Touch me in shinee night
poniedziałek, 18 grudnia 2017
sobota, 11 lutego 2017
Miłość to powolne umieranie, którego nie przewidzisz.
Drogi Nieznajomy
Im bliżej ciebie jestem, tym bardziej czuje, że umieram.
Wypala się we mnie siła, aby stawiać kroki, które powinny zabrać mnie daleko od
ciebie. Jednak nie tylko ból może przynosić cierpienie.
Miłość to powolne umieranie, którego nie przewidzisz.
N.
***
Kiedy obudziłem się rano, zastałem puste mieszkanie. Jonghyun
wyszedł wcześniej. A może wyszedł już dawno, a ja wciąż nie chciałem tego
zauważyć. Kim był? Czy naprawdę go znałem, czy tylko się łudziłem?
Niespodziewanie usłyszałem pukanie do drzwi. Jego drzwi. Czy
powinienem je otwierać? Przed drzwiami stała paczka. W środku znalazłem zdjęcia.
Moje zdjęcia. Mojej matki. Mężczyzny, którego nie pamiętałem, ale wiedziałem,
że to z nim jechała matka, kiedy miała wypadek. Skąd ktoś miał te fotografie i
dlaczego dostarczył je tutaj?
Na dole kartonu było małe pudełko, a wewnątrz obrączka.
Świeciła się paletą barw, kiedy promienie słońca dotykały jej powierzchni. Pod
wieczkiem opakowania były cztery słowa:
To was kochał
bardziej.
***
Staczanie się to praca na pełen
etat. Korzystanie z baru stało się dla mnie codziennością. Piłem z dwóch
powodów. Nie rozumiałem, dlaczego moje serce zostało pobudzone przez Minho.
Bałem się jak cholera, że to gówniane myślenie doprowadzi mnie do włączenia
emocji. A ich bałem się jeszcze bardziej niż jego. Drugim powodem było zabijanie
czasu. Praca dla Minho uświadomiła mi, jak bardzo niemile widziany jestem w tym
hotelu. Wolałem spędzać czas robiąc to, czego ode mnie oczekiwano.
Staczać się.
***
Patrzyłem na niego i nie
rozumiałem. Był tylko chłopcem, a jednak ciemność jaka z niego biła wyglądała
jak lata praktyki bycia na dnie. Taemin stał się dla mnie bardziej obcy niż kiedykolwiek.
Nie unikał mnie, a jednak ściana jaką wokół siebie budował, starannie
ograniczała moje pole widzenia. Nie potrafiłem dotknąć jego duszy. Jednocześnie
gubiłem w nim swoją.
Stawałem się przy nim wszystkim,
a jednocześnie byłem dla niego nikim.
***
Paliłem papierosa spoglądając na widok z dachu mojego biura.
Otworzyłem dzisiaj puszkę Pandory, której dalszych etapów podróży nie
przewidzę. Zaczynam tracić małe kawałki swojego życia, ale nie znałem
odpowiedzi nawet na to, co sam zrobię. A co zrobi on. Z tym, co będzie się
teraz przed nim otwierało. Czy chce go przywitać na końcu jego drogi, czy
pożegnać? Czy to, jak się czuje, to szlachetne uczucia, czy mój dotyk
ostatecznie go spali?
Czy chce żeby płoną? Czy to ja płonę.
piątek, 29 kwietnia 2016
Ruszył ze mną, z cichego świata, w światy wiecznie drżące. W nową dziedzinę, nieśmiertelnie ciemną.
Drogi Nieznajomy
Przeze mnie droga w miasto utrapienia,
Przeze mnie droga w wiekuiste męki,
Przeze mnie droga w naród zatracenia.
Jam dzieło wielkiej, sprawiedliwej ręki.
Wzniosła mię z gruntu Potęga wszechwłodna,
Mądrość najwyższa, Miłość pierworodna;
Starsze ode mnie twory nie istnieją,
Chyba wieczyste - a jam niepożyta!
Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją
(napis nad bramą Piekła, Piekło, Pieśń III)
Dante Alighieri - Boska komedia
***
Tej nocy usłyszałem krzyki z
kuchni Jonghyuna. Wyszedłem z pokoju na schodu, kryjąc się niepewnie na ich
czubku.
- Nie wierze, że to robisz!
Jej krzyk rozszedł się wzdłuż schodów
jak drżenie po ziemi. Odruchowo otuliłem ramiona dłońmi.
- Nie sądziłam, że jesteś w
stanie zrobić coś takiego!
Jonghyun wyglądał na spiętego.
Zacisnął szczękę, spuszczając wzrok.
- Robię to, co powinienem.
- Mam nadzieje, że wiesz co
oznacza powinność - wycedziła, szukając jego spojrzenie. - Jeśli nie robisz
tego, aby wyrównać rachunki, nigdy ci nie wybaczę!
Wtedy Jonghyun spojrzał do góry,
a nasze oczy się spotkały. Przeszyło mnie jego spojrzenie, a chłód z kuchni
uderzył ze zdwojoną siłą.
- Nie będziemy tu rozmawiać -
powiedział, wyprowadzając ją z kuchni.
- Dlatego, że co!? Dlatego, że...
- jej krzyk stał się niewyraźny, kiedy Jonghyun zamknął drzwi swojego gabinetu.
Czułem, jakbym właśnie usłyszał
coś, czego nie powinienem. Nic nie zrozumiałem z tego o czym rozmawiali, a mimo
to zrobiło mi się zimno. Dochodził do mnie z oddali podwyższony głos kobiety, a
instynkt podpowiadał mi, że to co słyszałem, to nie kłótnia o stłuczoną
szklankę.
Wróciłem do
pokoju i opatuliłem się kołdrą. Czekałem kilkanaście minut, aż usłyszę
zamykające się drzwi wejściowe. Zagryzłem wargę, niepewny tego, co teraz
zrobić. Udawać, że nic nie zaszło? Serce kołatało nieznośnie, każąc zejść na
dół i sprawdzić co z Jonghyunem.
W kuchni
panował mrok, rozświetlany światłami wieżowców za oknami. Chłopak opierał się o
blat, głaszcząc palcami kieliszek z winem. Objąłem prawą ręką swój bok,
podchodząc do niego wolnym krokiem.
- To była twoje matka? – spytałem, analizując podobieństwo
między nimi.
- Tak - rzucił krótko.
Odwróciłem wzrok, zgaszony jego oschłością.
- Nic o tobie nie wiem - szepnąłem. - W sierocińcu miałem
wrażenie, że znam cię lepiej niż ktokolwiek. W moim małym świecie, otoczonym
tymi pustymi ścianami, wszystko co o tobie wiedziałem, wydawało mi się tak wieloma
najskrytszymi informacjami, jakie można poznać na temat drugiej osoby.
Milczał wpatrując się w czerwoną taflę pomiędzy brzegami
szkła. Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Czy ty w ogóle lubisz bawić się na śniegu? - pogłębiłem gorzki
uśmiech, obejmując się drugą ręką. Widziałem kątem oka, że jego powieki lekko
drgnęły. Spojrzał na mnie, po czym chyba coś znowu do niego dotarło. Upił łyk
alkoholu i przeniósł wzrok przed siebie.
- Nigdy nie okłamywałem cię celowo - odezwał się. - Lubię to,
o czym mówisz.
Pokręciłem głową.
- Dlaczego mnie tu przywiozłeś? - wyszeptałem to pytanie,
jak zdesperowany kochanek, miękkim, łamiącym się głosem.
- Ponieważ wiem co to powinność.
Zacisnąłem usta.
- To samo powiedziałeś swojej matce? - zbliżyłem się do
niego. - Co oznacza twoja powinność?
Odsunął od siebie kieliszek i zwrócił się do mnie gwałtownie
całym ciałem.
- Powinieneś raczej zapytać, jak cienka jest granica między
moim egoizmem, a tym co jest moją powinnością.
Prawie to wykrzyczał, ale mi nadal było mało.
- Więc pokaż mi... Pokaż gdzie kończy się ta granica, bo nie
rozumiem!
Znalazł się nagle tuż przede mną, łapiąc mnie za nadgarstek.
- Rozumiesz, Kibum! Bardziej niż myślisz.
~ * ~
3 lat wcześniej.
Serce waliło mi jak szalone,
kiedy Jonghyun odebrał mnie z sierocińca. Cieszyłem się niczym wariat, że
dostałem od dyrektorki możliwość opuszczenia budynku. Chociaż chodziłem już
ulicą, którą szliśmy, w tamtym momencie wydawał mi się ona całkiem inna niż
dotychczas. Byłem bardziej wolny i szczęśliwy niż zawsze. To prawdopodobnie
dlatego zauważałem takie szczegóły, jak kwiaty w doniczkach przed restauracją,
czy kolorowa parasolka susząca się na czyimś balkonie.
Dom Jonghyuna był taki jak
przypuszczałem. Bardzo duży i bardzo luksusowy. Chociaż sam jego pokój był
najbardziej minimalistycznym, pod względem wystroju, miejscem w domu. Wszystko
było takie jasne i wspaniałe, aż napotkałem jego spojrzenie.
- Cholera - przeklął.
Uśmiech na mojej twarzy opadł
lekko. Jego spojrzenie było tak mocne, że mimowolnie zadrżałem.
- Dlaczego tak łatwo jest ci
ufać, Kibum? - spytał, podchodząc do mnie.
Odruchowo cofnąłem się o krok,
ale on i tak stanął naprzeciw mnie.
- Ufać? - wyszeptałem.
- Słyszę jak bije twoje serce -
powiedział niespodziewanie, a moje źrenice się rozszerzyły. - Dlaczego tak
bardzo nie potrafię przestać cię pragnąć.
Wplótł palce w moje włosy,
kciukiem unosząc mój podbródek. Zamarłem zdezorientowany jego słowami i tym co
właśnie robił. Kiedy jego usta znalazły się blisko mnie, wyczułem w jego
oddechu alkohol. Wiedziałam, że Jonghyun nie odmawiał sobie zbyt wiele, ale
przy mnie, do tej pory, zawsze wydawał się jednak odmawiać sobie więcej niż
zawsze.
- Wiem, że nie mam prawa, ale
jednak poproszę - wycedził, jakby już żałował, że o to poprosił. - Czy mogę cię
pocałować?
