piątek, 4 października 2013

Czy wierzysz w życie po miłości?

Już z daleka widziałem samochód Onewa, zaparkowany przy bramie wjazdowej do naszego domu. Podszedłem do niego i z lekką niechęcią zapukałem w szybę. Chłopak prawie podskoczył, kiedy to zrobiłem. Spojrzał na mnie zdziwiony i otworzył drzwi samochodu.
- Musimy porozmawiać - rzuciłem oschle.
Naprawdę starałem się jak mogłem, panować nad swoimi obiekcjami względem niego. Jednak praktyka czyniła to trudniejszym, niż się spodziewałem. Szczególnie teraz, musiałem postarać się zaufać temu policjantowi.
Nie oglądając się za siebie, ruszyłem do domu. Chłopak jednak posłusznie poszedł za mną. Sooyung wyszła już do szkoły, więc miałem dużą swobodę w operowaniu językiem. Usiedliśmy w salonie, naprzeciw siebie. Onew był wyraźnie ostrożny i widziałem, że nie łatwo będzie mi przekonać go do tego, co planowałem zrobić. Rozsiadłem się wygodnie na kanapie, próbując przybrać jak najbardziej nieustraszoną pozę.
- Wyjeżdżam z miasta na dwa dni - powiedziałem pewnie.
Chłopak uniósł ku górze brew i oparł łokcie na swoich kolanach, pochylając się ku mnie.
- Wiesz, że nie możesz.
- Wiem - zmierzyłem go wzrokiem. - Stąd ta rozmowa.
Onew stał się nie tyle zaskoczony, co niedowierzający. Za pewne myślał sobie, jak niby mam zamiar przekonać go do zezwolenia mi na wyjazd. Jednak ja wiedziałem, czym powinienem zagrać, aby już na początku uciąć wszystkie jego wywyższające się nade mną spekulacje.
- Co czujesz do mojej siostry? - spytałem znacząco.
- To szantaż - powiedział, odwracając lekko wzrok.
- Daj mi 24 godziny. Potem możesz zrobić co zechcesz.
Onew przyjrzał mi się uważnie.
- 24 godziny...
- Jeśli się zgodzisz, przestanę zabraniać mojej siostrze widywać się z tobą.
To już bardziej go zaciekawiło.
- Mogę chociaż wiedzieć, co chcesz zrobić?
- Nie.
Wstałem i zmierzyłem go oczekującym spojrzeniem.
- Tylko 24 godziny - powtórzył Onew.
- Niczego więcej nie oczekuje. Powiedz Sooyung, że będę nocował u Kibuma. Nie powinna dociekać, dlaczego ani kiedy wrócę.
Narzuciłem na siebie kurtkę i zabrałem ze stoły kluczyki do samochodu mojej matki.
- Zabieram teczkę z dokumentami, które znalazłeś z Sooyung.
- Chyba nie powinieneś mnie o tym informować - stwierdził zdziwiony.
- Mówię ci to na wypadek, gdybyś nie zamierzał zacząć mnie szukać - rzuciłem zimno.
Onew zaśmiał się i podrapał po głowie.
- Od kiedy cię poznałem, zachodzę w głowę, co takiego przyciągającego widzi w tobie Minho? Poza tym, że jesteś opryskliwy i niemiły, nie znajduje w tobie żadnych zalet charakteru.
Nie odpowiedziałem na jego ostatnie zdanie. Opuściłem dom i wsiadłem do samochodu, ruszając przed siebie.

