlacz. Cóż, nie mogłem poświęcić mu więcej czasu, musiałem wracać do pracy. Spojrzałem na niego ostatni raz.
- Jeśli będziesz głodny, albo potrzebował czegoś innego, po prostu zadzwoń do recepcji.
Nie odpowiedział, trawiąc w jakieś myśli. Postanowiłem pójść za jego przykładem i zwyczajnie wyszedłem.

***

- Wejdź - powiedział, gdy stanąłem na przeciw drzwi do jego mieszkania.
Na dole przywitała nas ochrona budynku, po czym pokonaliśmy kilkanaście pięter. A teraz byłem tu, chociaż nie powinienem.  
Uchylił drzwi, kiedy nie wchodziłem. Pokonałem wewnętrzny opór, który wiązał mi nogi. Spojrzałem nieśmiało przed siebie i wszedłem do środka, zamykając za sobą ostrożnie drzwi.
Mieszkanie było w dużej mierze oszklone i musiałem pohamować swój nagły entuzjazm, żeby nie podbiec i spojrzeć z góry na ulicę. Zdjąłem buty, wsuwając stopy w ciapy, które przygotował dla mnie Jonghyun. Nie ruszyłem się jednak dalej nawet o milimetr.
- Czujesz się niezręcznie? - spytał spokojnie.
Kiwnąłem głową, unikając jego wzorku. To, że byłem w jego domu przyprawiało mnie o szaleńczy bieg serca. Zawsze zastanawiałem się, jak piękne musi ono być. Chłonąłem więc ukradkiem wielką przestrzeń salonu z otwartą kuchnią. Kremowe ściany biegły wzdłuż mnie, a wyglądające na bardzo drogie meble, pachniały świeżością.
- Nie powinieneś - wyjaśnił.
- Chcesz żebym znowu przepraszał za to, że tu jestem? - spytałem lekko smutno.
- Chce żebyś przestał to robić.
Podniósł pudełko pełne papierów ze stołu na środku salonu.
- Zaczekaj, pomogę ci - powiedziałem szybko, odnajdując w tym okazje do przydania się do czegoś.
Podbiegłem do niego, zostawiając torbę. Chciałem zabrać mu z rąk pudełko, ale nie puścił go. Zamiast tego spojrzał mi głęboko w oczy, a ja zmarłem.
Moje serce przyśpieszyło i poczułem się zażenowany mając wrażenie, że Jonghyun mógł zobaczyć i usłyszeć każde jego uderzenie. Planowałem się wycofać, ale zatrzymał mnie, kładąc swoje dłonie na moich. To tylko jeszcze bardziej przyprawiało mnie o zawrót głowy. Prawdopodobnie, gdyby teraz czegoś ode mnie zażądał, zrobiłbym to bez zastanowienia. Ale Jonghyun taki nie był.
- Przepraszam - westchnął, uwalniając mnie od swojego dotyku. - Nie powinienem.
Zostawił pudełko w moich rękach i mijając mnie, przeczesał mi włosy palcami. Prawie upuściłem opakowanie, gdy doszedł do mnie ten subtelny i zarazem intensywny kontakt między nami. Spuściłem głowę, zagryzając wargę i delikatnie się rumieniąc. Podziękowałem w duchu, że tym razem nie może mnie widzieć. To jak zareagowałem, musiałoby być dla niego żałosne. Przecież to było tylko krótkie dotknięcie. Mimo to, tak bardzo nadal czułem, jak nie znika wraz z przepływającym powietrzem, a trwa, rozchodząc się po całym moim ciele. Jak dreszcz.