Moje wargi rozchyliły się, a
serce rozkołatało się wprawiając w drganie najmniejszy skrawek mojego ciała.
Nie mogłem uwierzyć w to, o co pytał.
- Nie trzęś się tak, bo
sprawiasz, że nie potrafię nad sobą zapanować - szepnął.
Moje policzki zarumieniły się.
Nic nie rozumiałem. Przecież on nie lubił mnie w ten sposób. A może zauważył,
jak na niego patrzę i teraz się ze mnie śmiał.
Tymczasem on
złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Włosy zatańczyły mi przed oczami,
by po chwili odsłonić jego twarz tuż przed moją.
- Wybacz mi za tę jedną noc,
kiedy będę egoistą - wyszeptał, nie próbując już nawet dosłyszeć mojej
odpowiedzi. - Ta noc będzie ostatnia. Obiecuję.
Okręcił nas i oparł się ręką po
mojej prawej stronie, a palcami drugiej pogłaskał mnie po szyi, wplatając je w
końcu ponownie w moje włosy. W tamtej chwili, pochylił się nade mną i dotknął
swoimi ustami moich.
~ * ~
Odsunąłem się od Jonghyuna, kiedy niespodziewanie stanął
mi przed oczami obraz tamtego wieczora. To był pierwszy cień jego postępowania,
który wzbudził moją niepewność. Jednak to była tylko jedna noc. Nic się potem
nie stało. Było tak, jak dawniej, a ja zachowałem to wydarzenie, jako sen, który
był bardziej realny niż inne. Nigdy do tego nie wracałem, aż do teraz, gdy
znowu coś burzyło tę strukturę od dłuższego czasu tak niezachwianą.
- Nie wiem - szepnąłem. - Nie wiem, bo mówisz zagadkami.
Odstawił kieliszek i odwrócił się w moją stronę.
- To długa noc Kibum, idź spać.
Nie dotknął mnie, ale dotyk jego chłodu, kiedy mnie mijał,
powiedział mi, że to koniec naszej rozmowy.
Wykorzystał mnie? Czy wykorzystywał mnie teraz...
***
Kibum wrócił do pokoju. Wyszedłem na taras, czując jak
wieczorne powietrze koi moje zmysły. Ta rozmowa to tylko kolejny etap. To tylko
kolejny stopień do przejścia. A jednak bolał jak cholera. Oparłem się o
barierki spoglądając na ruch uliczny w oddali.
- Trzymaj swoje słabości blisko siebie, a nauczysz się nad
nimi panować - powiedziałem gorzko, sam do siebie. - To już niedługo. A potem
nie będzie już odwrotu.
Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją.
wtorek, 6 października 2015
Drodzy czytelnicy.
Tak dawno mnie tu nie było, że ścieram właśnie kurz z ostatniego posta. Prawda jest taka (i to nie ściema), że z jednej strony miałam dużo rzeczy na głowie, ale z drugiej nie miałam też po prostu weny. Dajcie mi znać i napiszcie: czy powinnam pisać tu dalej?
#waszaokropna
Anna
#waszaokropna
Anna
poniedziałek, 9 lutego 2015
Nie zauważyłeś jeszcze, że idąc za mną, podążasz do ciemności?
Drogi Nieznajomy
Mógłbym
skrzywdzić cię na tyle różnych sposobów...
Uważaj!
Zaczynając
od czegoś delikatnego, jak moje place wędrujące po linii twojego gardła. Twoje
skóra jest zawsze taka mleczno-biała, tak przeźroczysta, tak łatwo jest
zostawić na niej swoje ślady...
Pocałunki...
Pomijając
coś pośredniego i przechodząc do czegoś mocnego. Co cię spali. Tak łatwo byłoby
ci spłonąć. Zbyt wiele widziałeś. Na zbyt wiele nie mogłeś liczyć. To się nie
wyklucza. Byłeś i jednocześnie nie było nikogo obok.
Tylko ja.
Miecz,
który ma cię zetnąć. Ostrze, które ma przeszyć twoje serce. Ciemność, która ma
cię pochłonąć i ciepło, które rozgrzane do granic możliwości, wypali w końcu
granicę między pragnieniem i powinnością.
Uważaj. Pocałunek, to ja.
N.
***
Zostawił mnie
w ciepłym łóżku, wychodząc z pokoju. Czułem frustrację. Nie dlatego, że mnie
zostawił. Wiedziałem, że nie będzie zachowywał się jak którykolwiek z moich
dotychczasowych klientów. Jednak rozbudził mnie na tyle, że chociaż nie
chciałem tego przyznać, pragnąłem aby skończył to co zaczął.
- To było nie fair Minho -
rzuciłem sam do siebie.
Odrzuciłem kołdrę i poszedłem do
łazienki. Zimny prysznic ostudził moje ciało, ale nie myśli. Nie lubiłem Minho
w ten sposób. Mimo to, był pierwszym naprawdę przystojnym chłopakiem, z którym
miałem możliwość wejścia w intymną relację. Byłem gotowy przymknąć nawet oko na
swoje dziwkarskie wyrzuty sumienia i poddać się w pełni emocjom. Świat by się
nie skończył. Nie obchodziła mnie nawet jego opinia na mój temat. Mógł to
skończyć.
- Faceci... - prychnąłem,
opuszczając się wolno po kafelkach.
***
Tego dnia zjedliśmy
razem z Jonghyunem obiad i wydawało mi się, że wreszcie zaczyna być między nami
jak zwykle. Poczułem się lepiej, że mogę zrzucić z siebie ciężar panującego
miedzy nami dystansu.
- Wiesz - zacząłem nieśmiało,
kiedy wracaliśmy samochodem do jego domu - za 15 dni kończę 18 lat.
- Pamiętam - powiedział
obdarzając mnie łagodnym spojrzeniem. - Jak chciałbyś spędzić ten dzień?
Skuliłem ramiona do środka, układając
wargi w niepewnym uśmiechu. Mógłbym zwyczajnie siedzieć przy nim i milczeć, a
to już byłoby tak wiele.
- Cokolwiek, wszystko będzie
fajne.
Zauważyłem kątem oka, że na mnie
zerka. Jego ciemne, nieco zwężone spojrzenie, było nieodgadnione. Przeniósł
wzrok z powrotem na jezdnię, wyraźnie nad czymś myśląc.
- Powinieneś mieć więcej znajomych - rzucił
niespodziewanie.
Zaskoczył mnie. Miły,
niezobowiązujący wieczór, chyba się skończył. Zacisnąłem lekko usta z
bezsilności jaka mnie ogarnęła.
- Wiesz dlaczego ich nie mam.
- Tym bardziej powinieneś.
Był nieustępliwy. Wyczułem nawet w
jego głosie jakiś nacisk.
- Nie dbam o to. Poza tym z nikim
nie dogaduje się tak... - jak z tobą pomyślałam.
Szybko pożałowałem swojej
lekkomyślności. Wyraz jego twarzy się zmienił. Wrzucił kierunkowskaz i zjechał
na pobocze mostu. Zgasił silnik, po czym wyszedł z samochodu. Czymś go
zdenerwowałem? Spojrzałem ostrożnie za szybę na ciemną sylwetkę na tle rzeki. W
końcu poszedłem za jego przykładem i opuściłem auto.
Most toną w
wiosennej, wieczornej, mgle. Za nami szumiał ruch ulicy, nieco cichnący w
powietrzu, kiedy stało się tuż przy samych barierkach.
- Nie jestem dobrą osobą, Kibum.
Zrobiło mi się chłodno, kiedy to powiedział.
Nie rozumiałem dlaczego myślał o sobie w ten sposób. Przecież nigdy nie
widziałem żeby zrobił cokolwiek złego.
- To nie prawda - zaprzeczyłem
jego słowom. - Wiem, kim jesteś.
- Widzisz to, co chcesz widzieć.
Pokręciłem głową.
- Jesteś tajemniczy, ale nie
jesteś złą osobą.
Kącik jego ust lekko drgnął, co
było niecodzienną sytuacją, bo Jonghyun prawie nigdy się nie uśmiechał. Jednak
był to gorzki wyraz twarzy, nie było w nim nic z radości. Przeniósł na mnie
spojrzenie, nie odwracając twarzy od widoku rozciągającej się przed nim tafli
wody.
- Gdybyś mógł widzieć przez mgłę,
nie stałbyś tu ze mną tak spokojnie.
Zrobiło się zimno. Spuściłem
wzrok.
- Chcesz mnie przestraszyć? -
szepnąłem.
Wypuściłem z ust powietrze,
ogrzewając podmuch wiatru, który opłyną moją twarz. Minęła dłuższa chwila za
nim zobaczyłem drugą parę butów na przeciw moich. Poczułem chłodne dłonie na
moim policzku. Uniósł mój podbródek, przesuwając palcami po jego linii aż po
szyje, a kiedy nimi wracał oparł kciuk na mojej żuchwie. Zmusił mnie do
spojrzenia w jego oczy.
- Nie ważne jak bardzo możesz na
kimś polegać, nigdy nie powierzaj mu się do końca - powiedział poważnie, oschle,
obiektywnie. - Szczególnie mi, Kibum. Nigdy nie pozwól mi być bliżej niż kilka
kroków za tobą.
- Nie rozumiem - wyjęczałem.
Mieszał mi w głowie. Czułem nawet
w ustach smak niepokoju.
- Nie musisz się w to zagłębiać,
po prostu mi to obiecaj.
- Co to za dziwna odległość? -
spytałem nieśmiało.
- To będzie odpowiednia
odległość, abyś był na wyciągnięcie ręki, kiedy będziesz w potrzebie. Ale
wystarczająca, aby nigdy nie móc dosięgnąć cię całego.
Moje serce przeszył lód. Opuściłem
głowę. Dlaczego to mówisz Jonghyun? To bolesne, bo ja właśnie chciałem być jak
najbliżej ciebie. Tymczasem pomimo tego, że jesteś teraz tak blisko, jak nigdy
i dzieli nas tylko jedna ściana, mam wrażenie, że im bliżej cię mam, tym więcej
kroków musze przejść, aby pewnego dnia stanąć tuż na przeciw ciebie.