***

Nie miałem ochoty iść do firmy państwa Kim, ale byłem związany umową. Musiałem doglądać prac nad szyciem ubrań i składać zwięzłe raporty na temat ich przebiegu. Jak zwykle, przed wejściem do budynku, ściskało mnie w żołądku. Sam nie wiem, czy bardziej bałem się spotkania głównych szych KimCompany, czy tego z jakim nastawieniem zawsze z niej wychodziłem. Jednak tym razem spotkało mnie coś o wiele gorszego.
- Chujin,? - spytałem drżącym głosem, kiedy stanąłem z nim twarzą w twarz, zaraz po wejściu do gabinetu Jungah.
Kobieta rozłożyła ręce w geście niewinności, ale wyglądała wyraźnie na bardziej niż zadowoloną.
- Zostawiłeś jedną z teczek w domu - powiedział chłodno chłopak, za nim zdążyłem zapytać co tu robi. - Nie mogłem się do ciebie dodzwonić, ale znalazłem adres firmy, w której pracujesz. Chciałem dostarczyć ci ją osobiście, jadąc przy okazji do pracy.
Otworzyłem usta, ale nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa. Czułem jak straszne przerażenia zaczyna ogarniać mnie i dusić od środka.
- Chyba powinniście porozmawiać - powiedziała Jungah tym swoim kokieteryjnym głosem, co w połączeniu z naszą sytuacją, dało bardzo ironiczny wydźwięk.
Ominęła Chujin i tańczącym krokiem zatrzymała się przy moim boku.
- Kibum, przywiozłam ci prezent z Europy - powiedziała uśmiechając się, tak jakby jej błahe w tej chwili zdanie, wcale nie było nie na miejscu. - Wpadnij do mnie później.
Obejrzała się ostatni raz na mojego chłopaka i wyszła ze swojego biura.
- Nie mów, że jest ci przykro skoro wcale tak nie jest - powiedział na jednym wdechu Chujin.
Jego spojrzenie przeszyło mnie na wylot. Mój przestraszony wzrok, ani trochę nie wywołał w nim litości.
- Zrobiłeś to, żeby być bliżej niego? - spytał kontrolując się, aby nie podnieść głosu.
- Oczywiście, że nie! - broniłem się. - To nie tak! Daj mi to wytłumaczyć!
- Mam cię wysłuchać? - spytał  wyraźnie rozbawiony w niezbyt przyjemny sposób. - Uważasz, że po tym co zrobiłeś jestem w stanie uwierzyć w to co powiesz?
- Wiem, że nie mam prawa o to prosić, ale jednak... proszę. Masz racje, nie żałuje tego, ale mam powód.
Zagryzłem wargę, nie wiedząc jak wytłumaczyć się z tego, co się wydarzyło. Jednak Chuijn poją szybciej całą tą sytuacje. Usiadł na kanapie i przyłożył dłoń do czoła.
- To tu dostałeś tak szybko pieniądze na operacje matki - powiedział, nareszcie wszystko ze sobą łącząc. - Powinienem był od razu skapować, że za łatwo ci wtedy poszło.
- Przeprasza... - szepnąłem.
- Czy coś łączy cię z Jonghyunem.
Zamilkłem jak na zawołanie zbyt jasno pokazując to, że wymyślam teraz kłamstwo.
- Nie wierze... - powiedział kręcąc głową. - To wszystko... Muszę jechać do pracy.
Złapał swoją teczkę i prawie wybiegł z pomieszczenia.
- Zaczekaj! - krzyknąłem, spiesząc za nim.
- Panie Kim, mam nadzieje, że nasza współpraca przebiegnie pomyślnie - usłyszałem na korytarzu głos Jungah.
- Ja także - odpowiedział jej miło czyjś szorstki głos.
Zatrzymałem się z na wpół łapiąc Chujin, za brzeg kurtki i na wpół wlepiając wzrok w mężczyznę rozmawiającego z siostrą Jonghyuna. Moje źrenice się rozszerzyły a ból w klatce piersiowej osiągną najwyższe stadium. Zwróciłem uwagę nowego wspólnika firmy, który równocześnie ze mną zamarł. A potem zapadła długa jak wieczność cisza.

***

Wyszliśmy przed drzwi wejściowe, prowadzące do budynku. Odruchowo skuliłem się w sobie,  z powodu nagłego przypływu zimna. Albo tak sobie tylko wmawiałem, żeby nie przyznać jak ciężko się w tej chwili czułem.
Mężczyzna w kapeluszu zapalił papierosa i głęboko się nim zaciągnął. Kiedy wypuścił dym z ust, miałem wrażenie, jakbym znów miał 6 lat. Zamglona przestrzeń przed moimi oczami w łatwy i dotkliwy sposób przypomniała mi to, co upychałem w swojej głowie w najczarniejsze jej kąty.
- Wszystko u ciebie w porządku? - spytał męzczyzna, między obserwowaniem ulicy i poprawianiem płaszcza.
Nie wyglądał na ani trochę zainteresowanego tym, o co pytał. Nawet nie miał ochoty na mnie spojrzeć. Zacisnąłem usta, również odwracając wzrok. Włożyłem dłonie do kieszeni spodni i syknąłem cicho, sam do siebie, aby rozładować złość.
- Myślisz, że jak raz byłeś u mojej mamy w szpitalu to jesteś świętym? - spytałem twardo, wypowiadając każdy wyraz, jaki do niego kierowałem, z jak największą złością. Jakiś mięsień na jego twarzy drgnął, gdy usłyszał moje słowa. - Miałem nie wiedzieć, co? Próbowała mi wmówić, że odwiedziła ją ciotka. Jednak to jak wyglądała, kiedy o tym mówiła... Zawsze wygląda tak samo, gdy kłamie na twój temat.
Przez chwile nic nie mówił, a ja czułem przez to jeszcze większą wściekłość. Zawsze taki był. Najważniejsze były jego pytania i jego zachcianki. Sam nigdy nie słuchał. Nigdy nie próbował nawet zrozumieć.
- Czuje się już lepiej?
- Błagam... Jak cholernie długo jej nie widziałeś? - zdenerwowałem się. - Nie wierze, że to naprawdę ma dla ciebie znaczenie.
- Potrzebujesz jakiś pieniędzy? - zmienił temat unikając konfrontacji.
- Pieniądze... - zaśmiałem się gorzko. Spojrzałem na niego, ale on jak zwykle uciekł swoim wzorkiem. - Przez ponad 20 lat nie chciałem od ciebie żadnych pieniędzy. Chyba nie myślisz, że nagle zmieniłem zdanie.
- W porządku.
- W porządku!? - krzyknąłem.
- Ja... śpieszę się - powiedział równie szybko, jak zmieniał naszą rozmowę. - Jeśli będziesz czegoś potrzebował, zadzwoń.
Nawet nie zdążyłem odpowiedzieć a on juz pakował się do taksówki. Ciemne auto śmignęło przed moimi oczami, jakby było tylko ciemną plamą zostającą na ulicy, po ulewie. Prawie upadłem, kiedy to wszystko co się przed chwilą wydarzyło, do mnie dotarło.
- Kibum? - usłyszałem przy sobie głos Chujin.
Zatrzęsłem się z zimna, które opanowało moje ciało z jeszcze większą siłą. Zdusiłem w sobie szloch, który próbował się wyrwać z moich ust. Kolejne łzy spłynęły po moich policzkach.
- Chuij... - wyjąkałem drżącym głosem. - Mogę się do ciebie przytulić?
Czułem, że już za chwile rozpadnę się na małe kawałeczki a moje zimna poza, runie jak kurtyna po zakończonym przestawieniu. Było mi tak smutno, tak słabo, tak ciężko. I tak bardzo bolało mnie serce. Wiedziałem, że Chuij ma w tej chwili prawo olać mnie jak największego dupka na świecie. W tej chwili byłem nawet pewien, że to zrobi. Jednak, gdy zobaczyłam jak otwiera przede mną swoje ramiona dziękowałem, że znalazłem miejsce, w którym mogłem skończyć moje ostatnie spotkanie i pozwolić swobodnie płynąć łzom.

***

Dom wyglądał tak jak go zapamiętałam. Duży, pomalowany w pastelowe kolory, otoczony kwiatami i szeroko rozciągającymi się gałęziami drzew. Zapach dzieciństwa unosił się od ogrodu aż po ścieżkę prowadzącą nad rzekę. Przywoływał lata, kiedy jeszcze tliła się w naszej rodzinie ostatnia iskierka rodzicielskiej miłości.
Choć w tej chwili otaczały go opadające liście, a powietrze niosło ze sobą chłodny dotyk nadciągającej zimy, to nadal było to jedno z niewielu miejsc na tym świecie, gdzie czułem ciepło. To drugie miejsce, w którym czułem te same uczucia, było w tej chwili bardzo daleko. A jednak dziś stałem tutaj właśnie z jego przyczyny. Dawno temu, obydwa z nich znajdowały się w tym samym położeniu - tuż przy moim boku. Z perspektywy czasu nie wiem, jak potrafiłem wtedy znieść tak wiele szczęścia, które posiadałem jednocześnie.
Matka stała oparta o konar jednego z drzew i spoglądała zmartwionym wzrokiem w niebo. Potarła dłonie o siebie by następnie włożyć je w kieszeni kurtki. Wiatr delikatnie bawił się jej długimi włosami. Choć twarz wyglądała na bardzo zmęczoną, ona sama wciąż miała w sobie to piękno zewnętrzne z młodości.
Otworzyły się drzwi wejściowe i wyszedł z nich mój ojciec. Jeden z jego ochroniarzy opuścił pomieszczenie tuż za nim. Skierował się w stronę rzeki ale kiedy nasze spojrzenia spotkały się, przystanął zaskoczony. Ojciec ponaglił go podniesionym tonem głosu, ale kiedy jego wzrok przeniósł się w miejsce, które zatrzymało mężczyznę, zamilkł.

