To jest trzeci raz - pomyślałem -
kiedy budzę się w tym łóżku.
Pierwszy - gdy
opatrywałem ranę Minho, a on przykuł mnie do siebie kajdankami. Myślałem wtedy,
że niemożliwym jest, aby żadne ciepłe uczucie względem mnie, mogło gościć w
jego sercu. Byłem zaskoczony, gdy wczorajszego wieczoru powiedział, że tak
naprawdę obawa o moją ucieczkę, była tylko pretekstem żeby to zrobić. Tak
naprawdę uczynił to, aby zatrzymać mnie przy sobie. To był jeden z tych
momentów, gdy jego silna wola została mocno nadszarpnięta. Uległ samemu sobie i
kierowany pragnieniem mojej bliskości, złamał swoje zasady.
Drugi raz ciężko nazwać pobudką, bo sen, z którego się
ocknąłem, był raczej marzeniem na jawie. Długą i intensywną chwilą, gdy znowu
mogłem zaciągnąć się tym, co jedni nazwaliby środkiem odurzającym, a ja nazywam
Minho. Ciepłym oddechem na skórze, gdy pada
deszcz. Słońcem, kiedy pada śnieg.
A teraz mamy dziś. Trzeci raz, kiedy tutaj jestem. Tak inny
niż poprzednie, a jednocześnie tak samo bliski i upragniony.
Włożyłem ręce pod poduszkę i przyciągnąłem do buzi, czując
jak przez moje wiercenie się, kołdra zsuwa się lekko z moich pleców. Odwróciłem
głowę w lewa stronę i jeszcze lekko zaspany, unosiłem wzrok ku górze. Minho
opierał się na ręce i spoglądał mi w oczy.
- Cześć - powiedział, uśmiechając się czule.
Odwzajemniłem uśmiech, przytulając policzek do ramienia.
- Cześć... - szepnąłem, czując jak przyjemne uczucie
nieśmiałości i zadurzenia, miesza się w moim żołądku.
Zarumieniłem się delikatnie, kiedy kąciki jego ust uniosły
się jeszcze wyżej. Patrzył mi w oczy, a ja spoglądałem w jego. I nikt nam nie
przeszkadzał. Nikt nas nie popędzał. Powietrze smakowało jego słowem na dzień
dobry, a wokół dało się słyszeć tylko się kojącą ciszę, rozpływającą się w
promieniach słonecznych docierających przez okno. Śnieg na dworze sprawiał, że
światło pokój zdawał się mienić milionem jasnych refleksów.
- Dobrze spałeś? - spytał.
- Krótko... - stwierdziłem, biorąc pod uwagę ile czasu
spędziliśmy wczoraj na całkiem innych czynnościach niż spanie. - Ale całkiem
przyjemnie. A ty?
Wyciągnął dłoń w moją stronę i przejechał nią od mojego
ramienia, wzdłuż moich pleców. Pogłębiłem uśmiech, przyciskając usta bardziej
do ramienia.
- Chciałbym
tak spać każdej nocy...
Zamilkłem na chwile, czując jak moje serce przyśpiesz.
Każdej nocy? Czy to byłoby w ogóle możliwe. Nie chciałem być sceptyczny, ale
jak łatwo szło mi gdybanie nad tym, jak szybko znowu wszystko mogłoby zostać
nam odebrane.
- Mówisz tak, bo jesteśmy w łóżku, czy naprawdę tak
myślisz? - spytałem.
- Od kiedy jesteś za takimi deklaracjami? Myślałem, że to
moja rola - pokręcił głową, uśmiechając się. - Jasne, że mówię tak, bo tak
myślę. Nie utrudniaj sobie tego, aby w to uwierzyć, Taemin. Nie myśl ciągle o
przeszłości, gdy jesteś ze mną.
Spojrzałem na niego starając się uspokoić i nie burzyć tej
chwili swoimi wątpliwościami.
- A jeśli chodzi o dom - powiedział. - Informowałeś
siostrę, że w nim nie nocujesz.
- Tak. Pisała, że spotkała Onewa, a ja udałem zaskoczonego.
Po czym napisałem, że zostanę u... Kibuma.
- Ona mnie nie lubi.