Schował dłonie
do kieszeni i odwrócił się, aby odejść w stronę samochodu, a mnie aż ścisnęło w
piersi. Pchnięty tym uczuciem, jak niepoczytalny idący przez otaczającą nas
mgłę, złapałem go za tył płaszcza, aby sekundę później oprzeć swoje czoło o
jego plecy. Zamknąłem palce na materiale okrycia, zastanawiając się jak długo
zajmie Jonghyunowi rozprostowanie ich z tego uścisku. Wieczorny chłód ocierał
się o moje policzki, przepływając w szparze między mną, a nim.
- Proszę -
szepnąłem - nie każ mi się trzymać od ciebie z daleka.
Milczał. Wiedziałem, że nie ma
pojęcia jak odpowiedzieć na moje słowa. Chciałem za dużo, zbyt wiele. Poczułem
jego dłoń na mojej. Na moment zatrzymała się, ale to trwało jedynie sekundę. Odsunął
moją rękę i obrócił się wolno w moją stronę. Nie byłem w stanie spojrzeć mu w
oczy, ale zmusił mnie do tego. W jego spojrzeniu widziałam dziwną ciemność i
pierwszy raz, od kiedy go spotkałem, spoglądał na mnie nieprzyjaźnie.
- Dałbym ci wszystko, o co byś
poprosił. Otworzyłbym przed tobą drzwi do najtrudniej dostępnych miejsc, gdybyś
tylko tego chciał. Zmusiłbym tę ulicę za nami żeby milczała, gdyby jej odgłosy
burzył twój spokój. Jednak jeśli pokazałbym ci to, co tłoczy się w moim umyśle,
musiałbym odsunąć się od ciebie na tysiąc kroków dalej niż te kilka, które mogę
mieć teraz od ciebie.
Skuliłem się opuszczając ponownie
wzrok. Zagryzłem na chwile wargę, czując jak przewierca mnie swoim spojrzeniem.
Chciał żebym odpowiedział, że rozumiem. Mimo to słowa tak bardzo nie chciały
płynąć z moich ust.
- Więc uwierz mi i pozwól trzymać
się tak daleko i tak blisko ciebie, jak długo to będzie właściwe.
- Rozumiem - wyszeptałem.
Wypowiedzenie tego było dla mnie
jak nóż wbity w serce. Nie rozumiałem.
***
- Elizabet?
Wychodziłam właśnie z windy,
kiedy usłyszałam jak ktoś wymawia moje imię. Odwróciłam się i spostrzegłam Song
Ji Eun, koleżankę z liceum. Była ubrana w czerwoną sukienkę, a jej usta były
podkreślone dodatkowo tym samym kolorem szminki. Postarałam się zapanować nad
wspomnieniami z liceum, które przywołała mi jej twarz i uśmiechnęłam
najzupełniej normalnie jak umiałam.
- Cześć - rzuciłam.
- Kto by pomyślał - oparła ręce
na biodrach. - No tak. Przecież to hotel twojego ojca.
W jej głosie wyczułam pogardę,
ale nie dałam się sprowokować.
- Nie żyje.
- A tak, coś słyszałam -
wzruszyła ramionami. - Ale w sumie i tak byłaś bardziej związana z matką.
Zacisnęłam lekko usta,
wypuszczając jednak szybko napięcie.
- Przepraszam, ale wzywają mnie
obowiązki. Życzę miłego pobytu w naszym hotelu.
Chciałam już odejść, ale mnie
zatrzymała.
- Będzie miły, mamy z mężem
rocznicę. Z Yong Jun - dodała specjalnie, chociaż dobrze wiedziałam.
- Gratulacje.
Odwróciłam się, ale odchodząc
usłyszałam jeszcze za plecami:
- Dziwaczka jak zwykle.
***
- Jesteś spięty.
Ocknąłem się na dźwięk słów Onew.
- Minho?
Potrząsnąłem głową.
- Tak... co miałem zrobić?
Chłopak uśmiechnął się w swoim
stylu i pewnie gdyby była tu Elizabet, nieźle by się teraz zdenerwowała.
- Onew - wyrzuciłem, próbując
sensownie utworzyć swoje pytanie - czy zrobiłeś kiedyś coś, czego byś się nigdy
po sobie nie spodziewał?
- Nie - pokręcił głową - ale zrobiłem
kiedyś coś czego nie powinienem, ale myślę, że to dosyć podobne wewnętrzne
uczucie.
- Sam nie wiem, co się ostatnio
ze mną dzieje. Chyba zbyt wiele rzeczy spadło mi na głowę.
- Masz prawo być zdezorientowany.
Każdy by był na twoim miejscu.
- Inwestorzy oczekują, że
przyniosę hotelowi powiew świeżości, ale sam nie wiem, czy jestem w stanie
zapanować nad tym chaosem.
- Przecież nie jesteś sam -
przypomniał.
Westchnąłem.
- To chyba nawet gorzej. Gdybym
był sam, nie wahałbym się, że mogę stracić wszystko, podążając niewłaściwą
drogą. Tymczasem, każdy mój wybór, może okazać się tylko samolubną ucieczką od
właściwego postępowania.
- Czasem warto na chwile zagubić
się w swoich osobistych ciemnościach, aby znaleźć ten właściwy wybór.
Uśmiechnąłem się odpychając od
lady. Rzuciłem oko na salę, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Po czym
wyszedłem z restauracji.
***
Przesiedziałem
cały dzień w pokoju. Najwyraźniej Minho nie miał dla mnie dzisiaj żadnego
zadania do wykonania w hotelu. Być może było to spowodowane moim wczorajszym,
idiotycznym zachowaniem. Albo naszym dzisiejszym porannym pocałunkiem. Czy
wspomniałem już jakie to wszystko pokręcone?
Dlaczego to
tak się popieprzyło? To miała być zwykła umowa. Ojciec Minho był
odpowiedzialnym, starszym panem, który nigdy nie wrobiłby mnie w taką huśtawkę
nastrojów i sytuacji. Trzymałby się zwyczajnie planu. Nienormalnego, ale planu.
A teraz
siedziałem na wielkiej kanapie w salonie hotelowego apartamentu. Wściekły do
granic możliwości. Zdeterminowany, by przywrócić ład w tym chaosie. Miałem już
wystarczająco ciężkie życie, żeby jeszcze on przyprawiał mnie o problemy.
Kiedy
usłyszałem jak wchodzi, oplotłem ręce wokół podciągniętych nóg, chowając brodę.
- Rozumiem, że unikasz mnie
teraz, ponieważ wstydzisz się tego, że dałeś się ponieść podnieceniu
seksualnemu wobec chłopaka - rzuciłem oschle.
Usłyszałem jak idzie w moją
stronę.
- To nie tak.
- A jak?
- Jesteś... byłeś - poprawił się
- z moim ojcem. To dziwne, pokręcone.
Oparł się o przeciwległą ścianę.
- Jesteście bardzo podobni - rzuciłem
nagle, a jego oczy zrobiły się większe i zrozumiałem, że raczej nie chciał tego
usłyszeć z moich ust. - Zgaduje, że nie chcesz tego słuchać.
- To popieprzone, wybacz. Nie
chodzi o to, że mam coś do ciebie. Po prostu, nie ważne, kto by to był, czułbym
się źle przez samą sytuacje.
- Nie wybiera się dziwki dla
swojego ojca.
- Dlaczego nagle się tak
nazywasz, skoro powiedziałem, że to nie ma znaczenia?
Poczułem ukucie w sercu, kiedy to
powiedział. Minho naprawdę był jakiś nienormalny. Kto na jego miejscu mówiłby
takie rzeczy? Powinien mnie nienawidzić, czy coś, chociaż okazać jakieś
negatywne emocje. Tymczasem on traktował mnie jak kogoś, kto wcale nie jest zły
i nie przyszedł wyciągnąć z niego pieniędzy żerując na rodzinie, która dopiero
co straciła ojca. Nawet nie zapytał mnie, po co mi te pieniądze.
- A ja nie czuje się komfortowo,
kiedy rozmawiasz ze mną, jak ze swoim przyjacielem. Przeleć mnie, albo
zwyzywaj. Ale nie rozmawiaj ze mną tak, jakbym ci współczuł.
- Myślisz, że to coś zmieni,
kiedy zacznę się na tobie wyładowywać?
- Wczoraj, kiedy mnie pocałowałeś
raczej nie miałeś żadnych oporów.
Odwrócił twarz.
- Nie potrafiłbym zwyczajnie
uprawiać z tobą seks, tak jakby to nic nie znaczyło.
- Przecież nie każe ci mnie
kochać.
- Dlaczego starasz się ciągle mnie
prowokować?
Zacisnąłem dłonie. Nie powinienem
bronić się swoimi uczuciami, bo one nie miały w tym układzie niczego znaczyć.
Jednak przez jego bezpośredniość, nie potrafiłem inaczej.
- Myślisz, że jesteś jedynym,
który nie potrafi odnaleźć się w tej sytuacji? - syknąłem. - Nie wierze, że
używasz penisa do gadania. W końcu każdy facet, nawet najbardziej oporny, ulega
swoim potrzebom.
- Daje się ponieść emocjom, ale
nie robie tego, bo chce sobie ulżyć na pierwszym lepszym...
- Och, zamknij się.
Podniosłem się raptownie z kanapy
i szybko przemierzyłem odległość miedzy nami. Pociągnąłem go za brzeg marynarki
i rozchyliłem jego usta językiem. Widziałem przez chwile jego oczy, ale szybko
przymknąłem swoje, żeby w mojej głowie nie odbijało się jego ostatnie
wypowiedziane do mnie zdanie. Szybkim gestem rozpiąłem pasek w jego spodniach i
pociągnąłem za zamek w rozporku. Poczułem jego dłonie na swoich, ale odtrąciłem
je i pogłębiłem pocałunek. Kilka guzików potoczyło się po podłodze, kiedy
rozpinałem jego koszulę. Oderwałem się od jego ust i zjechałem nimi wzdłuż
żuchwy na szyje, delikatnie przygryzając skórę. Jego penis naparł na mój
brzuch, a ja przejechałem językiem po klatce piersiowej.
- Taemin - powiedział tym swoim
delikatnym głosem, co doprowadzało mnie do szału.
