- Więc ten mężczyzna... to był
twój ojciec? - spytał Chuijn, niepewny czy może poruszyć ten temat.
- Tak - szepnąłem. - Zostawił
mnie i mamę dla jakiejś kobiety, kiedy byłem mały. Od tego czasu widywałem go
sporadycznie, a kiedy to już się działo, raczej starałem się, aby trwało to jak
najkrócej.
- Czujesz do niego żal?
- Tak - przyznałem. - Ale nie
dlatego, że odszedł od mamy. Potrafiłbym pojąc, że przestał ją zwyczajnie
kochać. Jednak on przestał kochać mnie, rozumiesz? Od dnia, kiedy nas zostawił,
poza pieniędzmi na utrzymanie, przestał cokolwiek od siebie wnosić. Nawet
patrzeć na mnie nie mógł a co dopiero rozmawiać, zapytać jak w szkole, jak się
czuje...
- To musiało być dla ciebie
ciężkie. Przykro mi.
- W porządku. To nie tak, że
myślę o tym cały czas. Zwyczajnie bardzo dawno nie miałem z nim kontaktu i
jakoś tak wyszło... Szczególnie po tym, co miało miejsce między nami.
Bałem się o tym rozmawiać, ale
wiedziałem, że jestem mu winny szczerość.
- Nie tłumacz się - powiedział Chujin.
- Od zawsze wiedziałem, jak bardzo jesteś związany z Jonghyunem.
- Chce się wytłumaczyć. Jestem ci
wdzięczny bardziej, niż myślisz. Chyba nigdy w życiu nie będę w stanie odpłacić
ci się za twoją opiekę, miłość i oddanie jakie mi dałeś w czasie, kiedy tak
bardzo tego potrzebowałem.
- Ale mnie nie kochasz...
- Kocham cię... - zawahałem się.
- Tylko to jest inny rodzaj uczucia niż ten, jaki ode mnie oczekujesz.
Chujin spuścił wzrok i spojrzał
na swój kubek, przez chwile intensywnie nad czymś myśląc. Po czym ponownie spojrzał
mi w oczy, ale wyglądał na zagubionego.
- Chciałbym żeby było inaczej,
jednak nie mogę zmusić cię do miłości. Chciałabym też abyś wiedział, że nie
tylko ty czułeś coś na znak winy, bo nagiąłeś nasz związek w swoją stronę.
- Co masz na myśli? - spytałem,
marszcząc brwi.
- Mam na myśli to, że dawno temu
ukryłem przed tobą coś, co mogło zmienić naszą wspólną przyszłość.
Wyprostowałem się w jego stronę
sprawiając, że koc zsunął się z moich ramion.
- Nie rozumiem - powiedziałem. - Co
takiego?
Chujin westchnął, odsuwając od
siebie ciepły napój.
- To miało miejsce w dniu twojej
pierwszej modowej prezentacji.
- Miało miejsce..? - powtórzyłam
nic nie rozumiejąc.
- Tego dnia, Jonghyun był na
twoim pokazie w Nowym Jorku.
***
Jeszcze tego samego dnia musiałem
wrócić do firmy. Przez to wszystko co się dziś stało zapomniałem w jakim celu
do niej wcześniej przyszedłem. Modelki zaprezentowały mi moje projekty a ja
ustaliłem i dokonałem kilku drobnych poprawek, uzgadniając z pracownikami
następny termin spotkania.
Kiedy
opuszczałem piętro, mimowolnie zwolniłem kroku przy gabinecie Jonghyuna. Drzwi
do niego były uchylone, ale to wcale nie tak, że miałem zamiar zerknąć. Jednak
postać chłopaka przykuła mój wzrok, nawet jeśli tego nie planowałem. Zatrzymałem
się, kiedy zdałem sobie sprawę jak kiepsko wygląda. Miał przymknięte oczy i
oddychał wyraźnie ciężko. Oparty o biurko, pochylał się do przodu w znużony
sposób. Sam nie wiem, kiedy znalazłem się w środku jego pokoju.
- Coś nie tak? - spytałem
zwężając wzrok, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. - Nie wyglądasz najlepiej.
- Nic mi nie jest - odpowiedział
wymijającym tonem głosu.
- Kłamiesz - rzuciłem krótko.
Podszedłem bliżej niego. Odgarnąłem
włosy z jego czoła i położyłem mu dłoń na czole. Tak jak przypuszczałem, był
bardzo rozpalony.
- Masz gorączkę - powiedziałem z
obawą. - Powinieneś pójść do lekarza.
- Zamierzasz robić za moja pielęgniarkę?
Nasze spojrzenia się spotkały, a
on przybliżył swoją twarz jeszcze bliżej mojej. Jego oczy były zmęczone, ale
wyraźnie walczył aby zachowały swój stanowczy charakter. Kiedy wpatrywał się
tak we mnie poczułem, jak mój żołądek się kurczy. Szybkim ruchem zabrałem swoją
dłoń i odwróciłem wzrok, odsuwając się nieznacznie.
- Zgłupiałeś - odpowiedziałem. -
Jeśli chcesz, zamówię ci taksówkę do domu.
- Przyjechałem samochodem, ale
jeśli uważasz, że nie jestem w stanie prowadzić możesz sam mnie odwieść. Jeśli
chcesz...
Przekląłem w myślach. Wpadłem w
pułapkę, którą sam nie zamierzenie sobie zastawiłem. Zagryzłem wargę. Nie
mogłem go tak zostawić. Nie powinienem skazywać go na samodzielny powrót w
takim stanie. Dobra, nawet nie chciałem.
- W porządku - powiedziałem
starając się na obojętność. - Ubierz się ciepło. Zaczekam na parkingu.
***
<podkład> Kiedy dojechaliśmy do jego posiadłości okazało się, że w domu jest prawie pusto. Rodzice Jonghyuna wyjechali w jakąś podróż służbową a mąż Jungah także przebywał poza miastem.
- Przepracowujesz się -
powiedziała raczej ostro, ostatnia z wymienionych. To była dla mnie nowość,
widzieć ją w roli siostry a nie rozbawionej, kokietującej, kobiety. - Poszukam
czegoś od przeziębienia a ty, Kibum, zaprowadź go do pokoju.
Wdrapaliśmy się po schodach a ja
pomogłem mu zdjąć płaszcz i wierzchnie ubrania. Jungah przyniosła mu ciepły
napój i jakieś leki. Po czym oczywiście wracając już do swojego naturalnego
charakteru, uśmiechnęła się do mnie jednoznacznie i zostawiła nas samych, nie
zważając na mój niemy protest.
Nakryłem go
pościelą i odstawiłem kubek. Następnie poprawiłem jeszcze jego pościel i nie
widząc żadnego powodu do dalszego przebywania przy nim, odwróciłem się i
postanowiłem wyjść Nagle poczułem szarpnięcie do tyłu, kiedy chciałem zrobić
krok do przodu. Zatrzymałem się zdezorientowany. Nacisk na moją koszulkę nie
malał z każdą kolejną chwilą, jednak nie byłem w stanie odwrócić się w stronę
jego inicjatora.
- Potrzebujesz czegoś jeszcze? -
spytałem, skrępowanym tonem głosu.
Światło z przedpokoju wpadało do
słabo oświetlonego pokoju chłopaka. Duże balkonowe okna wpuszczały do środka
światło księżyca z zimnego, nocnego nieba, przenikając się z ciepłem
przytulanego wnętrza. Zapach jego rzeczy unosił się w nim jak cienka mgła.
Serce zaczęło mocnieć kołatać w mojej piersi, ale umysł bronił się jeszcze,
odganiając od siebie napierające na mnie zewsząd oddziaływanie Jonghyuna.
- Tak - odpowiedział, ochrypłym
dźwiękiem wydobytym z krtani.
Przygryzłem wargę, przymykając na
moment powieki i czując jak robi mi się gorąco. Dlaczego to uczucie czyniło tak
wielkie spustoszenie w moim ciele i doprowadzało je do takiego szaleństwa?
Unosiłem lekko dłoń do góry, próbując gestem dopomóc swojej idiotycznej próbie
udawania, że wcale nie rozumiem czego ode mnie oczekuje.
- Chcesz żebym przyprowadził Jungah?
- Nie - powiedział, a moje serce
stanęło, chyba równocześnie ze wszystkim wskazówkami w tym domu. - Chce żebyś
ze mną został.
Poczułem jak puszcza skrawek
materiału mojego ubrania i przenosi swoje place na mój nadgarstek, zmuszając
mnie jednocześnie do lekkiego zwrócenia ciała w swoją stronę. Mój niepewny wzrok
pozostał przez chwile niewzruszony, ale iskrzące oczy Jonghyun szybko
przyciągnęły go w ich kierunku. Moje usta delikatnie się otworzyły, jednak nie
wypowiedziałem przez nie żadnego słowa.
- Pamiętasz jak mówiłeś, że nie
rozumiem na czym polega związek, bo nie chciałem dopuścić cię do swoich
problemów? - spytał. - Teraz cię potrzebuje. Naucz mnie tego, czego nie
potrafiłem zrozumieć. Pokaż mi jak wyglądałaby twoje miłość, gdybyś wtedy przy
mnie został.
Spojrzałem w dół. Zjechał placami
z mojego nadgarstka i splótł swoją dłoń z moją. Jego ciepła od gorączki skóra,
rozgrzewała moje ciało. Wziąłem płytki wdech, wpatrując się w nasze palce. Położyłem
swoją rękę na jego i odsunąłem od siebie. Wyglądał na zdezorientowanego, kiedy
to zrobiłem a następnie zwróciłem się w stronę wyjścia z pokoju. Poczułem się
niepoprawnie szczęśliwy, jego ostentacyjnie okazanym smutkiem z powodu mojego
gestu. Odwrócony do niego plecami, pozwoliłem sobie na mały uśmiech. Po chwili przewróciłem
oczami, śmiejąc się z samego siebie.
Podszedłem do
włącznika światła i zmniejszyłem oświetlenie do jeszcze mniejszego, po czym
przymknąłem drzwi. Wróciłem do niego i ostrożnie położyłem się po drugiej
stronie łóżka. Naciągnąłem na siebie koc i sprawdziłem ponownie, jak miewa się
jego gorączka. Spojrzał na mnie zaskoczony z powodu mojego początkowo
sprzecznego zachowania.
- Ani słowa - uprzedziłem. - Żeby
poczuć się lepiej powinieneś trochę się przespać.
Jonghyun był jednak bardziej
chory niż się spodziewałem i nie minęło zbyt wiele czasu, jak przyszło mi
oglądać jego spokojną twarz, porażoną w objęcia Morfeusza.
Patrząc na nią przypomniałem sobie moją dzisiejszą rozmowę z Chujin.
To nie tak, że tego chce, ale powinienem być fair. W dniu, kiedy
wreszcie osiągnąłeś swój pierwszy sukces, Jonghyun siedział na widowni podczas
pokazu. Kiedy go dostrzegłem przez chwile ze sobą rozmawialiśmy tego wieczoru. Byłem
zły. Myślałem, że znowu chce cię w jakiś sposób skrzywdzić. Jednak gdy spytałem
go, co tu robi, on tylko się uśmiechnął i powiedział: Teraz wiem, że nie
muszę już nic więcej robić. Opiekuj się nim.
- Mówiłem ci, że wszystko to
co osiągnąłem w Nowym Jorku nie miało sensu, bo nie mogłem podzielić się tym z tobą - powiedziałem cicho. - Tymczasem ty dzieliłeś ze mną to szczęście, a ja nawet
o tym nie wiedziałem.
Położyłem delikatnie
palce na jego ramieniu. Czułem się w dużym stopniu jak egoista. Do tej pory
liczyło się tylko to, co ja przez niego przeżyłem, jak bardzo cierpiałem i jak
strasznie wszyscy powinni o tym wiedzieć. Ważne było tylko to, co ja czułem. Jednak
czy zastanowiłem się nad tym, jak on się czuł? Oboje cierpieliśmy. Tylko, że ja
miałem wokół siebie grono ludzi, które tego wysłuchiwało. On natomiast przez
długi czas był sam. To musiało być dla niego ciężkie samemu borykać się z tym wszystkim,
przez co przechodził. W moim wypadku to wyglądało inaczej. Ja go nienawidziłem,
starałem się wyprzeć wszystko co było z nim związane z mojego serce i nauczyć
się żyć bez niego. W tym samym czasie, on również starał się uczynić to samo ze
mną. Jednakże czynił to kochając a nie nienawidząc. Wypierając uczucie i poświęcając
się dla mnie, abym mógł żyć lepiej. Tak jak w jego oczach zasługiwałem.
Tymczasem ja byłem hipokrytą i ani trochę nie myślałem o nim. Ostatecznie to
nie dzięki sobie, ale dzięki niemu nauczyłem się jak żyć. Dlatego, że mnie
kochał... Kochał... Czułem ukłucie zazdrości i jakiś rodzaj zwodu, że nigdy nie
dane mi było usłyszeć od niego tych słów mimo, że takie były właśnie jego
uczucia. Przysunąłem się jeszcze bliżej niego i pochyliłem nieznacznie.
- Jakby to brzmiało... - szepnąłem
wpatrując się w jego usta, kiedy jakiś blask światła przebiegł po jego twarzy -
gdybym mógł usłyszeć jak mówisz, że mnie kochasz?
Wypuściłem niewielką ilość powietrza,
akompaniując odpowiedzi ciszy. Klatka piersiowa chłopaka, unosiła się lekko a
jego zamknięte oczy nie zdobiła żadna zmarszczka niepokoju.
Położyłem głowę na górnej części poduszki,
tuż nad jego. Spojrzałem przed siebie, przenikając ciemność nocnego nieba. Po
czym przymknąłem powieki i powoli oddałem się chwili, która z każdą kolejną
minutą stawała się zagadką, odpowiadającą na pytanie: Czy chciałbym zatrzymać ją na dłużej.. zatrzymać na zawsze?
***
Chłodne powietrze drażniło moją twarz. Schowałem nieznacznie swoją brodę w gruby szalik okręcony wokół mojej szyi. Woda nad rzeką płynęła spokojnie a odgłos wozów policyjnych rozchodził się długim echem z położonego kilometr dalej, starego domu mojej dawno zmarłej ciotki.
- Szybko mnie znalazłeś -
powiedziałem, gdy Minho zrównał się ze mną, stając w niewielkiej odległości ode
mnie.
- Jeśli tego nie chciałeś powinieneś
zadbać lepiej o to, aby nie być tak oczywistym.
Mroźne powietrze sprawiło, że mój
oddech wyglądał jak biała chmura na tle wody. Obróciłem głowę w stronę
chłopaka, unosząc spojrzenie na jego twarz. Czując na sobie mój wzrok, Minho
również na mnie spojrzał, po czym zwrócił się ciałem w moją stronę.
- Chcesz wiedzieć? - spytał nie
kończąc, tak jakby pytał o coś całkiem oczywistego.
- Powiedz.
- Twój ojciec został aresztowany
a matka na razie zatrzymana. Już skontaktowałem się z Onew a on przekazał wszystko
twojej siostrze. Podejrzewam, że pojadą razem na komisar...
- Rozmawiałeś z nim? - przerwałem
mu.
Minho na chwile zamilkł, słysząc
moje pytanie. Po chwili przełamał jednak cisze.
- Nie - przyznał szczerze. -
Kiedy stanieliśmy twarzą w twarz nie potrafiłem wydobyć z siebie słowa.
- Co teraz czujesz? - spytałem
spokojnie.
- Jeśli chcesz wiedzieć, czy
czuję ulgę... Nie zamierzam cię okłamywać, że tak jest. - Lekki wiatr przepłyną
nad ziemią, kiedy mówił. -Wiesz, że nie oczekiwałem od ciebie czegoś takiego?
- Wiem. Jednak twoje odpowiedź na
pytanie, które zadałem ci tamtej nocy uzmysłowiła mi, że mogę zrobić tylko
jedno
- Powiedziałem...
- ... że nie żałujesz poznania osoby,
która tak bardzo poruszył twoje serce - dokończyłem za niego. - Tylko widzisz, nawet
jeśli tak odpowiedziałeś nie dodałeś ani, że potrafisz ani, że chcesz nadal być
z tą osobą. Jednak to była tylko część w morzu przyczyn, dla których to zrobiłem.
Tak naprawdę uczyniłem to przede wszystkim dla siebie. Nie miałem z góry nastawionej
nadziei na to, że to się skończy tak jak się skończyło, bo nie to był mój cel. Zrobiłem
to, aby poczuć wreszcie, że postępuje słusznie i uwolnić się od obowiązku bycia
przyczyną tego wszystkiego.
- Taemin... - powiedział Minho. -
Czujesz więc ulgę, jaką pragnąłeś zaznać?
Dźwięki syren nikły w oddali i z
każdym kolejnym momentem, przestrzeń stawała się coraz cichsza, aż w końcu było
słychać juz tylko odgłosy natury. Wyjąłem dłonie z kieszeni płaszcza i
odwróciłem się całkowicie w stronę chłopaka.
- Znasz odpowiedź na to pytanie,
lepiej niż ja - powiedziałem, mieszając moje słowa z bezszelestnym dźwiękiem jego
oddechu. - Dlatego chce żebyś wysłuchał czegoś innego. - nasze spojrzenia się przeniknęły,
a czas przetarł przestrzeń między nami, jakby nagle przestał się liczyć. - Kiedy
byłem z tobą, zabierałeś mnie właśnie tam, gdzie prowadziły mnie nocą moje
marzenia senne. Rzeczywistość zacierała się z każdym twoim nowym oddechem na
mojej szyi. Było romantycznie, delikatnie, tak pięknie, że aż zapierało dech w
piersiach. Zupełnie tak, jak w tych wszystkich filmach romantycznych. A ja
myślałem tylko o tym, że może to jest właśnie to. Mój czas na miłość. Tylko
wciąż nie odstępowała mnie na krok jedna, nieustępliwa myśl: Czy Lee Taemin jest kimś, kto potrafi kochać
nie krzywdząc? Aż w końcu, pewnego dnia, ta bajka jaką z tobą przeżyłem skończyła
się. Odpowiedź na moje pytanie dosięgła mnie szybciej, niż zdążyłem zrozumieć na
czym tak naprawdę polega miłość. A teraz jesteśmy tu, w miejscu, gdzie to wszystko
się zaczęło. Nad rzeką, gdzie kilkanaście lat temu się poznaliśmy. Stoimy na
trawie, na której siedzieliśmy, kiedy byliśmy mali. Oddychamy powietrzem, które
przechodziło przez nasze płuca, gdy śmieliśmy się z najbardziej banalnych
rzeczy. Stoimy tu po dwóch rozstaniach, które zgotował nam los. Po dwóch
spotkaniach, którymi ten sam los przeciął nasze drogi. A mimo to, tak wiele w
tym miejscu wygląda jak dawniej. Tylko pogoda jest inna. Tylko ludzie nie są
już tacy sami. - Na chwile zamilkliśmy, a po niekończącej się teraźniejszości, wypowiedziałem
ostatnie zdanie. - Więc, Choi Minho... Co powinniśmy teraz uczynić?