Kiedy żegnałem
się z Minho, serce podpowiadało mi dwa scenariusze. Albo widzimy się po raz
ostatni, albo widzimy się po raz ostatni aby zobaczyć się ponownie na nowo.
- To ten dzień - szepcze. -
Pójdziesz się z nim zobaczyć za nim przeniosą go do więźnia, prawda? - ostatnie
słowo dodaje chyba z nadzieją, że jednak tego nie zrobi.
Mam wrażenie, że jeśli do niego
nie pójdzie nie podejmie żadnej nowej, możliwie pochopnej, decyzji. Jednak
ostatecznie wiem, że musi tam iść.
Kiwa głową.
Wyciągam dłoń w jego stronę i dotykam jego. Sam nie wiem, co właściwie teraz
robię. Bo jak wyjaśnić racjonalność, czy normalność sytuacji, w której
pocieszam chłopaka, którego kocham, przed rozmową z mężczyzną - tudzież moim
ojcem - przez którego w dużej mierze zginą jego.
Żegna się
krótko. Intensywnie. Odjeżdża białą szosą, zostawiając po sobie zapach
wczorajszej nocy i nadchodzącego dnia.
***
Ojciec Taemina za nie sprawdzenie warunków w jakich
zapewnia zatrudnienie; nie udzielenie pomocy pracownikowi, który poniósł
uszczerbek na zdrowiu, który miał wpływ na jego późniejszą śmierć; oraz za
zatajenie tego wszystkiego przed wymiarem sprawiedliwości; zostaje skazany na 6
lat pozbawienia wolności, w zawieszeniu na okres odbycia kary w wymiarze 8 lat.
Zostaje na niego też nałożona kara zapłaty pieniężnej na rzecz rodziny Choi,
jako zadośćuczynienie za poniesione krzywdy.
To właśnie był
wyrok jaki usłyszał ojciec Taemina. Jako, że wziął całą winę na siebie, jego
matka dostała tylko wyrok w zawieszeniu.
Gdy spoglądam
na niego po raz ostatni przez weneckie lustro w sali przesłuchań, nie
potrafiłem do końca zrozumieć, dlaczego to właśnie on nalegał na rozmowę.
Chociaż uciekał przed odpowiedzialnością tak długo, a ja uciekałam przed tą
rozmową od kiedy go złapano, to on pierwszy powiedział, że nie odejdzie bez
zamienia ze mną paru słów.
Próbowałem
wydedukować czego oczekuje. Przebaczenia? Zrozumienia? Bałem się wejść przez
te drzwi, bo wiedziałem, że gdy to zrobię to będzie już definitywny koniec. Nie
potrafiłem jednak przewidzieć, jaki koniec to będzie. I tego bałem się chyba
najbardziej. Końca, który nie przyniesie mi ulgi.
***
Wszedłem
niepewnie do domu, już z daleka widząc, że w pokoju świeci się choinka. Sooyung
wystroiła cały dom, tak jak zawsze. Jednak to, ile pracy włożyła aby oddać
świąteczny nastrój na te święta, miał podwójne dno. Dziś wieczorem wypuszczają
matkę i przenoszą ojca. Jutrzejsza wigilia, była dniem pierwszego lżejszego
oddechu jaki mogliśmy wziąć tego roku. Wiedziałem, że moja siostra chce żeby to
był wyjątkowy moment.
Kiedy wkroczyłem
do salonu, od razu przewróciłem oczami, wypuszczając powietrze z lekką
irytacją. Musiałem zacząć panować nad swoją nadopiekuńczością i faktycznie -
dałem słowo Onew, że pozwolę mu spotykać się z Sooyung. Jednak.. proszę!
Oboje spali w
najlepsze pod kocem na naszej kanapie. Gdzieniegdzie leżały jeszcze ozdoby
świąteczne, które nie miał swojego miejsca, a ogień w kominku paliły się płomienie.
Usiadłem na
ramie kanapy i założyłem dłonie.
- Ekhem - rzuciłem dość głośno. -
Dzień dobry.
Onew powoli uniósł swoje zaspane
powieki i prawie podskoczył, kiedy mnie zobaczył.
