Śnieg, który
wczoraj zaskoczył nas swoim przybyciem, padał nieprzerwanie aż do dzisiaj.
Spoglądałem przez powierzchnie szyby, na której rysowały się delikatne
kształty, znaczone przez zamarzający na niej lód. Białe poświata rozświetlała
wieczorne ulice Seoulu, a puch pokrywał chodniki, drzewa i uliczne lampy. Nawet
posterunek policji, nie zdołał ukryć się przed otulającymi właściwościami
prószącego lodu.
Jak to zawsze
bywa z pierwszym śniegiem, przynosi również ze sobą pierwsze, ciepłe, pomysły Kończy
jesienna chandrę jednym, jasnym, płatkiem, rozbudzając na nowo serca w stronę
czułości. W stronę trzymanie się za ręce, żeby nie marznąć w dłonie.
Przytulania, aby ogrzać się podczas długich wieczorów. Kupowania prezentów, aby
obdarować nimi wyjątkowe dla nas osoby i śmianie się z nich, gdy śnieg z
naszych dłoni ląduje na ich kurtkach. Czas wiary, że świat może być choć przez
chwilę trochę lepszy.
Będąc
szczerym, jedyną z jakichś ciepłych rzeczy, jaką robiłem z powodu narzucającej
mi to zimy, było rozpoczynanie każdego dnia od herbaty. Cała reszta zdawała się
być równie przyciągająca, co za każdym razem, gdy mijałem pokój osób
zatrzymanych, sprawiająca mi ukucie w piersi.
Lecz nie tylko
ja jeden patrzyłem dziś na biały wieczór, malujący się na tle miasta.
***
Narzuciłem na
głowę kaptur, przewiązując swój szalik ciaśniej wokół szyi. Żałowałem, że nie
wziąłem ze sobą rękawiczek. Aby zachować resztki ciepła, włożyłem dłonie do
kieszeni kurtki. Westchnąłem, mijając kolejną restauracje pełną rozmawiających
i żywo gestykulujących między sobą ludzi. Do mojego nosa dotarł zapach cynamonu
i czekolady, który przyniosła ze sobą para wychodząca właśnie z kawiarni. Kiedy
mnie mijali, chłopak naciągał dziewczynie czapkę na uszy, a ta wesoło się
śmiała, mówiąc coś o zbliżających się świętach. Zareagowałem na nich w typowy
dla siebie, nieprzyjemny sposób.
Miałem wyjść z
domu po zakupy, choć tak naprawdę, chciałem po prostu odetchnąć zimnym
powietrzem mają nadzieję, że to jakoś mnie otrzeźwi. Prawda była jednak taka,
że gdziekolwiek nie poszedłem, jakoś nie czułem się wcale inaczej.
Niespodziewanie jednak wpadłem na coś, czego w ogóle się nie spodziewałem. I to
dosłownie.
Spojrzałem w
dół identyfikując powód mojego zatrzymania. Ku mojemu zaskoczeniu był to pies.
Na początku wydał mi się zwykłym labradorem, o jasnej sierści i oklapniętych
uszach. Zdziwiło mnie jednak to, że
biega bezpańsko, a byliśmy przecież w centrum miasta. Poza tym wyglądał na
dziwnie niespokojnego, jakby czegoś szukał. Rozejrzałem się wokoło, ale nigdzie
nie dostrzegałem nikogo, kto wydawał mi się jego właścicielem. Kucnąłem,
przejeżdżając dłonią po jego futerku. Nie miałem w zwyczaju interesować się
innymi, a tym bardziej im pomagać. Ale to było tylko zwierze. Do nich, w
przeciwieństwie do ludzi, nic nie miałem.
Moją uwagę
zwróciła jego obroża, a właściwie tabliczka do niej przymocowana. Z treści jaka
tam widniała jasno wynikało, że jest to pies przewodnik. Znalazłem nawet
nazwisko jego właścicielki, jednak reszta jej danych kontaktowych była
zamazany. Prawdopodobnie pies podczas swojej tułaczki uszkodził te część
blaszki. Musiałem więc znaleźć inny sposób, aby namierzyć jego panią. Do głowy
przychodziła mi tylko jedna instytucja, która o tej porze była otwarta i na
pewno znała adresy wszystkich osób zamieszkałych w Seoulu.
- Świetnie... - powiedziałem sam
do siebie, uśmiechając się ironicznie.
Kiedy już zebrałem się w sobie na
zrobienie dobrego uczynku, oczywiście jak zwykle coś musiało pójść nie tak.
Wyprostowałem się i spojrzałem w dół na psa.
- Mógłbyś mi wyświadczyć te
przysługę i sam trafić na komisariat? - spytałem z nadzieją w glosie, która
wydawała mi się w tym wypadku żałośnie nie śmieszna.
Zwierze tylko pomachało ogonem,
wpatrując się w moje oczy ufnym spojrzeniem. Westchnąłem. Wziąłem do ręki koniec
jego smyczy i włożyłem go wraz z dłonią do kieszeni kurtki.
- Lepiej dla ciebie, żeby nie był
dziś na policji - rzuciłem całkiem poważnie, po czym dodałem zrezygnowanym
głosem - Taaa... masz racje. Co ja sobie wyobrażam. Nawet mikołaj nie byłby wstanie
powstrzymać go od pójścia do pracy.
***
- Spokojnie dzisiaj - rzucił
Onew, kręcąc się na krześle i przeglądając jakieś papiery.
Odepchnąłem się od parapetu przy
oknie i podszedłem do swojego biurka.
- To męczące - odpowiedziałem.
- A co cię niby męczy w tej
chwili?
- Siedzenie tu.
Nie musiałem patrzeć na Onewa aby
wiedzieć, że właśnie przewraca oczami.
- Niedługo dojdzie do tego, że
zaczniesz wypuszczać przestępców na wolność, żeby móc pobiegać z bronią po
ulicach i porobić pif paf - powiedział - Przyznaj zwyczajnie, że męczy cię co
innego.
Nie odpowiedziałem mu. Miał
racje, ale nie musiałem mu tego potwierdzać.
- Jak łatwo jest cię zakasować -
przyznał zwycięsko chłopak.
- Ktoś tu się nudzi? -
usłyszeliśmy głos Pana Park, otwierającego drzwi do naszego pokoju. - Jest
sprawa do wykonania.
- Nareszcie!
Poderwałem się z miejsca i szybko
podbiegłem do niego.
- To co mamy? Kradzież, jakiś patrol,
przesłuchanie? - spytałem podekscytowany.
Komendant uśmiechnął się do mnie
dziwnie złośliwie, po czym założył ręce.
- Pies - powiedział.
- Pies?
- Tak, pies.
- Ale, co z tym psem?
- Będziesz musiał go gdzieś podrzucić.
Opuściłem ramiona i spojrzałem na
niego nic nie rozumiejąc.
- Mamy psa na posterunku? -
ożywił się nagle Onew. - Uwielbiam psy! Idę go zobaczyć!
Wyskoczył ze swojego fotela i
ominął nas, aby prawdopodobnie pobiec do głównego wejścia.
- Zapraszam - usłyszałem
komunikat od przełożonego, który nie czekając na mój sprzeciw wyszedł z
pomieszczenia.
Unosiłem wzorek
do góry, po czym lekko mówiąc średnio zadowolony ruszyłem do za pozostałą
dwójką. Pies? Co ja niby mam robić z psem? Od kiedy jesteśmy schroniskiem.
Powinienem wiedziałem, że za moją niecierpliwość czeka mnie jakaś kara.
Gdy dotarłem do wejścia i minąłem panią Lee, popijającą kawę przy stanowisku do zgłoszeń nowych spraw, ledwo widziałem moją dzisiejszą, niezapowiedzianą "pracę". Kiedy w końcu Onew odsunął się psa i mogłem zauważyć coś więcej niż machający ogon zwierzęcia, dostrzegłem oprócz komendanta jeszcze trzecią osobę. Zwolniłem kroku. Ujrzałem duży, gruby, szalik, kosmyki włosów opadające na czoło, lekki uśmiech wywołany językiem psa na jego policzku i drobne dłonie odsuwające delikatnie zwierze, kiedy wstawał. Zatrzymałem się, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Taemin?