- Może... trochę, ale kiedyś wręcz cię uwielbiała. Więc to nie
tak, że nie ma czego odbudowywać.
- Swoją drogą jest pod wrażeniem, że znalazłeś wczoraj
chwile, aby w ogóle wziąć do ręki telefon - powiedział uśmiechając się
znacząco.
Odpowiedziałem mu równie wymownym spojrzeniem, po czym
uniosłem się na łokciach i wyciągnąłem w jego stronę.
- A teraz jestem całkiem wolny. Co z tym zrobimy?
Minho pochylił się w moją stronę i złączył nasze usta razem
w czułym i zmysłowym pocałunku, od razu rozchylając moje wargi swoim językiem.
A ja kolejny raz zapomniałem przy nim, jak zimno jest za oknami.
***
Wieczór wcześniej.
Wyszła ze sklepu z dużą torbą oznaczoną logiem jakiegoś
sklepu. Jej policzki szybko przybrały jasno różowy kolor mimo, że dopiero
zetknęła się z zimnym powietrzem. Najpierw uśmiechnęła się do koleżanki, z
którą najwyraźniej właśnie się pożegnała. Potem do jakiegoś mężczyzny, z którym się
wymijała. Aż w końcu sama do siebie, chowając usta w okryciu szalika i wolną
ręką sprawdzając coś w telefonie. Weszła na chodnik, na którym stałem i zaczęła
iść w moją stronę. W otoczeniu rządku drzew pokrytych warstwą śniegu i
kolorowych światełek, wyglądała jeszcze bardziej uroczo niż zwykle. Tak
olśniewająco, że na chwile zapomniałem o tym, jaką odpowiedzieć powinienem
wymyślić, gdy się spotkamy, a ona spyta co tu robię.
Gdy nasze spojrzenia się spotkały, zwolniła na chwile
zaskoczona, by następnie uśmiechnąć się jeszcze szerzej niż do tej pory i
przyśpieszyć tępa. Serce mi podskoczyło, ale czułem się szczęśliwy jak wariat,
analizując jej wcześniejsze uniesienia kącików ust ku górze i stwierdzając, że
patrząc na mnie powędrowały najwyżej.
- Co tutaj robisz? - spytała wesoło, stając przede mną. -
Pracujesz?
- Właściwie to... właściwie to już skończyłem.
Komendant Park, raczej nie powinien mi robić problemów,
skoro dał mi wolną rękę, gdy wychodziłem.
- Dawno się nie widzieliśmy - powiedziała, a ja miałem
wrażenie, że naprawdę jest tym faktem zasmucona.
Dobrze wiedziałem, dlaczego "dawno się nie
widzieliśmy". To była moja wina. Zwyczajnie bałem się tego, co stało się
ze mną ostatnio, kiedy płakała w korytarzu na komisariacie. Wciąż miałem to
wrażenie, że nie jestem w stanie dać jej tego, czego bym dla niej chciał. A
jednak poleciałem jak głupi, by ją odnaleźć, gdy tylko usłyszałem jej imię.
- Chciałem cię zobaczyć - rzuciłem za nim się opamiętałem,
że powiedziałem to na głos, a nie w myślach.
- Ja też tęskniłam - odpowiedziała niespodziewanie, a mój
żołądek zrobił chyba ze sto obrotów na sekundę.
Spojrzałem jej w oczy, a lekko speszona zagryzła wargę. Za
chwile jednak znowu się rozluźniła.
- Kupiłam lampki na choinkę. Chciałam ubrać choinkę -
przyznała. - Tylko, że... Rodzice są jeszcze zatrzymani. Taemin napisał, że nie
wraca dziś do domu. Może... - zastanowiła się. - Może chciałbyś mi pomóc?
Uśmiechnąłem się.
- Jasne, że chce.
Odwzajemniła mój wyraz twarzy i całkiem zaskakująco,
złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Jej długie, szczupłe, palce,
przeplotły się z moimi, tworząc mieszankę dwóch różnych osobowości. Patrząc na
jej drobną dłoń, ubraną w jasno różową rękawiczkę i znajdującą się w mojej
dużej, poczułem się trochę lepiej. Dlatego, że może i nie wiedziałem jeszcze
jak, ale miałem podstawy znaleźć dla siebie nadzieje, że jednak jestem
silniejszy.
Patrzyłem na jej radość i zaangażowanie w przystrajanie
domu na święta. A gdy skończyła, spytała czy mógłbym ją przytulić. Miałem
wrażenie, że dostałem dziś najlepszy prezent, o jaki nawet nie śmiałem prosić
św. Mikołaja.
Otworzyłem ramiona, aby wpuścić ją pomiędzy nie. Kiedy
przytuliła policzek do mojej piersi, zamknąłem jej ciało w swoich objęciach.
Wokół nas rozchodził się zapach choinki, owocowej herbaty
i kolacji, która
przygrzewała się w piekarniku. Było prawie jak w normalnym domu, ale
wiedziałem, że jest coś czego brakuje w nim Sooyung.
- Chciałbym żebyśmy spędzili razem święta - powiedziała
nagle. - Chciałabym żebyśmy mogli znaleźć wreszcie spokój i razem usiąść przy
stole. Wszyscy. Mama i tata. Taemin i ja... - szepnęła ciszej - i Minho, i mama
Minho...
***
Rozwałkowałem ciasto na blacie w jasne kuchni państwa Kim, dziękując,
że jak zwykle nie ma ich w domu. Zacząłem wyciskać w masie świąteczne kształty
na ciasteczka, słuchając jak w radiu leci jakaś ciepła, zimowa, piosenka.
Poczułem, jak ktoś obejmuje mnie od tyłu w pasie i muska
ciepłymi wargami moją szyję. Uśmiechnąłem się sam do siebie, dotykając
wierzchem dłoni czoła, uważając aby nie zabrudzić twarzy mąką.
- Mieliśmy piec, a ty ciągle to robisz - powiedziałem z
udawanym wyrzutem - Jeśli się nie uspokoisz znowu wrócimy do lóżka.
Jonghyun pociągnął mnie za brzeg kucharskiego fartucha i
obrócił w swoją stronę. Nasze spojrzenia się spotkały a on uśmiechnął się
szelmowsko.
- Przyznaje, to nie jest jeden z tych pomysłów, który nie
przeleciał mi przez myśl - oznajmił zmysłowym tonem głosu.
- Przeleciały to całkiem dobre określenie.
Odsunąłem dłonie pokryte resztkami z pracy nad ciastem
dalej od siebie, żeby nie zabrudzić ani siebie ani jego.
- Masz masę czekoladową na policzku.
Oparł się dłońmi o blat po obu stronach moich bioder i
przysunął twarz do mojego policzka. Po czym jego usta zetknęły się z moją
skórą, a on przesunął po niej koniuszkiem języka, zlizując z niego nadzienie.
Nadal nie przyzwyczaiłem się jeszcze do tego, że mam go tak blisko przy sobie.
Dlatego każdy jego gest sprawiał, że robiło mi się gorąco. Spojrzał mi ponownie
w oczy a ja zwęziłem swoje, uśmiechając się kpiarsko.
- To nie mnie masz zjeść tylko ciastka.
- Och... - przeciągnął. - Naprawdę wole całkiem inne
rodzaje słodyczy.
Przewróciłem oczami.
- A może zamiast mnie podrywać, zastanowiłbyś się co dalej?
Westchnął i wyprostował się, wkładając dłonie do kieszeni
spodni.
- Zastanawiałem się.
Umyłem ręce i włożyłem blachę z ciastkami do piekarnika.
- Dlaczego nie zaczniesz studiować architektury? - spytałem
siadając na blacie obok niego. - Przecież widzę, że ci się to podoba?
- Masz racje, lubię to.
- Ale chodzi o twojego ojca.
- Tak.
- Masz zamiar mu powiedzieć?
- O czym?
Zagryzłem wargę.
- O nas.
Przybliżył się do mnie i położył dłoń na mojej.
- Oczywiście, że mam.
Wypuściłem w myślach powietrze pełen wątpliwości.
Przynajmniej o to nie będziemy musieli się spierać.
- Już widzę jak twój tata dostaje zawału po raz drugi -
powiedziałem pesymistycznie. - Najpierw dowie się, że jego syn spotyka się z
chłopakiem, a potem, że nie zamierza przejąć jego firmy.
- Sam widzisz - przyznał. - To będzie ciężka rozmowa.
Poczułem wibracje w telefonie. Wyciągnąłem go i spojrzałem
na wyświetlacz. Numer był nieznany.
- Odbierz - rzucił. - Ja pójdę zobaczyć, czy Jungah nie
wyszła jeszcze do pracy.
Przytaknąłem, po czym zostałem sam w pomieszczeniu.
- Halo? - spytałem odbierając połączenie.
- Czy mam przyjemność rozmawiać z panem Kim Kibumem?
- Tak.
- W takim razie bardzo mi miło. Jestem menadżerem pana
Jean-Paul Gaultiera i dzwonie do z jego polecenia.
Prawie wstałem, gdy usłyszałem to nazwisko. W życiu nie
myślałem, że ktoś z takiego domu modu, kiedykolwiek będzie do mnie dzwonił.
- Tak? - spytałem niepewnie.
- Widzieliśmy pana ostatnią kolekcje dla marki KimCompany
oraz przyjrzeliśmy się pana wcześniejszym pracom. Chcielibyśmy nawiązać
współpracę, jeśli oczywiście pan zechce.
- To dla mnie wielki zaszczyt - odpowiedziałem zgodnie z
prawdę, czując jak moja ekscytacja wzrasta. - Takie oferty nie zdarzają się
codziennie.
- W takim razie może umówilibyśmy się jutro na spotkanie,
aby o tym porozmawiać? Jestem obecnie w Seoul'u.
- Jasne, nie ma problemu.
Niesamowite! Znowu dostałem ofertę pracy i to z samej
najwyższej półki. Nie musiałem projektować odzieży codziennej, a miałam
możliwość współpracy z francuskim projektantem, którego kolekcje noszone są na
paryskim fashion week'u. Już miałem się żegnać i biec do Jonghyuna żeby mu
wszystko powiedzieć, ale ostatnie słowa mojego rozmówcy zmroziły mnie za nim
zdążyłem się ruszyć.
- Mam więc nadzieje, że szybko się dogadamy i za dwa
tygodnie zobaczymy się na trzymiesięcznym kontrakcie w Paryżu.
Zamarłem. Pożegnałem się i opuściłem dłoń, w której
trzymałem telefon. Trzy miesiące? To niemożliwie. Dopiero, co zeszliśmy się z
Jonghyunem, a teraz coś takiego? Czułem jak dwie sprzeczne emocje tworzą dwie
bariery w mojej głowie. Taka praca, to coś o czym marzyłem odkąd skończyłem
staż w Nowym Jorku. A jednak, czy to nie w Nowym Jorku mimo tego, że robiłem to
co kochałem, czułem się najbardziej samotnie na świecie?
W tym samym momencie do kuchni wpadł Jonghyun.
- Nie zgadniesz co właśnie zrobiła Jungah.
- Nie zgadnę - powiedziałem cicho, starając się uśmiechać
jakby nigdy nic.
- Rozmawiałeś z nią o moich studiach?
- Coś wspominałem ostatnio.
- Jej znajomy wykłada na uniwersytecie w Seoul'u.
Zadzwoniła do niego i chce żebym pokazał mu moje prace. Mógłbym studiować,
rozumiesz?
Jego wyraz twarzy tak się rozpromienił, że czułem
jednoczesnej szczęście widząc go takiego i jakieś ukucie w piersi.
- Pozostaje tylko rozmowa z ojcem.. - przyciszył głos, już
mniej pewny, ale spojrzał mi w oczy i jego uśmiech powrócił. Następnie
przyciągnął mnie do siebie i przytulił. - Ale mam ciebie. Nawet jeśli będę
musiał wszystko poświecić, zrobię to. Już się nie boje. Nareszcie wszystko może
się ułożyć. A my nie będziemy musieli się już nigdy więcej rozstawiać.
Gdy to powiedział miałem wrażenie, że serce mi pęka. On
naprawdę we mnie wierzył. Nie
boje się, bo mam ciebie..
Wtuliłem usta w zagłębienie jego szyi i przymknąłem lekko powieki. Co teraz
Kim Kibum? - spytałem siebie. - Co teraz powinieneś uczynić?
_______
Do końca jeszcze tylko jeden rozdział i epilog.
Będziecie tęsknić?