Kiedy trzymasz czyjeś ciało w
swoich objęciach i czujesz, jak serce drugiej osoby, bije tuż przy twoim, masz
wrażenie, że nagle wasze myśli stają się jednością, a temperatura waszych ciał,
powoli zdaje się płynąć tym samym, ciepłym strumieniem.
W tamtym momencie miałem
wrażenie, że czas stanął w miejscu. Kiedy upadłem na kolana, trzymając w
ramionach ciało Minho, świat przed moimi oczami stał się jeszcze czarniejszy i bardziej
niesprawiedliwy, niż uważałem dotychczas. Kiedy ujrzałem na swoich dłoniach,
czerwoną, ściekającą wzdłuż mojej ręki krew, moje źrenice rozszerzyły się a
oddech zamarł. Nie miałem pojęcia co robić. Zacząłem wołać o pomoc. Gdyby nie
Jonghyun, który usłyszał mój krzyk, nie potrafiłbym sobie z tym poradzić.
Wszystko było takie szybki a jednocześnie jakby za mgłą. Kiedy dotarliśmy do
szpitala, nie potrafiłem się już utrzymać na nogach. Zrobiło mi się strasznie
słabo i niedobrze. Ostatkiem sił dotarłem do łazienki, aby tam opaść na ziemie
i zwymiotować w jednej ze stojących w środku kabin. Przez chwile siedziałem tam,
tak po prostu, ciężko oddychając i nie widząc przed sobą niczego, poza moimi
potarganymi włosami. Nie wiem ile czasu minęło, ale kiedy byłem już w stanie
stabilnie stać o własnych siłach, przemyłem twarz wodą i wyszedłem na korytarz.
Ze strachem w oczach, zacząłem rozglądać się wokoło, gdzie mogli zabrać Minho.
Zobaczyłem jedną z pielęgniarek i niezwłocznie do niej podszedłem.
- Przepraszam - powiedziałem drżącym głosem. - Gdzie
znajduje się Choi Minho? Czy on...
Bałem się wypowiedzieć najgorsze, co teraz przyszło mi do
głowy.
- Hym.... Ach! - klasnęła w dłonie pielęgniarka. Mimowolnie
podskoczyłem na jej nagły gest, nic nie rozumiejąc. - Masz na myśli tego
przystojniaka, z którym przyjechał jego równie gorący znajomy?
-Am.. chyba tak.
Otworzyłem szerzej oczy. Dlaczego ona mówiła to tak
spokojnie i wesoło? Przecież widziałem tyle krwi i ten nóż...
- Jak on się czuje? - spytałem.
Uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Rana nie była głęboka. Najwyraźniej napastnikowi nie udało
się oddać ciosu tak, jak planował. Jednak mimo wszystko pacjent stracił trochę
krwi.
Zamarłem nic nie rozumiejąc. Wszystko jest w porządku? Nagle zza zakrętu wyłonił się
uśmiechnięty Jonghyun a przy nim, trzymający się za brzuch Minho.
- Ty to jesteś nieśmiertelny - rzucił Kim. - Powinieneś
zostać w tym szpitalu a nie upierać się żeby wyjść. Masz prawo do odpoczynku.
- Nic mi nie jest - rzucił sucho. - Gdzie zostawiłeś
Taemina? Teraz jest pewnie już dawno w innym mieście.
Kiedy to powiedział, oboje wreszcie mnie zauważyli. Nasze
oczy się spotkały a ja miałem wrażenie, że znowu mi słabo. Tym razem dlatego,
że musiałem patrzeć w oczy osobie, która mnie nienawidziła a mimo to kilka
godzin temu uratowała mi życie. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Słysząc jego
słowa, uświadomiłem sobie również, że ani razu nie pomyślałem o ucieczce, choć
miałem do tego najbardziej sprzyjającą możliwość, jaka mogła mi się w życiu nadarzyć.
Zatrzymali się przede mną a Minho wyglądał na lekko zdziwionego, czego nie
potrafił ukryć. Teraz, ja także sam się sobie dziwiłem. Jonghyun popatrzył na
nas, ale nie skomentował naszego zachowania.
- Odwiozę was - powiedział do Minho. - Rozmawiałeś z Onew?
- Tak - powiedział, nadal wyprowadzony ze swojego
codziennego, zimnego wyrachowania. - Powiedziałem, że nic mi nie jest, ale
jutro ma do mnie przyjechać.
- W porządku, więc chodźmy - odparł Jonghyun.
Nie wiedziałem, co robić. Poszedłem po prostu za nimi.
Czułem, że powinienem coś powiedzieć Minho, ale nie widziałam ani co ani jak.
Droga upłynęła nam w milczeniu. Jedynie Kim rzucał czasem jakieś typowe dla
siebie teksty. Jeszcze gorzej było w mieszkaniu Minho. Jeśli do tej pory
panował między nami chłód, to teraz do tego chłodu doszła jeszcze totalna
niezręczność. Choi wyglądał jakby rana trochę mu dokuczała. Pokuśtykał do
swojego pokoju, mówiąc coś o tym, żebym nic nie robił. A co niby miałem robić?
Co gorsze, nie potrafiłem zrozumieć jego zachowania. Aż tak bardzo zależało mu,
żebym przeżył i doprowadził go do rozwiązania jego śledztwa, że dałby się za to
zabić? Przesiedziałem na kanapie, myśląc nad tym, przez dobre parę godzin. Doszedłem
do wniosku, że muszę coś zrobić, bo to mnie wykończy. Wstałem z mebla i
ostrożnie pokierowałem się w stronę jego pokoju. Wtedy ujrzałem, jak coś
białego turla się w moją stroną po podłodze. Stanąłem w progu i ujrzałem, jak
chłopak siedzi po turecku na swoim łóżku i stara się nieporadnie zmienić swój
opatrunek. Nasz spojrzenia się spotkały. W pokoju paliła się jedynie mała lampka, nie rozświetlająca zbytnio wieczornej ciemności. Kucnąłem i podnosiłem bandaż z ziemi.
Pomyślałem, że to głupie, co teraz robię. Z jakiej racji on będzie chciał mojej
pomocy, skoro nawet nie może na mnie patrzeć?
- Czy mogę... pomogę ci - powiedziałem cicho.
Nie odpowiedział, ale odwrócił swoje spojrzenie. Uznałem to
za przyzwolenie. Niepewnie przemierzyłem dzielącą nas odległość i wdrapałem się
na jego łóżko, siadając na przeciw niego. Zaschło mi w gardle, kiedy pochylił
się nieznacznie w moją stronę. Unosiłem powoli, lekko drżące dłonie i zacząłem
zawijać bandaż wokół jego ciała. Gdy to robiłem, odległość między nami
odruchowo zmniejszyła się do minimalnej. Co chwile, czułem na swoim policzku jego
delikatny oddech. Nie patrzyłem mu w oczy. Jednak w pewnym momencie poczułem,
że jego wzrok spoczął na mojej twarzy. Jego zachowanie sprawiło, że moja praca
pielęgniarza, stała się sto razy bardziej ciężka. Dodatkowo, czy tego chciałam,
czy nie, moje palce niejednokrotnie stykały się z ciepłą skórą klatki
piersiowej chłopaka. Te, z pozoru nic nieznaczące gesty, wywoływały we mnie
fale wspomnień, których nie powinienem już pamiętać. Miałem wrażenie, że twarz
Minho jest coraz bliżej mojej, a jego nos prawie dotyka mojego policzka. Kiedy
skończyłem zawiązywać opatrunek, nie miałem odwagi podnieść wzroku a tym
bardziej ruszyć się choćby o milimetr. Wolno, opuściłem ręce na swoje kolana.
Wziąłem płytki wdech. Z obawą, niezdecydowanie, moje spojrzenie powędrowało ku
górze, malując przede mną najpierw szyje, potem usta aż w końcu czarne oczy Minho.
Nasze twarze nie dzieliła prawie żadna odległość. Nie wiem, po co to
robiłem, ani dlaczego robił to Minho, ale żaden z nas nie przestawał się
wpatrywać w drugiego. W końcu usłyszałam jego głos, który z tej odległości, miał
jeszcze bardziej głęboki ton.
- Nie zachowuj się tak, jakbyś był mi coś winien. Zapomnij o
tym.
Zwilżyłem spierzchnięte usta czując, że moje słowa i tak
zabrzmią ochryple.
- To nie jest coś, co mogę od tak zapomnieć. Ale to też nie
tak, że zamierzam teraz starać się za wszelką cenę odwdzięczyć się za to, co
zrobiłeś.
Miałem wrażenie, że powietrze między nami stało się tak
gęste i ciężkie. Ten brak przestrzeni, który w nim odczuwałem, przyciągał mnie
jak magnes, bliżej i bliżej Minho. Rozchyliłem lekko wargi, zaciskając dłonie. To
było zbyt ciężkie do zniesie, że on także nie drgnął ani o milimetr ze swojej
pozycji. Moje ciało odmawiało mi w tej chwili posłuszeństwa i błagałem w
myślach, żeby Mino zakończył moją udrękę. Wtedy poczułem jak łóżko się pod nami
załamuje a on opierając się na ręce, sięga po coś za moimi plecami. Serce
stanęła mi jak wryte z wrażenia, kiedy jego klatka piersiowa prawie zetknęła
się z moją. Moje usta znajdowały się tuż przy jego ramieniu. Kiedy ponownie
usiadł, ujrzałem przed sobą połyskujący metal kajdanek.
- Nie jestem dziś w pełni sprawny. Nie mogę ryzykować, że
zrobisz coś nieodpowiedniego a ja nie zdążę temu zapobiec - powiedział
zdecydowanie.
Poczułem jak opuszki jego palców
muskają moją rękę a następnie jak chłodna obręcz zamyka się na moim nadgarstku.
Następnie Minho przysunął ku mnie swoją dłoń, po czym wymownie spojrzał mi w
oczy. Mimo, że wiedziałem czego ode mnie oczekuje, nie byłem pewny, czy
powinienem to robić. Jednak rodzące się we mnie pragnienie, by zatrzymać na
dłużej te torturę, przebywania blisko niego, zwyciężyło. Podnosiłem wolną
obręcz i ostrożnie założyłem ją na jego rękę. Nasze spojrzenia ponownie się
spotkały. Miałem wrażenie, że mógłbym patrzeć mu w oczy całe wieki a jednak
jego myśli, wciąż pozostałby dla mnie tajemnicą. Maska, którą wypracował sobie
przez ten czas, była dla mnie w tej chwili nie do przebicia. Nie spuszczając ze
mnie wzorku, przesunął się tak, aby położyć się na boku, przyciągając wolną ręką
z końca łóżka duży koc. Nie wiem czy zrobił to przez przypadek, ale część
miękkiego materiału znalazła się na moich kolanach. Czując na nadgarstku
napięcie kajdanek, uczyniłem to co on, kładąc się w takiej odległości od niego,
na jaką pozwalał mi łańcuch, który nas ze sobą wiązał. Spuściłem wzrok, nie
mogąc znieść jego ciężkiego spojrzenia, spoczywającego na mojej osobie. Moje
kołaczące serce nie pozwalało mi do końca uspokoić oddechu. Długo biłem się z
myślami, które zaskoczyły mnie ze wszystkich stron mojego umysłu. Długo zastanawiałem
się, dlaczego czuje się tak, jakbym chciał więcej. O wiele więcej niż to zwykłe,
choć w naszej sytuacji raczej niezwykłe, leżenie przy jego boku. Kątem oka
ujrzałem jak klatka piersiowa Minho zaczyna powoli unosić się w stabilnym
rytmie. Niepewnie uniosłem mój wzrok na jego twarz. Już na mnie nie patrzył.
Miał zamknięte oczy i wydawał się spać. Wiem, że nie powinienem tego robić, ale
nie potrafiłem zwalczyć w sobie pragnienia aby go nie dotknąć. Przesunąłem moją
skutą rękę bliżej niego. Po czym wolno i ostrożnie, wsunąłem moją dłoń w jego. Poczułem się
niepoprawnie przyjemnie, gdy to uczyniłem. Moja oziębła skóra była jak zwykle
chłodniejsza niż jego. Przynajmniej to jedno się nie zmieniło. Kiedy tak spał,
mogłem sobie wmówić wszystko. Nawet to, że nie minęły lata a my jesteśmy wciąż
tymi samymi osobami z przeszłości. Zastanawiałem się, gdzie bylibyśmy dzisiaj,
gdyby ta tragedia nie wydarzyła się w naszym życiu. Czy bylibyśmy razem? Czy
wyjechałbym za granice? Czy on wciąż by się uśmiechał? Do tej pory nie
potrafiłem tego przyznać, ale on miał racje. To ja zniszczyłem mu życie. Był
wesoły, dobry i pełen optymizmu. Miał plany, marzenia, chciał założyć własną
firmę. A przez moją rodzinę stał się zimnym i nieczułym człowiekiem, który
został pchnięty do używania przemocy i bycia osobą twardo stąpającą po ziemi,
nie potrafiącą już się cieszyć i marzyć. Czułem teraz pewnego rodzaju déjà vu.
Ostatni raz, kiedy tak na niego patrzyłem, był wtedy, kiedy uświadomiłem sobie,
że go kocham. Szkoda, że wtedy nie rozumiałem jeszcze, czym jest prawdziwa
miłość. Gdybym potrafił ją wtedy zdefiniować i nie ignorował samolubnie wszystkich
znaków, że życie ze mną przyniesie mu nieszczęście, może nigdy nie zaszedłby
tak daleko. Teraz rozumiem, że jeśli naprawdę kogoś kochasz, powinieneś pozwolić mu odejść. Miłość bowiem, to
zaprzeczenia egoizmu i zaborczości. Pragnienie szczęścia ukochanej osoby i
umiejętność pozwolenia jej odejść, kiedy uświadamiamy sobie, że nasze uczucia,
zaprowadzą ją prostą drogą do cierpienia.
****
Dzisiejsza,
wieczorna droga przez miasto, nie należała do moich ulubionych. Udało mi się
skończyć część projektów, więc musiałem spotkać się z Jonghyunem. Poza tym,
operacja mamy miała się zacząć za 3 godziny i chciałem jak najszybciej być już z
powrotem w szpitalu.
Wjechałem na jedno
z wyżej położonych pięter wysokiego budynku. Zawahałem się przed zapukaniem do
gabinetu chłopaka. Mała, świecąca się lampka, w miejscu na elektroniczną kartę,
blokującą wejście do pomieszczenia, utwierdziła mnie w tym, że Jonghyun już na
mnie czeka. Westchnąłem. Przyłożyłem sobie na chwile teczka do policzka, aby
uspokoić nerwy, po czym zapukałam wreszcie i wszedłem do środka. Jonghyun
siedział w swoim fotelu i wydawał mi się być obojętny, że mnie widzi.
- Przynosiłem część projektów -
powiedziałem, próbując być równie obojętny jak on.
- W porządku. Pokaż mi je.
Wydawało mi się, że chłopak ogląda
moje szkice chyba z godzinę. Jakby robił mi na złość. Spojrzałem na zegarek.
- Spieszysz się? - rzucił
ironicznie.
- Raczej tak...
Rozejrzałem się po jego biurku. Zauważyłem
coś, co przykuło moją uwagę. Dość duży zeszyt, które leżał na meblu. Pamiętam
jak widziałem go w pokoju Jonghuna. Znalazłem wtedy w jego wnętrzu ten pięknie
zaprojektowany dom z ogrodem.
- Wciąż projektujesz? - spytałem,
po czym ugryzłem się w język.
Nie powinienem był się tym
interesować. Wzrok Joghyun powędrował na jego zeszyt.
- Rzadko. Poza tym ten zeszyt to nie
tylko moje rysunki. To w pewnym sensie moje myśli.
Jak zwykle tajemniczy - pomyślałem.
Wstałem z siedzenia, prostując kości. Nagle stało się coś, czego kompletnie się
nie spodziewałem. Zgasło światło.
- Coś się stało? - spytałem
zdezorientowany. W pomieszczeniu zapadła totalna ciemność. Jonghyun spojrzał na
telefon stacjonarny i podniósł słuchawkę.
- Nie ma prądu.
Wstał i skierował się do drzwi.
Pociągnął za klamkę, ale te ani ruszyły.
- Dlaczego jesteśmy zamknięci? -
prawie krzyknąłem.
- Widziałeś miejsce na kartę przy
wejściu? Jeśli wysiada prąd a one są zamknięte, automatycznie się blokują.
- To nie możliwe! Nie mam czasu tu
siedzieć!
- Przykro mi. Nie masz wyboru. Zadzwonię
z komórki do elektryków.
Zacisnąłem usta. Oparłem się o
biurko. Dlaczego to zawsze spotyka mnie! Muszę jechać do szpitala. Jonghyun
wykonał swój telefon, ale nikt nam nie określił ile zajmie naprawa. Cieszyłem
się, że chłopak znajduje się po drugiej stronie pomieszczenia. Jakoś dziwnie
się czułem, biorąc pod uwagę sytuacje w jakiej się znaleźliśmy. Zresztą już
kiedyś w podobnej byliśmy.
- Pamiętasz? - powiedział nagle. - Dawno temu, także tak utknęliśmy.
- Tak, ale wtedy to była inna
sytuacja - warknąłem. - Chyba nie muszę przypominać czyja to była wina?
- To cię irytuje?
- Tak.
- Boisz się? - spytał, a ja poczułem, że ma racje.
Bałem się tego, że ponowne przebywanie z nim, może obudzić
we mnie uczucia, które tak długo wymazywałem ze swojego serca. Rozpaczliwie nie
chciałem aby to, co zbudowałem razem z Chujinem, rozpadło się na małe
kawałeczki, tylko dlatego, że znowu spotykam się z Jonghyunem. W moich myślach
pojawił się ponownie obraz naszego ostatniego pocałunku w szpitalu. Nie
chciałem aby to coś, co miało wtedy miejsce, powtórzyło się ponownie w
przyszłości.
- Nie patrzysz na mnie, bo mnie nienawidzisz?
Moje serce przyśpieszyło. Zagryzłem wargę. Unikanie jego
wzorku, prowadziło mnie tylko do przyznania, że nie potrafię mu patrzeć w oczy,
bez przyznania, że nic już do niego nie czuję. Wolno obróciłem się w jego
stronę. Na tle ciemności widziałem czarne, ale iskrzące się oczy chłopaka. Mimo
czasu, jak spędziłem z dala od niego, wciąż czułem, że w środku tego
eleganckiego biurokraty, jest ten sam chłopak z liceum. Ten, który za wszelką
cenę pragną rozmawiać. To, że robił to na swój własny, pokręcony sposób, nie
zmieniała idei jaka z tego płynęła. Poczułem, że nie zaznam spokoju, jeśli nie
wyjaśnię z nim tego, co miało miejsce, kiedy się rozstaliśmy. Długo nie mogłem
nauczyć się zasypiać letnimi, ciepłymi wieczorami. W tamtym czasie, nawet
powietrze, wydawało mi się przynosić zapach kwiatów z nad rzeki Han. Dlatego,
nawet jeśli nie przyniesie mi to ulgi, muszę spróbować.
- Nie - szepnąłem. - Nienawidziłem cię bardzo dawno temu. W
dużej mierze robiłem to, kierowany twoimi słowami, żebym tak właśnie uczynił. I
odszedłem... tak jak chciałeś.
- Więc co czujesz teraz? Nie prosiłem cię żeby ta nienawiść
wygasła.
Jego głos był gorzki i bolesny.
- Wiem - powiedziałem cicho. - Jednak po bardzo długim
czasie, kiedy podsycałem w sobie to uczucie zrozumiałem, że jeśli dalej będę z
nim żyć, to stanę w miejscu i do nikąd mnie to nie zaprowadzi.
Jonghyun odepchnął się lekko od ściany i zaczął wolno iść w
moją stronę.
- Cokolwiek cię teraz nie prowadzi, porzucając to uczucie,
znowu stoisz w tym miejscu, z którego ruszyłeś.
Odwróciłem wzrok.
- To nie przez ciebie zgodziłem się na pracę tutaj.
- Nawet tak nie myślałem. To musi być coś mocnego. Powiedz
mi, co to takiego.
- To prywatna sprawa. Nie mam ochoty dzielić się nią z tobą.
Zatrzymał się w odległości metra ode mnie. Kątem oka
widziałam jego sylwetkę na tle ciemności.
- Wciąż nie wiem, co teraz do mnie czujesz - drążył. -To
obojętność, pozwala ci stawiać mi czoła?
- Gdybym czuł obojętność nie miałbym uczuć - zaprzeczyłem.
- Widzisz, kiedy wygasa złość, pozostaje żal i smutek. I to jest odpowiedź na
twoje pytanie.
Teraz zmniejszył odległość między nami już do minimalnej. Poczułem
się osaczony. Zacisnąłem dłonie na krawędzi biurka.
- Możesz tego nie robić? - spytałem.
- Czego?
- Sprawdzać mnie. Możesz pozwolić mi zrobić to, za co mi
płacisz i nie starać się przy tym zabawić moim kosztem?
- Masz jakieś kłopoty?
Jego głos wydawał się być poważny. Mimo to nie potrafiłem
nie doszukać się w nim prześmiewczej aluzji.
- Mówiłem już. To nie twoja sprawa.
- Robiąc to, co teraz robisz, sam próbujesz mnie sprawdzać.
- Słucham? - spojrzałem na niego odruchowo, nie rozumiejąc,
co ma na myśli. To był błąd. Jego twarz znajdowała się teraz tak blisko mnie,
że nie czułem już wokół siebie biurowego powietrza, tylko zapach jego perfum i
alkoholowy posmak powietrza. Musiał pić przed naszym spotkaniem. Jego wzrok
przeszył mój, a ja poczułem, że moja twarz nabiera koloru. Cieszyłem się, że
przez brak światła, nie może zauważyć zbyt wiele z moich reakcji. Jego głos był
tak namacalny, jakby szeptał mi prosto do ucha.
- Ten zimny żal w twoich oczach, powinien wzbudzić we mnie
jakieś uczucia? Gdybyś nie chciał, żebym wiedział, dałbyś radę to ukryć.
Przynamniej ukryć częściowo lub chociaż na te chwile, kiedy jesteś ze mną.
- To po prostu jest dla mnie zbyt ważne w tej chwili, żebym
potrafił to ukryć.
W tym monecie zrobił coś, co tak mnie zaskoczyło, że prawie
położyłem się na biurku. Jego dłonie znalazły się na drewnie biurka, w
minimalnej odległości od moich. Mimowolnie moje usta lekko się rozchyliły a
wzrok utkwił w czarnym morzu jego tęczówek.
- Co ty..?
- Chodzi o twoją mamę? - przerwał mi. - Nie znam innej, tak
ważnej osoby w twoim życiu.
- Tak... - przyznałem, nie potrafiąc się już dłużej opierać.
- Chodzi o pieniądze?
- W pewnym sensie. Jest chora. Ma dziś operacje.. właściwie
za pół godziny.
Zwęził spojrzenie.
- To dlatego tak przejąłeś się tym, że nie będziesz mógł
wyjść?
Przytaknąłem.
- Mamy dobrych fachowców. Powinni szybko uporać się z
problemem. Mam nadzieje, że zdążysz do szpitala.
Mimo, że dzieliło nas kilka centymetrów, czułem się tak
jakbym niemal dotykał Jonghyuna. Czuł napięcie jakie emanuje z jego ciała.
Przytłaczającą woń, którą wokół siebie roztaczał. Jego zacięte spojrzenie,
którym teraz na mnie patrzył, wręcz muskało moją skórę i sprawiało, że ten
nieprawdziwy dotyk, przynosił mi pewnego rodzaju ukojenie. Nie wiem, co w tej
chwili czuł i myślał Jonghyun, ale moje ostatnie resztki rozsądku, modliły się
aby nie chciał mimo wszystko wykorzystać mojego zachwiania.
Kiedy już chciałem coś powiedzieć, nagle w pomieszczeniu
zapaliło się światło sprawiając, że przez chwile, moje oczy nie mogły
przywyknąć do jego jasności. Gdy uzyskałem ostrość widzenia, pozycja w jakiej
znajdowałem się z Jonghyun, przybrała do rangi niezręczności. Kiedy sobie to
uświadomiłem, moje dolna warga zadrżała a dłonie jeszcze mocniej zacisnęły się
na meblu. Właśnie wtedy Jonghyun przymknął oczy.
- Idź już... - usłyszałem niespodziewanie.
- Hym? - mruknąłem zdezorientowany.
Joghyun nie odsunął się, ale zabrał dłonie, którymi mnie
otaczał.
- Twoja mama - przypomniał mi.
Zerwałem się gwałtownie, zastanawiając się, jak mogłem o
niej zapomnieć. Wysunąłem się z pod zasięgu jego wzorku, łapiąc swoje rzeczy.
Chciałem już wybiec, ale zatrzymałem się na niepewnie.
- Am.. - wybełkotałem. - Te projekty...
- Zadzwonię jak je przejrzę.
Kiwnąłem głową i lekko oszołomiony, wypadłem z jego biura.
Czułem się dziwnie i nawet mój przyspieszony oddech, kiedy przemierzałem
pośpiesznie ulice, tego nie zniwelował.
Kiedy szedłem na spotkanie z
Jonghyunem a także później, gdy rozmawialiśmy, moje myśli przesycone były tym,
co zrobiłbym, gdyby Jonghyun próbował się do mnie zbliżyć. Pytaniem: Jak
zareagowałbym, gdyby mnie dotknął? Czy ten dotyk wywołałby we mnie ponownie te
słabość i zauroczenia jakie do niego kiedyś czułem? Jednak wychodząc, nie
spodziewałem się tego, że moją jedyną myślą będzie zaprzeczeniem tego, o czym
do tej pory myślałem i pytanie: Dlaczego
Jonghyun mnie NIE dotknął?
Trzymałaś mnie w niepewności od pięciu dni... Wiesz jak ja się męczyłam?xD Ciągle sprawdzałam, czy już dodałaś nowy rozdział! Parę razy dziennie... I w końcu się doczekałam. To było świetne! Boże, tak strasznie bałam się o Minho... Niby wiedziałam, że nie możesz go uśmiercić, ale była we mnie pewnego rodzaju niepewność. Jak to dobrze, że nic takiego mu nie jest... Strasznie szkoda mi Taemina... On nadal kocha Minho! Tak bardzo było mi przykro, kiedy Minnie wiązał mu ten bandaż, a on był kompletnie nieczuły, obojętny... I Taemina to zabolało... A jeszcze potem jak spali razem... Umarłam+.+ Minnie mógł tylko gdybać. Ale tak jak już pisałam pod ostatnim postem - to, że Minho ocalił mu życie jest oznaką tego, iż nie jest on do końca wypruty z emocji i uczuć, jakimi dażył Taemina. I to jest takie światełko w tunelu:) A co do Key i Jonghyuna. Wyczuwam, że między nimi znowu coś będzie!^^ Oby<3 Bo nie zniosę tego, że między nimi jest na razie takie napięcie...:( Widać, że Kibum nadal coś czuje do Dino. Ale wydaje mi się, że z wzajemnością. No, ale pożyjemy, zobaczymy;) Jestem ci ogromnie wdzięczna, że tak pięknie piszesz!^^ Wzruszam się przy każdym rzdziale, szczególnie przy ostatnich. Także życzę weny i jak najszybszego powrotu z kolejnym rozdziałem:*
OdpowiedzUsuńHwaiting!<3
Pozdrawiam, Yuri:)
PS.: wszystkich chętnych zapraszam do mnie. Blog świeży, bo założony parę dni temu, ale mam nadzieję, że się spodoba:) Bardzo proszę komentarze!!! Z góry dziękuję i przepraszam za spam:)
http://www.shinee-why-so-serious.blogspot.com/?m=1
Anno, będę wdzięczna, jeżeli ty też rzucisz okiem^^
Yaa kocham to opowiadanie. Jest świetne ^^
OdpowiedzUsuńMuszę pozbierać szczękę z podłogi...
OdpowiedzUsuńOtóż nienawidzę cię.
Tak bardzo chciałam, żeby Taemin i Minho się pocałowali, a tu odwlekasz wszystko. Później miałam nadzieję, ze wydarzy się coś u Jongkey, ale się przeliczyłam.
A teraz tak serio, to uwielbiam Twoje opowiadanie. Zdecydowanie najlepsze jakie kiedykolwiek przeczytałam, zawsze niecierpliwie czekam na kolejny rozdział. Bardzo przepraszam, że wcześniej nie komentowałam, ale raczej nie umiem w takich pięknych słowach jak niektóre Twoje czytelniczki, wyrażać swojego zdania, więc pomyślałam, że moja opinia jest zbędna.
Dzisiaj musiałam napisać jak niecierpliwe czekam na kolejny rozdział, bo w tym momencie już wiem, ze oni nadal się kochają.
Minho to taki drań, ale tak go uwielbiam ;))
Życzę weny i jak najdłuższych rozdziałów, bo mimo iż już są długie to ja nigdy nie mam dość.
a dla mnie to dobrze że odwlekasz! przynajmniej wiem, że opowiadanie ma jeszcze przed sobą przyzwoitą przyszłość :D kurczę, ten rozdział był naprawdę mocny, naprawdę, naprawdę bardzo. seksualność krzyczy z niego wielkimi literami, aż się nie mogę pozbierać. Minho po takiej przyjemnej przemianie, jakby się jakoś przełamał, nagle bardziej delikatny, subtelniejszy, można by powiedzieć - normalniejszy. myślałam, że zabierze tą rękę z uchwytu Minniego, ale miło się było rozczarować♥ nie oczekiwałam w sumie pocałunku między żadną z tych par, bo jednak to by się działo trochę za szybko, za gwałtownie, nie tak jak być powinno. sama w głowie powtarzałam "nie całujcie się, NIE CAŁUJCIE SIĘ, błagam, bez szaleństw" bo to mi tu nie pasowało. ocieplenie stosunków zarówno w 2minie jak i w JongKey, miód dla mojego serca! scena w biurze od razu przywołała moje wspomnienia sprzed paru rozdziałów i znowu pomyślałam, że pewien przystojny dinozaur mógł maczać w tym palce, w końcu tego się nie dowiemy, prawda? :> ale znowu zachowywał się podejrzanie zbyt opanowanie, jak wtedy. nieprzewidywalne stworzonko z tego Jonghyuna. no ale cieszę się, że jakoś się ogarniają małymi kroczkami! i oczywiście czekam na kolejną część.
OdpowiedzUsuńaa, i jeszcze mam pytanie: ktoś Ci betuje? Twoje opowiadania są zawsze ładnie napisane, tylko trochę mnie poraziło to "kontem oka" :D
Napisałam kontem? :O :P Studiuje filologie polską więc, choć jak widać nie idealnie, staram się pisać poprawnie językowo, stylistycznie, gramatycznie i te inne pierdołki.
UsuńAnno, dopiero teraz odczytałam twój komentarz na temat mojego opowiadania, bo przyszło mi powiadomienie na maila, którego dzisiaj przywróciłam, bo mi się usunął. Co do tematyki - szczerze mówiąc, to ja wolę pisać o związkach heteroseksualnych, aczkolwiek, kiedy znajdę jakieś naprawdę dobre yaoi (np. twoje), to wybiorę to drugie^^ Hmm, przemyślę możliwość uczynienia z Kibuma homoseksualisty, ale nic nie obiecuję;) Mogę jednak zdradzić, że kolejne opowiadanie będzie całkiem homo^^ No, ale to dopiero w przyszłości. Wiem, że mój brzydki zwyczaj spamowania jest uciążliwy, ale było trochę zamieszania z tym moim mailem i w ogóle, także no. W ostatnim moim komentarzu jest aktualny adres bloga jakby co:)
UsuńPozdrawiam, Yuri^^
Ja też to zauważyłam, ale jakoś nie przywiązuję do tego większej wagi, bo opowiadanie jest tak cudowne, że jak czytam, to automatycznie czytam dobrze, bo chcę jak najszybciej czytać dalej:)
OdpowiedzUsuńZ góry strasznie przepraszam za spam (znowu-.-), ale z powodów, że tak powiem, technicznych zmieniłam adres bloga. Oto on -> http://www.shinee-dream-girl.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńJeszcze raz bardzo przepraszam...
Nominowałam cię do The Versatile Blogger
OdpowiedzUsuńszczegóły --> http://slowaukrytepodnutami.blogspot.co.uk/