piątek, 11 października 2013

Stoimy tu po dwóch rozstaniach, które zgotował nam los. Po dwóch spotkaniach, którymi ten sam los przeciął nasze drogi. A mimo to tak wiele w tym miejscu wygląda jak dawniej. Tylko pogoda jest inna. Tylko ludzie nie są już tacy sami.

Chujin okrył mnie kocem i przygotował mi ciepły napój. Przebywanie w jego mieszkaniu, po ty co się między nami wydarzyło, wydawało mi się w tej chwili nie na miejscu. Jednak czułem ulgę, że nie muszę być teraz sam.
- Więc ten mężczyzna... to był twój ojciec? - spytał Chuijn, niepewny czy może poruszyć ten temat.
- Tak - szepnąłem. - Zostawił mnie i mamę dla jakiejś kobiety, kiedy byłem mały. Od tego czasu widywałem go sporadycznie, a kiedy to już się działo, raczej starałem się, aby trwało to jak najkrócej.
- Czujesz do niego żal?
- Tak - przyznałem. - Ale nie dlatego, że odszedł od mamy. Potrafiłbym pojąc, że przestał ją zwyczajnie kochać. Jednak on przestał kochać mnie, rozumiesz? Od dnia, kiedy nas zostawił, poza pieniędzmi na utrzymanie, przestał cokolwiek od siebie wnosić. Nawet patrzeć na mnie nie mógł a co dopiero rozmawiać, zapytać jak w szkole, jak się czuje...
- To musiało być dla ciebie ciężkie. Przykro mi.
- W porządku. To nie tak, że myślę o tym cały czas. Zwyczajnie bardzo dawno nie miałem z nim kontaktu i jakoś tak wyszło... Szczególnie po tym, co miało miejsce między nami.
Bałem się o tym rozmawiać, ale wiedziałem, że jestem mu winny szczerość.
- Nie tłumacz się - powiedział Chujin. - Od zawsze wiedziałem, jak bardzo jesteś związany z Jonghyunem.
- Chce się wytłumaczyć. Jestem ci wdzięczny bardziej, niż myślisz. Chyba nigdy w życiu nie będę w stanie odpłacić ci się za twoją opiekę, miłość i oddanie jakie mi dałeś w czasie, kiedy tak bardzo tego potrzebowałem.
- Ale mnie nie kochasz...
- Kocham cię... - zawahałem się. - Tylko to jest inny rodzaj uczucia niż ten, jaki ode mnie oczekujesz.
Chujin spuścił wzrok i spojrzał na swój kubek, przez chwile intensywnie nad czymś myśląc. Po czym ponownie spojrzał mi w oczy, ale wyglądał na zagubionego.
- Chciałbym żeby było inaczej, jednak nie mogę zmusić cię do miłości. Chciałabym też abyś wiedział, że nie tylko ty czułeś coś na znak winy, bo nagiąłeś nasz związek w swoją stronę.
- Co masz na myśli? - spytałem, marszcząc brwi.
- Mam na myśli to, że dawno temu ukryłem przed tobą coś, co mogło zmienić naszą wspólną przyszłość.
Wyprostowałem się w jego stronę sprawiając, że koc zsunął się z moich ramion. 
- Nie rozumiem - powiedziałem. - Co takiego?
Chujin westchnął, odsuwając od siebie ciepły napój.
- To miało miejsce w dniu twojej pierwszej modowej prezentacji.
- Miało miejsce..? - powtórzyłam nic nie rozumiejąc.
- Tego dnia, Jonghyun był na twoim pokazie w Nowym Jorku.

***
 Jeszcze tego samego dnia musiałem wrócić do firmy. Przez to wszystko co się dziś stało zapomniałem w jakim celu do niej wcześniej przyszedłem. Modelki zaprezentowały mi moje projekty a ja ustaliłem i dokonałem kilku drobnych poprawek, uzgadniając z pracownikami następny termin spotkania.
Kiedy opuszczałem piętro, mimowolnie zwolniłem kroku przy gabinecie Jonghyuna. Drzwi do niego były uchylone, ale to wcale nie tak, że miałem zamiar zerknąć. Jednak postać chłopaka przykuła mój wzrok, nawet jeśli tego nie planowałem. Zatrzymałem się, kiedy zdałem sobie sprawę jak kiepsko wygląda. Miał przymknięte oczy i oddychał wyraźnie ciężko. Oparty o biurko, pochylał się do przodu w znużony sposób. Sam nie wiem, kiedy znalazłem się w środku jego pokoju.
- Coś nie tak? - spytałem zwężając wzrok, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. - Nie wyglądasz najlepiej.
- Nic mi nie jest - odpowiedział wymijającym tonem głosu.
- Kłamiesz - rzuciłem krótko.
Podszedłem bliżej niego. Odgarnąłem włosy z jego czoła i położyłem mu dłoń na czole. Tak jak przypuszczałem, był bardzo rozpalony.
- Masz gorączkę - powiedziałem z obawą. - Powinieneś pójść do lekarza.
- Zamierzasz robić za moja pielęgniarkę?
Nasze spojrzenia się spotkały, a on przybliżył swoją twarz jeszcze bliżej mojej. Jego oczy były zmęczone, ale wyraźnie walczył aby zachowały swój stanowczy charakter. Kiedy wpatrywał się tak we mnie poczułem, jak mój żołądek się kurczy. Szybkim ruchem zabrałem swoją dłoń i odwróciłem wzrok, odsuwając się nieznacznie.
- Zgłupiałeś - odpowiedziałem. - Jeśli chcesz, zamówię ci taksówkę do domu.
- Przyjechałem samochodem, ale jeśli uważasz, że nie jestem w stanie prowadzić możesz sam mnie odwieść. Jeśli chcesz...
Przekląłem w myślach. Wpadłem w pułapkę, którą sam nie zamierzenie sobie zastawiłem. Zagryzłem wargę. Nie mogłem go tak zostawić. Nie powinienem skazywać go na samodzielny powrót w takim stanie. Dobra, nawet nie chciałem.
- W porządku - powiedziałem starając się na obojętność. - Ubierz się ciepło. Zaczekam na parkingu.

***
<podkład> 

Kiedy dojechaliśmy do jego posiadłości okazało się, że w domu jest prawie pusto. Rodzice Jonghyuna wyjechali w jakąś podróż służbową a mąż Jungah także przebywał poza miastem.
- Przepracowujesz się - powiedziała raczej ostro, ostatnia z wymienionych. To była dla mnie nowość, widzieć ją w roli siostry a nie rozbawionej, kokietującej, kobiety. - Poszukam czegoś od przeziębienia a ty, Kibum, zaprowadź go do pokoju.
Wdrapaliśmy się po schodach a ja pomogłem mu zdjąć płaszcz i wierzchnie ubrania. Jungah przyniosła mu ciepły napój i jakieś leki. Po czym oczywiście wracając już do swojego naturalnego charakteru, uśmiechnęła się do mnie jednoznacznie i zostawiła nas samych, nie zważając na mój niemy protest.
Nakryłem go pościelą i odstawiłem kubek. Następnie poprawiłem jeszcze jego pościel i nie widząc żadnego powodu do dalszego przebywania przy nim, odwróciłem się i postanowiłem wyjść Nagle poczułem szarpnięcie do tyłu, kiedy chciałem zrobić krok do przodu. Zatrzymałem się zdezorientowany. Nacisk na moją koszulkę nie malał z każdą kolejną chwilą, jednak nie byłem w stanie odwrócić się w stronę jego inicjatora.
- Potrzebujesz czegoś jeszcze? - spytałem, skrępowanym tonem głosu.
Światło z przedpokoju wpadało do słabo oświetlonego pokoju chłopaka. Duże balkonowe okna wpuszczały do środka światło księżyca z zimnego, nocnego nieba, przenikając się z ciepłem przytulanego wnętrza. Zapach jego rzeczy unosił się w nim jak cienka mgła. Serce zaczęło mocnieć kołatać w mojej piersi, ale umysł bronił się jeszcze, odganiając od siebie napierające na mnie zewsząd oddziaływanie Jonghyuna.
- Tak - odpowiedział, ochrypłym dźwiękiem wydobytym z krtani.
Przygryzłem wargę, przymykając na moment powieki i czując jak robi mi się gorąco. Dlaczego to uczucie czyniło tak wielkie spustoszenie w moim ciele i doprowadzało je do takiego szaleństwa? Unosiłem lekko dłoń do góry, próbując gestem dopomóc swojej idiotycznej próbie udawania, że wcale nie rozumiem czego ode mnie oczekuje.
- Chcesz żebym przyprowadził Jungah?
- Nie - powiedział, a moje serce stanęło, chyba równocześnie ze wszystkim wskazówkami w tym domu. - Chce żebyś ze mną został.
Poczułem jak puszcza skrawek materiału mojego ubrania i przenosi swoje place na mój nadgarstek, zmuszając mnie jednocześnie do lekkiego zwrócenia ciała w swoją stronę. Mój niepewny wzrok pozostał przez chwile niewzruszony, ale iskrzące oczy Jonghyun szybko przyciągnęły go w ich kierunku. Moje usta delikatnie się otworzyły, jednak nie wypowiedziałem przez nie żadnego słowa.
- Pamiętasz jak mówiłeś, że nie rozumiem na czym polega związek, bo nie chciałem dopuścić cię do swoich problemów? - spytał. - Teraz cię potrzebuje. Naucz mnie tego, czego nie potrafiłem zrozumieć. Pokaż mi jak wyglądałaby twoje miłość, gdybyś wtedy przy mnie został.
Spojrzałem w dół. Zjechał placami z mojego nadgarstka i splótł swoją dłoń z moją. Jego ciepła od gorączki skóra, rozgrzewała moje ciało. Wziąłem płytki wdech, wpatrując się w nasze palce. Położyłem swoją rękę na jego i odsunąłem od siebie. Wyglądał na zdezorientowanego, kiedy to zrobiłem a następnie zwróciłem się w stronę wyjścia z pokoju. Poczułem się niepoprawnie szczęśliwy, jego ostentacyjnie okazanym smutkiem z powodu mojego gestu. Odwrócony do niego plecami, pozwoliłem sobie na mały uśmiech. Po chwili przewróciłem oczami, śmiejąc się z samego siebie.
Podszedłem do włącznika światła i zmniejszyłem oświetlenie do jeszcze mniejszego, po czym przymknąłem drzwi. Wróciłem do niego i ostrożnie położyłem się po drugiej stronie łóżka. Naciągnąłem na siebie koc i sprawdziłem ponownie, jak miewa się jego gorączka. Spojrzał na mnie zaskoczony z powodu mojego początkowo sprzecznego zachowania.
- Ani słowa - uprzedziłem. - Żeby poczuć się lepiej powinieneś trochę się przespać.
Jonghyun był jednak bardziej chory niż się spodziewałem i nie minęło zbyt wiele czasu, jak przyszło mi oglądać jego spokojną twarz, porażoną w objęcia Morfeusza. Patrząc na nią przypomniałem sobie moją dzisiejszą rozmowę z Chujin.