- Dzień dobry, Taemin -
powiedział zachrypniętym tonem, dotykaj ac swoich włosów. - Myślałem...
- ... że wrócę później? -
spytałem ironicznie.
Spojrzał na mnie niewinnie, a ja
postanowiłem w to dalej nie brnąć. Nasza wymiana zdań obudziła Sooyung, która
jednak nic nie zrobiła sobie z tego, że zastałem ich w dość intymnej sytuacji.
Przywitała się wesoło i wyprostowała do pozycji siedzącej.
- Byłeś u Minho, prawda? -
spytała.
Popatrzyłem na nią zdziwiony.
- Nie musisz mnie okłamywać, że
nocujesz u Kibuma - dodała. - Przecież cię za to nie zabije.
W końcu ty też nie masz nic
przeciwko temu, z kim się spotykam.
Przebiegła - pomyślałem. Jednak
jej oczy zrobił się lekko smutne i wesołe za razem. Dobrze wiedziałem o czym
myśli.
- Powinniśmy to zrobić, Taemin.
Zakończmy to - spojrzałem na nią a ona złączyła nasze dłonie razem. - bo jeśli
nie my, to kto?
***
- Wybacz mi - powiedział, a ja
miałem wrażenie, że reakcja mojego ciała przewyższa każdy możliwy scenariusz
tej chwili, jaki tylko napisałem sobie w głowie.
Myślałem, że będę wściekły. Myślałem, że będę krzyczał. Myślałem, że
nie będę w stanie patrzeć mu w oczy. Myślałem, że będę obojętny. Myślałem, że
po prostu wyjdę. Myślałem, że go uderzę. Myślałem, że będę zimny jak lód
zamarzający na zimowej drodze. Ostry jak nóż przecinający najtwardsze tworzywo.
Ale nie taki. Nie myślałem, że będę właśnie taki. A jaki byłem?
- Przepraszam za to co zrobiłem.
Powinienem był pomóc twojemu ojcu. Teraz to wiem. Wybacz, że w tamtym czasie
tak nie myślałem. Może gdybym wtedy to wiedział, nie zabrnąłbym tak daleko w
oszukiwaniu ludzi, zarabianiu na cudzej krzywdzie, życiu w spokoju, który tylko
pozornie był szczęściem.
Płakałem. Dlaczego? Dlaczego to akurat był płacz? To czego w ogóle nie
zakładałem. Coś echem odbijało mi się między moimi myślami, a ścianami małego
pokoju przesłuchań.
- Moja rodzina nie jest zła, moje
dzieci nie wiedział o tym, co robię.
Przecież wiedziałem dlaczego płaczę. Wcześniej po prostu nie mogłem
sobie na to pozwolić, bo musiałem panować nad swoja siłą i uparcie zdobyć
wreszcie cel, jaki sobie wyznaczyłem. Nie mogłem być słaby. Teraz już mogłem...
- Wiem, że Taemin cię kocha.
To co upchnąłem na końcu serca - ból, rozpacz, samotność,
tęsknotę, niezrozumienie - teraz płynęło
wzdłuż moich policzków i szyi.
- Jesteś dobra osobą. Mam
nadzieje, że Taemin będzie spotykał w swoim życiu tylko takie osoby jak ty.
Bo co dałoby mi teraz to, że bym krzyczał? Co dałoby mi to, że bym go
uderzył? Czy nie krzyczałem już w życiu tak wiele razy? Czy nie uderzyłem już
tak wielu osób?
- Przepraszam... - szepnął cicho
po raz ostatni.
Tęsknie ta tobą - pomyślałem. Żałuje, że odszedłeś tak szybko. Tak
wiele chciałbym ci powiedzieć. Tak wiele chciałbym ci pokazać. Ale jesteś
daleko. I muszę to wreszcie zrozumieć.
- Nie jestem ci jeszcze w stanie
wybaczyć - powiedziałem, zaciskając usta i odwracając się. Wytarłem policzek
wierzchem dłoni, po czym opuściłem ją wzdłuż ciała. - To nie znaczy jednak, że kiedyś
nie będę...