- Możesz postawić pudełko do szafki obok ciebie - powiedział. - A potem chciałbym żebyś zobaczył swój pokój.
Zapadał już wieczór. Wykonałem swoją krótką przysługę wiedząc, że to za mało, aby zapłacić za jego pomoc. Tym bardziej, kiedy zobaczyłem mój pokój. Nie potrafiłem już ukryć swojego zaskoczenia i zafascynowania. Szczególnie dużym oknem skierowanym tak, że z łóżka mogłem obserwować gwiazdy.
W pomieszczeniu dało się wyczuć ciepło, którego nie dało opisać się słowami. Choć Jonghyun nie wyglądał na osobę radosną, lubiąca rozmowy i towarzystwo, to pokój, który dla mnie urządził, był tym wszystkim, co można by nazwać właśnie ciepłem. Pastelowe barwy, zapach kwiatów i większość moich ulubionych książek.
Coś ścisnęło mnie za gardło, kiedy zobaczyłem teleskop. Nie raz opowiadałem mu, jak uwielbiam patrzeć w nocne niebo. Jednak nigdy nie było mnie stać na takie rzeczy, jak te, które mi podarował.
- Podoba ci się? - spytał, a ja wyczułem w tym jakieś podekscytowanie. Albo może tylko mi się wydawało. Obróciłem się do niego, walcząc z tym, żeby się nie rozpłakać.
- Jest... piękny. Ja... to... to zbyt wiel...
- To zbyt mało - powiedział. - Żałuje, że tak długo musiałeś na to czekać. Jednak dopóki mieszkałem z rodzicami, nie mogłem cię stamtąd zabrać.
- Ja... - zacząłem.
- Kibum - wymówił moje imię tak, że zainkasował mnie na starcie. Zamilkłem. - Jestem twoim przyjacielem, tak?
- Jesteś... - wydukałem wiedząc, że przyjaciel to za małe słowo. Bałem się jednak dodać więcej.
- Czy możesz wreszcie przestać przepraszać i uznać to za pomoc przyjaciela?
Opuściłem wzrok. Dobre wiedziałem, że takie prezenty są zbyt kosztowne, aby dostać je od kogoś takiego. Albo być może były za drogie w moim świecie, tym, w którym nie mam nic. Przytaknąłem jednak, nie potrafiąc się dłużej kłócić.
- Zostawię cię teraz - pożegnał się. - Śpij dobrze.
Posłał mi krótkie, ale miłe spojrzenie. Prawdopodobnie zdobył się na nie, żeby wykrzesać na swojej twarzy pozytywne emocje. Przez chwile patrzyłem jak odchodzi, a potem opadłem na łóżko. Przyjemny materiał pościeli od razu dopasował się do mojego ciała. Popatrzyłem do góry, na kilka mieniących się gwiazd. Wypuściłem powietrze, rozluźniając się.
- Mój pokój - szepnąłem sam do siebie, a słodki zapach wewnątrz, rozniósł moje słowa między czterema ścianami pomieszczenia.

***

Rozluźniłem krawat przy szyi ciesząc się, że dzień dobiegł końca. Zazwyczaj go nie zakładałem, ale dziś miałem spotkanie z udziałowcami hotelu. Tuż przy drzwiach, przypomniałem sobie, kto przebywa w moim pokoju.
Nabrałem powietrza, mając wrażenie, że idę do pracy na druga zmianę. W pomieszczeniu panowała prawie ciemność. Zamknąłem drzwi dość ostentacyjnie, chcąc dać znać mojemu współlokatorowi, że wróciłem.
Rozejrzałem się wokoło, ale nigdzie go nie dostrzegałem. Nie powiem, bałem się go i tego, co robił. Nie byłem gejem. W czasach szkolnych wielokrotnie miałem okazje eksperymentować na temat relacji między dwoma osobami. Szczególnie, że moim przyjacielem był Jonghyun. Podejrzewałem, że on wypróbował już wszystko co możliwe na tym świecie. Nigdy nie chciał tego przyznać, ale im dziwniejsze i bardziej zakazane rzeczy czynił, tym bardziej wydawało mi się, że nie czuje przy tym kompletnie nic. Jakby czegoś usilnie szukał.
Będąc jednak z mężczyzną, byłem z nim raczej dla zabawy. Po prostu poniósł mnie alkohol i dobra impreza. To były może dwa krótkie razy w moim życiu. Na co dzień umawiałem się kobietami. Tymczasem, z dziwnych do wyjaśnienia powodów, bałem się Taemina. To jak na mnie patrzył, w jaki sposób się ruszał, jak wymawiał słowa... całkowicie zacierało moją granice rozumienia pojęcia drugiej osoby. Nie potrafiłem tego wyjaśnić, ale nie patrzyłem na niego, jak na chłopaka, a na kogoś kto się z nimi umawia. Nie, jak na kobietę, ale i równocześnie, nie jak na mężczyznę. Tym bardziej, że najprawdopodobniej był w jakimś związku z moim ojcem.
Uchylił drzwi do swojej sypialni i wtedy go zobaczyłem. Z tym samym magnetycznym spojrzeniem co zawsze. Lekko rozmarzonym, trochę złym i trochę smutnym. Chciałem się odezwać, ale uciszył mnie przykładając sobie palec do ust. Pokonał odległość między nami i stanął tuż przy mnie.
Jego ciepły oddech owiał moją szyje. Delikatnie dotknął opuszkami palców brzegu mojej marynarki. Poczym pomógł mi zdjęć krawat.
- Czy możesz przestać? - spytałem zaskakująco mało przekonująco.
Nie wiem dlaczego. Chciałem zobaczyć do czego się posunie? Nie odpowiedział. Jego dłoń znalazła się na mojej koszuli. Miał chłodny dotyk, który przebijał się przez materiał. Sunął tak palcami w dół, jakby wygładzał nie uprasowane ubranie. Uniósł swój wzrok, przymykając lekko oczy. Poczułem się nieswojo, kiedy patrzył na mnie z odległości kilku centymetrów. Odszukałem swój zagubiony język, aby wyrwać się z kajdan jego spojrzenia.
- Mówiłem ci, że nie będę uprawiał z tobą seksu.
- Daj mi szanse - poprosił niespodziewanie, jednak w bardzo spokojny sposób. - Potrafię to zrobić.
- Wierze ci, ale nic tego.
- Nie próbuj unieważniać tej umowy, proszę. Nie rób tego.
Powiedział to całkiem serio i byłem naprawdę zaskoczony dodaniem słowa proszę. To była bardzo duża suma pieniędzy i niewątpliwie zależało mu na niej. A jednak mimo sztywnych zasad, nie był do końca taki pewny siebie i bał się, że mogę podważyć treść dokumentu. Chyba nie wiedział, że to byłoby bardzo ciężkie do zrobienia, skoro nawet Jonghyun nie widział na to szans.
- Po co ci te pieniądze? - spytałem.
- Nie twoja sprawa.
Odsunąłem się od niego.
- Tak, czy inaczej, znajdę inny sposób umilania mi czasu. Jadłeś coś?
Jego spojrzenie się zwęziło, gdy zapytałem o posiłek.
- Po co o to pytasz?
- Co jest dziwnego w pytaniu o jedzenie?
- Nie wiem w jakim celu się tak kreujesz - rzucił, tym razem lekko zły. - Jeśli nie chcesz moje towarzystwa, pójdę spać.
Zniknął w swoim pokoju szybciej niż zdążyłem odpowiedzieć. Westchnąłem. Podsumowując: nic nowego się nie dowiedziałem i miałem tylko większy chaos w głowie. Opadłem na kanapę, odchylając głowę do tyłu. Zaczynałem czuć się jak niańka, która nie miała żadnych praw do własnego zdania. A to był dopiero pierwszy dzień. Nie chciałem wiedzieć, jak będzie wyglądał trzydziesty...

________ 

Tytuł to cytat z wiersza Kazimierza Przerwy-Tetmajera.