- Przeleć mnie do cholery -
wydyszałem w jego szyje. - Nie myśl, tylko to zrób.
- Musisz mnie złamać żeby coś
sobie udowodnić?
Zamarłem, kiedy to powiedział. W
pokoju panowała cisza, przerwana moim przyspieszonym oddechem. Zacisnąłem
dłonie na materiale jego koszuli. Pieprzył. Nie musze nic sobie udowadniać.
Oderwałem się od niego i zrobiłem kilka kroków do tyłu.
- Wyjaśnijmy coś sobie -
powiedziałem, ściągając przez głowę koszulkę. Pozostałem w podkoszulku na
ramiączkach. - Nie będę biegał za tobą żebyśmy uprawiali seks, tak jak jest
napisane w tej umówię - wbiłem w niego swoje pewnie siebie spojrzenie. - Nie
dlatego, że chcę zerwać ten kontrakt, albo że mi na nim nie zależy - wyglądał
na zaskoczonego, ale nie przerwałem - ale dlatego, że ty już mnie pragniesz,
Minho.
Otworzył usta, ale ja tylko
zerknąłem na niego ostatni raz przez ramię i ruszyłem przed siebie. Starałem
się nie pokazać po sobie zdenerwowania i nie zaciskać dłoni. Chciałem zostawić
go po prostu tak sfrustrowanego, jak czułem się ja.
Niespodziewanie
poczułem szarpnięcie do tyłu. Moje oczy rozszerzyły się, kiedy leciałem do
tyłu. Minho zacisnął swoją dłoń na moim nadgarstku, a drugą przycisnął mnie do
siebie, przywierając do mnie od tyłu. Moje serce zaczęło walić nagle jak
szalone. Czy ja się teraz bałem?
- Cholera, Taemin - owiał mój
kark swoim oddechem. Zadrżałem. - Nie obchodzi mnie kim jesteś. Wystarczy, że
będziesz - odchylił moją głowę do tyłu, tak że spoczęła na jego ramieniu, a
jego place znalazły się pod moją koszulką. Straciłem kontrolę nad sytuację.
Poczułem przeszywającą, obezwładniającą, dezorientację. - Masz rację, jesteś
niemożliwie pociągający - przesunął dłonią wzdłuż mojej klatki piersiowej,
przyprawiając mnie o kolejny dreszcz. - Chce tylko, żebyś wiedział, że to co
teraz zrobię, nie ma nic wspólnego z twoim ciałem. Ani z tym jak się ruszasz. Jak
pachniesz - puścił mój nadgarstek i wjechał opuszkami, aż do mojej blizny. - Chce
ciebie, bo jesteś najbardziej delikatną i skrzywdzoną osobą, jaką kiedykolwiek
spotkałem.
W tej chwili kompletnie straciłem
poczucie stabilności. Miałam wrażenie, że mój błędnik właśnie został wyłączony,
a ja nie potrafię już ustać na nogach. Co on właśnie powiedział? Dlaczego? Skąd
nagle te słowa? Miał mnie tylko przelecieć, a nie wypalać z czymś tak
bezsensownym!
Przerwał moje
myśli, obracając mnie w swoją stronę, przyprawiając mnie o kolejny zawrót
głowy. Kiedy nasze oczy się spotkały wpadłem w panikę. Nie byłem przygotowany
na coś takiego, więc moja reakcja była całkowicie spontaniczna.
- Pierwszy raz wyglądasz tak
naturalnie - uśmiechnął się, a ja prawie się przewróciłem z zażenowania. - Więc
jednak można wyprowadzić cię z równowagi. Jakie to uczucie, kiedy to ty jesteś
testowany?
Nie zdążyłem popaść w jeszcze
większe zaskoczenie, bo jego usta już otwierały moje. Po moim kręgosłupie
przebiegł zimny prąd. Pozbieraj się Taemin!
Naparł na
mnie, podtrzymując moje rozmiękczone ciało i skierował nas do swojego pokoju.
Kiedy moje plecy zetknęły się z materiałem jego drogiej, aksamitnej pościeli, a
on spoglądał na mnie z góry, rozwiązując krawat, włączyły się nagle wszystkie
moje kompleksy. Dlaczego teraz zacząłem myśleć o moich bliznach? Nigdy
wcześniej nie myślałem o nich w łóżku.
Rozpiął do końca
koszule, którą prawie rozerwałem chwile wcześniej i moim oczom ukazało się jego
wyrzeźbione, ciemniejsze niż moje, ciało. Oprał się ręką po mojej prawej
stronie, a ja przywróciłem na twarz swoją zaciętość.
- Potrafisz być taki wkurzający.
Uśmiechnął się. Chciałem
wyciągnąć do niego dłoń, ale przygwoździł mi ją do łóżka.
- Nie - powiedział. - To ja będę
cię dotykał.
Pochylił się i delikatnie
pocałował moje ramie. Przysięgam, czułem ten pocałunek chyba w samych
koniuszkach moich placów. Nie rozumiałem, dlaczego jestem taki wrażliwy.
Przerwa w seksie musiała sprawić, że moje ciało reagowało na nawet najmniejszy
dotyk. Ugryzłem się w język, aby nic nie powiedzieć, chociaż jego wzrok
błądzący po mojej skórze, przyprawiał mnie o niepewność i zdenerwowanie.
Do swoich
pocałunków dołączył język, sunąc nim wzdłuż mojej klatki piersiowej,
gdzieniegdzie zatrzymując się na dłużej. Palce, które zaciskały się na moim
nadgarstku, splotły się teraz z moją dłonią, delikatnie ją pieszcząc. Cholera,
nigdy nie uprawiałem takiego seksu. Nie miałem pojęcia, jak mam zareagować. Oszołomienie
przykrywało mi przez chwile nawet uczucie podniecenia, ponieważ byłem skupiony
wyłącznie na rozszyfrowywaniu tego, co on teraz robi. Dotarło do mnie dopiero,
kiedy jego pocałunki znalazły się na linii moich bokserek.
Z moich ust
wydarł się niekontrolowany dźwięk, jak wtedy, kiedy ktoś wyrywa cię z
zamyślenia, przystawiając do twojego karku zimny napój. Wolną ręką zasłoniłem
usta, odwracając twarz na bok. Minho przesunął nosem po mojej szyi i czułem, że
się uśmiecha.
- Podobało ci się to? -
spytał, a kiedy uparcie milczałem, dotknął dłonią mojego penisa przez materiał
bokserek. Chyba się zarumieniłem, ale zasłonięty ręką nie dałem mu możliwości
zauważenia tego. Masował moje kroczę przez dłuższą chwilę i ocierał się
delikatnie swoim penisem o mojego. Odgarnął moją rękę i nasze usta ponownie się
spotkały. Przesuwał językiem wzdłuż mojego, równocześnie napierając na mnie
swoim ciałem.
Myślałem, że
nie będę wstanie dostatecznie się podniecić po czymś takim, mimo to myliłem
się. Było to jednak bolesne uczucie, któremu towarzyszył ucisk w klatce
piersiowej - zaskoczenie, zażenowanie i strach.
- Nie wiem, czy zrobię to
właściwie - szepnął tuż przy moich ustach, kiedy obracał mnie na brzuch - powiedz
mi jeśli to będzie boleć.
Pozbył się naszej bielizny i
pocałował mnie w ramię, zaciągając się zapachem mojego ciała. Następnie
przejechał dłonią po moich pośladkach i włożył w moje wnętrze swoje palce.
Rozciągał mnie długo i intensywnie, naprawdę intensywnie, bo po pewnym czasie
rozpłynąłem się pod tym dotykiem, samemu nabijając na jego dłoń. Byłem
pobudzony chyba nawet w najmniejszym skrawku moje ciało, a kiedy jego wolna
ręka zaczęła pieścić moje sutki, ukryłem buzię w poduszce, aby nie zacząć jęczeć.
Miałem wrażenie, że robimy to już od paru godzin, a nie minut.
Minho wyjął ze
mnie swoje place i słyszałem, jak nakłada prezerwatywę. Powoli nachylił się
nade mną, unosząc moje biodra. Wszedł we mnie tylko do połowy, sprawdzając moją
reakcję.
- W porządku? - spytał tuż przy
moim uchu. Kolejny raz poczułem irytację. Cholerny Minho. Jasne, że nie czuje
bólu skoro tak długo i cierpliwie przygotowywałeś mnie do tego.
Pokręciłem
głową, a on zaczął poruszać się we mnie co raz szybciej. Byłem już tak rozpalony,
że pragnąłem jak diabli, żeby wreszcie uwolnił mnie od tego odurzającego
uczucia. Moje spełnienia nadeszło w momencie, kiedy do swoich pchnięć dodał
palce, spacerujące wzdłuż mojego penisa. Ręce się pode mną załamały, ale
przynajmniej mogłem wreszcie zacząć myśleć racjonalnie. Minho doszedł chwilę po
mnie.
Wysunął się ze
mnie ostrożnie - dżentelmen do końca - i opadł obok mnie. Włosy zasłaniały mi
lekko twarz, a oddech powoli się uspokajał. Mimo, że nadal czułem się
zdezorientowany tą sytuacją między nami, a właściwie sposobem w jaki się ona
potoczyła, miałem doświadczenie w opanowywaniu emocji.
- Jeśli po tym znowu zamierzasz
mnie unikać, to czeka mnie wyczerpująca, kolejna część miesiąca.
Podniósł się i kątem oka
zauważyłem, że się uśmiecha.
- Nie zamierzam - powiedział i
spojrzał na mnie zza zmierzwionych włosów. - Dziękuję.
Zaskoczył mnie tym podziękowaniem
ostatni raz tego dnia, po czym zniknął za drzwiami łazienki, a ja zakopałem się
w pościeli, czując że od tej pory będzie coraz trudniej.
***
W nocy była
burza. Bardzo mocna burza. Kiedy byłem mały bardzo się jej bałem. Ciężkie,
marmurowe ściany sierocińca, oblewały się wtedy strasznymi wzorami
rozbłyskującymi nad moja głową.
Z biegiem
czasu burza stała się w pewnym stopniu czymś w rodzaju elementu stabilności.
Rosłem, a burza zawsze wracała tak samo, każdego roku. Wiedziałem, że nie
zniknie i to było jakieś potwierdzenie, że istnieją rzeczy stałe, że nie zawsze
wszystko przemija i odchodzi w zapomnienie. A mimo wszystko czaił się w niej
strach. Jonghyun był dla mnie trochę jak ta burza. Wiedziałem, że zawsze wróci,
jednak towarzyszyła mu od zawsze ciemna, tajemnicza aura. Chociaż nie był taki
od zawsze...
10 lat wcześniej.
Wczorajszy
dzień obfitował w opady śniegu, ale przyniósł ze sobą słoneczny wschód słońca.
Lubię, kiedy jest ciepło. Ciemne mury sierocińca sprawiały, że nawet w gorące
dni w środku panowało zimno. Dlatego przyjemnie było wyjść na podwórko, kiedy
jasne promyki przenikały moje policzki.
Poczułem, że
ktoś mi się przygląda. Od razu uśmiechnąłem się szerzej i pomachałem chłopakowi
przy bramie. Zareagował na moje powitanie z dystansem i wglądał, jakby czegoś
się obawiał. Zignorowałem jego wahanie i podbiegłem pod bramę.
- Cześć -
rzuciłem przyjaźnie.
Milczał i miałem wrażenie, że nie
wie, jak powinien się ze mną przywitać.
- Nie jesteś potłuczony po
wczorajszym? - spytałem, poprawiając opadającą mi na oczy czapkę.
Kiedy przypomniałem mu wieczorny
wypadek, wyraźnie się obudził.
- Ja... - wybełkotał. - Chciałem
ci podziękować za to, że mnie uratowałeś...
Uśmiechnąłem się, okrążając go
dookoła. Spojrzał na mnie zdezorientowany i prawie obrócił się razem ze mną.
- Nie dziękuj - powiedziałem i
zmieniłem temat zainteresowany jego kurtkę. - Masz taką puchatą kurtkę! To musi
być niesamowite opatulić się takim puchem!
Chłopak najpierw otworzył szerzej
oczy, a potem nagle posmutniał.
- Dlaczego ty się wcale nie
uśmiechasz? - spytałem, zaskoczony jego ciągle posępną miną. - Nie potrafisz?
Okrążyłem go i stanąłem za jego
plecami, kładąc dłonie na jego rękach. Spojrzałem do góry, patrząc na jego
twarz z boku. Nie wiedziałem ile ma lat, ale był wyraźnie starszy niż ja.
Zacisnął usta, ale nie odsunął się ode mnie.
- Wiem, co cię rozweseli -
rzuciłem, celowo na chwile milknąć, aby dawkować napięcie. - Anioły na śniegu!
Puściłem go i pobiegłem przed siebie,
rzucając się na białą pokrywę na dziedzińcu. Zacząłem energicznie ruszać nogami
i rękami, śmiejąc się, kiedy płatki śnieg spadały na mój nos.
- Widzisz? - krzyknąłem szukając
go wzroku.
To było niespodziewane.
Uśmiechał się. Ale nie to było najbardziej zaskakujące. Zaskoczyło mnie ciepło,
które od niego biło. Znałem ciepło. Tęskniłem za ciepłem, takim jak dzisiejsze
słońce. Ale to było inne.
To ciepło, rozgrzewało moje serce od
środka...
- Kibum - podskoczyłem na łóżku,
kiedy usłyszałem głos Jonghyuna.
- Przestraszyłem cię?
Błysk za oknem rozświetlił jego
twarz. Pokręciłem głową, spuszczając wzrok.
- Wcale się nie boję. Nie musisz
się przejmować - powiedziałem, rozpracowując powód jego wizyty.
- Nie musisz kłamać Kibum.
Zagryzłem wargę.
- Dobra, boje się.
- Połóż się, zostanę z tobą.
Zrobiłem, to o co prosił, a on nakrył
mnie kocem i niespodziewanie położył się obok mnie. Wstrzymałem oddech,
zakrywając ust wierzchem dłoni.
- A co z odległością? - przypomniałem
mu, chociaż wcale tego nie chciałem.
- Spokojnie - szepnął w moje
włosy, a jego oddech rozgrzał moją skórę. - To ten moment, kiedy to właściwe,
by być bliżej ciebie o te kilka kroków.
To niezbadane, jak chłód potrafi
ogrzewać. Jak ręce, które cię odpychają, potrafią cię objąć czulej i
delikatniej niż można by przypuszczać. Jak bardzo pragnę, żeby obejmowały mnie
tak zawsze. Jak momenty, wydarzenia, noce, sprawią, że odległości i granice
maleją, zacierając rozsądek w naszym umyśle. Szkoda tylko, że z każdego snu
trzeba się w końcu zbudzić. A nad ranem, nawet najbardziej otwarte ramiona,
zamykają się, ale już nie na twoim ciele. Zamykają się na twoje ciało.
---------------------------------------------
Musicie mi wybaczyć moje
nieregularne dodawanie rozdziałów. Trudno mi ostatnio znaleźć na to czas.
Wolicie żebym zawiesiła na jakich czas bloga, a potem dodawała notki
regularnie, czy dodawać tak jak teraz, co jakiś czas?
Dziękuję za takie wspaniałe
komentarze pod wcześniejszym postem. Dla takich miłych słów warto pisać. Jeśli macie ochotę za dłuższa konwersację, lub chcecie o coś zapytać, zapraszam tutaj: <link>
Podobają mi się wasze dedukcje
dotyczące N. - chociaż podejrzewam, że to na tyle skomplikowane, że i tak nie
zgadniecie (nie to, że was nie doceniam ;)). Nie mogę wam nic podpowiedzieć, bo
to wszystko by zepsuło, a chce żeby na koniec wypłynęło z tych listów ładne
przesłanie.
Z racji, że zbliżają się
walentynki, życzę wam dużo miłości (ale nie takiej trudnej i skomplikowanej,
jakiej doświadczają moi bohaterowie :P).
piątek, 24 października 2014
Chodź, będziemy oswajać swoją samotność, ty i ja - oddaleni od siebie o setki niepocałunków i niedotyków.
Drogi Nieznajomy
bo wczoraj znowu bolało mnie serce,
a ciągle nie mam pomysłu na życie.
Musisz mi pomóc,
bo od szesnastu dni pada deszcz
i życie powoli zaczyna mi się rozmywać.
Jarosław Borszewicz - Dobrze, że jesteś
Mówiłeś mi to,
co świadomość poopowiadała mi, że jest złe. Znasz moją przeszłość, piękny Przebiegły.
Możesz maczać w niej palcami, tak jak zechcesz i to chyba najbardziej
doprowadza mnie do szaleństwa. Świadomość, jak wiele o mnie wiesz. Widziałeś
moje ukryte uczucia, takimi jakie są, nie takimi, jakie pokazuje je innym.
Nagość. Tak,
to słowo chyba najlepiej oddaje mój stan, gdy twoje ciemne tęczówki przeszywają
mnie na wylot. Sam wiesz dlaczego się nie poddam, chociaż wielu już wznosiło
toasty za moją klęskę.
Powiedzieć, że
tęsknię to nie potrafić nazwać uczucia. Otwórz mi nocą tylnie wejście w swoim
umyśle. Spotkajmy się myślami, kiedy nie możemy objąć ramionami.
N.
***
Kiedy zmierzając holem przy
wejściu do hotelu poprawiałam mankiety koszuli przede mną ukazał się wesoło
uśmiechający chłopak. Jego szeroki uśmiech i jasne, trochę rozczochrane włosy,
błyszczały na tle szklanych drzwi obrotowych. Pokręciłem głową z dezaprobatą i
jakimś ciepłym uczuciem, które zawsze mnie wypełniało, kiedy go widziałem. Jego
zwichrzona fryzura podskakiwała, kiedy biegł w moim kierunku.
- Kibum - uśmiechnąłem się.
- Cześć Minho - kąciki jego ust
uniosły się jeszcze wyżej, po czym okręcił się w około patrząc do góry. -
Woah...! To twój hotel?
- Prawie - zaśmiałem się.
- Niesamowity!
- Co cię do mnie sprowadza?
- Chciałem się przywitać, w końcu
to mój pierwszy raz, kiedy mogę chodzić, gdzie chce i nikt mnie nie kontroluje.
Założyłem ręce.
- Nie wierze, że Jonghyun nie
sprawdza sto razy dziennie, czy przypadkiem nic ci się nie stało.
Zarumienił się lekko, odwracając
wzrok.
- Coś ty... ma dużo pracy.
Splątał dłonie za plecami i
ponownie się uśmiechnął. Odkąd pamiętam miałem wrażenie, że Kibum nie dorasta,
a po prostu rośnie. Otaczała go aura niewinnego, przyjaznego spojrzenia na
rzeczywistość. Zawsze szukał we wszystkim pozytywnego aspektu i dawał każdemu
bezgraniczny kredyt zaufania.
- Poza tym - dodał - umówiłem się
z nim tu popołudniu.
- W takim razie hotel jest do
twojej dyspozycji. Możesz coś zjeść w restauracji, albo odpocząć w moim
gabinecie.
Kiwnął głową, a ja kątem oka
zauważyłem, jak Taemin niesie jakąś paczkę do windy.
- Wpadnę do ciebie później, ok? -
spojrzałem na Kibuma.
Kiwną głową. Uśmiechnąłem się i
ruszyłem za Taeminem. Jednak ku jego nieszczęściu, wpadł na moją siostrę, za
nim zdążyłem wsiąść za nim do windy.
***
Czekając na Jonghyuna w
restauracji spoglądałem co jakiś czas na zegarek. Popijając kawę, wróciłem do
trochę wcześniejszych lat naszej znajomości...
3 lata wcześniej.
Był chłodny
wieczór, a na niebie mgła zasłaniała wszystkie gwiazdy, kiedy odwiedził mnie
tego dnia Jonghyun. Miał wysoko postawiony kołnierz granatowego płaszcza. Za długa
grzywka opadała mu na jedno oko, a jego wargi ściskały dymiący papieros. To była
jedna z tych jesieni podczas trwania naszej znajomości, kiedy Jonghyun wydawał
się bardzo buntować wobec otaczającego go świata.
Zmierzwiłem w
biegu włosy, aby zakryć swoją twarz i podbiegłem do bramy. Chłopak wyjął z ust
papierosa i upuścił go na ziemie, gasząc czubkiem buta.
- Palenie
bardzo szkodzi na zdrowie - wyszeptałem onieśmielony jego przeszywającym,
ciemnym spojrzeniem. Od pewnego czasu czułem się strasznie niezręcznie w jego
towarzystwie i nie potrafiłem zrozumieć dlaczego. W końcu jeszcze nie tak dawno
śmialiśmy się razem, rzucając w siebie śniegiem i czytając
- Wiem,
dlatego nie palę przy tobie.
Wyciągnął do
mnie rękę, a jego palce znalazły się na moim podbródku, unosząc go ku górze.
- Jeśli
chciałeś ukryć ślady pobicia - powiedział rzeczowo, jak lekarz na obdukcji -
trzeba było machać tymi włosami w środku budynku, a nie na linii mojego wzroku.
Przejechał
kciukiem po moim policzku, ochładzając lekko moją zaczerwienioną buzie. Odwróciłem
wzrok, ukrywając palącą buzię. Puścił mnie i włożył dłonie do kieszeni.
- Kto ci to
zrobił?
Zaczęło się.
To było pokrzepiające, że chciał mi pomagać, jednak mimo wszystko nie mogłem polegać
na nim zawsze i lecieć do niego z każdym problemem. Szczególnie, że oberwałem z
powodu właśnie tego, że wielu osobom w sierocińcu nie podobały się moje
zabezpieczone plecy.
- To nic
wielkiego - wzruszyłem ramionami. - Nie zawsze da się uniknąć tutaj bójki.
Zwęził
spojrzenie, ściskając lekko usta.
- W piątek mam
wolne popołudnie, moja mam wyjeżdża ze swoim nowym chłopakiem.
Kiwnąłem
głową. Temat matki Jonghyuna to zawsze
była dlamnie trudna do zrozumienia sprawa.
- Tak czy
siak... Mógłbyś wpaść do mnie na noc. Zawsze to jedna noc poza tymi murami. Nie
martw się dyrektorką, mam na nią swoje sposoby.
Moje serce
przyspieszyło, kiedy usłyszałem jego słowa. Być w domu Jonghyuna? W jego
pokoju? Zobaczyć jak mieszka? To byłoby jak spełnienie marzeń...
***
Kiedy
skończyłem pracę, którą zadała mi Elizabet zszedłem do recepcji. Wydawało mi
się, że nie jestem podatny na uroki życia uczuciowego i już dawno wypaliłem w
sobie fascynacje do zgłębiania duszącego w piersi uczucia jakim jest miłość. Do
czasu.
Kiedy bębniłem
palcami o blat na recepcji, czekając na przesyłkę kuriera, do hotelu wszedł
mężczyzna w średnim wieku. Kiedy nasz wzrok na chwile się przeciął mimowolnie
moja ręka zatrzymała się w powietrzu. Te czarne tęczówki z niebieskimi plamkami
widziałem tylko u jednej osoby. U mojej matki.
Miała
wyjątkowe oczy, lekkie spojrzenie o delikatnym refleksie bryzy unoszącej się na
tle morza. Myślałem, że takie oczy zdarzają się tylko raz na milion. To było
trochę rozczarowujące uczucie, ale jednocześnie moje serce przyśpieszyło,
jakbym poczuł ponownie przy sobie jej obecność.
Mężczyzna był
podenerwowany. Chodził niespokojnie, jakby nie wiedział od czego ma zacząć, ani
czy w ogóle powinien tu być. Będę tego żałować, a mimo to idę w jego kierunku.
Jak magnes przyciągany bezwiednie do celu.
- Czy mogę w
czymś pomóc? - spytałem, w nietypowy dla siebie, przyjazny sposób.
Prawdopodobnie wrażenie mamy wyciągało na wierzch wszystkie pozytywne emocje.
- Pracujesz
tutaj? - uśmiechnął się nieśmiało.
- Tak.
- Ja... mam na
imię Jun, ja... ach, to się nie uda.
- Co takiego?
- spytałem stanowczo zbyt pochopnie budząc w sobie zainteresowanie,
Usiedliśmy w kącie, a Jun
opowiedział mi jak się tutaj znalazł. Jego była dziewczyna znajdowała się
właśnie w tym hotelu, po tym jak ich rodziny zmusiły ich do zerwania. Hana była
malarką, a Jun uczył się na lekarza. Poznali się jeszcze w szkole średniej i
przez dłuższy czas musieli ukrywać swój związek, ponieważ rodzice obojga z nich
od bardzo dawna szczerze się nienawidzili. Można by powiedzieć - współcześni
Romeo i Julia.
- Widzisz Taemin - powiedział
chłopak, chowając twarz w dłoniach. - Tamtego dnia, kiedy rodzina dowiedziała
się o naszym związku, zareagowałem jak dupek. Jej krewni obracają się bardzo
artystycznych dziedzinach zawodowych i prowadzą wiele galerii sztuki. Jednak
mój ojciec nie uważa tego zawodu za przyszłościowy i to był pierwszy zarzut
jakim została obrzucona przez mojego ojca, że nigdy nie będzie w stanie zarobić
na tych swoich głupotach. Nawet jeśli teraz pochodzi z bogatej rodziny.
- Nie zgadną, twój ojciec jest
lekarzem?
- Tak.
- Pozwoliłeś jej odejść?
- Zatkało mnie... Chciałem ją
chronić, naprawdę! Jednak czułem się, jakbym zdradzał rodziców, którzy
zapewniali mi, ich jedynemu synowi, wszystko co najlepsze.
- Więc co chcesz teraz zrobić? -
spytałem patrząc na niego z ukosa.
- Przeprosić ją - wyjąkał. -
Powinienem był od razu to zrobić, ale zabrakło mi odwagi. Chce dla niej
skończyć z podporządkowywaniem się rodzicom, nawet jeśli czeka mnie za to
odcięcie finansowe.
- Dlaczego Hana zatrzymała się w
hotelu?
- Nasza wspólna przyjaciółka
powiedziała mi, że mają tu najlepsze spa w Seulu. Poza tym chciała wyrwać się z
domu, gdzie wszyscy mówili jej, że skończy ze mną właśnie tak.
Kiedy
mężczyzna mówił o swojej narzeczonej, widziałem w jego oczach to czego tak
bardzo nie rozumiałem i nie znałem – miłość. To uczucie wzięło górę nad rozsądkiem bycia odpowiedzialnym
w pracy powierzonej mi przez Minho.
– Pomogę ci.
- Naprawdę?
Zobaczyłem błysk w oczach Juna i
to tylko bardziej zmotywowało mnie do działania. Chciałem to zobaczyć - szczęśliwe
zakończenie. Przekonać się, że ta dziewczyna na górze równie mocno pragnie
spotkania z tym mężczyzną.
Korzystając z
przywileju bycia pracownikiem hotelu i wchodzenia tam gdzie zechce, ukradłem
zapasowy klucz do pokoju Hany, równie szybko i niepostrzeżenie, jak
prześlizgnąłem się z Junem na jej piętro.
- Nie będziesz
miał zbyt wiele czasu jeśli twoje dziewczyna głośno cię przywita –ostrzegłem
mężczyznę. – Poza tym na pewno mają więcej kluczy do tego pokoju.
- Rozumiem,
dziękuje.
Kiedy zniknął
za drzwiami pokoju nr 218, usłyszałem zaskoczony głos Hany. Zagryzłem wargę
zaczynając odliczać w myślach minuty do zjawienia się ochrony. Ciśnienie dopiero
mi podskoczyło, kiedy na horyzoncie zobaczyłem Minho.
-
Recepcjoniści przekazali mi, że zwinąłeś im klucz do pokoju - powiedział ze
złością.
Najwyraźniej
nie byłem tak sprytny, jak myślałem. Na moją niekorzyść na pewno nie przemówiło
jeszcze większe podniesienie się głosu kobiety w pokoju.
- Kogo ty tam
wpuściłeś! – krzyknął Minho. – Do cholery, zaraz będzie tu ochrona, ale za nim
dostane zapasowy zestaw kluczy w środku może stać się coś złego!
Poczułem, jak
klucze w mojej dłoni prawie wypadają mi z uścisku. Minho szybko to zauważył. Schowałem
rękę za siebie. Jeśli do tej pory Minho był zły to teraz dopiero się wkurzył.
- Taemin –
syknął stanowczo. – Oddaj mi te klucze.
Pokręciłem
głową.
- Taemin. –
ruszył w moim kierunku.
Był wyższy i
silniejszy niż ja. Nie mogłem się z nim mierzyć siłą. Postanowiłem więc ruszyć głową.
Czego Minho mi nie zrobi... Klucze wylądowały w moich bokserkach. Minho
zatrzymał się i otworzył z niedowierzaniem usta.
- Myślisz – syknął.
- Doprawdy, naprawdę myślisz, że ich
stamtąd nie wyciągnę?
Usłyszeliśmy
płacz i w tej samej chwili Minho ruszył na mnie, łapiąc za nadgarstek.
Próbowałem się wyrwać jednym szybkim szarpnięciem, ale moja siła sprawiła
tylko, że prawie na niego wpadłem. Odskoczyłem, jak oparzony. Całą siłą zapaprałem
się butami o powietrznie holu, ale w efekcie ślizgając się, zjechałem do
pozycji siedzącej.
- Taemin, co ty wprawiasz!
Chciał mnie
podnieść, ale tym razem moja masa ciał okazała się lepiej rozkładać na ziemi i
nie miał już takiej prostej możliwości podniesienia mnie. Zacisnął usta i za
nim się obejrzałem siedział na mnie okrakiem, przyciskając moje nadgarstki do
ziemi.
- Wyciągniesz
te klucze czy nie? – spytał, ale nie aby grać na zwłokę. To było ultimatum, a
jego oczy mówiły mi, że jeśli tego nie zrobię weźmie klucze siłą.
- Nie -
wydusiłem.
Jego usta
zacisnęły się, a on przez ułamek sekundy się zawahał. Przez ułamek sekundy widziałem
w jego tęczówkach jakąś obawę. Jednak nie była to obawa o złamanie swoich zasad,
a zaskakująco, obawa przed przekroczeniem mojej własnej granicy. Po tej
sekundzie puścił moje nadgarstki i zaczął rozpinać moją koszulę, a właściwe
rozrywać, wyciągając ją ze szlufek moich spodni. Kilka guzików potoczyło się po
podłodze, moje palce znalazły się na jego klatce piersiowej. Chciałem go odepchnąć,
ale moje ręce były tak wiotkie, że nawet go nie ruszyłem. Klamra od paska
świsnęła mi przed oczami, a ja zamarłem. Złapałem go za rękę, a on wykrzyknął.
- Dlaczego tak
bardzo nie chcesz dać mi tego klucza!?
Niespodziewanie
nasze oczy się spotkały, a on zastygł. Jego dłonie pozostały na moim rozporku,
a oddech przestał napędzać poruszające się w powietrzu cząsteczki atomów.
Dlaczego to
robiłem? Bo chciałem zobaczyć miłość. To było łatwe. Odpowiedź była łatwa.
Tylko cholerne wypowiedzenie jej na głos było trudne. Zadrżałem. Jego oczy się
rozszerzył.
Dopiero po
niekończącej się minucie miałem wrażenie, że ktoś nacisnął play i świat znowu
ruszył. Spojrzeliśmy za siebie, bo ochrona właśnie dotarła na górę i nie była
sama. Kilkanaście par oczy wpatrywało się w nas z zaskoczonym wyrazem twarzy.
Szczególnie Elizabet wyglądała, jakby nie wierzyła w to co widzi. Faktycznie,
wyglądaliśmy dziwnie w takiej pozycji. Ja do połowy rozebrany i właściwie jak
ofiara gwałtu, a Minho siedzący na mnie i przyciskający mnie do podłogi.
Choi opanował
się pierwszy, podrywając się do góry z zażenowaniem na twarzy. Wyrwał klucz z
ręki jednego z ochroniarzy i popędził z powrotem do drzwi. Od dłuższego czasu
nie słyszeliśmy żadnych odgłosów zza ściany i zacząłem zastanawiać się, jak to
interpretować. Może rzeczywiście źle odczytałem intencje Juna. Zacisnąłem usta
wstając na nogi.
Minho pchnął
energicznie drzwi i naszym oczom ukazała się para wtulonych w siebie ludzi.
Dziewczyna tłumiła lekki szloch w ramionach Juna, a on gładził ją po włosach.
Zapiąłem pasek, przywołując na twarz trochę opanowania, jakbym wcześniej wcale
nie był zdenerwowany i niepewny podjętej w emocjach decyzji.
- Taemin! -
mężczyzna wreszcie nas dostrzegł, a dziewczyna uśmiechnęła się do nas
nieśmiało. - Hana zgodziła się zostać moją żoną!
Zgromadzona
grupa gapiów odetchnęła z ulgą, rozchodząc się i mrucząc coś do siebie, a
kilkoro osób stwierdziło, że przecież nie stało się nic wielkiego. Zapiąłem
kilka pozostałych w mojej koszuli guzików, siląc się na przyjazny uśmiech wobec
Juna, ale Minho, który właśnie wracał do siebie z ataku szoku, zmroził mnie spojrzeniem.
Nie wiem, czy czuł ulgę, że nic się nie stało, ale wyraźnie dobre zakończenie
nie miało dla niego znaczenia i za chwile miał zamiar dać mi niezłą burę.
- Taemin -
powiedziała Hana, ściskając bluzkę dłonią, na której pobłyskiwał pierścionek. -
Dziękuje, że pomogłeś Junowi. Gdyby nie ty, może nigdy byśmy już się nie
spotkali. Jutro miała wyjechać z kraju za granice.
Wzruszyłem
ramionami, aby pokazać, że to nic takiego. Chociaż tak naprawdę, jej szczęśliwe
spojrzenie dziwnie mnie rozgrzewało.
Pożegnaliśmy
się, kiedy wsiadali do samochodu, starając się nie zmoknąć od deszczu.
Usłyszałem głośny grzmot, kiedy zmierzyłem się twarzą w twarz z Elizabet.
Zachmurzone niebo nie przepuszczało ani odrobiny światła.
- Nie masz
żadnych granic moralności - syknęła, a błysk na niebie rozświetlił jej twarz. -
Doigrałeś się. Najlepsze jest to, że sam przyniosłeś mi na tacy powody, aby móc
renegocjować zerwanie umowy, którą zawarłeś z naszym ojcem.
Zagryzłem
wargę i poczułem strach. Kiedy pomagałem Junowi nie sądziłem, że narobię
takiego zamieszania. Tymczasem dostarczyłem kłopotów pracodawcy, a przecież
moim obowiązkiem było zapewnianie mu spokoju i przyjemności. Ukradkiem oka zobaczyłem
Minho. Szukałem w nim jakiejś oznaki, że jak zwykle wstawi się jakoś za mną
przed siostrą. Jednak tym razem jego twarz był zacięta, a on starał się unikać
moje wzroku.
Poczułem atak
paniki. To nie mogło się tak skończyć. Nie mogłem stracić tych pieniędzy. Za
bardzo ich potrzebowałem. Byłem idiotą. Dlaczego nie siedziałem cicho. Dlaczego
musiałem wychylić się z czymś takim. Przed oczami stanęło mi ciemne
pomieszczenie. Klatka, która otaczała mnie przez ostatnie lata mojego życia.
Moje serce uderzyło mocniej i odbiło się echem w tamtych czterech ścianach,
które oplatały pnącza ciemnych kwiatów. To, co tu i teraz, to była moja
ostatnia szansa. Nawet jeśli miałem stracić tu cała resztę honoru, jaka jeszcze
mi pozostała, musiałem to uczynić.
Zacisnąłem
dłonie i wiedziałem już, że nie zostało mi nic poza jednym. Pochyliłem głowę,
zasłaniając oczy włosami, po czym upadłem na kolana, tuż przy nogach Elizabet.
- Błagam -
szepnąłem. - Wybacz mi.
***
Mimo, że nie
taki był mój plan, kolejny raz zerkałem przez szyby na podjazd do hotelu.
Elizabet była bezwzględna. Kazała stać Taeminowi na deszczu aż nie pozwoli mu wejść do środka. Chociaż sam nie byłem lepszy... Czy karanie go w taki
sposób to było jakiejś wyjście?
- Uparty ten
dzieciak - usłyszałem głos jednego z pracowników sprzątających. - Może
powinniście mu już odpuścić? W końcu to
wasz kuzyn.
Spojrzałem na
niego wytracony z zamyślenia. Wyjąłem jedną dłoń z kieszeni spodni i oparłem ją
o szklaną szybę przy wejściu do hotelu.
- Zachował się
bardzo lekkomyślnie.
- Ale wyraźnie
tego żałuje, niech pan popatrzy - powiedział mężczyzna z jakimś rozczuleniem i
popchnął dalej wózek ze środkami czyszczącymi.
Westchnąłem.
To nie było raczej żałowanie, a zwyczajna desperacja w zatrzymaniu umowy. Tylko
skąd w nim aż taka desperacja, która popchnęła go tak głęboko, że żadna pojęcie
dumy nie funkcjonuje już w jego słowniku?
***
Byłem już tak
mokry, że nie robiły mi różnicy kolejne strumienie wody spływające po moim
ciele. Chłód stał się już tylko miarodajnym uczuciem, które dochodziło do mnie
gdzieś z daleka.
- Wejdź do
środka.
Nie odwróciłem
się nawet o milimetr, kiedy Minho stanął kilka kroków ode mnie w miejscu, gdzie
kończyło się zadaszenie.
- Wejdź do
środka - powtórzył spokojnie, ale z naciskiem.
Pokręciłem
głową, a kolejne dawka wody ściekła mi za koszulkę. Lekki podmuch wiatru otarł
się o moje ciało sprawiając, że odruchowo zadrżałem.
- Myślisz, że
jak się tu wykończysz, to będzie dobrą rekompensatą za poniesione przez nas
szkody? - syknął. - Kolejny raz zachowujesz się nierozsądnie.
Pokręciłem
znowu głową, chociaż nie wiem na co tak właściwie odpowiadałem w ten sposób.
Usłyszałem, jak Minho się spina, a następnie wychodzi na deszcze. Złapał mnie
za ramiona i okręcił w swoją stronę. Mokre włosy zatańczyły mi przed oczami, gdy
zostałem zmuszony do spojrzenia mu w oczy. Musiał być naprawdę wściekły, skoro
robił taką scenę przed hotelem. Zacisnąłem usta.
- Przestań -
wyrzuciłem. - Chce odpokutować za to co zrobiłem.
- To zrób to w
mniej idiotyczny sposób! - potrząsną mną ze złością.
- Takie było
moje zadanie i wykonam je do końca.
- Oszalałeś?
Mierzyliśmy
się wzrokiem, kiedy deszcz wzmógł jeszcze bardziej. Uświadomiłem sobie, że
kłócę się z moim pracodawcą, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. Zacisnąłem
dłonie, opuszczając ramiona.
- Proszę, nie
zrywaj umowy - wyjąkałem zaskakując chyba bardziej siebie swoją uległością, niż
jego. Moje usta zadrżały, a on przestał mną potrząsać. - To ty tu rozkazujesz.
Zrobię, co zechce, tylko... proszę...
Minho wyglądał
przez chwile, jakby zastanawiał się o czym właściwie bredzę, aż w końcu na jego
twarz znowu wstąpiła wściekłość.
- Masz racje -
puścił mnie, odchodząc do tyłu kilka kroków. - To ja tu rozkazuje i masz mnie
do cholery słuchać! - zdarzałem słysząc jego nagły, mocny ton głosu. - Więc
zabieraj stąd ten uparty tyłek i właź do środka!
Moje oczy
rozszerzyły się, a usta rozchyliły. Wpatrywał się we mnie, a właściwie
przyciskał do ziemi swoją charyzmatyczną postawą. Byłem szczerze zaskoczony
jego tonem głosu i tym, jak wykorzystał nagle swoją pozycję. Naciągnąłem na
ramie skrawek mokrej bluzy i posłusznie wykonałem to czego ode mnie zażądał.
Czułem się jak pod ostrzałem, idąc do windy. Ściekało ze mnie na podłogę i miałem
wrażenie, że choć było mi zimno, moje ciało było rozpalone. Minho wsiadł ze mną
do windy, a w powietrzu wyczuwałem, że nie zeszły z niego emocje po tym
niespodziewanym użyciu władzy.
Weszliśmy do
pokoju nawet nie zapalając za sobą światła. Światła błyskawic przecinających
niebo błyskały za szybami, a ja stałem jakbym był u niego pierwszy raz.
- Ściągaj te
ciuchy i załóż coś suchego.
Poczułem
lodowaty chłód płynąc z jego głosu. Był zły. Naprawdę zły. Usiadł na kanapie
nawet się do mnie nie odwracając. Dziwne. Było coś ciężkiego do zaakceptowania
w jego postawie, co nagle się we mnie zbudziło. Jednak nic nie mówiąc wykonałem
jego polecenie. Kiedy wróciłem, z luźno rzuconym na włosy ręcznikiem, nadal
wyglądał tak samo. Zacisnąłem usta. Dlaczego to analizowałem? To nie miało
sensu, a rysowało tyle emocji.
- Czego ty ode
mnie oczekujesz Minho? - powiedziałem zaskakując sam siebie, że pytałem o to
tak wprost. - Raz nie chcesz się do mnie zbliżać i przeczekać tę umowę po
prostu nic nie robiąc. Potem chcesz żebym wykonał umowę na takich zasadach, jak
zwykły pracownik, bo nie zamierzasz traktować mnie, jak zabawkę, z którą można
robić co się chce. A teraz nagle chcesz bawić się w mojego pana i sprawdzić ile
twoich rozkazów jestem w stanie wypełnić bez słowa protestu?
- A ty znowu o
tej umowie! - warknął podnosząc się i
obracając w moją stronę.
- Jasne, że
znowu o niej! - również podniosłem głos. - To nie moje wina, że nie wiem czego
ode mnie oczekujesz! Mam prawo czuć się pogubiony, kiedy podpisuje jakiś
papierek, a potem ty wywracasz zasady jego działania do góry nogami!
- Więc czego
chcesz! - krzyknął. - Tego? - zbliżył się. - Mam cię ustawić tak, jak pisze w
tej idiotycznej umowie i wykorzystać tak bardzo, aż nie zostanie w tobie nawet
odrobina godności!?
Zacisnąłem
dłonie.
- Może to
byłoby lepsze niż ciągłe mieszanie mi w głowie!
- Bardzo
proszę! - wykrzyknął. - Chcesz tej umowy!? To będziesz ją miał!
Za nim zdążyłem zrozumieć, że naprawdę
mówi serio, pociągnął mnie z całej siły za nadgarstek, drugą ręką przyciągając
za kark. Jego wargi rozwarły mi usta w momencie, kiedy złapałem ostatni wdech.
Zacisnął palce na mojej skórze, a jego usta zagłębiły się w moich. Bałem się poruszyć
i ledwo zdusiłem piśnięcie, kiedy przycisnął mnie do siebie jeszcze bliżej, a
jego place wplotły się w moje mokre włosy. Nie byłem przygotowany na taki ruch
z jego strony i nie miałem pojęcia co powinienem zrobić. Gdyby to był normalny
klient, bez zadawania pytań oddałbym pocałunek. Jednak to był Minho...
Był dziwnie
ciepły. Nie wiem. Albo ja byłem taki zmarznięty, albo on był taki gorący. Moje
szeroko otwarte oczy powoli zaczęły przysłaniać opadające powieki, a moje nogi
stały się jakieś słabe. Minho chyba to wyczuł, bo nagle jego usta straciły
kontakt z moimi. Miał przyspieszony oddech i spoglądał na mnie z odległości
kilku centymetrów. Nadal ściskał mnie w swoich objęciach.
- Taemin?
Podniosłem wzrok, ale ciało nie
bardzo chciało mnie słuchać. Moje dłoń opadł swobodnie wzdłuż mojego boku, a ja
straciłem kontakt z rzeczywistością.
***
Za oknem nadal
padało, ale burza wydawała się już cichnąć. Usiadłem na brzegu łóżka. Jeszcze
chwile temu był tu lekarz, aby odłączyć kroplówkę od ręki Taemina. Kiedy
zanosiłem go do pokoju był tak lekki i wiotki jak piórko. Doktor stwierdził, że
to przeziębienie, ale Taemin wyglądał na tak wycieńczonego, że postanowił podać
mu dożylnie coś co szybciej go wzmocni.
W
pomieszczeniu panowała ciemność. Spojrzałem na jego twarz. Był blady, a gęste
włosy rozkładały się wokół jego głowy, jak ciemna aureola. Był spokojny. Jego
klatka piersiowa unosiła się regularnie, a zacięty do tej pory wyraz twarzy,
nie miał już w sobie nic ze wściekłości.
Westchnąłem i
oparłem łokieć na udzie. Przeczesałem włosy dłonią, po czym położyłem ją na
czole, zasłaniając sobie oczy zmierzwionymi kosmykami. Co we mnie dzisiaj
wstąpiło? Kim był ten wściekły gość, który używał jakieś chorej władzy i
wyżywał się na niczemu winnym chłopaku? Co gorsza, kim był ten, który go
pocałował?
Nigdy nie
posunąłem się do bawienie kimś, ani wykorzystywania go w sposób, który
przekraczał jego granice. Nie pocałowałbym kogokolwiek, gdziekolwiek, po
jakąkolwiek cholerę nie związaną ze szczerymi uczuciami. Więc co? Zrobiłem to,
bo to coś dla mnie znaczyło? Chciałem go pocałować?
Poza
szczeniackimi czasami szkoły, kiedy to razem z Jonghyunem próbowaliśmy różnych
rzeczy, jak to niemądre, rozpieszczone dzieciaki z bogatej rodziny, nie
myślałem nawet o całowaniu z chłopakiem.
***
Zbudziło mnie
światło zza okien. Nie wiem, jak znalazłem się w swoim pokoju, ale czułem, że
nie jestem w nim sam. Spojrzałem na Minho, który siedział obok mnie, opierając
się plecami o ramę łóżka. Kiedy powoli otworzył oczy nasze spojrzenia się
spotkały. Nasz pocałunek z wczorajszego wieczora wrócił do mnie, powoli, klatka
po klatka. Po jego spojrzeniu wiedziałem, że on także pamiętał go tak intensywnie,
jak ja. Promienie wschodzącego słońca przedzierały się przez szklane okna,
rozświetlając jego twarz.
Było jakoś
inaczej między nami, a ja czułem się jakoś bezpieczniej. Pierwszy raz od bardzo
długiego czasu, czułem się spokojnie. Ten stan, który mnie owładną pociągał za
dawno nie używane sznureczki w mojej głowie. Przewróciłem się na bok w jego
stronę. Wyciągnąłem rękę spod kołdry i powoli położyłem ją na jego klatce
piersiowej. Przesunąłem dłonią po idealnie wyprasowanej koszuli. Musiał się
przebrać po wczorajszej ulewie. Jego ciało spięło się w odezwie na mój dotyk,
ale mnie nie odepchnął. Westchnąłem, czując się jeszcze trochę niewyraźnie.
Pociągnąłem go za skrawek marynarki, a ona posłusznie opuścił się trochę w dół,
opierając na łokciu. Nasze spojrzenia ponownie się napotkały. Moje palce powędrowały
pod jego marynarkę. Przejechałem nimi po jego plecach, czując jak jego ciało
było ciepłe. Pachniał, jak dobrze zarabiający mężczyzna. Jego zapach był
jednocześnie intensywny i wyszukany. Przysunąłem się do niego bliżej, a moja
dłoń wróciła na jego klatkę piersiową. Owinąłem sobie wokół dłoni jego krawat i
pociągnąłem go za niego, tak że teraz nasze usta znajdowały się tuż na przeciw
siebie. Moje ciśnienie zaczęło wzrastać. Nie podejrzewałem, że będę dobrowolnie
pragną seksu z klientem. Nachylał się nade mną, a spod wachlarza jego ciemnych
rzęs wyczytałem, że on także jest rozpalony. To było poranne, nieco leniwe
porządnie, jak rozbudzanie się po długim śnie. Jakby przez przymknięte okna, w
świeci trochę na jawie, a jeszcze trochę w marzeniach, dotknąłem moimi ustami
jego. Przechyliłem głowę i delikatnie pogłębiłem pocałunek, zagłębiając się w
jego ciepłe wnętrze. Prawie przerwałem, kiedy niespodziewanie poczułem jego
rękę na moich plecach. Zagarnął mnie do siebie, zjeżdżając palcami coraz niżej.
Oddał pocałunek, stopniowo przejmując inicjatywę. Jego język przesunął się po
moim rozpalając moje pożądanie.
Było mi zbyt
dobrze. Przez to uczucie, w tamtym momencie nie czułem się tak, jakbym
sprzedawał swoje ciało, ale jakby to była zwyczajna randka między dwojgiem
ludzi, która skończyła się w łóżku. Jego dłonie powędrowały pod moją koszulkę,
delikatnie pieszcząc moje ciało. Ustami zjechał wzdłuż mojej żuchwy, schodząc
na moją szyje. Odchyliłem lekko głowę, pozwalając mu znaczyć językiem mokre
ślady na mojej skórze. Między nogami czułem, jak jego penis zaczyna na mnie
napierać. Przyciągnąłem go do siebie za pasek spodni, wciskając moje udo między
jego nogi. Kiedy to zrobiłem, uścisk Minho wzmocnił się, a palce powędrowały w
dół moich pleców. Jego dłonie wślizgnęły się pod materiał moich spodni dresowych
i zacisnęły na pośladkach. Westchnąłem, przygryzając wargę.
Jakieś słowa
chciały wpłynąć na moje usta, kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Najprawdopodobniej
codzienna porcja śniadania przyjechała dzisiaj wcześniej. Minho zastygł
uspokajając oddech, a kiedy nasze oczy się spotkały poczułem się spięty. Spięty
tym, jak na mnie patrzy. To nie było takie spojrzenie, które widywałem w oczach
podnieconych gości. To było coś więcej, coś innego, coś co dawało mglistą
nadzieję na to, że ktoś patrzy na mnie, a nie przeze mnie...
Subskrybuj:
Posty (Atom)