***
Szare chmury
pokryły niebo, ukrywając blaski zachodzącego za wieżowcami słońca. Wkroczyłem
na teren, przy którym znajdowała się tabliczka z napisem: plac budowy. Miejsce
wyglądało na dość opuszczone, a maszyny wydawały się już od dawna nie być
używane. Podszedłem do blaszanego pomieszczenia, do którego wejście były
uchylone. Tak jak przypuszczałem w środku opuszczonego budynku znajdował się
Minho. Opierał się o drewniany stół a wokół niego porozrzucane były gazety, jakieś
deski i inne pozostałości po dawnych pracownikach.
Jonghyun
skierował mnie tu, ponieważ wciąż ciążyła mi na sercu sprawa moje ojca. Uważał,
że tylko on przekona mnie do właściwej decyzji. Chociaż nie czułem się tak,
żeby jakakolwiek decyzja mogła być dobra.
- Palisz? - spytałem zaskoczony,
widząc papierowy kolor dymu wydobywający się z jego ust..
- Nie - odpowiedział.
Zaciągnął się po raz ostatni,
spoglądając przez okna na przestrzeń placu. Po czym opuścił papierosa na
ziemie, gasząc go czubkiem buta.
- Wiem dlaczego Jonghyun kazał mi
tu przyjść, ale nie sądzę, że to coś da.
Spojrzał na mnie mieszanką
beznamiętnego i poważnego wzorku.
- Odbyłem dziś bardzo ważna
rozmowę - powiedział, a w jego głosi słychać było nutę samotności. - Taką,
której już pewnie nigdy więcej nie będę miał okazji odbyć. Myślałem, że zmieni
się po niej tak wiele w moim życiu. Tak wiele pootwiera, pozamyka, poprzekręca
zamków w moim umyśle. Jednak prawda jest taka, że nie zmieniło się prawie nic.
A co najważniejsze nie zmieniło się to, czego ty jeszcze teraz nie dostrzegasz,
a co także już dawno zaczęło się dziać w twoim życiu.
- Nie rozumiem.
- Masz go na wyciągniecie ręki -
zakomunikował mi jakby to było czymś wcale nie tak oczywistym. Coś ścisnęło mnie w piersi, gdy to mówił. - Daj
mu szanse rozmowy.
Zacisnąłem usta.
- Niby dlaczego mam mu dawać taką
szanse? Czy on kiedykolwiek mi taką dał?
- Być może tego nie zrobił, ale
czy ty jesteś nim? - odepchnął się od stołu po czym zrobił kilka kroków do
przodu, równając się ze mną ramieniem. - Teraz tego nie widzisz, ale za jakiś
czas będziesz żałował, że nie spróbowałeś. Porozmawiaj z nim póki jeszcze
możesz - powiedział, a moje serce stanęło. - Ja już nigdy nie będę miał takiej
okazji jak ty.
***
- Kocham cię, młodszy bracie -
szepnęła Jungah ściekając mnie za rękę.
Uśmiechnąłem się do niej, gdy
nasze spojrzenia się spotkały i odwzajemniając uścisk. Poranek wigilijny nie
mógł się zapowiadać bardziej ciężko i wyczekująco niż normalnie.
- Trochę mi w życiu namieszałaś -
rzuciłem z udawanym wyrzutem. - Ale ostatecznie nie zamieniłbym cię na żadną
inną siostrę.
Kąciki jej ust uniosły się w
pewnym siebie wyrazie zadowolenia. Włożyłem wolną dłoń do kieszeni spodni i
spojrzałem na duże drzwi przed nami.
- Dasz radę - uderzyła mnie
naszymi splecionymi rękami w bok. - Będę z tobą.
- Wiesz - powiedziałem. - To nie
wejścia tu się boję Myślę bowiem, że to
wyjście przez te drzwi będzie trudniejsze. Uważasz, że wyjdę wiedząc, że
uczyniłem dobrze?
- Nie obiecam ci, że nie będzie
ciężko - odpowiedziała. - Wiem jednak, że jakkolwiek po tym wszystkim nie
opuścisz tego pomieszczenia, droga na którą po wyjściu z niego wkroczysz będzie
dobra, bo będzie twoją drogą Jonghyun, a nie innych.
***
Rozmowa z
ojcem była ciężka. Bardziej niż myślałem, że będzie. Minho miał jednak racje.
Choć nadal czułem do niego żal, potrzebowałem to z siebie wydusić.
- I jak? - spytałem, gdy wieczorem
spotkaliśmy się z Jonghyunm w restauracji, w hotelu na mieście. Nogi mi trochę
drżały i chciałem jak najszybciej poznać odpowiedź na moje pytanie.
Chłopak przez chwile patrzył na
mnie nic nie mówiącym wzrokiem, po czym kąciki jego ust uniosły się ku górze.
- Przeżyjemy to - powiedział.
Kamień spadł mi z serca.
- Był zły?
- Ciężko powiedzieć - przyznał
Kim. - Dowiedział się, że mam inne plany na życie oraz, że jest osoba którą
bardzo kocham i to nie koniecznie taka, jaką by dla mnie chciał. Myślę, że musi
to po prostu przemyśleć.
Cieszyłem się jego szczęściem,
ale wciąż miałem świadomość tego, że nie jestem z nim do końca szczery. Skoro
chcemy być razem muszę mu powiedzieć o telefonie z agencji. Bałem się tego, że
jednocześnie bardzo chce odbyć ten staż i nie wyobrażam sobie zostawić
Jonghyuna.
- Posłuchaj - szepnąłem a moja
mina pobladła. - Jest coś co powinieneś
wiedzieć. Ja... To jest coś co może wszystko popsuć. Nie wiem jak ci to
powiedzieć. Nie wiem, co powinienem zrobić...
- Chodzi o twoją ofertę pracy? -
spytał, a ja zamarłem.
- Skąd wiesz?
- Szef tej agencji kontował się
najpierw ze mną żeby zdobyć twój numer telefonu.
Poczułem ucisk w sercu, ale on
niespodziewanie się uśmiechnął.
- Wiem, co teraz czujesz -
powiedział ciepło. - Boisz się, że cię zostawię jeśli zdecydujesz się na
wyjazd.
Spojrzałem mu w oczy, a on ujął
moją dłoń.
- Jedź - szepnął.
Moje usta zadrżały.
- Nie zostawię cię -
dokończył.
- Ale to nie fair - rzuciłem
czując się źle. - Nie powinienem tego robić. Nie teraz, gdy wszystko wreszcie
się nam ułożył. Byłeś tak odważny stawiając wszystko na jedną kartę przed
ojcem. Robiąc to dla mnie. Potrzebujesz mnie, nie.. ja potrzebuje ciebie!
Uciszył mnie przepalając nasze
place razem.
- Masz rację, potrzebuje cię, ale
nie mogę zatrzymać cię na zawsze przy sobie. Ty kochasz to robić Kibum, kochasz
te pracę.
- Bardziej kocham ciebie... -
wydusiłem, a moje oczy zrobiły się mokre.
- Ale ja nigdzie się nie wybieram
- powiedział po czym wstał i pociągnął mnie za rękę abym także się podniósł. -
Będę tu. Będę na ciebie czekał.
Chciałem coś powiedzieć, ale on
skierował nas do windy, którą wjechaliśmy na wyżej położone piętra hotelu.
- Wynająłeś pokój? - spytałem i
wreszcie to do mnie dotarło. - To jest pożegnanie, prawda? - szepnąłem. - Od
początku planowałeś mnie puścić.
Weszliśmy do środka. Wnętrze był
oświetlone przez ogromną ilość świec i kwiatów. Na środku stał alkohol i dwa
kieliszki.
- To wszystko...
- Ciii... - odwrócił mnie w swoją
stronę, po czym jego dłoń znalazła się na mojej szyi. Pogładził mój policzek
swoim kciukiem i przybliżył twarz do mojej. - Kocham cię.
Jego głos otulił moje serce, a
oddech przy ustach pieścił moją skórę.
- Po prostu zostań tu dziś ze mną
- poprosił. - Bądź przy mnie blisko i pozwól mi być blisko ciebie. A gdy
odejdziesz, będę pamiętać to czego moje palce nauczyły mnie o tobie.*
Nic nie powiedziałem. Po prostu
złączyłem nasze usta razem czując, że ta odpowiedź będzie najwłaściwsza.
Zostałem z nim
tej nocy. Kochaliśmy się tak, jak nigdy dotąd. Nie myśleliśmy o tym co będzie,
ani o tym co było. Dla nas istniało tylko to miejsce. Tylko nasz świat. Tylko
Key i tylko Jonghyun. Tylko my razem.
***
Nie chciała tu
ze mną przyjść, a mimo to staliśmy tu teraz. Przed dużym domem państwa Lee. Za
nami bramy do rezydencji, przed nami drzwi do nowego rozdziału w naszym życiu.
Zacisnęła wargi, ale starała się być spokojna. Starała się zrozumieć,
przypomnieć sobie czym jest wybaczenie.
Stałem obok
niej, kawałek od wejścia, gdy światło z wnętrza rozjaśniło przestrzeń przed
nami. W progu stała Sooyung i jej matka. Za nimi Taemin. Pani Lee wyglądała na
zaniepokojoną i równocześnie czaił się w jej oczach ten sam strach, co w oczach
mojej matki. Gdy ich spojrzenia się spotkały, obie wyglądały jakby czuły to
samo.
- Dobry wieczór - powiedziała
kobieta przy drzwiach. Głos jej drżał, ale dało się w nim wyczuć ciepło. Jakąś
nadzieje, które nie pochodziło tylko od niej samej, ale od całego domu. -
Kolacja jest już gotowa. Czy... zechcecie z nami zjeść?
Pytanie, które zadała było zadane
już w momencie, gdy przyszliśmy do tego miejsca. A odpowiedź znana przez
wszystkich również w tym samym czasie.
Gdy matka
przekraczała drzwi rezydencji, coś się skończyło. Mój wzrok spotkał się ze
wzrokiem Sooyung, gdy ta zapraszała ją dalej do wnętrza. Uśmiech jakim
mnie obdarzyła prawie przypominał ten, który posyłała mi trzy lata temu. Na ten
identyczny potrzeba będzie jeszcze czasu.
Popatrzyłem do
góry obejmując całą posiadłość, od czubka aż po jej dółu. Śnieg zaczął powoli rozpływać
się w powietrzu, akompaniując pierwszej gwieździe i rozpoczynającej się w
domach wigilii.
- Więc to jest ten moment -
szepnąłem, powoli przenosząc oczy w dół. - To jest już koniec.
Moje spojrzenie w końcu
zatrzymało się przy wejściu, na twarzy Taemina. Chłopak uśmiechnął się, po czym
pokręcił głową.
- Nie, Minho - powiedział pewnie.
- To jest dopiero początek.
Odwzajemniłem jego wyraz twarzy, a
on wyciągnął do mnie rękę. Zapach choinki i aromat kawy rozprzestrzeniał się w
powietrzu, kiedy nasze palce splotły się w uścisku, a ja wszedłem do domu państwa Lee.
Za mną został
zimny, wieczorny, chłód przeszłości. Przy mnie pozostał tylko ciepły ogień
palącego się w pomieszczeniu kominku i stół, który tej wieczerzy zbudował
pierwszy stopień do mostu łączącego dwie rodziny. Ostatni stopień mostu łączącego
dwoje zakochanych w sobie ludzi.
______
* Cytat z dramy: That winter, the wind blows.
Ojejku, bardzo sentymentalnie się
jakoś zrobiło. Tak bardzo zżyłam się z moimi bohaterami, że tak strasznie ciężko
mi teraz przychodzi mówienie im żegnaj. Następny rozdział będzie niestety
epilogiem. Wielkie dzięki za komentarze osób pod wcześniejszym rozdziałem. Na prawdę
dajecie mi wiele ciepła tymi miłymi słowami. Czy wy też tak bardzo nie chcecie
się zegnać jak ja?