***

- Jak długo zamierzałeś się tu ukrywać? - spytałem, czując jak gorący napój paruje na mnie ze stolika. Było mi zimno, ale nie chciałem nawet tknąć jego cuchnącej na kilometr, próby zmiany mojego nastroju. - Sooyung znalazła teczkę  z dokumentami. Podobno sprzedałeś ten dom, ale kiepsko to zafałszowałeś. Myślisz, że przepisanie go na jedno z twoich ludzi długo pozostałoby niezauważone? Co chciałeś dalej zrobić?
- Miałem zamiar zakopać pod ziemie moją współpracę z gangiem a potem zgromadzić wszystkie potrzebne dokumenty dla naszej rodziny a następnie przeprowadzić się do Europy.
- Przeprowadzić? - zakpiłem. - Chyba uciec. A twoje sprzątanie po sobie sprawiło, że prawie zostałem zabity.
- Wiem... - szepnął. - Tak mi przykro.
Spojrzałem w jego błagające mnie oczy i dłoń splecioną z dłonią mojej matki. Westchnąłem, po czym spojrzałem mu prosto w oczy.
- Każde z nas kocha naszą rodzinę na ten pokręcony sposób, którego żadne z nas nie potrafi okazać, ale ja nie chce już dłużej tak żyć - spojrzałem za zegarek - za kilka godzin zacznie szukać mnie policja. Masz dwa wyjścia. Albo spakujesz się i uciekniesz jak najdalej będziesz w stanie. Albo udowodnisz mi, że wszystko co do tej pory robiłeś, czyniłeś dlatego, że ci na nas zależało i oddasz się w ręce policji, pozwalając nam wreszcie to wszystko zakończyć. - podniosłem się z miejsca. - Dwa wyjścia. Zakończ to jak chcesz. Niech to będzie twój, nie Sooyung, nie matki i nie mój, ale twój wybór.
___________
Wiem, kiepskie. Nie mogłam ruszyć dalej więc musicie przetrawić to co napisałam a obiecuje, że dalej będzie lepiej.

Napisałam one shot z TaeJongHo w roli głównej. To trochę eksperymentalna historia, bo jest dość mocna w pewnych sprawach, co nie zdarza mi się często, bo jak powinniście zauważyć po opowiadaniu - raczej ze mnie romantyczka. Wiem, że po takim rozdziale nie mam co liczyć, na wasze komentarze, więc może zachęcę was pewną propozycją. Jeśli doczekam się od was 5 sensownych komentarzy to obiecuje wstawić ten one shot na bloga.

6 komentarzy:

  1. A mnie się podobało. Jeszcze bardziej wszystko pokomplokowałaś;) Widzę też,że coraz bardziej zagłębiasz się w relacje rodzinne.Wydaje mnie się, że największy szok jeszcze przed nami.Może się mylę, ale uważam,że największe zamieszanie narobią tutaj rodzice chłopaków.

    OdpowiedzUsuń
  2. ah tam, gadasz. rozdział jest dobry, zwolniona akacja też jest potrzebna, tym bardziej, że świetnie wszystko jeszcze bardziej skomplikowałaś :D serio, węzeł Gordyjski, taki jeden wielki! ale mam takie wrażenie, że mimo tego, że w sumie dzieją się smutne rzeczy (np. u Kibuma) to mimo wszystko rozdział nie jest taki depresyjny... nie żeby to było złe, albo cokolwiek innego, po prostu takie moje luźne spostrzeżenie.
    co do one shota, to chyba wolałabym zobaczyć nowy rozdział, ale też z wielką uwagą i chęcią zobaczę inne Twoje dzieła. ej, teraz to aż jestem ciekawa!
    pozdrawiam!