Gdy dotarłem do wejścia i minąłem panią Lee, popijającą kawę przy stanowisku do zgłoszeń nowych spraw, ledwo widziałem moją dzisiejszą, niezapowiedzianą "pracę". Kiedy w końcu Onew odsunął się psa i mogłem zauważyć coś więcej niż machający ogon zwierzęcia, dostrzegłem oprócz komendanta jeszcze trzecią osobę. Zwolniłem kroku. Ujrzałem duży, gruby, szalik, kosmyki włosów opadające na czoło, lekki uśmiech wywołany językiem psa na jego policzku i drobne dłonie odsuwające delikatnie zwierze, kiedy wstawał. Zatrzymałem się, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Taemin?
***
Świetnie, Minho był w pracy. Dziękuje św.
Mikołaju.
- To ty znalazłeś psa Taemin? –
spytał zaskoczony Onew.
- Jak widać.
Wzruszyłem ramionami.
- Zaraz, zaraz - zastanowił się
Onew. - Skoro ty jesteś tutaj, to gdzie jest Sooyung...? Zostawiłeś ją samą!?
Jego nagły wybuch i pełen
niedowierzania w moja głupotę ton głosu przeszył mnie na wylot. Westchnąłem
spoglądając na jego szeroko otwarte w oburzeniu usta i wyraz twarzy domagający
się natychmiastowej odpowiedzi.
- Przepraszam - powiedziałem
ironicznie. - Masz racje, powinienem wziąć do wolnej ręki drugą smycz i
przyprowadzić ją tutaj ze sobą.
Chłopak wyglądał na
niezadowolonego moja wypowiedzią.
- Szefie – zwrócił się do
komendanta. – Jadę na patrol!
- Jak ci zabronię to i tak
pojedziesz, prawda? – spytał retorycznie pan Park.
- To pędzę! – rzucił Onew
wybiegając zgarniając po doradzę swoją czapkę i kurtkę.
- Zaczekaj! – wyrwało się ni stąd
ni zowąd Minho.
Cała nasza trójka: ja, pies i
komendant, spojrzeliśmy w tej samej chwili na chłopaka. Nie musiałam pytać o
powód desperacji w jego głosie.
- To co Minho – powiedział jego
przełożonego. – Szukaj numeru i dzwoń żeby umówić się z właścicielką.
***
Umówiliśmy się z kobietą do
której należał pies w centrum. Okazało się, że akurat była w pobliżu bo razem
ze znajomymi szukała swojej zguby. Kiedy pies zobaczył swoją właścicielkę od
razu do niej podbiegł prawie przewracając ją na ziemie. Kobieta otworzyła
ramiona, po czym mocno przytuliła do siebie szalejące z radości zwierze.
- Bardzo wam dziękuje –
powiedziała, gdy w końcu się uwolniła. – Nazywam się Yeon Rin. A jak nazywają
się osoby, które uratowały mojego Chocho?
- Minho – usłyszałem głos obok siebie. – Ja go tu
tylko dostarczam. To nic wielkiego. Psa znalazł Taemin.
Kobieta odwróciła twarz w moją stronę i choć na mnie
patrzyła, czułem się dziwnie zawstydzony malującą się na jej twarzy
wdzięcznością.
- Dziękuje Taemin. Nie wiem jak mam ci się
odpłacić.
- W porządku – uspokoiłem ją. - Cieszę się, że
mogłem pomóc.
Yeon Rin nie dała się jednak przekonać. Kupiła nam
kawę na wynos, po czym wyszliśmy z gorącym napojem, aby odprowadzić ją z psem do
domu. Gdy spacerowaliśmy przez główne ulice miasta, kobieta dużo opowiedziała nam o
swojej relacji ze zwierzęciem. Czułem się dziwnie, idąc tak z Minho. Choć to
była całkiem zwyczajna sytuacja, w naszym pogmatwanym życiu, była jednak czymś w
pewnym sensie niecodziennym. Spoglądałem czasem na niego, ale gdy to zauważał,
szybko odwracałem wzrok.
- Macie kogoś kogo kochacie tak
bardzo, że nie jesteście w stanie bez tej osoby żyć? – spytała niespodziewanie Yeon Rin.
Kawa stanęła mi w przełyku a żołądek się skurczył,
gdy usłyszałem to pytanie. Od razu zrobiło się między mną a Minho jednocześnie
bardziej chłodno i bardziej gorąco. Nie mogłem jednak winić tej kobiet za to co
powiedziała, bo co ona mogła wiedzieć o moim życiu.
- Może to szalone, ale ja tak
strasznie kocham tego psa – zaśmiała się przyciskając smycz bliżej swojego
boku. - Nawet nie wiecie co czułem, gdy
go przy mnie nie było. To zabawne, bo on jest całkiem inny niż ja. Chce
wcześnie wstawać na spacery, gdy ja wole pospać. Ma niespożyte pokłady energii
i lubi się bawić właśnie wtedy, gdy jestem zmęczona. Ale choć mamy całkiem różne
charaktery i w wielu rzeczach się nie zgadzamy, nie zamieniłabym go na żadnego
innego psa. Po tej dzisiejszej rozłące już wiem, że nie potrafiłabym bez niego
żyć gdybyśmy nie mogli być więcej razem.
***
Powrót z Minho do domu upływał
nam w dziwnej atmosferze, która byłą spowodowana głównie ostatnią wypowiedzią Yeon Rin, którą
pożegnaliśmy za ledwie kilka minut temu. Śnieg zawiał większą część chodnika i
warstwa puchu zaczęła pokrywać drogę pod moimi butami. Choć pora była już późna
miasto wciąż tętniło życiem. Oświetlało drogę wystawami sklepów i ulicznymi
lampami. W końcu pierwszy odezwał się Minho.
- Twoja matka prawdopodobnie
zostanie wypuszczona pojutrze. Twój.. ojciec raczej nie – dokończył jakby
zastanawiał się po co w ogóle to mówi. - Chcesz tego słuchać?
- A ty o tym mówić? – spytałem.
Miałem dość tego tematu. Codziennie słuchałem o nim co najmniej trzy czwarte
dnia. - Już o tym rozmawialiśmy. Możemy po prostu nie wracać do tego za każdym
razem gdy się widzimy?
Włożyłem dłonie do kieszeni
kurtki i zaciskając usta.
- Dobrze – powiedział spokojnie.
– Więc porozmawiajmy o nas.
Zamarłem ze strachu, kiedy
usłyszałem jego ostatnie zdanie. Odwróciłem całkowicie wzrok, aby ukryć swoją
reakcje.
- To chyba też nie jest dobry
temat.
- Więc mamy milczeć?
Czułem, że zaczynam się
denerwować.
- Dlaczego zawsze zrzucasz na
mnie poczucie winy? – spytałem.
- Nie robię tego.
- Robisz.
- Chce tylko porozmawiać.
Prawie się zatrzymałem, kiedy
jego wyważony ton głosu ponownie dotarł do moich uszu.
- Przestań być ciągle taki
opanowany!
- Możesz się uspokoić?
- Nie mogę!
Zacisnąłem dłonie i ruszyłem do
przodu zdecydowanie zbyt gwałtownie. Mój nagły ruch sprawił, że poślizgnąłem
się na zamarzniętym śniegu i tracąc równowagę wylądowałem prosto na pośladkach,
asekurując się w ostatniej chwili rękami. Myślałem, że zwariuje. Nie dość, że
znowu Minho wyprowadził mnie z równowagi, to jeszcze jak zwykle nie potrafiłem
wyjść z takiej sytuacji z dumą. Kiedy myślałam, że już nic gorszego mnie nie
spotka, gałęzie drzewa nade mną poruszyły się przez trzęsienie spowodowane moim
upadkiem sprawiając, że masa śniegu spadła prosto na moją czapkę i ramiona. Przekląłem
w myślach, starając się pohamować swoją złość. Przewróciłem oczami,
wypuszczając ostentacyjnie powietrze i zaciskając usta. Miałem wrażenie, że
umrę w tej chwili z poirytowania i wstydu. Miałem to wrażenie jednak tylko
jeszcze przez moment. Do chwili aż moje oczy napotkały Minho.
Myślałem, że
nic nie będzie mnie już w stanie zaskoczyć ani poruszyć moich emocji tak
bardzo. Tymczasem, jeśli przed chwilą byłem zły to uczucia jakie teraz mną
zawładnęły było milion razy bardziej dotkliwe niż to co działo się przed
zaledwie sekundą. Tyle razy wyobrażałem sobie, że ponownie jest mi dane oglądać
ten widok, który teraz miałem przed sobą. Tak wiele razy, że gdyby nie zimny chłód
bijący od chodnik otrzeźwiając moje zmysły myślałbym, że to znowu sen. Ale to
nie był sen. To działo się naprawdę. Minho się uśmiechał.
Kąciki jego
ust drżały nieznacznie, kiedy próbował zdusić w sobie ten odruch. Ale kiedy
nasze spojrzenia się spotkały, a on wybuchną już kompletnie i bez ograniczeń
śmiechem, moje oczy otworzyły się sto razy szerzej. Chłopak zgiął się wpół i
jakby nigdy nic w nocy, na środku chodnika, pochylając nade mną, śmiał się z
mojego komicznego upadku. A ja nie potrafiłem się nawet poruszyć, bo to jeszcze
do mnie nie dotarło. Wpatrywałem się w jego twarz jak w obrazek i choć ta ulica
była tak realna to wciąż nie potrafiłem wyjść z szoku, że to się dzieje na
prawdę. Ta naturalna radość, która teraz malowała się na jego ustach i w jego
oczach sprawiła, że moje serce przyśpieszyło a motylki w brzuchu pofrunęły po
całym moim ciele. Przez te reakcje miałem wrażenie, że czuje się tak jakbym
widział Minho pierwszy raz. Jakby uderzenie serca przypomniało mi dzień, kiedy
pierwszy raz coś do niego poczułem. To pewnie idiotyczne czuć coś takiego,
kiedy ktoś się z ciebie śmieje. Ale w naszym wypadku było inaczej. Dla nas ten
śmiech był jak stumilowy krok po długiej podróży dookoła świata.
Kiedy Minho w
końcu opanował swoją głupawkę i ponownie spojrzał mi w oczy, zrobiło mi się jeszcze gorzej. Prawdopodobnie
się zrumieniłem, dlatego ukryłem usta w materiale szalika. Wtedy chłopak zrobił
coś czego w ogóle się nie spodziewałem. Oparł dłonie na udach, pochylając się
lekko w moją stronę. Uśmiechnął się sam do siebie z tylko jemu wiadomego
powodu. Poczym kucnął przede mną, opierając łokcie na kolanach.
- Czy to już zawsze będzie tak,
że za każdym razem to ja będę musiał cię ratować? - spytał spoglądając mi w
oczy. Czułem jak jego ciepły wyraz twarzy płynie z powietrzem i dotyka moich
policzków - Nie ważne czy to będzie poślizgniecie się na lodzie, czy
niebezpieczny gang czyhający na twoje życie. Zwariowane pomysły, kiedy jesteś
pijany, czy ocieranie łez, gdy płaczesz. Pilnowanie byś swoim ciętym językiem
nie wpakował się w kolejne kłopoty.
Uśmiechnął się szerzej a ja
zamarłem, bo uśmiechał się właśnie do mnie. Tylko do mnie. Następnie
wyprostował swoją rękę i wyciągnął dłoń w moją stronę. Światła witryny jakiejś
restauracji odbijały się na jego twarzy, ale on i tak wydawał mi się jeszcze
jaśniejszy niż ten blask, który go oświetlał.
- Czy powinien to robić Taemin? –
spytał w końcu. – Chcesz tego, Taemin?
Kiedy wypowiedział moje imię
przez te fale czułości, jaka od niego biła, ponownie się zarumieniłem.
Spojrzałem na jego dłoń i malujący się na niej niebieski kolory rękawiczek.
Tylko centymetry dzieliły mnie od
jej dotknięcia. A jednak gdy władałem w nią swoje zimne od mrozu palce, czułem
jakbym pokonywał całe kilometry. Pomógł mi się podnieść a kiedy stanęliśmy
prawie twarzą w twarz spuściłem lekko wzrok czując skrępowanie.
- Nie odpowiedziałeś mi –
powiedział wciąż lekko rozbawiony.
Choi był jak zwykle nie ubłagany.
Wszystko chciał mieć na piśmie.
- Zrobiłeś ze mnie straszną
ofiarę losu – zarzuciłem mu. - O ile wiem, miałem też w życiu parę lepszych
dni.
- Będzie próbował się teraz
wywinąć od odpowiedzi?
Zagryzłem wargę, po czym
schowałem się na chwile w swoim bezpiecznym okryciu szalika. Dałem sobie
mentalnego kopniaka i wyszedłem z ukrycia, wypuszczając oddech na mroźne
powietrze.
- Jasne, że tego chce – powiedziałem
dziwnie łamiącym się głosem, choć na prawdę bardzo próbowałem brzmieć pewnie.
Nie wiem dlaczego, ale nagle
zrobiło mi się strasznie ciepło na sercu, kiedy to z siebie wydusiłem. Dziwnie
bezpiecznie i trochę nienormalnie przyjemnie. Może dlatego, że wreszcie zdałem
sobie sprawę z tego co czuje. Z tego, że nawet jeśli będę się z tym kłócił, nie
wymaże z siebie tęsknoty za Minho za każdym razem gdy nie widzę go chociaż
jeden dzień. A czym byłaby wieczność bez niego, w obliczu tego jednego dnia? I
chociaż to będzie trudne i pewnie jeszcze nie jeden raz będę stać w obliczu
sytuacji takiej jak ta, po tylu rozstaniach jakich doświadczyliśmy już wiem, że
nie potrafiłabym bez niego żyć gdybyśmy nie mogli być już razem.
Poczułem jak
moje oczy zaczynają się robić, a ciało jak zwykle przestaje ze mną
współpracować. Zagryzłem wargę, po czym ciężko westchnąłem z bezsilności.
- Boże… - szepnąłem. – Dlaczego
ja w ogóle płaczę?
Minho tylko się zaśmiał i stanął jeszcze
bliżej mnie. Złapał za oba końce mojej czapki, przyciągając moją twarz do
swojej i gładząc moje policzki kciukami. Jego ciepły uśmiech sprawił, że w
końcu przewróciłem oczami i sam go odwzajemniłem.
- Skoro sprawy stały się już
jasne, czy to jest ten moment, kiedy mogę cię pocałować? – spytał szelmowsko.
- Zaczekaj – powstrzymałem go. –
Chce cię jeszcze tylko coś prosić.
Spojrzał na mnie wyczekująco,
czekając na to co powiem.
- To nic wielkiego… Po prostu nic
mi już więcej nie obiecuj, dobrze? Szczególnie tego, że zawsze będziesz mnie
chronić i nigdy mnie zostawisz. Wiesz, co się ostatnio po tym wyznaniu
wydarzyło.
Choi zaśmiał się a jego usta
znalazły się tuż przy moich.
- Dobrze Taemin, nie będę ci już
więcej obiecywać, że zawsze będę przy tobie – powiedział. – Bo od teraz
będę to po prostu robił.
Po czym pocałował mnie, roztapiając
resztki śniegu, jakie jeszcze spoczywały po upadku na mojej kurtce.
___________
Mam nadzieje, że przebrnęliście
przez ten zimowy spacer i nie zanudziliście się na śmierć. ;P
Uprzedzam pytanie: więcej OnSoo i Jongkey w następnym rozdziale.
Chciałbym tylko ustosunkować się do
dwóch waszych komentarzy na temat mojej prośby o komentarze. Drogi Anonimie,
twoja opinia jest naprawdę piękna i nawet przez myśl mi nie przeszło, „że nie
jest to wypowiedz, której się spodziewałam”. Była niesamowita, bo pisana od
serca i za to bardzo ci dziękuje. Właśnie takie osoby jak ty sprawiają, że
jeszcze bardziej chce tworzyć nowe rozdziały! Leno, nie odebrałam twojego komentarze
negatywnie i uwierz mi nadal czerpię radość z pisania dla samej siebie, dlatego bez obaw nie
zmieniłam się ani trochę. ;) Nie zależy mi na pochwałach a na komunikacji autor-czytelnik.
Po prostu musicie mi uwierzyć, że wasze słowa dają mi tak samo wiele
przyjemności, jak wam czytanie mojego opowiadania. Starajmy się więc nawzajem i
uszczęśliwiajmy równocześnie. ;)