czwartek, 23 maja 2013

Są uczu­cia, ges­ty, obiet­ni­ce, na których spełnienie nie możemy cze­kać „w nies­kończo­ność”...tak jak każde­go dnia „wczo­raj” już nie wróci, a zos­ta­je tyl­ko „dziś”.

- Mogę do ciebie wpaść? - spytał Jonghyun, dzwoniąc do mnie 3 raz, po tym jak w końcu zlitowałem się odebrać telefon.
- Nie ma mowy.
- Wiedziałem, że się zgodzisz, więc zgadnij co! - powiedział. - Już stoję pod twoimi drzwiami!
Telefon prawie wypadł mi z rąk.
- Blefujesz - powiedziałem niepewnie.
- Nie tym razem kotku.
Wydąłem usta w grymasie myśląc nad tym chwile. W końcu wstałem i wyjrzałem przez okno. Cholera. Nie kłamał. Posłał mi zadziorny uśmieszek.
- Ile jeszcze będziesz mnie tak trzymał przed drzwiami? - usłyszałem w słuchawce.
Przewróciłem oczami. Odeszłam od okna i podskoczyłem kilka razy w miejscu z niezadowoleniem i rezygnacją. Westchnąłem. Spojrzałem na siebie w lustrze. Poprawiłem trochę włosy i zszedłem na dół. Spostrzegłem w kuchni mamę, która właśnie wycierała naczynia.
- Będę miał gościa - oznajmiłem.
- Tak? - zainteresowała się. - Kto to taki?
- To ten narcyz od porannej, niezapowiedzianej, wizyty.
- Ten, któremu tak smakowała moja kawa! - przypomniała sobie.
Ponownie przewróciłem oczami i poszedłem otworzyć drzwi. Jonghyun od razu wparował do środka jak do siebie.
- Ależ nie krępuj się - szepnąłem kpiąco, kiedy wymijał mnie, ściągając w pośpiechu buty.
- Dzień dobry - powiedział, zauważając moją mamę.
Uśmiechnął się promiennie.
- Dzień dobry. Jonghyun, prawda?
- Zgadza się.
- Przyznaj się! - powiedziała. - Przyszedłeś tu, bo tęskniłeś za moją kawą.
- Oczywiście - odpowiedział. - Od tamtego razu cały czas o niej myślę.
Zaśmiali się wesoło z tego suchego komizmu sytuacyjnego. Korzystając z tego, że mama nie widzi mnie w przedpokoju, przyłożyłem parę razu czoło do ściany, imitując gest uderzania. Jonghyun spojrzał na mnie kątem oka, wyraźnie usatysfakcjonowany moja frustracją. Gdyby ta dobra kobieta wiedziała, że ten palant nie jest normalnie ani trochę tak miły jak teraz, pewnie by w to nie uwierzyła. Zmusiła mnie do tego, aby przyjąć tą niesamowicie zrobioną przez siebie kawę. Zabrałem ją niechętnie i poszedłem z Jonghyunem do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi stopą i odstawiłem kubki na biurko. Chwile się wahałem, ale w końcu odwróciłem w jego stronę.
- Posłuchaj - powiedziałem. - Czy ja ci ostatnio czegoś nie powiedziałem?
- Masz na myśli to, że mnie kochasz?
Momentalnie zrobiłem się cały czerwony. Prawie wpadłem na stolik za mną. Uśmiechnął się szelmowsko, wkładając dłonie w kieszenie spodni. Kiedy to zobaczyłem, wstyd szybko zastąpiła złość. Zacisnąłem dłonie w pięści.
- Nie będę krzyczeć tylko dlatego, że na dole jest moja matka - powiedziałem przez zaciśnięte usta. - Przestań sobie pogrywać. Powiedziałem ci, że zastanowię się nad tym czy ci wybaczyć a nie, że to zrobiłem. Rozumiesz tą subtelną różnice między tymi dwoma kwestiami?