    [spam]
    zapraszam do czytania i komentowania!
    http://wiezirodzinne.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. a mnie się podobało, chociaż zostawiło po sobie pewien niedosyt... mam nadzieję że Kibum nie będzie chciał wrócić do Chunjina >.< bardzo brakuje mi nowych rozdziałów tego opowiadania, no ale nie chcę Cię popędzać :3 czekam z niecierpliwością na oneshota i na kolejny odcinek!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurcze, taki krótciutki rozdzialik ale ważne że w końcu napisałaś : D (w przeciwieństwie do mnie... -,-). Zastanawia mnie cały czas kogo spotkał Kibum, ale mój mózg jest zbyt zmęczony, by wysnuwać jakieś wnioski. No i Chunji... tak go przytulił... oj chłopak jest zbyt miękki ;( Gdzie jest Jonghyun, to on powinien go przytulać.
    No i zdziwiło mnie, że ojciec Tae i matka tak o sobie normalnie żyją. Ciekawe co teraz zrobią, jak syn postawił im takie ultimatum ^^
    Chcę więcej Onew i Soo^^ I oczywiście trójkącik <3333333 To będzie czwarty komentarz, ale nie daj się prooosić i wstaw :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, że dopiero teraz, ale w weekend nie bardzo miałam czas, a teraz siedzę w domu, także no.
    Po pierwsze... Nie możesz mówić, że rozdział jest słaby :c Wcale nie jest, naprawdę! Jest krótszy, ale to nic:) Przecież wiadomo, że nie zawsze się pisze taaakie długie. Ważne, że w ogile dodałaś! Wiesz, jak się ucieszyłam?^^ A co do rozdziału...
    W końcu OnSoo!<3 Czekałam na to już od paru rozdziałów:3 Co prawda Tae wziął Onew szantażem i tylko dlatego mogą się nasze gołąbeczki spotykać, ale to dobrze xD Czasem szantaż to najlepsza metoda xD Na samym końcu była akcja z rodzicami Taemina. W ogóle...jakim cudem oni tak po prostu mieszkają sobie gdzieś i żyją i nikt ich nie znalazł jeszcze?O.o Zdziwiło mnie to, tak szczerze mówiąc. I cieszę się, że Minnie im postawił takie ultimatum. Bardzo dobrze. Może się w końcu ogarną-.-' A w szczególności ten ojciec. Nie lubię gościaT.T To może teraz o Kibumie... Hm... Z jednej strony to dobrze, że Chunjin już wszystjo wie, ale z drugiej... Tak bardzo mi go szkoda:( Key nie powinien tak się w stosunku do niego zachowywać... Chunjin tak się o niego troszczył, był dobry, a teraz się okazało, że Kibum go zdradził... Niefajna sytuacja:/ Do tego Jungah taka zadowolona Oo Chociaż ona rzeczywiście ma się z czego cieszyć... A ten gość, co potem rozmawiał z Key, to jego ojciec, prawda? Pewnie zostawił ich daaawno temu i teraz nagle zrobił kam bek. Nie dziwię się, że Kibum byk zdenerwowany.
    A co do one shota, to nie znoszę JongTae, a tym bardziej JongHo, a trójkąta to już w ogóle sobie nie wyobrażam, ale z chęcią przeczytam twój twór:) Może akurat mi się coś pozmienia i polubię? Także dodawaj śmiało.
    Życzę ci mnóstwo weny, pomysłów i czasu na pisanie!
    Hwaiting~!
    Pozdrawiam, Yuri^^
    PS.: przepraszam, że z anonima, ale masz ograniczenie wiekowe i nie mogę byf zalogowana, żeby skomentować, bo jestem za młoda;___; A to dziwne, bo kiedyś się dało...

    OdpowiedzUsuń
  6. Super opowiadanie :) Niedawno trafiłam na Twojego bloga i nie żałuję żadnej minuty, którą poświęciłam na czytanie Twoich wpisów. Piszesz świetnie tak że nie można się oderwać i z niecierpliwością czeka się na dalszy rozwój wydarzeń. Tylko mam jedno małe zastrzeżenie nie odmieniaj imion, strasznie razi mnie to w oczy np. Onewa. Innych uwag nie mam czekam na kolejny wpis. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń