Zacisnąłem palce na papierze, który znajdował się w moich
dłoniach. Poczułem jak moje ciało wiotczeje a ja nie mogę złapać oddechu. To się nie dzieje naprawdę... To nie jest
prawda. Chyba zacząłem się trząść, bo obraz przed moimi oczami stał się
lekko rozmazany. Usłyszałem zamykające się drzwi. Ten dźwięk docisnął nóż
wbijający mi się w cerce. Poczułem lekki powiew na skórze, kiedy chłopak mijał
mój fotel. To, co się teraz działo, to był najgorszy scenariusz jaki mogło mi
napisać życie. Nigdy nie wierzyłem, że to się ponownie stanie. A jednak, w tej
chwili, zostałem wystawiony, szybciej niż myślałem, na pokutę, za lekkomyślną
próbę znalezienia pomocy w piekle. Z bólem w sercu, uniosłem swoje spojrzenie
ku górze, napotykając ciemne jak noc tęczówki. Kiedy mnie zobaczył, jego usta
otworzyły się lekko a papiery, które ze sobą przyniósł, bezwiednie opadły na
biurko. Moja dolna warga zadrżała, kiedy bezradnie mierzyłem się z jego
spojrzeniem. Miałem wrażenie, że cofnąłem się w czasie. Tak jakby ten czas, jaki
spędziliśmy bez siebie, nigdy nie miał miejsca. Czułem się ponownie jak naiwny
nastolatek, który zakochał się w bogatym chłopaku bez skrupułów. Jonghyun był
równie zdezorientowany, co ja. Na jego twarzy malowało się dziwne do określenia
przerażenie. Nie rozumiałem. Myślałem, że to znowu jego pomysł.
- Zaplanowałeś to? - spytałem, siląc się aby mój głos się
nie załamał.
Zaplanowałeś to? Poczułem
jak wracają do mnie wspomnienia z tamtego wieczoru. Chłód na skórze, nocne
światła i mokre ślady rysujące się na mojej twarzy. Zacisnąłem usta, odganiając
od siebie te myśli. Byłem rozdygotany i ani trochę pewny siebie. To nie tak
planowałem wyglądać, gdybym kiedyś w przyszłości miał spotkać Jonghyuna. On
opanował się szybciej niż ja. Nie byłem tym zdziwiony.
- Oczywiście, że nie - powiedział pewnie. - Wiedziałem, że
będę współpracował z nowym projektantem. Nie wiedziałem, że to ty nim będziesz.
Zresztą nawet bym tego nie chciał... - dodał ciszej.
Moje źrenice się rozszerzyły. Poczułem, że ból uderza teraz
we mnie ze zdwojoną siłą. Nawet bym nie
chciał... Te słowa mnie dobiły i bardzo zraniły. O czym ja myślałem? Że wciąż
mogę go cokolwiek obchodzić? Jasne, że nie. Mimo bólu, ta reakcja pomogła mi
poddźwignąć trochę moje ego. Jonghyun wyglądał doroślej w swoim eleganckim
stylu, przełamanym codziennymi dodatkami. Cholera... nie chciałam o nim myśleć.
Nie miałam zamiaru skupiać się na jego wyglądzie ani tym, co myśli. Musiałem
jedynie zapracować na dane mi pieniądze, na operacje mamy. Wstałem
ostentacyjnie, czym go zaskoczyłem.
- Prześle ci moje projekty. Później umówimy się żeby je
omówić. To wszystko.
Odwróciłem się. Chciałem wyjść, ale mnie zatrzymał.
- Zaczekaj - powiedział.
Serce mi podskoczyło a usta zadrżały. Odwrócony mogłem sobie
pozwolić na taką reakcje.
- Słucham? - spytałem niepewnie.
- Jak ci się... powodzi?
To pytanie zabrzmiało tak niezręcznie i dziwnie, że przez chwile
nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
- Świetnie.
- To znaczy?
Zagryzłem wargę. Chciałem żeby wiedział jak bardzo mnie już
nie obchodzi. Szczególnie po tych słowach, wyrażających tyle niechęci do mojej
osoby.
- Jest wspaniale - poczułem, że moje oczy robią się mokre. Wmawiałam
sobie, że to z powodu tylu emocji, które przeszedłem: mama, praca, Jonghyun. -
Miałem świetny staż za granicą. Mam wiele rekomendacji. Poza tym od roku
spotykam się z Chujina. Pamiętasz go? Myśle, że to jest coś poważnego.
Przez chwile słyszałem cisze i nie mogąc już hamować swoich
emocji, wypaliłem:
- To wszystko?
- Tak.
- Więc, pójdę już.
Kiedy tylko zamknąłem za sobą drzwi rzuciłem się schodami na
dół. Biegłem tak, aż budynek rodziny Kim zniknął mi całkowicie z horyzontu.
***
Jungah paliła na dachu wieżowca naszej firmy. Rozciągał się
z niego widok na panoramę miasta. Jej długie włosy falowały unoszone lekko
przez wiatr. Uśmiechnęła się niewinnie, kiedy dostrzegła, że do niej idę. Nie
wyglądała na zaskoczoną, a wręcz wydawało mi się, że czekała aż ją znajdę.
- Piękny widok, prawda? - spytała.
Oparłem się o poręcz tuż przy jej boku.
- Co ty kombinujesz?
Wypuściła z ust nikotynowe powietrze. Uśmiechnęła się
ponownie, unosząc wzrok do góry i robiąc minę typu usp, chyba zostałam złapana. Obróciła się do rozciągające się z
góry widoku, opierając plecami o barierkę.
- Sprowadzam twoje życie na właściwy tor.
- Ono już jest na właściwym torze - powiedziałem pewnie.
- Nie. To droga, którą sobie narzuciłeś. Nie ta, którą
powinieneś iść.
- To był mój wybór Jungah. Wiele przeszedłem żeby stać dziś
w tym miejscu. Gdzie oboje stoimy. Nie możesz po prostu cieszyć się tym, co
dzięki temu mamy?
Popatrzyła na mnie, a jej spojrzenie stało się smutne.
Wyciągnęła swoją rękę w moją stronę i położyła ją na mojej klatce piersiowej.
- Całe życie to ty jesteś tym, który musi nieść wszystko to,
co składa się na naszą rodzinę. Nie pozwolę żebyś przeżył je całe w taki
sposób.
- A czym niby innym jest twój ślub?
Przewróciła oczami.
- Nie biorę go z przymusu. Nigdy nie pragnęłam miłości.
Chciałam mieć władzę i pieniądze. On ma obie te rzeczy. A to, co będę jeszcze
dodatkowo robić po ślubie, to już inna sprawa.. znasz mnie. Jednak ty nie
jesteś mną.
Westchnąłem.
- To nie ma znaczenia. Przeszłość, to tylko coś co miało miejsce
dawno temu. Nic o czym myślałbym w tej chwili. Ważne jest tylko to, gdzie
jesteśmy tu i teraz.
Pokręciła głową, zaciskając usta.
- Właśnie! Jesteśmy tu i teraz! I mamy wybór! Już raz
wszystko straciłeś. Nie pozwolę żebyś stracił to po raz drugi.
- Zrobiłem to żeby osoby, na których mi zależy były
szczęśliwie i wiem, że zrobiłem dobrze. Bo widząc dziś to, jak każda z tych
osób, dobrze sobie radzi, jestem przekonany, że postąpiłem słusznie.
- A ty? - spytała. - Czy ty jesteś szczęśliwy?
Wziąłem ją za rękę i przyłożyłem sobie jej dłoń do policzka,
uśmiechając się.
- Kocham cię, Jungah - szepnąłem. - Jednak nie będę brał
biernie udziału w twoim planie. Wszystko jest teraz tak, jak chciałem i póki
starczy mi sił, zostanie właśnie takim, bardzo długo.
Wyprostowała się, stając przede mną.
- Ja też cię kocham, Jonghyun. Dlatego właśnie to twoje
szczęście liczy się dla mnie najbardziej. Nie innych. Nie zrobię nic, co cię
skrzywdzi. Jednak nie mogę obiecać, że przestanę robić to, co zaplanowałem.
- W takim razie to będzie dla ciebie ciężka walka -
szepnąłem.
Uśmiechnęła się zadziornie i spojrzała na tlące się na nocy niebie, seulskie budynki.
- Tylko w takich biorę udział, Jonghyun.
****
Córka Pana Lee siedziała bez ruchu, już od godziny, na mojej
dużej, narożnej kanapie, znajdującej się na środku salonu. Wyglądała na
zrozpaczoną i zmęczoną. Jej długie, ciemne włosy, jasno różowa sukienka i białe
rajstopy, dodawały jej smutkowi bezbronnego i niewinnego wydźwięku. Poczułem
jak coś ściska mnie w żołądku, kiedy patrzyłem na ten widok. Jak niby taka
dziewczyna mogłaby brać udział w takim przestępstwie? W życiu! Dodatkowo czułem
się dziwnie goszcząc w swoim domu dziewczynę. Od kiedy zacząłem pracę
policjanta, to zdarzało się bardzo rzadko. Cieszyłem się chociaż, że Pani Chung
była tu wczoraj i wysprzątała moje mieszkanie. Jej pomoc w jego utrzymaniu była
nieoceniona. Nie mogąc patrzeć na zachowanie małej Lee, zrobiłem jej gorącą
czekoladę i postanowiłem spróbować nawiązać z nią kontakt. Wszedłem do salonu i
niepewnie postawiłem na stoliku przed nią gorący napój.
- Napij się - powiedziałem niezręcznie. - Może poczujesz się
trochę lepiej.
Podniosła na mnie wzrok, a ja miałem wrażenie, że to coś, co
zaciskało się na w mojej klatce piersiowej na jej widok, zacisnęło się sto razy
bardziej. Nie miałem wątpliwości. Płakała. Nie wiem, co się ze mną w tej chwili
działo, ale nagle przestałem traktować ją jak mojego więźnia i spytałem:
- Zimno ci?
Pokiwała wolno głową. Wstałem i przyniosłem jej swój szary
sweter. Przyjęła go i założyła nieporadnie na siebie. W moim za dużym okryciu,
wyglądała teraz jeszcze bardziej bezradnie. Wytarła wierzchem dłoni swój
policzek i sięgnęła po gorącą czekoladę. Podciągnęła kolana ku górze i
postawiła na nich napój, otaczając go swoimi długimi, szczupłymi palcami.
- Przepraszam... - szepnęła.
- Hyh? - spytałem zdezorientowany.
- Za to, że cię uderzyłam... wtedy na policji.
- Ach - zrozumiałem. - W porządku. Każdy zagregowałby tak
jak ty, w takiej sytuacji.
Zamyśliła się, po czym spojrzała na mnie.
- Nie jesteś zły.
Otworzyłem lekko usta, słysząc to stwierdzenie. Nie
wiedziałem, co powinienem odpowiedzieć na coś takiego.
- Am... dziękuje. Myślę, że gdybym był zły, nie mógłbym być
policjantem.
Zobaczyłem teraz zmartwienie w jej oczach.
- A Minho? spytała.
- Co masz na myśli.
- Dlaczego komendant pozwolił mu zabrać Taemina?
- Ach, Minho też nie jest zły! - wypaliłem szybko. - On nie
zrobi nic twojemu bratku. Jest profesjonalistą.
- Nie możesz być tego pewien.
To było niesamowite siedzieć w końcu, na przeciwko kogoś z
rodziny Lee, o kim Minho tak wiele mi opowiadał. Jednak z każdym słowem tej
małej czułem, że zaczynam poddawać w wątpliwość ten obraz, jaki przedstawił mi o tej rodzinie chłopak. Dajmy na to te dziewczynę. Nie
mieściło mi się w głowie, że mogłaby kogokolwiek, kiedykolwiek, skrzywdzić.
- Jutro postaram się zapewnić ci kontakt z bratem.
Jej oczy pojaśniały na te słowa. Wydawało mi się, że kąciki jej ust nieznacznie się uniosły.
- Od poniedziałku będę odbierał cię i zabierał ze szkoły -
dodałem. Wydawała się tym średnio przejmować. - Możesz spać w moim
łóżku. A ja przeniosę się tutaj.
- Nie trzeba. Kanapa mi wystarczy... - szepnęła.
Nie chciałem nic na niej wypierać. Przyniosłem jej koce i
poduszki. Nie miałam ochoty tego mówić, ale musiałem. W końcu była podejrzaną a ja
miałem jej pilnować.
- Drzwi do domu są zamknięte na klucz - powiedziałem. - Mam
nadzieje, że nie będziesz próbować robić nic... niemądrego.
Pokręciła głową.
- Nic nie zrobię... zresztą dokąd miałabym pójść?
***
Kiedy Onew odstawił nas do domu Minho, nie chciałem tam iść.
Ciężko było mi rozstać się z siostrą, ale starałam się być silny. Dla niej.
Wjechaliśmy windą na 8 piętro. Minho wszedł do środka, a ja podążyłem za nim.
Opierałam się przy tym lekko sprawiając, że metal kajdanek był bardziej napięty
i chłopak musiał nieznacznie ciągnąć mnie za rękę. Chciałem żeby wiedział, że
nie podoba mi się to wszystko, ale nie mogłem też przesadzić, bo w pewien
sposób obawiałem się nowego Minho. Kalkulowałem w myślach na ile mogę sobie przy
nim pozwolić. Był teraz bardziej zimny i nieprzewidywalny niż kiedykolwiek
mogłem sobie to wyobrazić. Nie miałem więc żadnych podstaw, jakich mógłby użyć,
oceniając sytuacje. To nie był już Minho, którego znałem. Zastanawiałem się, co
mógłby mi zrobić, gdybym miał zamiar uciekać? Był silniejszy i lepiej zbudowany
niż ja. Uderzyłby mnie, gdybym tego spróbował? Momentalnie przypomniałem sobie
ten policzek, jaki mi wymierzył tamtego wieczoru, kiedy wszystko w naszym życiu
się zmieniło. Nie zrobił wtedy tego do końca świadomie, ale biorąc pod uwagę
to, jak teraz się zmienił, mógłby mi zrobić o wiele więcej niż tamto i to
całkiem poważnie z premedytacją. Zagryzłem wargę. Pociągnął mnie za łańcuch
kajdanek, zmuszając żebym usiadł na kanapie. Nie patrząc na mnie, rozpiął
kluczykiem obręcz na swoim nadgarstku, po czym zamknął ją na metalowym uchwycie
przymocowanym do boku niskiej szafki, stojącej tuż obok ramy kanapy.
Popatrzyłem na to i poczułem, że zaczynam się irytować.
- W domu też masz zamiar trzymać mnie pod kluczem w ten
sposób? - warknąłem, patrząc wymownie na swój nadgarstek.
- Szafka jest przymocowana do podłogi więc nie uda ci się
jej przesunąć - powiedział zimno, odwracając się ode mnie.
- Chyba sobie żartujesz! - wypaliłem. - Twój przełożony
powiedział ci, że masz mnie pilnować...
-... ale nie określił w jaki sposób. - dokończył.
Zacisnąłem usta. Rozejrzałem się dookoła. Dom Minho był
średniej wielkości. Z tego, co zdążyłem się zorientować, byliśmy teraz w
salonie, który był połączony z kuchnią. Pomieszczenie gastronomiczne było
oddzielone od stolika i kanapy rządem półek, do przegotowywania jedzenia, przy
których stały wysokie krzesła. Po mojej prawej jak mniemałem była łazienka, a
po lewej jakiś zamknięty pokój. Strzelałem, że to sypialnia Minho. Obróciłem
się lekko do tyłu, na tyle na ile pozwalały mi kajdanki. Za mną znajdowała się
niewielka pusta przestrzeń, a za nią oszklona ściana, za którą znajdował się
balkon.
- A co jeśli będę musiał do łazienki? - zakpiłem, odwracając
się. - Mam w nocy wrzeszczeć żebyś mnie usłyszał, czy robić pod siebie?
Nic nie odpowiedział, tylko poszedł po coś do drugiego
pokoju, przeładowując magazynek w swojej broni. Przełknąłem ślinę. Cholera,
przecież mnie nie zastrzeli, bo chce mi się siku. Zwęziłem spojrzenie i
założyłem nieporadnie ręcę na piersi. Minho ponownie wrócił do kuchni i położył
broń na blacie. Próbuje mnie przestraszyć? Może i jestem uziemiony, ale nie
może mi zabronić mówić.
- Masz zamiar mnie ignorować? - syknąłem.
Zero reakcji z jego strony. Wciąż ta sama zimna postawa.
Włączył automatyczną sekretarkę na telefonie żeby odsłuchać wiadomości. To, że
nic do mnie nie mówił, było takie wkurzające, że pomimo ceny jaką mogłem za to
ponieść, postanowiłem go sprowokować.
- Cieszysz się? - kontynuowałem mój monolog. - Masz to czego
chciałeś. Wreszcie znalazłeś coś na mojego ojca i będziesz mógł go posadzić za
kratami. Jakie to uczucie? Czujesz się jakoś wyjątkowo kiedy wreszcie możesz się
zemścić?
Minho wziął jakieś papiery z jednej z szafek a żaden mięsień
na jego twarzy nawet nie drgnął.
Zacząłem uderzać piętami butów o podłogę.
- Chce do łazienki - powiedziałem.
Wstał. Wreszcie! Podszedł do mnie i odpiął moje kajdanki od
mebla. Pociągnął mnie za łańcuch i prawie rzucił na drzwi łazienki tak, że
wylądowałem na nich rękami. Posłałem mu mordercze spojrzenie, którego pewnie
nawet nie zauważył, bo patrzył w bok.
- Jak rozumiem, przemoc zalicza się do twojego sposobu na
pilnowanie...
Rozpiął obręcz na moim nadgarstku.
- Zrób to szybko - powiedział. - Jeśli zajmie ci to dłużej
niż przeciętny czas przeznaczony na czynności higieniczne, to wejdę do środka
bez ostrzeżenia. Na pralce jest koszulka. Możesz ją założyć.
Przewróciłem oczami i wszedłem do środka. Poczułem się o
niebo lepiej, kiedy wziąłem prysznic. Woda zmyła ze mnie trochę stresu i
złości. Wycierając włosy spojrzałem na koszulkę, którą kazał mi założyć Minho.
Zamachałem się. Założyłem najpierw swoje spodnie, ale musiałem przyznać, że moja
koszulka jest w naprawdę kiepskim stanie. Westchnąłem. Wrzuciłem ją do kosza na
pranie i wziąłem do ręki te drugą. Przejechałem po niej opuszkami palców.
Poczułem dziwne ukucie w żołądku. Nagle zapragnąłem jej powąchać. Zagryzłem
wargę zmieszany. Wmawiając sobie, że to przecież nic takiego, unosiłem ją ku
górze i ukryłem w niej swój nos. Przymknąłem oczy, zaciągając się jej zapachem.
Gdybym nie wiedział do kogo ona należy, mógłbym to określić jedynie po tej
czynności. Otworzyłem powieki i spojrzałem na siebie w lustrze. Wyglądałam
żałośnie, tak stojąc i wąchając kawałek materiału. Poczułem się dziwnie ciężko
na sercu. To nie możliwe, żebym czuł coś jeszcze do Minho. Nie po tym
wszystkim. On chce zniszczyć ciebie i
twoja rodzinę, Taemin! Opanuj się! Odciągnąłem koszulkę od swojej twarzy i
założyłem ją na siebie. Dotknąłem małego kucyka z tyłu głowy. Powinienem ściąć
włosy. Ta fryzura przywołuje zbyt wiele wspomnień. Nie chciałem wychodzić z
łazienki, ale wiedziałem, że nie mam wyboru. Biorąc ostatni oddech jako wolny
człowiek, pociągnąłem za klamkę i wszedłem do salonu. Minho momentalnie znalazł
się przy mnie. Spojrzałem na niego spode łba, ale nic nie powiedziałem.
- Ręka - powiedział.
To niesamowite jak bardzo starał się zrobić wszystko żeby
tylko mnie nie dotknąć. Mógł mnie przecież sam złapać za nadgarstek. Unosiłem
opornie dłoń ku górze, po czym grzecznie pozwoliłem się ponownie przykuć do
szafki. Po raz kolejny naszła mnie wściekłość na myśl o sposobie w jaki mnie
traktuje. Jakbym był jakiś trędowaty! Zacisnąłem usta.
- Brzydzisz się mnie? - spytałem.
To pytanie dobitnie zbiło go z pantałyku. Widziałem to
wyrażanie, bo dłoń mu się omsknęła, kiedy zapinał kajdanki na meblu. Usilnie
zacząłem szukać go wzrokiem.
- Nie dotkasz mnie, ani na mnie nie patrzysz - brnąłem
dalej. - Brzydzisz się mnie?
Nagle Minho odwrócił się i poszedł w kierunku stołu, na
którym leżała broń. Spiąłem się. Przesadziłem? Jednak ku mojemu zdziwieniu,
chłopak minął ten stół i przyniósł coś innego niż pistolet. Taśmę? Złapał mnie
za drugi nadgarstek i nałożył na niego drugą obręcz tak, że teraz obie dłonie
miałem zablokowane. Przymocował je do uchwytu szafki przekładając przez niego
łańcuch. Poczym wziął do ręki kawałek taśmy, który przyniósł. Nagle zrozumiałem
w jakim celu to zrobił..
- Nie zrobisz tego - powiedziałem, wbijając się jak
najbardziej mogłem w kanapę. - Pożału...
Nie dokończyłem, bo Minho zakleił mi usta, przesuwając po
nich swoją dłonią i dociskają jej końce kciukami aż na policzkach. Jedyną
zaletą tej czynności było to, że jego wyprane z emocji spojrzenie, na chwile omsknęło
się o moje. Zacząłem krzyczeć na głos jak najbardziej straszne przekleństwa
tylko znałem, ale w rezultacie przypominało to tylko kompletnie niezrozumiały
bełkot. Zacząłem tupać nogami, wyrywając się kajdankami z szafki, ale przeszło
to po nim bez większego zainteresowania. Przeciwnie. Wyszedł z salonu i zamknął
się w swoim pokoju. To spotęgowało mój przypływ agresji, ale po półgodzinie
walczenia byłem zbyt zmęczony wymyślaniem nowych sposobów robienia hałasu i
zrezygnowałem. Poczułem się sennie. Spojrzałem na zegarek w pokoju. Dochodziła
trzecia w nocy. Czy tego chciałem, czy nie będę musiał tutaj spać.
Zastanawiałem się, co teraz robi Sooyung. Policjantowi, który ją zabrał nie
ufałam jeszcze bardziej niż Minho. Nawet nie chce sobie wyobrażać, że traktuje
ją tak samo jak mnie Minho. Położyłem się nieporadnie na kanapie. Moje skute
nadgarstki utrudniały mi wygodne ułożenie się, ale nic nie mogłem z tym zrobić.
Przymknąłem powieki. W pokoju świeciła się jedynie lampa, więc panował półmrok.
Dopiero teraz, kiedy wyciszyłem umysł, dotarło do mnie, że nie wiem, co się
teraz ze mną stanie. Gdzie są rodzice? Czy są w niebezpieczeństwie? To takie
ironiczne, że się o nich martwię. W końcu to przez nich tu jestem. To oni
mieszają mi cały czas w życiu. Jak nie przyczynienie się do śmierci ojca mojego
chłopaka to, są podejrzani o robienie brudnych interesów. Jednak mimo wszystko
czułem się bez nich bezradny. Do moich oczu napłynęły krople łez. Starałem się
nie załamywać, ale łzy i tak pociekły po moim policzku. A potem kolejne.
Musiałem się opanować. Minho raczej nie uwierzy, że nagle dostałem kataru i to
dlatego tak pociągam nosem. Wtuliłem twarz w ramie, kładąc się na boku.
Przywołałem w sobie jak najwięcej pozytywnych myśli aby oczyścić swój umysł. Po
czym przymknąłem powieki, czekając na sen i modląc się o to, by kolejny dzień
nie przyniósł już nic gorszego niż to, co stało się dzisiaj.
__________________
Serce mi pękało, kiedy czytałam wasze komentarze o
Jonghyunie. Dlatego teraz, mam nadzieje, że zastanowicie się, czy wszystko to, co
stało się tamtego wieczoru, kiedy Jonghyun "znudził się" Kibumem,
było takie jednoznaczne jak mogło się wydawać.
Mam nadzieje, że rozdział wam się podobał. ;)