To nie tak, że tego chce, ale powinienem być fair. W dniu, kiedy wreszcie osiągnąłeś swój pierwszy sukces, Jonghyun siedział na widowni podczas pokazu. Kiedy go dostrzegłem przez chwile ze sobą rozmawialiśmy tego wieczoru. Byłem zły. Myślałem, że znowu chce cię w jakiś sposób skrzywdzić. Jednak gdy spytałem go, co tu robi, on tylko się uśmiechnął i powiedział: Teraz wiem, że nie muszę już nic więcej robić. Opiekuj się nim.

- Mówiłem ci, że wszystko to co osiągnąłem w Nowym Jorku nie miało sensu, bo nie mogłem podzielić się tym z tobą - powiedziałem cicho. - Tymczasem ty dzieliłeś ze mną to szczęście, a ja nawet o tym nie wiedziałem.
Położyłem delikatnie palce na jego ramieniu. Czułem się w dużym stopniu jak egoista. Do tej pory liczyło się tylko to, co ja przez niego przeżyłem, jak bardzo cierpiałem i jak strasznie wszyscy powinni o tym wiedzieć. Ważne było tylko to, co ja czułem. Jednak czy zastanowiłem się nad tym, jak on się czuł? Oboje cierpieliśmy. Tylko, że ja miałem wokół siebie grono ludzi, które tego wysłuchiwało. On natomiast przez długi czas był sam. To musiało być dla niego ciężkie samemu borykać się z tym wszystkim, przez co przechodził. W moim wypadku to wyglądało inaczej. Ja go nienawidziłem, starałem się wyprzeć wszystko co było z nim związane z mojego serce i nauczyć się żyć bez niego. W tym samym czasie, on również starał się uczynić to samo ze mną. Jednakże czynił to kochając a nie nienawidząc. Wypierając uczucie i poświęcając się dla mnie, abym mógł żyć lepiej. Tak jak w jego oczach zasługiwałem. Tymczasem ja byłem hipokrytą i ani trochę nie myślałem o nim. Ostatecznie to nie dzięki sobie, ale dzięki niemu nauczyłem się jak żyć. Dlatego, że mnie kochał... Kochał... Czułem ukłucie zazdrości i jakiś rodzaj zwodu, że nigdy nie dane mi było usłyszeć od niego tych słów mimo, że takie były właśnie jego uczucia. Przysunąłem się jeszcze bliżej niego i pochyliłem nieznacznie.
- Jakby to brzmiało... - szepnąłem wpatrując się w jego usta, kiedy jakiś blask światła przebiegł po jego twarzy - gdybym mógł usłyszeć jak mówisz, że mnie kochasz?
Wypuściłem niewielką ilość powietrza, akompaniując odpowiedzi ciszy. Klatka piersiowa chłopaka, unosiła się lekko a jego zamknięte oczy nie zdobiła żadna zmarszczka niepokoju.
Położyłem głowę na górnej części poduszki, tuż nad jego. Spojrzałem przed siebie, przenikając ciemność nocnego nieba. Po czym przymknąłem powieki i powoli oddałem się chwili, która z każdą kolejną minutą stawała się zagadką, odpowiadającą na pytanie: Czy chciałbym zatrzymać ją na dłużej.. zatrzymać na zawsze?

***

Chłodne powietrze drażniło moją twarz. Schowałem nieznacznie swoją brodę w gruby szalik okręcony wokół mojej szyi. Woda nad rzeką płynęła spokojnie a odgłos wozów policyjnych rozchodził się długim echem z położonego kilometr dalej, starego domu mojej dawno zmarłej ciotki.
- Szybko mnie znalazłeś - powiedziałem, gdy Minho zrównał się ze mną, stając w niewielkiej odległości ode mnie.
- Jeśli tego nie chciałeś powinieneś zadbać lepiej o to, aby nie być tak oczywistym.
Mroźne powietrze sprawiło, że mój oddech wyglądał jak biała chmura na tle wody. Obróciłem głowę w stronę chłopaka, unosząc spojrzenie na jego twarz. Czując na sobie mój wzrok, Minho również na mnie spojrzał, po czym zwrócił się ciałem w moją stronę.
- Chcesz wiedzieć? - spytał nie kończąc, tak jakby pytał o coś całkiem oczywistego.
- Powiedz.
- Twój ojciec został aresztowany a matka na razie zatrzymana. Już skontaktowałem się z Onew a on przekazał wszystko twojej siostrze. Podejrzewam, że pojadą razem na komisar...
- Rozmawiałeś z nim? - przerwałem mu.
Minho na chwile zamilkł, słysząc moje pytanie. Po chwili przełamał jednak cisze.
- Nie - przyznał szczerze. - Kiedy stanieliśmy twarzą w twarz nie potrafiłem wydobyć z siebie słowa.
- Co teraz czujesz? - spytałem spokojnie.
- Jeśli chcesz wiedzieć, czy czuję ulgę... Nie zamierzam cię okłamywać, że tak jest. - Lekki wiatr przepłyną nad ziemią, kiedy mówił. -Wiesz, że nie oczekiwałem od ciebie czegoś takiego?
- Wiem. Jednak twoje odpowiedź na pytanie, które zadałem ci tamtej nocy uzmysłowiła mi, że mogę zrobić tylko jedno
- Powiedziałem...
- ... że nie żałujesz poznania osoby, która tak bardzo poruszył twoje serce - dokończyłem za niego. - Tylko widzisz, nawet jeśli tak odpowiedziałeś nie dodałeś ani, że potrafisz ani, że chcesz nadal być z tą osobą. Jednak to była tylko część w morzu przyczyn, dla których to zrobiłem. Tak naprawdę uczyniłem to przede wszystkim dla siebie. Nie miałem z góry nastawionej nadziei na to, że to się skończy tak jak się skończyło, bo nie to był mój cel. Zrobiłem to, aby poczuć wreszcie, że postępuje słusznie i uwolnić się od obowiązku bycia przyczyną tego wszystkiego.
- Taemin... - powiedział Minho. - Czujesz więc ulgę, jaką pragnąłeś zaznać?
Dźwięki syren nikły w oddali i z każdym kolejnym momentem, przestrzeń stawała się coraz cichsza, aż w końcu było słychać juz tylko odgłosy natury. Wyjąłem dłonie z kieszeni płaszcza i odwróciłem się całkowicie w stronę chłopaka.
- Znasz odpowiedź na to pytanie, lepiej niż ja - powiedziałem, mieszając moje słowa z bezszelestnym dźwiękiem jego oddechu. - Dlatego chce żebyś wysłuchał czegoś innego. - nasze spojrzenia się przeniknęły, a czas przetarł przestrzeń między nami, jakby nagle przestał się liczyć. - Kiedy byłem z tobą, zabierałeś mnie właśnie tam, gdzie prowadziły mnie nocą moje marzenia senne. Rzeczywistość zacierała się z każdym twoim nowym oddechem na mojej szyi. Było romantycznie, delikatnie, tak pięknie, że aż zapierało dech w piersiach. Zupełnie tak, jak w tych wszystkich filmach romantycznych. A ja myślałem tylko o tym, że może to jest właśnie to. Mój czas na miłość. Tylko wciąż nie odstępowała mnie na krok jedna, nieustępliwa myśl: Czy Lee Taemin jest kimś, kto potrafi kochać nie krzywdząc? Aż w końcu, pewnego dnia, ta bajka jaką z tobą przeżyłem skończyła się. Odpowiedź na moje pytanie dosięgła mnie szybciej, niż zdążyłem zrozumieć na czym tak naprawdę polega miłość. A teraz jesteśmy tu, w miejscu, gdzie to wszystko się zaczęło. Nad rzeką, gdzie kilkanaście lat temu się poznaliśmy. Stoimy na trawie, na której siedzieliśmy, kiedy byliśmy mali. Oddychamy powietrzem, które przechodziło przez nasze płuca, gdy śmieliśmy się z najbardziej banalnych rzeczy. Stoimy tu po dwóch rozstaniach, które zgotował nam los. Po dwóch spotkaniach, którymi ten sam los przeciął nasze drogi. A mimo to, tak wiele w tym miejscu wygląda jak dawniej. Tylko pogoda jest inna. Tylko ludzie nie są już tacy sami. - Na chwile zamilkliśmy, a po niekończącej się teraźniejszości, wypowiedziałem ostatnie zdanie. - Więc, Choi Minho... Co powinniśmy teraz uczynić?

piątek, 4 października 2013

Czy wierzysz w życie po miłości?

Już z daleka widziałem samochód Onewa, zaparkowany przy bramie wjazdowej do naszego domu. Podszedłem do niego i z lekką niechęcią zapukałem w szybę. Chłopak prawie podskoczył, kiedy to zrobiłem. Spojrzał na mnie zdziwiony i otworzył drzwi samochodu.
- Musimy porozmawiać - rzuciłem oschle.
Naprawdę starałem się jak mogłem, panować nad swoimi obiekcjami względem niego. Jednak praktyka czyniła to trudniejszym, niż się spodziewałem. Szczególnie teraz, musiałem postarać się zaufać temu policjantowi.
Nie oglądając się za siebie, ruszyłem do domu. Chłopak jednak posłusznie poszedł za mną. Sooyung wyszła już do szkoły, więc miałem dużą swobodę w operowaniu językiem. Usiedliśmy w salonie, naprzeciw siebie. Onew był wyraźnie ostrożny i widziałem, że nie łatwo będzie mi przekonać go do tego, co planowałem zrobić. Rozsiadłem się wygodnie na kanapie, próbując przybrać jak najbardziej nieustraszoną pozę.
- Wyjeżdżam z miasta na dwa dni - powiedziałem pewnie.
Chłopak uniósł ku górze brew i oparł łokcie na swoich kolanach, pochylając się ku mnie.
- Wiesz, że nie możesz.
- Wiem - zmierzyłem go wzrokiem. - Stąd ta rozmowa.
Onew stał się nie tyle zaskoczony, co niedowierzający. Za pewne myślał sobie, jak niby mam zamiar przekonać go do zezwolenia mi na wyjazd. Jednak ja wiedziałem, czym powinienem zagrać, aby już na początku uciąć wszystkie jego wywyższające się nade mną spekulacje.
- Co czujesz do mojej siostry? - spytałem znacząco.
- To szantaż - powiedział, odwracając lekko wzrok.
- Daj mi 24 godziny. Potem możesz zrobić co zechcesz.
Onew przyjrzał mi się uważnie.
- 24 godziny...
- Jeśli się zgodzisz, przestanę zabraniać mojej siostrze widywać się z tobą.
To już bardziej go zaciekawiło.
- Mogę chociaż wiedzieć, co chcesz zrobić?
- Nie.
Wstałem i zmierzyłem go oczekującym spojrzeniem.
- Tylko 24 godziny - powtórzył Onew.
- Niczego więcej nie oczekuje. Powiedz Sooyung, że będę nocował u Kibuma. Nie powinna dociekać, dlaczego ani kiedy wrócę.
Narzuciłem na siebie kurtkę i zabrałem ze stoły kluczyki do samochodu mojej matki.
- Zabieram teczkę z dokumentami, które znalazłeś z Sooyung.
- Chyba nie powinieneś mnie o tym informować - stwierdził zdziwiony.
- Mówię ci to na wypadek, gdybyś nie zamierzał zacząć mnie szukać - rzuciłem zimno.
Onew zaśmiał się i podrapał po głowie.
- Od kiedy cię poznałem, zachodzę w głowę, co takiego przyciągającego widzi w tobie Minho? Poza tym, że jesteś opryskliwy i niemiły, nie znajduje w tobie żadnych zalet charakteru.
Nie odpowiedziałem na jego ostatnie zdanie. Opuściłem dom i wsiadłem do samochodu, ruszając przed siebie.

***

Nie miałem ochoty iść do firmy państwa Kim, ale byłem związany umową. Musiałem doglądać prac nad szyciem ubrań i składać zwięzłe raporty na temat ich przebiegu. Jak zwykle, przed wejściem do budynku, ściskało mnie w żołądku. Sam nie wiem, czy bardziej bałem się spotkania głównych szych KimCompany, czy tego z jakim nastawieniem zawsze z niej wychodziłem. Jednak tym razem spotkało mnie coś o wiele gorszego.
- Chujin,? - spytałem drżącym głosem, kiedy stanąłem z nim twarzą w twarz, zaraz po wejściu do gabinetu Jungah.
Kobieta rozłożyła ręce w geście niewinności, ale wyglądała wyraźnie na bardziej niż zadowoloną.
- Zostawiłeś jedną z teczek w domu - powiedział chłodno chłopak, za nim zdążyłem zapytać co tu robi. - Nie mogłem się do ciebie dodzwonić, ale znalazłem adres firmy, w której pracujesz. Chciałem dostarczyć ci ją osobiście, jadąc przy okazji do pracy.
Otworzyłem usta, ale nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa. Czułem jak straszne przerażenia zaczyna ogarniać mnie i dusić od środka.
- Chyba powinniście porozmawiać - powiedziała Jungah tym swoim kokieteryjnym głosem, co w połączeniu z naszą sytuacją, dało bardzo ironiczny wydźwięk.
Ominęła Chujin i tańczącym krokiem zatrzymała się przy moim boku.
- Kibum, przywiozłam ci prezent z Europy - powiedziała uśmiechając się, tak jakby jej błahe w tej chwili zdanie, wcale nie było nie na miejscu. - Wpadnij do mnie później.
Obejrzała się ostatni raz na mojego chłopaka i wyszła ze swojego biura.
- Nie mów, że jest ci przykro skoro wcale tak nie jest - powiedział na jednym wdechu Chujin.
Jego spojrzenie przeszyło mnie na wylot. Mój przestraszony wzrok, ani trochę nie wywołał w nim litości.
- Zrobiłeś to, żeby być bliżej niego? - spytał kontrolując się, aby nie podnieść głosu.
- Oczywiście, że nie! - broniłem się. - To nie tak! Daj mi to wytłumaczyć!
- Mam cię wysłuchać? - spytał  wyraźnie rozbawiony w niezbyt przyjemny sposób. - Uważasz, że po tym co zrobiłeś jestem w stanie uwierzyć w to co powiesz?
- Wiem, że nie mam prawa o to prosić, ale jednak... proszę. Masz racje, nie żałuje tego, ale mam powód.
Zagryzłem wargę, nie wiedząc jak wytłumaczyć się z tego, co się wydarzyło. Jednak Chuijn poją szybciej całą tą sytuacje. Usiadł na kanapie i przyłożył dłoń do czoła.
- To tu dostałeś tak szybko pieniądze na operacje matki - powiedział, nareszcie wszystko ze sobą łącząc. - Powinienem był od razu skapować, że za łatwo ci wtedy poszło.
- Przeprasza... - szepnąłem.
- Czy coś łączy cię z Jonghyunem.
Zamilkłem jak na zawołanie zbyt jasno pokazując to, że wymyślam teraz kłamstwo.
- Nie wierze... - powiedział kręcąc głową. - To wszystko... Muszę jechać do pracy.
Złapał swoją teczkę i prawie wybiegł z pomieszczenia.
- Zaczekaj! - krzyknąłem, spiesząc za nim.
- Panie Kim, mam nadzieje, że nasza współpraca przebiegnie pomyślnie - usłyszałem na korytarzu głos Jungah.
- Ja także - odpowiedział jej miło czyjś szorstki głos.
Zatrzymałem się z na wpół łapiąc Chujin, za brzeg kurtki i na wpół wlepiając wzrok w mężczyznę rozmawiającego z siostrą Jonghyuna. Moje źrenice się rozszerzyły a ból w klatce piersiowej osiągną najwyższe stadium. Zwróciłem uwagę nowego wspólnika firmy, który równocześnie ze mną zamarł. A potem zapadła długa jak wieczność cisza.

***

Wyszliśmy przed drzwi wejściowe, prowadzące do budynku. Odruchowo skuliłem się w sobie,  z powodu nagłego przypływu zimna. Albo tak sobie tylko wmawiałem, żeby nie przyznać jak ciężko się w tej chwili czułem.
Mężczyzna w kapeluszu zapalił papierosa i głęboko się nim zaciągnął. Kiedy wypuścił dym z ust, miałem wrażenie, jakbym znów miał 6 lat. Zamglona przestrzeń przed moimi oczami w łatwy i dotkliwy sposób przypomniała mi to, co upychałem w swojej głowie w najczarniejsze jej kąty.
- Wszystko u ciebie w porządku? - spytał męzczyzna, między obserwowaniem ulicy i poprawianiem płaszcza.
Nie wyglądał na ani trochę zainteresowanego tym, o co pytał. Nawet nie miał ochoty na mnie spojrzeć. Zacisnąłem usta, również odwracając wzrok. Włożyłem dłonie do kieszeni spodni i syknąłem cicho, sam do siebie, aby rozładować złość.
- Myślisz, że jak raz byłeś u mojej mamy w szpitalu to jesteś świętym? - spytałem twardo, wypowiadając każdy wyraz, jaki do niego kierowałem, z jak największą złością. Jakiś mięsień na jego twarzy drgnął, gdy usłyszał moje słowa. - Miałem nie wiedzieć, co? Próbowała mi wmówić, że odwiedziła ją ciotka. Jednak to jak wyglądała, kiedy o tym mówiła... Zawsze wygląda tak samo, gdy kłamie na twój temat.
Przez chwile nic nie mówił, a ja czułem przez to jeszcze większą wściekłość. Zawsze taki był. Najważniejsze były jego pytania i jego zachcianki. Sam nigdy nie słuchał. Nigdy nie próbował nawet zrozumieć.
- Czuje się już lepiej?
- Błagam... Jak cholernie długo jej nie widziałeś? - zdenerwowałem się. - Nie wierze, że to naprawdę ma dla ciebie znaczenie.
- Potrzebujesz jakiś pieniędzy? - zmienił temat unikając konfrontacji.
- Pieniądze... - zaśmiałem się gorzko. Spojrzałem na niego, ale on jak zwykle uciekł swoim wzorkiem. - Przez ponad 20 lat nie chciałem od ciebie żadnych pieniędzy. Chyba nie myślisz, że nagle zmieniłem zdanie.
- W porządku.
- W porządku!? - krzyknąłem.
- Ja... śpieszę się - powiedział równie szybko, jak zmieniał naszą rozmowę. - Jeśli będziesz czegoś potrzebował, zadzwoń.
Nawet nie zdążyłem odpowiedzieć a on juz pakował się do taksówki. Ciemne auto śmignęło przed moimi oczami, jakby było tylko ciemną plamą zostającą na ulicy, po ulewie. Prawie upadłem, kiedy to wszystko co się przed chwilą wydarzyło, do mnie dotarło.
- Kibum? - usłyszałem przy sobie głos Chujin.
Zatrzęsłem się z zimna, które opanowało moje ciało z jeszcze większą siłą. Zdusiłem w sobie szloch, który próbował się wyrwać z moich ust. Kolejne łzy spłynęły po moich policzkach.
- Chuij... - wyjąkałem drżącym głosem. - Mogę się do ciebie przytulić?
Czułem, że już za chwile rozpadnę się na małe kawałeczki a moje zimna poza, runie jak kurtyna po zakończonym przestawieniu. Było mi tak smutno, tak słabo, tak ciężko. I tak bardzo bolało mnie serce. Wiedziałem, że Chuij ma w tej chwili prawo olać mnie jak największego dupka na świecie. W tej chwili byłem nawet pewien, że to zrobi. Jednak, gdy zobaczyłam jak otwiera przede mną swoje ramiona dziękowałem, że znalazłem miejsce, w którym mogłem skończyć moje ostatnie spotkanie i pozwolić swobodnie płynąć łzom.

***

Dom wyglądał tak jak go zapamiętałam. Duży, pomalowany w pastelowe kolory, otoczony kwiatami i szeroko rozciągającymi się gałęziami drzew. Zapach dzieciństwa unosił się od ogrodu aż po ścieżkę prowadzącą nad rzekę. Przywoływał lata, kiedy jeszcze tliła się w naszej rodzinie ostatnia iskierka rodzicielskiej miłości.
Choć w tej chwili otaczały go opadające liście, a powietrze niosło ze sobą chłodny dotyk nadciągającej zimy, to nadal było to jedno z niewielu miejsc na tym świecie, gdzie czułem ciepło. To drugie miejsce, w którym czułem te same uczucia, było w tej chwili bardzo daleko. A jednak dziś stałem tutaj właśnie z jego przyczyny. Dawno temu, obydwa z nich znajdowały się w tym samym położeniu - tuż przy moim boku. Z perspektywy czasu nie wiem, jak potrafiłem wtedy znieść tak wiele szczęścia, które posiadałem jednocześnie.
Matka stała oparta o konar jednego z drzew i spoglądała zmartwionym wzrokiem w niebo. Potarła dłonie o siebie by następnie włożyć je w kieszeni kurtki. Wiatr delikatnie bawił się jej długimi włosami. Choć twarz wyglądała na bardzo zmęczoną, ona sama wciąż miała w sobie to piękno zewnętrzne z młodości.
Otworzyły się drzwi wejściowe i wyszedł z nich mój ojciec. Jeden z jego ochroniarzy opuścił pomieszczenie tuż za nim. Skierował się w stronę rzeki ale kiedy nasze spojrzenia spotkały się, przystanął zaskoczony. Ojciec ponaglił go podniesionym tonem głosu, ale kiedy jego wzrok przeniósł się w miejsce, które zatrzymało mężczyznę, zamilkł.

***

- Jak długo zamierzałeś się tu ukrywać? - spytałem, czując jak gorący napój paruje na mnie ze stolika. Było mi zimno, ale nie chciałem nawet tknąć jego cuchnącej na kilometr, próby zmiany mojego nastroju. - Sooyung znalazła teczkę  z dokumentami. Podobno sprzedałeś ten dom, ale kiepsko to zafałszowałeś. Myślisz, że przepisanie go na jedno z twoich ludzi długo pozostałoby niezauważone? Co chciałeś dalej zrobić?
- Miałem zamiar zakopać pod ziemie moją współpracę z gangiem a potem zgromadzić wszystkie potrzebne dokumenty dla naszej rodziny a następnie przeprowadzić się do Europy.
- Przeprowadzić? - zakpiłem. - Chyba uciec. A twoje sprzątanie po sobie sprawiło, że prawie zostałem zabity.
- Wiem... - szepnął. - Tak mi przykro.
Spojrzałem w jego błagające mnie oczy i dłoń splecioną z dłonią mojej matki. Westchnąłem, po czym spojrzałem mu prosto w oczy.
- Każde z nas kocha naszą rodzinę na ten pokręcony sposób, którego żadne z nas nie potrafi okazać, ale ja nie chce już dłużej tak żyć - spojrzałem za zegarek - za kilka godzin zacznie szukać mnie policja. Masz dwa wyjścia. Albo spakujesz się i uciekniesz jak najdalej będziesz w stanie. Albo udowodnisz mi, że wszystko co do tej pory robiłeś, czyniłeś dlatego, że ci na nas zależało i oddasz się w ręce policji, pozwalając nam wreszcie to wszystko zakończyć. - podniosłem się z miejsca. - Dwa wyjścia. Zakończ to jak chcesz. Niech to będzie twój, nie Sooyung, nie matki i nie mój, ale twój wybór.
___________
Wiem, kiepskie. Nie mogłam ruszyć dalej więc musicie przetrawić to co napisałam a obiecuje, że dalej będzie lepiej.

Napisałam one shot z TaeJongHo w roli głównej. To trochę eksperymentalna historia, bo jest dość mocna w pewnych sprawach, co nie zdarza mi się często, bo jak powinniście zauważyć po opowiadaniu - raczej ze mnie romantyczka. Wiem, że po takim rozdziale nie mam co liczyć, na wasze komentarze, więc może zachęcę was pewną propozycją. Jeśli doczekam się od was 5 sensownych komentarzy to obiecuje wstawić ten one shot na bloga.