piątek, 22 listopada 2013

Nawet jeśli będę się z tym kłócił, nie wymaże z siebie tęsknoty za nim za każdym razem, gdy nie widzę go chociaż jeden dzień. A czym byłaby wieczność bez niego, w obliczu tego jednego dnia?


Śnieg, który wczoraj zaskoczył nas swoim przybyciem, padał nieprzerwanie aż do dzisiaj. Spoglądałem przez powierzchnie szyby, na której rysowały się delikatne kształty, znaczone przez zamarzający na niej lód. Białe poświata rozświetlała wieczorne ulice Seoulu, a puch pokrywał chodniki, drzewa i uliczne lampy. Nawet posterunek policji, nie zdołał ukryć się przed otulającymi właściwościami prószącego lodu.
Jak to zawsze bywa z pierwszym śniegiem, przynosi również ze sobą pierwsze, ciepłe, pomysły Kończy jesienna chandrę jednym, jasnym, płatkiem, rozbudzając na nowo serca w stronę czułości. W stronę trzymanie się za ręce, żeby nie marznąć w dłonie. Przytulania, aby ogrzać się podczas długich wieczorów. Kupowania prezentów, aby obdarować nimi wyjątkowe dla nas osoby i śmianie się z nich, gdy śnieg z naszych dłoni ląduje na ich kurtkach. Czas wiary, że świat może być choć przez chwilę trochę lepszy.
Będąc szczerym, jedyną z jakichś ciepłych rzeczy, jaką robiłem z powodu narzucającej mi to zimy, było rozpoczynanie każdego dnia od herbaty. Cała reszta zdawała się być równie przyciągająca, co za każdym razem, gdy mijałem pokój osób zatrzymanych, sprawiająca mi ukucie w piersi. 
Lecz nie tylko ja jeden patrzyłem dziś na biały wieczór, malujący się na tle miasta.

***

Narzuciłem na głowę kaptur, przewiązując swój szalik ciaśniej wokół szyi. Żałowałem, że nie wziąłem ze sobą rękawiczek. Aby zachować resztki ciepła, włożyłem dłonie do kieszeni kurtki. Westchnąłem, mijając kolejną restauracje pełną rozmawiających i żywo gestykulujących między sobą ludzi. Do mojego nosa dotarł zapach cynamonu i czekolady, który przyniosła ze sobą para wychodząca właśnie z kawiarni. Kiedy mnie mijali, chłopak naciągał dziewczynie czapkę na uszy, a ta wesoło się śmiała, mówiąc coś o zbliżających się świętach. Zareagowałem na nich w typowy dla siebie, nieprzyjemny sposób.
Miałem wyjść z domu po zakupy, choć tak naprawdę, chciałem po prostu odetchnąć zimnym powietrzem mają nadzieję, że to jakoś mnie otrzeźwi. Prawda była jednak taka, że gdziekolwiek nie poszedłem, jakoś nie czułem się wcale inaczej. Niespodziewanie jednak wpadłem na coś, czego w ogóle się nie spodziewałem. I to dosłownie.
Spojrzałem w dół identyfikując powód mojego zatrzymania. Ku mojemu zaskoczeniu był to pies. Na początku wydał mi się zwykłym labradorem, o jasnej sierści i oklapniętych uszach.  Zdziwiło mnie jednak to, że biega bezpańsko, a byliśmy przecież w centrum miasta. Poza tym wyglądał na dziwnie niespokojnego, jakby czegoś szukał. Rozejrzałem się wokoło, ale nigdzie nie dostrzegałem nikogo, kto wydawał mi się jego właścicielem. Kucnąłem, przejeżdżając dłonią po jego futerku. Nie miałem w zwyczaju interesować się innymi, a tym bardziej im pomagać. Ale to było tylko zwierze. Do nich, w przeciwieństwie do ludzi, nic nie miałem.
Moją uwagę zwróciła jego obroża, a właściwie tabliczka do niej przymocowana. Z treści jaka tam widniała jasno wynikało, że jest to pies przewodnik. Znalazłem nawet nazwisko jego właścicielki, jednak reszta jej danych kontaktowych była zamazany. Prawdopodobnie pies podczas swojej tułaczki uszkodził te część blaszki. Musiałem więc znaleźć inny sposób, aby namierzyć jego panią. Do głowy przychodziła mi tylko jedna instytucja, która o tej porze była otwarta i na pewno znała adresy wszystkich osób zamieszkałych w Seoulu.
- Świetnie... - powiedziałem sam do siebie, uśmiechając się ironicznie.
Kiedy już zebrałem się w sobie na zrobienie dobrego uczynku, oczywiście jak zwykle coś musiało pójść nie tak. Wyprostowałem się i spojrzałem w dół na psa.
- Mógłbyś mi wyświadczyć te przysługę i sam trafić na komisariat? - spytałem z nadzieją w glosie, która wydawała mi się w tym wypadku żałośnie nie śmieszna.
Zwierze tylko pomachało ogonem, wpatrując się w moje oczy ufnym spojrzeniem. Westchnąłem. Wziąłem do ręki koniec jego smyczy i włożyłem go wraz z dłonią do kieszeni kurtki.
- Lepiej dla ciebie, żeby nie był dziś na policji - rzuciłem całkiem poważnie, po czym dodałem zrezygnowanym głosem - Taaa... masz racje. Co ja sobie wyobrażam. Nawet mikołaj nie byłby wstanie powstrzymać go od pójścia do pracy.

***
 
- Spokojnie dzisiaj - rzucił Onew, kręcąc się na krześle i przeglądając jakieś papiery.
Odepchnąłem się od parapetu przy oknie i podszedłem do swojego biurka.
- To męczące - odpowiedziałem.
- A co cię niby męczy w tej chwili?
- Siedzenie tu.
Nie musiałem patrzeć na Onewa aby wiedzieć, że właśnie przewraca oczami.
- Niedługo dojdzie do tego, że zaczniesz wypuszczać przestępców na wolność, żeby móc pobiegać z bronią po ulicach i porobić pif paf - powiedział - Przyznaj zwyczajnie, że męczy cię co innego. 
Nie odpowiedziałem mu. Miał racje, ale nie musiałem mu tego potwierdzać.
- Jak łatwo jest cię zakasować - przyznał zwycięsko chłopak.
- Ktoś tu się nudzi? - usłyszeliśmy głos Pana Park, otwierającego drzwi do naszego pokoju. - Jest sprawa do wykonania.
- Nareszcie!
Poderwałem się z miejsca i szybko podbiegłem do niego.
- To co mamy? Kradzież, jakiś patrol, przesłuchanie? - spytałem podekscytowany.
Komendant uśmiechnął się do mnie dziwnie złośliwie, po czym założył ręce.
- Pies - powiedział.
- Pies?
- Tak, pies.
- Ale, co z tym psem?
- Będziesz musiał go gdzieś podrzucić.
Opuściłem ramiona i spojrzałem na niego nic nie rozumiejąc.
- Mamy psa na posterunku? - ożywił się nagle Onew. - Uwielbiam psy! Idę go zobaczyć!
Wyskoczył ze swojego fotela i ominął nas, aby prawdopodobnie pobiec do głównego wejścia.
- Zapraszam - usłyszałem komunikat od przełożonego, który nie czekając na mój sprzeciw wyszedł z pomieszczenia.
Unosiłem wzorek do góry, po czym lekko mówiąc średnio zadowolony ruszyłem do za pozostałą dwójką. Pies? Co ja niby mam robić z psem? Od kiedy jesteśmy schroniskiem. Powinienem wiedziałem, że za moją niecierpliwość czeka mnie jakaś kara.
          Gdy dotarłem do wejścia i minąłem panią Lee, popijającą kawę przy stanowisku do zgłoszeń nowych spraw, ledwo widziałem moją dzisiejszą, niezapowiedzianą "pracę". Kiedy w końcu Onew odsunął się psa i mogłem zauważyć coś więcej niż machający ogon zwierzęcia, dostrzegłem oprócz komendanta jeszcze trzecią osobę. Zwolniłem kroku. Ujrzałem duży, gruby, szalik, kosmyki włosów opadające na czoło, lekki uśmiech wywołany językiem psa na jego policzku i drobne dłonie odsuwające delikatnie zwierze, kiedy wstawał. Zatrzymałem się, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Taemin?
 
 ***


   Świetnie, Minho był w pracy. Dziękuje św. Mikołaju.
- To ty znalazłeś psa Taemin? – spytał zaskoczony Onew.
- Jak widać.
Wzruszyłem ramionami.
- Zaraz, zaraz - zastanowił się Onew. - Skoro ty jesteś tutaj, to gdzie jest Sooyung...? Zostawiłeś ją samą!?
Jego nagły wybuch i pełen niedowierzania w moja głupotę ton głosu przeszył mnie na wylot. Westchnąłem spoglądając na jego szeroko otwarte w oburzeniu usta i wyraz twarzy domagający się natychmiastowej odpowiedzi.
- Przepraszam - powiedziałem ironicznie. - Masz racje, powinienem wziąć do wolnej ręki drugą smycz i przyprowadzić ją tutaj ze sobą.
Chłopak wyglądał na niezadowolonego moja wypowiedzią.
- Szefie – zwrócił się do komendanta. – Jadę na patrol!
- Jak ci zabronię to i tak pojedziesz, prawda? – spytał retorycznie pan Park.
- To pędzę! – rzucił Onew wybiegając zgarniając po doradzę swoją czapkę i kurtkę.
- Zaczekaj! – wyrwało się ni stąd ni zowąd Minho.
Cała nasza trójka: ja, pies i komendant, spojrzeliśmy w tej samej chwili na chłopaka. Nie musiałam pytać o powód desperacji w jego głosie.
- To co Minho – powiedział jego przełożonego. – Szukaj numeru i dzwoń żeby umówić się z właścicielką.

***


         Umówiliśmy się z kobietą do której należał pies w centrum. Okazało się, że akurat była w pobliżu bo razem ze znajomymi szukała swojej zguby. Kiedy pies zobaczył swoją właścicielkę od razu do niej podbiegł prawie przewracając ją na ziemie. Kobieta otworzyła ramiona, po czym mocno przytuliła do siebie szalejące z radości zwierze.
- Bardzo wam dziękuje – powiedziała, gdy w końcu się uwolniła. – Nazywam się Yeon Rin. A jak nazywają się osoby, które uratowały mojego Chocho?
- Minho – usłyszałem głos obok siebie. – Ja go tu tylko dostarczam. To nic wielkiego. Psa znalazł Taemin.
Kobieta odwróciła twarz w moją stronę i choć na mnie patrzyła, czułem się dziwnie zawstydzony malującą się na jej twarzy wdzięcznością.
- Dziękuje Taemin. Nie wiem jak mam ci się odpłacić.
- W porządku – uspokoiłem ją. - Cieszę się, że mogłem pomóc.
Yeon Rin nie dała się jednak przekonać. Kupiła nam kawę na wynos, po czym wyszliśmy z gorącym napojem, aby odprowadzić ją z psem do domu. Gdy spacerowaliśmy przez główne ulice miasta, kobieta dużo opowiedziała nam o swojej relacji ze zwierzęciem. Czułem się dziwnie, idąc tak z Minho. Choć to była całkiem zwyczajna sytuacja, w naszym pogmatwanym życiu, była jednak czymś w pewnym sensie niecodziennym. Spoglądałem czasem na niego, ale gdy to zauważał, szybko odwracałem wzrok.
- Macie kogoś kogo kochacie tak bardzo, że nie jesteście w stanie bez tej osoby żyć? – spytała niespodziewanie Yeon Rin.
Kawa stanęła mi w przełyku a żołądek się skurczył, gdy usłyszałem to pytanie. Od razu zrobiło się między mną a Minho jednocześnie bardziej chłodno i bardziej gorąco. Nie mogłem jednak winić tej kobiet za to co powiedziała, bo co ona mogła wiedzieć o moim życiu.
- Może to szalone, ale ja tak strasznie kocham tego psa – zaśmiała się przyciskając smycz bliżej swojego boku. -  Nawet nie wiecie co czułem, gdy go przy mnie nie było. To zabawne, bo on jest całkiem inny niż ja. Chce wcześnie wstawać na spacery, gdy ja wole pospać. Ma niespożyte pokłady energii i lubi się bawić właśnie wtedy, gdy jestem zmęczona. Ale choć mamy całkiem różne charaktery i w wielu rzeczach się nie zgadzamy, nie zamieniłabym go na żadnego innego psa. Po tej dzisiejszej rozłące już wiem, że nie potrafiłabym bez niego żyć gdybyśmy nie mogli być więcej razem.

***

      Powrót z Minho do domu upływał nam w dziwnej atmosferze, która byłą spowodowana głównie ostatnią wypowiedzią Yeon Rin, którą pożegnaliśmy za ledwie kilka minut temu. Śnieg zawiał większą część chodnika i warstwa puchu zaczęła pokrywać drogę pod moimi butami. Choć pora była już późna miasto wciąż tętniło życiem. Oświetlało drogę wystawami sklepów i ulicznymi lampami. W końcu pierwszy odezwał się Minho. 
- Twoja matka prawdopodobnie zostanie wypuszczona pojutrze. Twój.. ojciec raczej nie – dokończył jakby zastanawiał się po co w ogóle to mówi. - Chcesz tego słuchać?
- A ty o tym mówić? – spytałem. Miałem dość tego tematu. Codziennie słuchałem o nim co najmniej trzy czwarte dnia. - Już o tym rozmawialiśmy. Możemy po prostu nie wracać do tego za każdym razem gdy się widzimy?
Włożyłem dłonie do kieszeni kurtki i zaciskając usta.
- Dobrze – powiedział spokojnie. – Więc porozmawiajmy o nas.
Zamarłem ze strachu, kiedy usłyszałem jego ostatnie zdanie. Odwróciłem całkowicie wzrok, aby ukryć swoją reakcje.  
- To chyba też nie jest dobry temat.
- Więc mamy milczeć?
Czułem, że zaczynam się denerwować.
- Dlaczego zawsze zrzucasz na mnie poczucie winy? – spytałem.
- Nie robię tego.
- Robisz.
- Chce tylko porozmawiać.
Prawie się zatrzymałem, kiedy jego wyważony ton głosu ponownie dotarł do moich uszu.
- Przestań być ciągle taki opanowany!
- Możesz się uspokoić?
- Nie mogę!
Zacisnąłem dłonie i ruszyłem do przodu zdecydowanie zbyt gwałtownie. Mój nagły ruch sprawił, że poślizgnąłem się na zamarzniętym śniegu i tracąc równowagę wylądowałem prosto na pośladkach, asekurując się w ostatniej chwili rękami. Myślałem, że zwariuje. Nie dość, że znowu Minho wyprowadził mnie z równowagi, to jeszcze jak zwykle nie potrafiłem wyjść z takiej sytuacji z dumą. Kiedy myślałam, że już nic gorszego mnie nie spotka, gałęzie drzewa nade mną poruszyły się przez trzęsienie spowodowane moim upadkiem sprawiając, że masa śniegu spadła prosto na moją czapkę i ramiona. Przekląłem w myślach, starając się pohamować swoją złość. Przewróciłem oczami, wypuszczając ostentacyjnie powietrze i zaciskając usta. Miałem wrażenie, że umrę w tej chwili z poirytowania i wstydu. Miałem to wrażenie jednak tylko jeszcze przez moment. Do chwili aż moje oczy napotkały Minho.
Myślałem, że nic nie będzie mnie już w stanie zaskoczyć ani poruszyć moich emocji tak bardzo. Tymczasem, jeśli przed chwilą byłem zły to uczucia jakie teraz mną zawładnęły było milion razy bardziej dotkliwe niż to co działo się przed zaledwie sekundą. Tyle razy wyobrażałem sobie, że ponownie jest mi dane oglądać ten widok, który teraz miałem przed sobą. Tak wiele razy, że gdyby nie zimny chłód bijący od chodnik otrzeźwiając moje zmysły myślałbym, że to znowu sen. Ale to nie był sen. To działo się naprawdę. Minho się uśmiechał.
Kąciki jego ust drżały nieznacznie, kiedy próbował zdusić w sobie ten odruch. Ale kiedy nasze spojrzenia się spotkały, a on wybuchną już kompletnie i bez ograniczeń śmiechem, moje oczy otworzyły się sto razy szerzej. Chłopak zgiął się wpół i jakby nigdy nic w nocy, na środku chodnika, pochylając nade mną, śmiał się z mojego komicznego upadku. A ja nie potrafiłem się nawet poruszyć, bo to jeszcze do mnie nie dotarło. Wpatrywałem się w jego twarz jak w obrazek i choć ta ulica była tak realna to wciąż nie potrafiłem wyjść z szoku, że to się dzieje na prawdę. Ta naturalna radość, która teraz malowała się na jego ustach i w jego oczach sprawiła, że moje serce przyśpieszyło a motylki w brzuchu pofrunęły po całym moim ciele. Przez te reakcje miałem wrażenie, że czuje się tak jakbym widział Minho pierwszy raz. Jakby uderzenie serca przypomniało mi dzień, kiedy pierwszy raz coś do niego poczułem. To pewnie idiotyczne czuć coś takiego, kiedy ktoś się z ciebie śmieje. Ale w naszym wypadku było inaczej. Dla nas ten śmiech był jak stumilowy krok po długiej podróży dookoła świata.
Kiedy Minho w końcu opanował swoją głupawkę i ponownie spojrzał mi w oczy,  zrobiło mi się jeszcze gorzej. Prawdopodobnie się zrumieniłem, dlatego ukryłem usta w materiale szalika. Wtedy chłopak zrobił coś czego w ogóle się nie spodziewałem. Oparł dłonie na udach, pochylając się lekko w moją stronę. Uśmiechnął się sam do siebie z tylko jemu wiadomego powodu. Poczym kucnął przede mną, opierając łokcie na kolanach.
- Czy to już zawsze będzie tak, że za każdym razem to ja będę musiał cię ratować? - spytał spoglądając mi w oczy. Czułem jak jego ciepły wyraz twarzy płynie z powietrzem i dotyka moich policzków - Nie ważne czy to będzie poślizgniecie się na lodzie, czy niebezpieczny gang czyhający na twoje życie. Zwariowane pomysły, kiedy jesteś pijany, czy ocieranie łez, gdy płaczesz. Pilnowanie byś swoim ciętym językiem nie wpakował się w kolejne kłopoty.
Uśmiechnął się szerzej a ja zamarłem, bo uśmiechał się właśnie do mnie. Tylko do mnie. Następnie wyprostował swoją rękę i wyciągnął dłoń w moją stronę. Światła witryny jakiejś restauracji odbijały się na jego twarzy, ale on i tak wydawał mi się jeszcze jaśniejszy niż ten blask, który go oświetlał. 
- Czy powinien to robić Taemin? – spytał w końcu. – Chcesz tego, Taemin?
Kiedy wypowiedział moje imię przez te fale czułości, jaka od niego biła, ponownie się zarumieniłem. Spojrzałem na jego dłoń i malujący się na niej niebieski kolory rękawiczek.
Tylko centymetry dzieliły mnie od jej dotknięcia. A jednak gdy władałem w nią swoje zimne od mrozu palce, czułem jakbym pokonywał całe kilometry. Pomógł mi się podnieść a kiedy stanęliśmy prawie twarzą w twarz spuściłem lekko wzrok czując skrępowanie.
- Nie odpowiedziałeś mi – powiedział wciąż lekko rozbawiony.
Choi był jak zwykle nie ubłagany. Wszystko chciał mieć na piśmie.
- Zrobiłeś ze mnie straszną ofiarę losu – zarzuciłem mu. - O ile wiem, miałem też w życiu parę lepszych dni.  
- Będzie próbował się teraz wywinąć od odpowiedzi?
Zagryzłem wargę, po czym schowałem się na chwile w swoim bezpiecznym okryciu szalika. Dałem sobie mentalnego kopniaka i wyszedłem z ukrycia, wypuszczając oddech na mroźne powietrze.
- Jasne, że tego chce – powiedziałem dziwnie łamiącym się głosem, choć na prawdę bardzo próbowałem brzmieć pewnie.
Nie wiem dlaczego, ale nagle zrobiło mi się strasznie ciepło na sercu, kiedy to z siebie wydusiłem. Dziwnie bezpiecznie i trochę nienormalnie przyjemnie. Może dlatego, że wreszcie zdałem sobie sprawę z tego co czuje. Z tego, że nawet jeśli będę się z tym kłócił, nie wymaże z siebie tęsknoty za Minho za każdym razem gdy nie widzę go chociaż jeden dzień. A czym byłaby wieczność bez niego, w obliczu tego jednego dnia? I chociaż to będzie trudne i pewnie jeszcze nie jeden raz będę stać w obliczu sytuacji takiej jak ta, po tylu rozstaniach jakich doświadczyliśmy już wiem, że nie potrafiłabym bez niego żyć gdybyśmy nie mogli być już razem.
Poczułem jak moje oczy zaczynają się robić, a ciało jak zwykle przestaje ze mną współpracować. Zagryzłem wargę, po czym ciężko westchnąłem z bezsilności.
 - Boże… - szepnąłem. – Dlaczego ja w ogóle płaczę?
Minho tylko się zaśmiał i stanął jeszcze bliżej mnie. Złapał za oba końce mojej czapki, przyciągając moją twarz do swojej i gładząc moje policzki kciukami. Jego ciepły uśmiech sprawił, że w końcu przewróciłem oczami i sam go odwzajemniłem.
- Skoro sprawy stały się już jasne, czy to jest ten moment, kiedy mogę cię pocałować? – spytał szelmowsko.
- Zaczekaj – powstrzymałem go. – Chce cię jeszcze tylko coś prosić.
Spojrzał na mnie wyczekująco, czekając na to co powiem.
- To nic wielkiego… Po prostu nic mi już więcej nie obiecuj, dobrze? Szczególnie tego, że zawsze będziesz mnie chronić i nigdy mnie zostawisz. Wiesz, co się ostatnio po tym wyznaniu wydarzyło.
Choi zaśmiał się a jego usta znalazły się tuż przy moich.
- Dobrze Taemin, nie będę ci już więcej obiecywać, że zawsze będę przy tobie – powiedział. – Bo od teraz będę to po prostu robił.
Po czym pocałował mnie, roztapiając resztki śniegu, jakie jeszcze spoczywały po upadku na mojej kurtce.
___________
Mam nadzieje, że przebrnęliście przez ten zimowy spacer i nie zanudziliście się na śmierć. ;P
Uprzedzam pytanie: więcej OnSoo i Jongkey w następnym rozdziale.

Chciałbym tylko ustosunkować się do dwóch waszych komentarzy na temat mojej prośby o komentarze. Drogi Anonimie, twoja opinia jest naprawdę piękna i nawet przez myśl mi nie przeszło, „że nie jest to wypowiedz, której się spodziewałam”. Była niesamowita, bo pisana od serca i za to bardzo ci dziękuje. Właśnie takie osoby jak ty sprawiają, że jeszcze bardziej chce tworzyć nowe rozdziały! Leno, nie odebrałam twojego komentarze negatywnie i uwierz mi nadal czerpię radość z  pisania dla samej siebie, dlatego bez obaw nie zmieniłam się ani trochę. ;) Nie zależy mi na pochwałach a na komunikacji autor-czytelnik. Po prostu musicie mi uwierzyć, że wasze słowa dają mi tak samo wiele przyjemności, jak wam czytanie mojego opowiadania. Starajmy się więc nawzajem i uszczęśliwiajmy równocześnie. ;)

8 komentarzy:

  1. Yeey jak ja się cieszę, że u nich już wszystko dobrze! Wesoło mi przez ten rozdział, narobiłaś mi chętki na święta.. i śnieg ♥ I w ogóle na całą tą atmosferę świąteczną ^^
    Już myślałam, że Tae przygarnie tego labradora, ale widzę, że znalezienie tego psa miało zupełnie inne znaczenie, po słowach jego właścicielki. No cóż, może kiedyś z Minho sprawią sobie pieska XD
    Cieszę się i nie mogę doczekać JongKey w przyszłym rozdziale. Urgh, oby im też się ułożyło. No i OnSoo, hahaha opiekuńczy Onew jedzie na patrol bo prawie dorosła dziewczyna została sama w domu XD No, ale dobrze, bo się martwi ^^
    Aish, ty dopiero wstawiłaś nowy rozdział a ja już chcę następny. No, ale to świadczy o tym jak dobrze piszesz i jak bardzo uwielbiam czytać Twoje "dzieła". No więc, niech Cię wena nie opuszcza i do następnego ;) ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuje, że uważasz moje mało warte uwagi wypociny za piękne, dziękuje też za dzisiejszy rozdział, który idealnie pasuje do mojego obecnego nastroju.Trochę tego ciepła, którym obdarzyli się Minho i Taemin dotarło i do mnie, i muszę szczerze przyznać, że wzruszyło. Wzruszyło dogłębnie. Może to taki czas, gdzie brak mi bliskości między ludźmi, a Ty tu ową przedstawiłaś tak pięknie i tak delikatnie, że w dalszym ciągu jestem pod wrażeniem. Cokolwiek co by nie wyszło spod Twojej ręki, zawsze budzi we mnie duże emocje, jestem bardzo rada, że dzielisz się swoim talentem z czytelnikami i że mogę to przeżywać. Coś takiego jest bardzo potrzebne.Może się powtórzę, ale bardzo dziękuje, i będę dziękować po każdym rozdziale.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam Twoje opowiadanie od dość niedawna, ale jakoś nigdy nie miałam okazji skomentować. Tak naprawdę Twój ostatni wpis mnie zmotywował, dał mi mentalnego kopa w tyłek, bo zawsze chciałam się odezwać, ale nigdy tego nie zrobiłam. Poza tym rozumiem Twoją sytuację, ponieważ sama piszę. Teraz mówię "dość" i jestem. Ale nie będę przepraszać, nie będę tłumaczyć. Po prostu jestem i już zostanę :)
    Kiedy trafiłam na Twojego bloga, opowiadanie było już dobrze w drugiej części. Z ciekawości włączyłam pierwszy rozdział i tak mnie wciągnął, że przeczytałam wszystkie za jednym tchem. Fabuła jest naprawdę cudowna, bardzo podoba mi się wątek i Jonghyuna z Kibumem, i Taemina z Minho, a ostatnio jeszcze Onew i Soo. Historia każdej z tych par jest niesamowita i w wielu momentach zapiera dech w piersiach. Czytając o nich, przeżywałam wszystko razem z bohaterami, nie raz z wielkim uśmiechem na ustach lub łzami na policzkach.
    Bardzo podoba mi się fakt, że opowiadanie jest tak rozbudowane, że 2miny, ani JongKey nie zeszli się po pierwszych rozstaniach, że w tym momencie są to pary po przejściach, dojrzałe. Nie spotkałam się w ffs chyba jeszcze z aż tak dojrzałym podejściem bohaterów do związku. Bardzo ten fakt mi się podoba :)
    Ogólnie klimat jaki wprowadzasz do swoich rozdziałów jest świetny. Czuć magię, ale jednocześnie taką przyziemność, taką życiowość (nie wiem jak to poprawnie określić słowami). ^^
    Zauważyłam, że robisz sporo literówek oraz masz tendencje do zmieniania rodzaju w czasownikach. Czasami rzuca się to w oczy, ale zazwyczaj jestem tak zauroczona czytaniem, że nie zwracam uwagi na błędy. Jednak może, jeśli nie masz czasu na sprawdzanie rozdziałów przed dodaniem, znajdziesz kogoś, kto na świeżo będzie je czytał i poprawiał ewentualne błędy? Taka moja mała sugestia. ^^;
    Co do tego rozdziału: awwww, chce już zimę! Zainspirowałaś mnie bardzo grubym szalikiem Taemina, w którym może ukryć swoją twarz. Jak tylko znajdę chwilkę czasu, wyruszę na polowanie jednego dla siebie. Onew jest bardzo uroczy ze swoim zauroczeniem do Soo. Mam nadzieję, że im się poszczęści i nie będą musieli przeżywać takich kryzysów jak pozostali ^^
    Normalnie takie niedopowiedzenia pomiędzy parami by mnie denerwowały, ale tu ma to swój urok. Poza tym ta sytuacja z upadkiem Taemina i śmiech Minho. Aż sama poczułam te motylki... Niemniej jednak cieszę się, że się dogadali, mam nadzieję, że uda im się ułożyć na nowo życie we dwójkę. Nie spodziewam się, że zawsze będzie ono spokojnie, bo w ich przypadku (tak samo jak i JongKey) jest to niemożliwe, ale mam nadzieję, że już tak burzliwych i długich rozłąk nie będą musieli przeżywać. :)
    Życzę dużo weny i przyjemności z pisania! Hwaiting!
    Pozdrawiam, Minchannie :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie masz pojęcia jak sie ciesze że dodałaś ten rozdział ;D chyba połowa mojej wioski słyszała mój krzyk zachwytu gdy zobaczyłam powiadomienie o nowej notce xd 2min <3 choć zawsze mówię że nie lubie tego paringu ponieważ jest dla mnie zbyt przesłodzony to w tym momencie cofam te słowa. Ta scena z jednej strony byla naprawdę romantyczna ale z drugiej też i zwyczajna (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) taka która mogła by sie naprawde zdarzyć. Za to własnie uwielbiam twoje opowiadanie. Historia jest jak z życia wzięta a ja mam do takich słabość. W dodatku twój styl pisania, opisy po prostu urzekają <3 weny i kolejnych fenomenalnych rozdziałów ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku. Trochę nie jestem w stanie teraz pisać nic konstruktywnego ale podobało mi się:) I strasznie im zazdroszczę:(

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki za to że piszesz
    Twoje opowiadanie pokazuje co to znaczy naprawdę czuć
    Mam nadzieje, że znajdziesz czas i wena Cię nie opuści i szybko wstawisz kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. nominowałam cię do "the versatile blogger" <3

    OdpowiedzUsuń