- Key, nie przeceniaj swojego sprytu - powiedział. - Pamiętam jak na mnie wtedy patrzyłeś. Jednak skoro chcesz neutralnej odpowiedzi, która nie pociąga za sobą żadnego z twoich może i zrobiłem to, w takim razie przyszedłem tu po prostu postarać się naprowadzić cię na odpowiedni wybór. 
- Serio? - zakpiłem. - Powodzenia. Będzie ci potrzebne.
- Tobie będzie potrzebne bardziej. Ja mam tylko jednego przeciwnika. Ty masz dwóch.
Zwęziłem oczy.
- Dwóch?
- Tak - powiedział. - Mnie i samego siebie. Myślę, że ten drugi będzie o wiele trudniejszy do pokonania niż ja - dodał i usiadł na łóżku. - Może powinienem po prostu usiąść i patrzeć?
Odwróciłem wzrok. Miał racje. Ta część mnie, która była tak beznadziejnie zakochana w Jonghyunie, obecnie wypierała z mojego ja wszystko inne. Co najśmieszniejsze, na prawdę chciałem mu wybaczyć. Jednak widząc go teraz, łatwe poddanie się nie wchodziło w grę. Chciałem więc także coś na tym zyskać. Podszedłem do niego.
- W porządku. Ja zajmę się sobą a ty zajmij się tym po co przyszyłeś. Poradzę sobie nawet z podwójną przewagą.
Wdrapałem się na łóżku i usiadłem koło niego po turecku.
- Skąd ta nagła zmiana zdania?  - spytał, unosząc brew ku górze.
- Powiedziałeś, że będziesz po prostu patrzeć. Ale jeśli chcesz mojego zaufania nie wystarczy, że będziesz tylko oddychać. Potrzebuje czegoś, w co uwierzę.
Odwrócił się ciałem w moją stronę, lekko zaskoczony moim zachowaniem. Po chwili uśmiechnął się ujmująco.
- Jest coś, co chce ci powiedzieć Key. Ale chce to zrobić w wyjątkowy sposób. Powiem ci to, ale nie teraz. Zrobię to po piątkowym przestawieniu.
Spiąłem się.
- To ma mnie przekonać? - zakpiłem. - Więc spadaj i do piątku.
Przesunąłem się w głąb łóżka i położyłem na boku, odwracając od niego. Po chwili poczułem, że materac się ugina, a Jonghyun kładzie się obok mnie.
- Nie mogę teraz odejść - powiedział nagle tuż przy moim uchu.
- Dlaczego? - bąknąłem.
- Bo zwyczajnie nie zniosę kolejnej samotnej nocy bez ciebie.
Poczułem, że serce mi zamiera. Jonghyun przytulił się do moich pleców, oplatając mnie swoimi rękami. Czułem jak jego ciało styka się z moim, a ja zaczynam czuć to co zwykle czuje przy Jongunie. Zmiękłem, zaciskając usta.
- Nie możesz tu spać - powiedziałem głupio.
- Wiem - zaśmiał się w ten swój niesamowity sposób. - Pozwól mi więc chociaż razem z tobą zakończyć ten dzień.
Zagryzłem wargę.
- A potem wrócisz do domu? - spytałem.
- A potem wrócę do domu.
Rozluźniłem się lekko, czując na policzku promienie zachodzącego słońca. Może i byłem głupi, ale czy to miało znaczenie, kiedy będąc głupcem mogłem być z nim? Tego dnia coś sobie obiecałem. Wiedziałem, że to się nigdy nie uda, ale jeśli w jakiś niemożliwy i fantastyczny sposób się to wydarzy, to cokolwiek Jonghyun mi nie powie, stanie się to tym, co będzie ostatecznością. Ten piątkowy wieczór to będzie ostatni raz, kiedy będę się zastanawiał. Tego dnia ruszę dalej w tą stronę, którą wybierze dla mnie los. Cokolwiek się stanie, zapamiętam ten dzień jako początek mojego przyszłego życia. Mam nadzieje, że mnie kochasz Jonghyun - pomyślałem i splotłem nasze dłonie razem, zapisując te chwile na kartach swojej pamięci.

***

       Kolory zachodzącego słońca pięknie malowały się na tle ulicy. Wybrałem dziś na spacer, zamiast głównej drogi, bardziej dzikie i naturalne tereny miasta. Dłoń, którą trzymałem, była lekko chłodna w porównaniu do mojej. Taemin niechętnie przystawał na takie gesty, ale odkąd wiedziałem co do mnie czuje, łatwo potrafiłem manipulować jego zażenowaniem i powściągliwością. Jego twarz oplatały brązowe, połyskujące włosy, jak zwykle związane niedbale w małą kitkę. Obiecałem mu, że pójdziemy dziś do mnie. Moja matka miała wrócić dopiero jutro, więc korzystałem z ostatnich okazji bycia z Taeminem swobodnie w naszym domu. Westchnąłem, zastanawiając się jak przekonać ją do niego tak, aby nie wszczeła awantury.
- Co takiego tak przeżywasz? - spytał niby od niechcenia.
Spojrzał na mnie, a ja uśmiechnąłem się do niego ciepło, wywołując rumieńce na jego policzkach. Odwrócił się wyprowadzony z równowagi zachowaniem swojego ciała.
- Przestaniesz kiedyś irytować się tym, że mnie lubisz? - spytałem rozbawiony.
- Nie sądzę.
Zatrzymałem się. On nie zauważając tego szedł dalej, co sprawiło, że niespodziewanie został pociągnięty do tyłu.
- Co ty robisz? - spytał zaskoczony.
- Posiedźmy tu przez chwile.
Spojrzał na rzekę płynącą niedaleko nas. Pociągnąłem go za rękę, zanim cokolwiek powiedział i zeszliśmy siadając przy jej brzegu. Bryza znad wody była kojąca w ten gorący dzień.
- Pamiętasz jak spotkaliśmy się pierwszy raz? - spytałem.
Spojrzał na mnie z ukosa i podkulił nogi, oplatając je ramionami. Zawsze tak robił, kiedy bał się powiedzieć co czuje. Próbował otoczyć się wyimaginowanym kocem i mówić zza niego, chyba wyobrażając sobie, że jest niewidzialny.
- Tak. Wkurzyłeś mnie.
Uśmiechnąłem się.
- Pamiętam. Byłeś taaaaaki naburszmuszony! - powiedziałem, napełniając policzki powietrzem i wskazując na nie palcami.
Uśmiechnął się lekko rozbawiony, zwężając oczy w niby gniewny sposób. 
- Widzisz, miałeś racje - odparł. - Tak mi już zostało.
- Rzeczywiście - przyznałem mu racje. - To się nie zmieniło. Ale to nie jedyna rzecz, która się nie zmieniła.
Przytulił usta do kolan. Przymknął na chwile oczy, a następnie otworzył je i popatrzył przed siebie. Wydawał mi się taki delikatny, kiedy myślałem o nim w perspektywie tego ogromnego, ciężkiego świata. To nie była jego wina, że stał się taki zimy i nie potrafił nikomu zaufać. Wierzyłem, że nasze ponowne spotkanie to jakiś znak. Chciałem się nim zaopiekować, bo wiedziałem, że w środku kryje się osoba, która tak jak każdy potrzebuje miłości.
- Chce żebyś coś wiedział Minho - powiedział nagle.
Wokół nas panowała pustka. Jakbyśmy byli jedynymi, którzy chcieli tego dnia zakosztować spokoju nad tą rzeką.
- Tak?
- Ja... Dziękuje ci. Może nie potrafię tego okazać, bo zawsze jestem niemiły, ale doceniam wszystko to co dla mnie zrobiłeś...
- ... ale nadal mi nie ufasz - dokończyłem. - Wciąż jest tak wiele rzeczy, które ukrywasz.
- Ale ja ufam ci Minho! - zaprotestował, odwracając się w moją stronę.
- Więc dlaczego?
- Wciąż mamy czas - powiedział. - Mamy? Powiedziałeś, że nigdy mnie nie zostawisz. Nigdy to bardzo długo, nie sądzisz? Pozwól mi więc zrobić to stopniowo. Kiedyś, na pewno dam radę opowiedzieć ci wszystko... wiesz jak wiele jest tego, co chciałbym ci powiedzieć? Musisz dać mi tylko czas. Możesz, prawda?
- Czasu mam aż nadto - uśmiechnąłem się. - Myślę, że uda mi się trochę ci go zagospodarować.
Wstałem i podszedłem do niego, po czym siadłem za nim i objąłem go rękami w pasie. Wtuliłem nos w jego włosy, zaciągając się zapachem jego ciała.
- Jesteś wszystkim tym, co w życiu zdarzyło mi się najpiękniejszego - powiedziałem. - Przeżyje dla ciebie kolejny dzień na samej tylko świadomości tego, że mi ufasz. Wciąż pamiętam twój uśmiech sprzed lat. Jest tak samo wyjątkowy jak ten, który posiadasz teraz. Żadna inna miłość, niż ta do ciebie, nie da mi tyle szczęścia. Dlatego ty także musisz mi coś obiecać.
Obrócił się lekko, by spojrzeć za siebie na moją twarz.
- Ja, obiecuje ci - powiedziałem. - Że cokolwiek by się w naszym życiu w przeszłości nie wydarzyło, będę zawsze przy tobie. Na dobre i złe. Nawet jeśli znowu zmienisz się w pokręconego nastolatka, to nic nie zmieni - posłała mi wredne spojrzenie, poczym oboje się zaśmialiśmy - Wciąż będę cię kochał, a ty wciąż będziesz mógł na mnie liczyć. Nawet wtedy, kiedy będziesz w totalnej rozsypce emocjonalnej i jedyne co ci w życiu pozostanie to płacz. Chce żebyś płakał tylko przy mnie, nigdy w samotności. W takiej chwili będziesz mógł powiedzieć, że masz dla kogo żyć, a ja będę tym, który to potwierdzi. Nie musisz budować muru. To ja będę murem, który cię ochroni.
Popatrzył na mnie wyraźnie zakłopotany tym, co właśnie usłyszał. Zagryzł wargę, intensywnie nad czymś myśląc, a następnie spojrzał mi w oczy.
- W takim razie ja obiecuje ci, że stanę się kimś, kto zasługuje na twoją miłość. Będę przychodził do ciebie, kiedy będzie mi smutno i kiedy będę chciał płakać. Postaram się przestać się od ciebie odgradzać. I... - zatrzymał się, po czym wypuścił powietrze z ust - zawsze będę cię kochać. Może mam tylko 17 lat, ale dałeś mi w życiu tyle powodów, żeby się w tym utwierdzić, że bez zastanowienia i z czystym sercem mogę to przyznać.
Unosiłem lewy kącik ust ku górze.
- Chyba powinniśmy przypieczętować te nasze obietnice? - powiedziałem.
Popatrzył na mnie przebiegle.
- Chyba masz racje.
Podniósł się na kolana i obrócił całkowicie w moją stronę. Popatrzył mi w oczy i położył dłoń na mojej szyi. Pochylił się nade mną i złączył nasze usta razem.
        Zapamiętam ten pocałunek. Zapamiętam dzień, kiedy złożyliśmy sobie tę przysięgę na resztę życia. Wśród szumu wody i zapachu kwiatów wyznaliśmy sobie coś więcej niż tylko uczucia. Przysięgliśmy sobie obietnice, którą postanowiliśmy dotrzymać do końca naszego życia.
- Teraz jesteśmy związani na całe życie - powiedział Taemin, odrywając się ode mnie.
- Chyba tak.
- Więc chodźmy już do ciebie, bo umieram z głodu.
Zaśmiałem się. Wstaliśmy i skierowaliśmy się w stronę mojego domu. Taemin całą drogę paplał i prawie zacząłem żałować, że stał się teraz taki otwarty, bo nie dawał mi w ogóle spokoju. Kiedy dotrwaliśmy do mnie i otworzyłem drzwi kluczem, Taemin prawie przewrócił mnie w progu rzucając się na mnie,
- Spokojnie! - zaśmiałem się obejmując go w pasie.
Już chciał mi odpowiedzieć, kiedy nagle usłyszałem głośny dźwięk, jakby coś upadło na podłogę, a następnie poczułem, że coś uderza w mojego buta. Spojrzałem odruchowo na podłogę i ku mojemu zaskoczeniu, to co potoczyło się w moją stronę było niczym innym jak jabłkiem. Momentalnie poniosłem wzorek i zobaczyłem przed sobą bladą jak ściana twarz mojej matki. Wokół niej znajdowały się rozrzucone po kuchni owoce i przewrócona miska.
        Przecież miała wrócić jutro!? W mgnieniu oka puściłem Taemina, który także wydawał się być w szoku. Mama wyglądała jakby widziała przed swoimi oczami największy koszmar, jaki w życiu mogłaby oglądać. Poczułam się nagle dziwnie przerażony tym jak się zachowywała. Wcześniej była po prostu smutna, kiedy dochodziło do rozmowy o Taeminie. Teraz, to co pisało się na jej twarzy, to już nie wyglądało tylko na zmartwienie
- Mamo? - spytałem niepewnie. - Miałaś wrócić jutro.
- Co on tu robi? - powiedziała najpierw spokojnie, machinalnie poruszając ustami.
- Taemin...
- CO ON TU ROBI! - krzyknęła nagle.
Oboje z Taemin aż się zatrzęśliśmy od tonu jej głosu.
- Miałeś się z nim nie spotykać! Co on robi w naszym domu! Jak on śmie tu być!
Poczułem nagły przypływ złości. Do cholery, dlaczego ona to robiła! Mam prawo spotykać się z Tamienm. Miałem już dość tego jak go traktowała.
- To ty chciałaś żebym się z nim nie widywał - powiedziałem ostro, przerywając jej. - To ty tego chciałaś. Nie ja. Wyjaśnij mi, raz a porządnie, dlaczego go tak nienawidzisz. Ale musisz wiedzieć, że to co powiesz i myślisz nic nie zmieni. Kocham cię, ale jego też kocham i będę się z nim widywał mamo.
- Nie zrobisz tego, rozumiesz! - krzyczała. - Zabraniam ci!
- Dlaczego! - również zacząłem krzyczeć.
- Bo to przez niego i jego rodzinę twój ojciec nie żyje!
Upadła na kolana, chowając twarz w dłonie i zachodząc się przeraźliwym szlochem. A ja poczułem, że cały mój świat rozpada się na milion maleńkich, rozszarpanych jak śmieci, kawałków życia.

____
Myślę, że już to przeczuwacie, ale dopowiem, że w następnej notce możecie szykować się na pewien przełom, który zmieni życie wszystkich naszych bohaterów o 180 stopni. Nie zdradzę, czy na dobre, czy na złe, ale mogę wam obiecać niezłą dawkę akcji, więc czekajcie z niecierpliwością. :)

4 komentarze:

  1. oooooooooooooooooooooooooooo
    to było mocne. Zazdroszczę Ci, że potrafisz pisać takie słodkie fluffy, bo mi chyba wychodzą tylko smutne rzeczy, a Ty te wyznania tutaj tak ładnie opisałaś. Chociaż mam wrażenie, że Taemin troche za szybko stał sie 'normalny'.
    Boję się tego, co bedzie dalej...

    I więcej JongKey! ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taemin ma 17 lat więc to dzieciak, samolubny i nieogarnięty, ale dzieciak, który nie poznał w życiu zbyt wiele z miłości. Spotykając Minho, który tak bardzo go kocha i zdając sobie sprawę, że to szczere uczucie, chce zrobić wszystko żeby je zatrzymać. Udając wciąż, że mu nie zależy, zawali całą sprawę. On chce po prostu za wszelką cenę utrzymać Minho przy sobie i sprawdzić, czy to coś co zwie się miłością, może być także dane jemu. W głębi duszy, to tylko dziecko, które od małego nie było przytulane i teraz zachłysnęło się tym, że komuś na nim zależy. Jest tak rozchwiany emocjonalnie, że ma naprawdę wiele twarzy, które jeszcze zresztą tu pokaże, skoro tak tęsknisz za niegrzecznym Minim. :P

      Usuń
    2. rozpłynęłam się przy JongKey... ich uczucia są takie porywające. jak sobie wyobrażę Jonghyuna z tym dinusiowo-szczenięcym wzrokiem, patrzącego na Kibuma jak w obrazek, to od razu mi się ciepło na sercu robi. jak ja uwielbiam ten paring, no po prostu - są najlepsi♥ i fanfiction z nimi zawsze jest takie prawdziwe. już nie mówiąc o tym, że Ty opisujesz to tak realistycznie i ciekawie i w ogóle, nie wiem ile razy już się rozwodziłam nad tym :D
      jestem strasznie ciekawa co takiego zrobili państwo Lee że wpłynęło to tak na życie rodziny Minho ;u; mam nadzieję że to się da jeszcze pogodzić. no chyba że chłopcy pozostaną nielegalni (nie mam nic przeciwko temu!)
      umieram z ciekawości przed następnym rozdziałem, zresztą każdy nowy rozdział poprawia mi humor :3

      Usuń
  2. dopiero dziś mam czas, żeby skomentować, wybacz.
    wiedziałam. wiedziałaaaam, ale i tak jestem zaskoczona. urocze i słodkie 2Min postawione pod znakiem zapytania, i to jeszcze po takich wyznaniach. coś wielkie łzy wyczuwam i podejmowanie ciężkich decyzji. szkoda mi Taemina, bo coś mi się zdaje, że będzie dramatycznie. w ogóle, Boże, kończyć w takim momencie! Ty to wiesz jak zbudować napięcie.
    JongKey. maaaałoooo. tak bardzo za mało jak dla mnie, ale niech będzie wola autorki. lubię dialogi w JongKey i ich słowne przekomarzanki. odzwierciedlają ich osobowości, sposób w jaki mówią jest charakterystyczny, strasznie mi się to podoba.
    pozdrawiam i weny życzę : )

    [spam]
    zapraszam do czytania i komentowania ;}
    http://wiezirodzinne.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń