sobota, 11 stycznia 2014

TaeJongHo: Zabijasz moje serce, skarbie.

Ma mnie. Mają mnie.

Odurzonego zapachem ich ciał. Rozpalonego ciepłem ich skóry. Bezbronnego przed pragnieniem ich dotyku. Zimnych dłoni - sunących od pleców aż po pośladki. Ciepłych - spacerujących w górę po mojej klatce piersiowej.

- Zabijasz moje serce, skarbie - szepcze, kiedy palce Minho znajdują się na moim karku, a on jednym ruchem sprawia, że upadam na kolana.

Przed moim oczami tylko jego gorący członek - musisz wiedzieć, kiedy poddać się prosząc o miłość - biorę go do ust.

- Mordujesz mnie od środka -  mruczę, kiedy Jonghyun wchodzi we mnie ostro od tyłu.

Dusze się. Chce złapać oddech, ale nie mogę. Po chwili przypominam sobie, że przecież nie potrzebuje powietrza.

Noc jest długa. Noc jest gorąca. Nie ma w niej nic w co można wierzyć - przecież to tylko sny, głuptasie.

Kim wplata palce w moje włosy. Nachyla się. Szepcze do ucha. Jęczę, gdy jego ruchy przyspieszają.

Kłamię: Wołałbym ich nigdy nie posmakować.

Minho dochodzi. Pochyla się. Dotyka mojego podbródka.
- Zbyt długo bawiłeś się w chowanego - sączy mi słowa jak płynny narkotyk, po czym zlizuje z mojego policzka pamiątkę swojego uniesienia.

Słyszę bicie jego serca. Oddaje mu swoją dumę, a on zabiera mnie między dźwięki dzikiej rozkoszy. Stąd nie ma ucieczki.

Hej, kotku, masz tylko jedno a nie dziewięć uderzeń zegara. Nie zgubisz swojego strachu, między dwoma ocierającymi się o ciebie ciałami.

Jonghyun wychodzi ze mnie. Przekręca gwałtowanie w swoją stronę sprawiając, że kosmyki włosów tanczą przed moimi oczami, a jego usta stykają się z moją szyją.

Próbowałeś zrozumieć, dlaczego umierasz przy akompaniamencie dwóch oddechów przy swojej szyi? Nikt cię nie ostrzegł przed uczuciem, Taemin? Nie było nikogo takiego, kto by wyłączył twoje serce? Teraz jest już późno. Teraz rozumiesz już zbyt wiele.

Minho zaciska dłonie na moich pośladkach. Czuje ciepło, kiedy jego oddech nadchodzi wraz z językiem, przesuwając się po wnętrzu mojego ucha. Karmi mnie szeptem, który jak barwy rozszczepiające się w pryzmacie, przechodzi od cichych słów, po bardziej wyraźne dźwięki nazywające jego podniecenie.

Czuje jakieś zimne palce na swoim nadgarstku, obracające moją rękę wewnętrzną stroną do ich właściciela. Chłodny dotyk, krętą ścieżką płynie po mojej skórze.

Już czas kochanie, czas pogrzebać twoje serce w popiołach.

- Pocałuje mnie - szepcze jeszcze gdzieś w czasie gdy się wypalam. - Abym mógł marzyć, że to kiedyś będzie coś więcej.

wtorek, 7 stycznia 2014

Bądź przy mnie blisko i pozwól mi być blisko ciebie. A gdy odejdziesz, będę pamiętać to czego moje palce nauczyły mnie o tobie.


       Kiedy żegnałem się z Minho, serce podpowiadało mi dwa scenariusze. Albo widzimy się po raz ostatni, albo widzimy się po raz ostatni aby zobaczyć się ponownie na nowo.
- To ten dzień - szepcze. - Pójdziesz się z nim zobaczyć za nim przeniosą go do więźnia, prawda? - ostatnie słowo dodaje chyba z nadzieją, że jednak tego nie zrobi.
Mam wrażenie, że jeśli do niego nie pójdzie nie podejmie żadnej nowej, możliwie pochopnej, decyzji. Jednak ostatecznie wiem, że musi tam iść.
Kiwa głową. Wyciągam dłoń w jego stronę i dotykam jego. Sam nie wiem, co właściwie teraz robię. Bo jak wyjaśnić racjonalność, czy normalność sytuacji, w której pocieszam chłopaka, którego kocham, przed rozmową z mężczyzną - tudzież moim ojcem - przez którego w dużej mierze zginą jego.
Żegna się krótko. Intensywnie. Odjeżdża białą szosą, zostawiając po sobie zapach wczorajszej nocy i nadchodzącego dnia.

***

Ojciec Taemina za nie sprawdzenie warunków w jakich zapewnia zatrudnienie; nie udzielenie pomocy pracownikowi, który poniósł uszczerbek na zdrowiu, który miał wpływ na jego późniejszą śmierć; oraz za zatajenie tego wszystkiego przed wymiarem sprawiedliwości; zostaje skazany na 6 lat pozbawienia wolności, w zawieszeniu na okres odbycia kary w wymiarze 8 lat. Zostaje na niego też nałożona kara zapłaty pieniężnej na rzecz rodziny Choi, jako zadośćuczynienie za poniesione krzywdy.


To właśnie był wyrok jaki usłyszał ojciec Taemina. Jako, że wziął całą winę na siebie, jego matka dostała tylko wyrok w zawieszeniu.
Gdy spoglądam na niego po raz ostatni przez weneckie lustro w sali przesłuchań, nie potrafiłem do końca zrozumieć, dlaczego to właśnie on nalegał na rozmowę. Chociaż uciekał przed odpowiedzialnością tak długo, a ja uciekałam przed tą rozmową od kiedy go złapano, to on pierwszy powiedział, że nie odejdzie bez zamienia ze mną paru słów.
Próbowałem wydedukować czego oczekuje. Przebaczenia? Zrozumienia? Bałem się wejść przez te drzwi, bo wiedziałem, że gdy to zrobię to będzie już definitywny koniec. Nie potrafiłem jednak przewidzieć, jaki koniec to będzie. I tego bałem się chyba najbardziej. Końca, który nie przyniesie mi ulgi.

***

Wszedłem niepewnie do domu, już z daleka widząc, że w pokoju świeci się choinka. Sooyung wystroiła cały dom, tak jak zawsze. Jednak to, ile pracy włożyła aby oddać świąteczny nastrój na te święta, miał podwójne dno. Dziś wieczorem wypuszczają matkę i przenoszą ojca. Jutrzejsza wigilia, była dniem pierwszego lżejszego oddechu jaki mogliśmy wziąć tego roku. Wiedziałem, że moja siostra chce żeby to był wyjątkowy moment.
Kiedy wkroczyłem do salonu, od razu przewróciłem oczami, wypuszczając powietrze z lekką irytacją. Musiałem zacząć panować nad swoją nadopiekuńczością i faktycznie - dałem słowo Onew, że pozwolę mu spotykać się z Sooyung. Jednak.. proszę!
Oboje spali w najlepsze pod kocem na naszej kanapie. Gdzieniegdzie leżały jeszcze ozdoby świąteczne, które nie miał swojego miejsca, a ogień w kominku paliły się płomienie.
Usiadłem na ramie kanapy i założyłem dłonie.
- Ekhem - rzuciłem dość głośno. - Dzień dobry.
Onew powoli uniósł swoje zaspane powieki i prawie podskoczył, kiedy mnie zobaczył.
- Dzień dobry, Taemin - powiedział zachrypniętym tonem, dotykaj ac swoich włosów. - Myślałem...
- ... że wrócę później? - spytałem ironicznie.
Spojrzał na mnie niewinnie, a ja postanowiłem w to dalej nie brnąć. Nasza wymiana zdań obudziła Sooyung, która jednak nic nie zrobiła sobie z tego, że zastałem ich w dość intymnej sytuacji. Przywitała się wesoło i wyprostowała do pozycji siedzącej.
- Byłeś u Minho, prawda? - spytała.
Popatrzyłem na nią zdziwiony.
- Nie musisz mnie okłamywać, że nocujesz u Kibuma - dodała. - Przecież cię za to nie zabije.
W końcu ty też nie masz nic przeciwko temu, z kim się spotykam.
Przebiegła - pomyślałem. Jednak jej oczy zrobił się lekko smutne i wesołe za razem. Dobrze wiedziałem o czym myśli.
- Powinniśmy to zrobić, Taemin. Zakończmy to - spojrzałem na nią a ona złączyła nasze dłonie razem. - bo jeśli nie my, to kto?

***

- Wybacz mi - powiedział, a ja miałem wrażenie, że reakcja mojego ciała przewyższa każdy możliwy scenariusz tej chwili, jaki tylko napisałem sobie w głowie.
Myślałem, że będę wściekły. Myślałem, że będę krzyczał. Myślałem, że nie będę w stanie patrzeć mu w oczy. Myślałem, że będę obojętny. Myślałem, że po prostu wyjdę. Myślałem, że go uderzę. Myślałem, że będę zimny jak lód zamarzający na zimowej drodze. Ostry jak nóż przecinający najtwardsze tworzywo. Ale nie taki. Nie myślałem, że będę właśnie taki. A jaki byłem?
- Przepraszam za to co zrobiłem. Powinienem był pomóc twojemu ojcu. Teraz to wiem. Wybacz, że w tamtym czasie tak nie myślałem. Może gdybym wtedy to wiedział, nie zabrnąłbym tak daleko w oszukiwaniu ludzi, zarabianiu na cudzej krzywdzie, życiu w spokoju, który tylko pozornie był szczęściem.
Płakałem. Dlaczego? Dlaczego to akurat był płacz? To czego w ogóle nie zakładałem. Coś echem odbijało mi się między moimi myślami, a ścianami małego pokoju przesłuchań.
- Moja rodzina nie jest zła, moje dzieci nie wiedział o tym, co robię.
Przecież wiedziałem dlaczego płaczę. Wcześniej po prostu nie mogłem sobie na to pozwolić, bo musiałem panować nad swoja siłą i uparcie zdobyć wreszcie cel, jaki sobie wyznaczyłem. Nie mogłem być słaby. Teraz już mogłem...
- Wiem, że Taemin cię kocha.
To co upchnąłem na końcu serca - ból, rozpacz, samotność, tęsknotę, niezrozumienie -  teraz płynęło wzdłuż moich policzków i szyi.
- Jesteś dobra osobą. Mam nadzieje, że Taemin będzie spotykał w swoim życiu tylko takie osoby jak ty.
Bo co dałoby mi teraz to, że bym krzyczał? Co dałoby mi to, że bym go uderzył? Czy nie krzyczałem już w życiu tak wiele razy? Czy nie uderzyłem już tak wielu osób?
- Przepraszam... - szepnął cicho po raz ostatni.
Tęsknie ta tobą - pomyślałem. Żałuje, że odszedłeś tak szybko. Tak wiele chciałbym ci powiedzieć. Tak wiele chciałbym ci pokazać. Ale jesteś daleko. I muszę to wreszcie zrozumieć.
- Nie jestem ci jeszcze w stanie wybaczyć - powiedziałem, zaciskając usta i odwracając się. Wytarłem policzek wierzchem dłoni, po czym opuściłem ją wzdłuż ciała. - To nie znaczy jednak, że kiedyś nie będę...



***

Szare chmury pokryły niebo, ukrywając blaski zachodzącego za wieżowcami słońca. Wkroczyłem na teren, przy którym znajdowała się tabliczka z napisem: plac budowy. Miejsce wyglądało na dość opuszczone, a maszyny wydawały się już od dawna nie być używane. Podszedłem do blaszanego pomieszczenia, do którego wejście były uchylone. Tak jak przypuszczałem w środku opuszczonego budynku znajdował się Minho. Opierał się o drewniany stół a wokół niego porozrzucane były gazety, jakieś deski i inne pozostałości po dawnych pracownikach.
Jonghyun skierował mnie tu, ponieważ wciąż ciążyła mi na sercu sprawa moje ojca. Uważał, że tylko on przekona mnie do właściwej decyzji. Chociaż nie czułem się tak, żeby jakakolwiek decyzja mogła być dobra.
- Palisz? - spytałem zaskoczony, widząc papierowy kolor dymu wydobywający się z jego ust..
- Nie - odpowiedział.
Zaciągnął się po raz ostatni, spoglądając przez okna na przestrzeń placu. Po czym opuścił papierosa na ziemie, gasząc go czubkiem buta.
- Wiem dlaczego Jonghyun kazał mi tu przyjść, ale nie sądzę, że to coś da.
Spojrzał na mnie mieszanką beznamiętnego i poważnego wzorku.
- Odbyłem dziś bardzo ważna rozmowę - powiedział, a w jego głosi słychać było nutę samotności. - Taką, której już pewnie nigdy więcej nie będę miał okazji odbyć. Myślałem, że zmieni się po niej tak wiele w moim życiu. Tak wiele pootwiera, pozamyka, poprzekręca zamków w moim umyśle. Jednak prawda jest taka, że nie zmieniło się prawie nic. A co najważniejsze nie zmieniło się to, czego ty jeszcze teraz nie dostrzegasz, a co także już dawno zaczęło się dziać w twoim życiu.
- Nie rozumiem.
- Masz go na wyciągniecie ręki - zakomunikował mi jakby to było czymś wcale nie tak oczywistym.  Coś ścisnęło mnie w piersi, gdy to mówił. - Daj mu szanse rozmowy.
Zacisnąłem usta.
- Niby dlaczego mam mu dawać taką szanse? Czy on kiedykolwiek mi taką dał?
- Być może tego nie zrobił, ale czy ty jesteś nim? - odepchnął się od stołu po czym zrobił kilka kroków do przodu, równając się ze mną ramieniem. - Teraz tego nie widzisz, ale za jakiś czas będziesz żałował, że nie spróbowałeś. Porozmawiaj z nim póki jeszcze możesz - powiedział, a moje serce stanęło. - Ja już nigdy nie będę miał takiej okazji jak ty. 

***

- Kocham cię, młodszy bracie - szepnęła Jungah ściekając mnie za rękę.
Uśmiechnąłem się do niej, gdy nasze spojrzenia się spotkały i odwzajemniając uścisk. Poranek wigilijny nie mógł się zapowiadać bardziej ciężko i wyczekująco niż normalnie.
- Trochę mi w życiu namieszałaś - rzuciłem z udawanym wyrzutem. - Ale ostatecznie nie zamieniłbym cię na żadną inną siostrę.
Kąciki jej ust uniosły się w pewnym siebie wyrazie zadowolenia. Włożyłem wolną dłoń do kieszeni spodni i spojrzałem na duże drzwi przed nami.
- Dasz radę - uderzyła mnie naszymi splecionymi rękami w bok. - Będę z tobą.
- Wiesz - powiedziałem. - To nie wejścia tu się boję  Myślę bowiem, że to wyjście przez te drzwi będzie trudniejsze. Uważasz, że wyjdę wiedząc, że uczyniłem dobrze?
- Nie obiecam ci, że nie będzie ciężko - odpowiedziała. - Wiem jednak, że jakkolwiek po tym wszystkim nie opuścisz tego pomieszczenia, droga na którą po wyjściu z niego wkroczysz będzie dobra, bo będzie twoją drogą Jonghyun, a nie innych.

***

Rozmowa z ojcem była ciężka. Bardziej niż myślałem, że będzie. Minho miał jednak racje. Choć nadal czułem do niego żal, potrzebowałem to z siebie wydusić.
- I jak? - spytałem, gdy wieczorem spotkaliśmy się z Jonghyunm w restauracji, w hotelu na mieście. Nogi mi trochę drżały i chciałem jak najszybciej poznać odpowiedź na moje pytanie.
Chłopak przez chwile patrzył na mnie nic nie mówiącym wzrokiem, po czym kąciki jego ust uniosły się ku górze.
- Przeżyjemy to - powiedział.
Kamień spadł mi z serca.
- Był zły?
- Ciężko powiedzieć - przyznał Kim. - Dowiedział się, że mam inne plany na życie oraz, że jest osoba którą bardzo kocham i to nie koniecznie taka, jaką by dla mnie chciał. Myślę, że musi to po prostu przemyśleć.
Cieszyłem się jego szczęściem, ale wciąż miałem świadomość tego, że nie jestem z nim do końca szczery. Skoro chcemy być razem muszę mu powiedzieć o telefonie z agencji. Bałem się tego, że jednocześnie bardzo chce odbyć ten staż i nie wyobrażam sobie zostawić Jonghyuna.
- Posłuchaj - szepnąłem a moja mina pobladła. -  Jest coś co powinieneś wiedzieć. Ja... To jest coś co może wszystko popsuć. Nie wiem jak ci to powiedzieć. Nie wiem, co powinienem zrobić...
- Chodzi o twoją ofertę pracy? - spytał, a ja zamarłem.
- Skąd wiesz?
- Szef tej agencji kontował się najpierw ze mną żeby zdobyć twój numer telefonu.
Poczułem ucisk w sercu, ale on niespodziewanie się uśmiechnął.
- Wiem, co teraz czujesz - powiedział ciepło. - Boisz się, że cię zostawię jeśli zdecydujesz się na wyjazd.
Spojrzałem mu w oczy, a on ujął moją dłoń.
- Jedź - szepnął.
Moje usta zadrżały.
- Nie zostawię cię - dokończył. 
- Ale to nie fair - rzuciłem czując się źle. - Nie powinienem tego robić. Nie teraz, gdy wszystko wreszcie się nam ułożył. Byłeś tak odważny stawiając wszystko na jedną kartę przed ojcem. Robiąc to dla mnie. Potrzebujesz mnie, nie.. ja potrzebuje ciebie!
Uciszył mnie przepalając nasze place razem.
- Masz rację, potrzebuje cię, ale nie mogę zatrzymać cię na zawsze przy sobie. Ty kochasz to robić Kibum, kochasz te pracę.
- Bardziej kocham ciebie... - wydusiłem, a moje oczy zrobiły się mokre.
- Ale ja nigdzie się nie wybieram - powiedział po czym wstał i pociągnął mnie za rękę abym także się podniósł. - Będę tu. Będę na ciebie czekał.
Chciałem coś powiedzieć, ale on skierował nas do windy, którą wjechaliśmy na wyżej położone piętra hotelu.
- Wynająłeś pokój? - spytałem i wreszcie to do mnie dotarło. - To jest pożegnanie, prawda? - szepnąłem. - Od początku planowałeś mnie puścić.
Weszliśmy do środka. Wnętrze był oświetlone przez ogromną ilość świec i kwiatów. Na środku stał alkohol i dwa kieliszki.
- To wszystko...
- Ciii... - odwrócił mnie w swoją stronę, po czym jego dłoń znalazła się na mojej szyi. Pogładził mój policzek swoim kciukiem i przybliżył twarz do mojej. - Kocham cię.
Jego głos otulił moje serce, a oddech przy ustach pieścił moją skórę.
- Po prostu zostań tu dziś ze mną - poprosił. - Bądź przy mnie blisko i pozwól mi być blisko ciebie. A gdy odejdziesz, będę pamiętać to czego moje palce nauczyły mnie o tobie.*
Nic nie powiedziałem. Po prostu złączyłem nasze usta razem czując, że ta odpowiedź będzie najwłaściwsza.
Zostałem z nim tej nocy. Kochaliśmy się tak, jak nigdy dotąd. Nie myśleliśmy o tym co będzie, ani o tym co było. Dla nas istniało tylko to miejsce. Tylko nasz świat. Tylko Key i tylko Jonghyun. Tylko my razem.

***

Nie chciała tu ze mną przyjść, a mimo to staliśmy tu teraz. Przed dużym domem państwa Lee. Za nami bramy do rezydencji, przed nami drzwi do nowego rozdziału w naszym życiu. Zacisnęła wargi, ale starała się być spokojna. Starała się zrozumieć, przypomnieć sobie czym jest wybaczenie.
Stałem obok niej, kawałek od wejścia, gdy światło z wnętrza rozjaśniło przestrzeń przed nami. W progu stała Sooyung i jej matka. Za nimi Taemin. Pani Lee wyglądała na zaniepokojoną i równocześnie czaił się w jej oczach ten sam strach, co w oczach mojej matki. Gdy ich spojrzenia się spotkały, obie wyglądały jakby czuły to samo.
- Dobry wieczór - powiedziała kobieta przy drzwiach. Głos jej drżał, ale dało się w nim wyczuć ciepło. Jakąś nadzieje, które nie pochodziło tylko od niej samej, ale od całego domu. - Kolacja jest już gotowa. Czy... zechcecie z nami zjeść?
Pytanie, które zadała było zadane już w momencie, gdy przyszliśmy do tego miejsca. A odpowiedź znana przez wszystkich również w tym samym czasie.
Gdy matka przekraczała drzwi rezydencji, coś się skończyło. Mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Sooyung, gdy ta zapraszała ją dalej do wnętrza. Uśmiech jakim mnie obdarzyła prawie przypominał ten, który posyłała mi trzy lata temu. Na ten identyczny potrzeba będzie jeszcze czasu.
Popatrzyłem do góry obejmując całą posiadłość, od czubka aż po jej dółu. Śnieg zaczął powoli rozpływać się w powietrzu, akompaniując pierwszej gwieździe i rozpoczynającej się w domach wigilii.
- Więc to jest ten moment - szepnąłem, powoli przenosząc oczy w dół. - To jest już koniec.
Moje spojrzenie w końcu zatrzymało się przy wejściu, na twarzy Taemina. Chłopak uśmiechnął się, po czym pokręcił głową.
- Nie, Minho - powiedział pewnie. - To jest dopiero początek.
Odwzajemniłem jego wyraz twarzy, a on wyciągnął do mnie rękę. Zapach choinki i aromat kawy rozprzestrzeniał się w powietrzu, kiedy nasze palce splotły się w uścisku, a ja wszedłem do domu państwa Lee.
Za mną został zimny, wieczorny, chłód przeszłości. Przy mnie pozostał tylko ciepły ogień palącego się w pomieszczeniu kominku i stół, który tej wieczerzy zbudował pierwszy stopień do mostu łączącego dwie rodziny. Ostatni stopień mostu łączącego dwoje zakochanych w sobie ludzi.

______

* Cytat z dramy: That winter, the wind blows.

Ojejku, bardzo sentymentalnie się jakoś zrobiło. Tak bardzo zżyłam się z moimi bohaterami, że tak strasznie ciężko mi teraz przychodzi mówienie im żegnaj. Następny rozdział będzie niestety epilogiem. Wielkie dzięki za komentarze osób pod wcześniejszym rozdziałem. Na prawdę dajecie mi wiele ciepła tymi miłymi słowami. Czy wy też tak bardzo nie chcecie się zegnać jak ja?