Drogi Nieznajomy
bo wczoraj znowu bolało mnie serce,
a ciągle nie mam pomysłu na życie.
Musisz mi pomóc,
bo od szesnastu dni pada deszcz
i życie powoli zaczyna mi się rozmywać.
Jarosław Borszewicz - Dobrze, że jesteś
Mówiłeś mi to,
co świadomość poopowiadała mi, że jest złe. Znasz moją przeszłość, piękny Przebiegły.
Możesz maczać w niej palcami, tak jak zechcesz i to chyba najbardziej
doprowadza mnie do szaleństwa. Świadomość, jak wiele o mnie wiesz. Widziałeś
moje ukryte uczucia, takimi jakie są, nie takimi, jakie pokazuje je innym.
Nagość. Tak,
to słowo chyba najlepiej oddaje mój stan, gdy twoje ciemne tęczówki przeszywają
mnie na wylot. Sam wiesz dlaczego się nie poddam, chociaż wielu już wznosiło
toasty za moją klęskę.
Powiedzieć, że
tęsknię to nie potrafić nazwać uczucia. Otwórz mi nocą tylnie wejście w swoim
umyśle. Spotkajmy się myślami, kiedy nie możemy objąć ramionami.
N.
***
Kiedy zmierzając holem przy
wejściu do hotelu poprawiałam mankiety koszuli przede mną ukazał się wesoło
uśmiechający chłopak. Jego szeroki uśmiech i jasne, trochę rozczochrane włosy,
błyszczały na tle szklanych drzwi obrotowych. Pokręciłem głową z dezaprobatą i
jakimś ciepłym uczuciem, które zawsze mnie wypełniało, kiedy go widziałem. Jego
zwichrzona fryzura podskakiwała, kiedy biegł w moim kierunku.
- Kibum - uśmiechnąłem się.
- Cześć Minho - kąciki jego ust
uniosły się jeszcze wyżej, po czym okręcił się w około patrząc do góry. -
Woah...! To twój hotel?
- Prawie - zaśmiałem się.
- Niesamowity!
- Co cię do mnie sprowadza?
- Chciałem się przywitać, w końcu
to mój pierwszy raz, kiedy mogę chodzić, gdzie chce i nikt mnie nie kontroluje.
Założyłem ręce.
- Nie wierze, że Jonghyun nie
sprawdza sto razy dziennie, czy przypadkiem nic ci się nie stało.
Zarumienił się lekko, odwracając
wzrok.
- Coś ty... ma dużo pracy.
Splątał dłonie za plecami i
ponownie się uśmiechnął. Odkąd pamiętam miałem wrażenie, że Kibum nie dorasta,
a po prostu rośnie. Otaczała go aura niewinnego, przyjaznego spojrzenia na
rzeczywistość. Zawsze szukał we wszystkim pozytywnego aspektu i dawał każdemu
bezgraniczny kredyt zaufania.
- Poza tym - dodał - umówiłem się
z nim tu popołudniu.
- W takim razie hotel jest do
twojej dyspozycji. Możesz coś zjeść w restauracji, albo odpocząć w moim
gabinecie.
Kiwnął głową, a ja kątem oka
zauważyłem, jak Taemin niesie jakąś paczkę do windy.
- Wpadnę do ciebie później, ok? -
spojrzałem na Kibuma.
Kiwną głową. Uśmiechnąłem się i
ruszyłem za Taeminem. Jednak ku jego nieszczęściu, wpadł na moją siostrę, za
nim zdążyłem wsiąść za nim do windy.
***
Czekając na Jonghyuna w
restauracji spoglądałem co jakiś czas na zegarek. Popijając kawę, wróciłem do
trochę wcześniejszych lat naszej znajomości...
3 lata wcześniej.
Był chłodny
wieczór, a na niebie mgła zasłaniała wszystkie gwiazdy, kiedy odwiedził mnie
tego dnia Jonghyun. Miał wysoko postawiony kołnierz granatowego płaszcza. Za długa
grzywka opadała mu na jedno oko, a jego wargi ściskały dymiący papieros. To była
jedna z tych jesieni podczas trwania naszej znajomości, kiedy Jonghyun wydawał
się bardzo buntować wobec otaczającego go świata.
Zmierzwiłem w
biegu włosy, aby zakryć swoją twarz i podbiegłem do bramy. Chłopak wyjął z ust
papierosa i upuścił go na ziemie, gasząc czubkiem buta.
- Palenie
bardzo szkodzi na zdrowie - wyszeptałem onieśmielony jego przeszywającym,
ciemnym spojrzeniem. Od pewnego czasu czułem się strasznie niezręcznie w jego
towarzystwie i nie potrafiłem zrozumieć dlaczego. W końcu jeszcze nie tak dawno
śmialiśmy się razem, rzucając w siebie śniegiem i czytając
- Wiem,
dlatego nie palę przy tobie.
Wyciągnął do
mnie rękę, a jego palce znalazły się na moim podbródku, unosząc go ku górze.
- Jeśli
chciałeś ukryć ślady pobicia - powiedział rzeczowo, jak lekarz na obdukcji -
trzeba było machać tymi włosami w środku budynku, a nie na linii mojego wzroku.
Przejechał
kciukiem po moim policzku, ochładzając lekko moją zaczerwienioną buzie. Odwróciłem
wzrok, ukrywając palącą buzię. Puścił mnie i włożył dłonie do kieszeni.
- Kto ci to
zrobił?
Zaczęło się.
To było pokrzepiające, że chciał mi pomagać, jednak mimo wszystko nie mogłem polegać
na nim zawsze i lecieć do niego z każdym problemem. Szczególnie, że oberwałem z
powodu właśnie tego, że wielu osobom w sierocińcu nie podobały się moje
zabezpieczone plecy.
- To nic
wielkiego - wzruszyłem ramionami. - Nie zawsze da się uniknąć tutaj bójki.
Zwęził
spojrzenie, ściskając lekko usta.
- W piątek mam
wolne popołudnie, moja mam wyjeżdża ze swoim nowym chłopakiem.
Kiwnąłem
głową. Temat matki Jonghyuna to zawsze
była dlamnie trudna do zrozumienia sprawa.
- Tak czy
siak... Mógłbyś wpaść do mnie na noc. Zawsze to jedna noc poza tymi murami. Nie
martw się dyrektorką, mam na nią swoje sposoby.
Moje serce
przyspieszyło, kiedy usłyszałem jego słowa. Być w domu Jonghyuna? W jego
pokoju? Zobaczyć jak mieszka? To byłoby jak spełnienie marzeń...
***
Kiedy
skończyłem pracę, którą zadała mi Elizabet zszedłem do recepcji. Wydawało mi
się, że nie jestem podatny na uroki życia uczuciowego i już dawno wypaliłem w
sobie fascynacje do zgłębiania duszącego w piersi uczucia jakim jest miłość. Do
czasu.
Kiedy bębniłem
palcami o blat na recepcji, czekając na przesyłkę kuriera, do hotelu wszedł
mężczyzna w średnim wieku. Kiedy nasz wzrok na chwile się przeciął mimowolnie
moja ręka zatrzymała się w powietrzu. Te czarne tęczówki z niebieskimi plamkami
widziałem tylko u jednej osoby. U mojej matki.
Miała
wyjątkowe oczy, lekkie spojrzenie o delikatnym refleksie bryzy unoszącej się na
tle morza. Myślałem, że takie oczy zdarzają się tylko raz na milion. To było
trochę rozczarowujące uczucie, ale jednocześnie moje serce przyśpieszyło,
jakbym poczuł ponownie przy sobie jej obecność.
Mężczyzna był
podenerwowany. Chodził niespokojnie, jakby nie wiedział od czego ma zacząć, ani
czy w ogóle powinien tu być. Będę tego żałować, a mimo to idę w jego kierunku.
Jak magnes przyciągany bezwiednie do celu.
- Czy mogę w
czymś pomóc? - spytałem, w nietypowy dla siebie, przyjazny sposób.
Prawdopodobnie wrażenie mamy wyciągało na wierzch wszystkie pozytywne emocje.
- Pracujesz
tutaj? - uśmiechnął się nieśmiało.
- Tak.
- Ja... mam na
imię Jun, ja... ach, to się nie uda.
- Co takiego?
- spytałem stanowczo zbyt pochopnie budząc w sobie zainteresowanie,
Usiedliśmy w kącie, a Jun
opowiedział mi jak się tutaj znalazł. Jego była dziewczyna znajdowała się
właśnie w tym hotelu, po tym jak ich rodziny zmusiły ich do zerwania. Hana była
malarką, a Jun uczył się na lekarza. Poznali się jeszcze w szkole średniej i
przez dłuższy czas musieli ukrywać swój związek, ponieważ rodzice obojga z nich
od bardzo dawna szczerze się nienawidzili. Można by powiedzieć - współcześni
Romeo i Julia.
- Widzisz Taemin - powiedział
chłopak, chowając twarz w dłoniach. - Tamtego dnia, kiedy rodzina dowiedziała
się o naszym związku, zareagowałem jak dupek. Jej krewni obracają się bardzo
artystycznych dziedzinach zawodowych i prowadzą wiele galerii sztuki. Jednak
mój ojciec nie uważa tego zawodu za przyszłościowy i to był pierwszy zarzut
jakim została obrzucona przez mojego ojca, że nigdy nie będzie w stanie zarobić
na tych swoich głupotach. Nawet jeśli teraz pochodzi z bogatej rodziny.
- Nie zgadną, twój ojciec jest
lekarzem?
- Tak.
- Pozwoliłeś jej odejść?
- Zatkało mnie... Chciałem ją
chronić, naprawdę! Jednak czułem się, jakbym zdradzał rodziców, którzy
zapewniali mi, ich jedynemu synowi, wszystko co najlepsze.
- Więc co chcesz teraz zrobić? -
spytałem patrząc na niego z ukosa.
- Przeprosić ją - wyjąkał. -
Powinienem był od razu to zrobić, ale zabrakło mi odwagi. Chce dla niej
skończyć z podporządkowywaniem się rodzicom, nawet jeśli czeka mnie za to
odcięcie finansowe.
- Dlaczego Hana zatrzymała się w
hotelu?
- Nasza wspólna przyjaciółka
powiedziała mi, że mają tu najlepsze spa w Seulu. Poza tym chciała wyrwać się z
domu, gdzie wszyscy mówili jej, że skończy ze mną właśnie tak.
Kiedy
mężczyzna mówił o swojej narzeczonej, widziałem w jego oczach to czego tak
bardzo nie rozumiałem i nie znałem – miłość. To uczucie wzięło górę nad rozsądkiem bycia odpowiedzialnym
w pracy powierzonej mi przez Minho.
– Pomogę ci.
- Naprawdę?
Zobaczyłem błysk w oczach Juna i
to tylko bardziej zmotywowało mnie do działania. Chciałem to zobaczyć - szczęśliwe
zakończenie. Przekonać się, że ta dziewczyna na górze równie mocno pragnie
spotkania z tym mężczyzną.
Korzystając z
przywileju bycia pracownikiem hotelu i wchodzenia tam gdzie zechce, ukradłem
zapasowy klucz do pokoju Hany, równie szybko i niepostrzeżenie, jak
prześlizgnąłem się z Junem na jej piętro.
- Nie będziesz
miał zbyt wiele czasu jeśli twoje dziewczyna głośno cię przywita –ostrzegłem
mężczyznę. – Poza tym na pewno mają więcej kluczy do tego pokoju.
- Rozumiem,
dziękuje.
Kiedy zniknął
za drzwiami pokoju nr 218, usłyszałem zaskoczony głos Hany. Zagryzłem wargę
zaczynając odliczać w myślach minuty do zjawienia się ochrony. Ciśnienie dopiero
mi podskoczyło, kiedy na horyzoncie zobaczyłem Minho.
-
Recepcjoniści przekazali mi, że zwinąłeś im klucz do pokoju - powiedział ze
złością.
Najwyraźniej
nie byłem tak sprytny, jak myślałem. Na moją niekorzyść na pewno nie przemówiło
jeszcze większe podniesienie się głosu kobiety w pokoju.
- Kogo ty tam
wpuściłeś! – krzyknął Minho. – Do cholery, zaraz będzie tu ochrona, ale za nim
dostane zapasowy zestaw kluczy w środku może stać się coś złego!
Poczułem, jak
klucze w mojej dłoni prawie wypadają mi z uścisku. Minho szybko to zauważył. Schowałem
rękę za siebie. Jeśli do tej pory Minho był zły to teraz dopiero się wkurzył.
- Taemin –
syknął stanowczo. – Oddaj mi te klucze.
Pokręciłem
głową.
- Taemin. –
ruszył w moim kierunku.
Był wyższy i
silniejszy niż ja. Nie mogłem się z nim mierzyć siłą. Postanowiłem więc ruszyć głową.
Czego Minho mi nie zrobi... Klucze wylądowały w moich bokserkach. Minho
zatrzymał się i otworzył z niedowierzaniem usta.
- Myślisz – syknął.
- Doprawdy, naprawdę myślisz, że ich
stamtąd nie wyciągnę?
Usłyszeliśmy
płacz i w tej samej chwili Minho ruszył na mnie, łapiąc za nadgarstek.
Próbowałem się wyrwać jednym szybkim szarpnięciem, ale moja siła sprawiła
tylko, że prawie na niego wpadłem. Odskoczyłem, jak oparzony. Całą siłą zapaprałem
się butami o powietrznie holu, ale w efekcie ślizgając się, zjechałem do
pozycji siedzącej.
- Taemin, co ty wprawiasz!
Chciał mnie
podnieść, ale tym razem moja masa ciał okazała się lepiej rozkładać na ziemi i
nie miał już takiej prostej możliwości podniesienia mnie. Zacisnął usta i za
nim się obejrzałem siedział na mnie okrakiem, przyciskając moje nadgarstki do
ziemi.
- Wyciągniesz
te klucze czy nie? – spytał, ale nie aby grać na zwłokę. To było ultimatum, a
jego oczy mówiły mi, że jeśli tego nie zrobię weźmie klucze siłą.
- Nie -
wydusiłem.
Jego usta
zacisnęły się, a on przez ułamek sekundy się zawahał. Przez ułamek sekundy widziałem
w jego tęczówkach jakąś obawę. Jednak nie była to obawa o złamanie swoich zasad,
a zaskakująco, obawa przed przekroczeniem mojej własnej granicy. Po tej
sekundzie puścił moje nadgarstki i zaczął rozpinać moją koszulę, a właściwe
rozrywać, wyciągając ją ze szlufek moich spodni. Kilka guzików potoczyło się po
podłodze, moje palce znalazły się na jego klatce piersiowej. Chciałem go odepchnąć,
ale moje ręce były tak wiotkie, że nawet go nie ruszyłem. Klamra od paska
świsnęła mi przed oczami, a ja zamarłem. Złapałem go za rękę, a on wykrzyknął.
- Dlaczego tak
bardzo nie chcesz dać mi tego klucza!?
Niespodziewanie
nasze oczy się spotkały, a on zastygł. Jego dłonie pozostały na moim rozporku,
a oddech przestał napędzać poruszające się w powietrzu cząsteczki atomów.
Dlaczego to
robiłem? Bo chciałem zobaczyć miłość. To było łatwe. Odpowiedź była łatwa.
Tylko cholerne wypowiedzenie jej na głos było trudne. Zadrżałem. Jego oczy się
rozszerzył.
Dopiero po
niekończącej się minucie miałem wrażenie, że ktoś nacisnął play i świat znowu
ruszył. Spojrzeliśmy za siebie, bo ochrona właśnie dotarła na górę i nie była
sama. Kilkanaście par oczy wpatrywało się w nas z zaskoczonym wyrazem twarzy.
Szczególnie Elizabet wyglądała, jakby nie wierzyła w to co widzi. Faktycznie,
wyglądaliśmy dziwnie w takiej pozycji. Ja do połowy rozebrany i właściwie jak
ofiara gwałtu, a Minho siedzący na mnie i przyciskający mnie do podłogi.
Choi opanował
się pierwszy, podrywając się do góry z zażenowaniem na twarzy. Wyrwał klucz z
ręki jednego z ochroniarzy i popędził z powrotem do drzwi. Od dłuższego czasu
nie słyszeliśmy żadnych odgłosów zza ściany i zacząłem zastanawiać się, jak to
interpretować. Może rzeczywiście źle odczytałem intencje Juna. Zacisnąłem usta
wstając na nogi.
Minho pchnął
energicznie drzwi i naszym oczom ukazała się para wtulonych w siebie ludzi.
Dziewczyna tłumiła lekki szloch w ramionach Juna, a on gładził ją po włosach.
Zapiąłem pasek, przywołując na twarz trochę opanowania, jakbym wcześniej wcale
nie był zdenerwowany i niepewny podjętej w emocjach decyzji.
- Taemin! -
mężczyzna wreszcie nas dostrzegł, a dziewczyna uśmiechnęła się do nas
nieśmiało. - Hana zgodziła się zostać moją żoną!
Zgromadzona
grupa gapiów odetchnęła z ulgą, rozchodząc się i mrucząc coś do siebie, a
kilkoro osób stwierdziło, że przecież nie stało się nic wielkiego. Zapiąłem
kilka pozostałych w mojej koszuli guzików, siląc się na przyjazny uśmiech wobec
Juna, ale Minho, który właśnie wracał do siebie z ataku szoku, zmroził mnie spojrzeniem.
Nie wiem, czy czuł ulgę, że nic się nie stało, ale wyraźnie dobre zakończenie
nie miało dla niego znaczenia i za chwile miał zamiar dać mi niezłą burę.
- Taemin -
powiedziała Hana, ściskając bluzkę dłonią, na której pobłyskiwał pierścionek. -
Dziękuje, że pomogłeś Junowi. Gdyby nie ty, może nigdy byśmy już się nie
spotkali. Jutro miała wyjechać z kraju za granice.
Wzruszyłem
ramionami, aby pokazać, że to nic takiego. Chociaż tak naprawdę, jej szczęśliwe
spojrzenie dziwnie mnie rozgrzewało.
Pożegnaliśmy
się, kiedy wsiadali do samochodu, starając się nie zmoknąć od deszczu.
Usłyszałem głośny grzmot, kiedy zmierzyłem się twarzą w twarz z Elizabet.
Zachmurzone niebo nie przepuszczało ani odrobiny światła.
- Nie masz
żadnych granic moralności - syknęła, a błysk na niebie rozświetlił jej twarz. -
Doigrałeś się. Najlepsze jest to, że sam przyniosłeś mi na tacy powody, aby móc
renegocjować zerwanie umowy, którą zawarłeś z naszym ojcem.
Zagryzłem
wargę i poczułem strach. Kiedy pomagałem Junowi nie sądziłem, że narobię
takiego zamieszania. Tymczasem dostarczyłem kłopotów pracodawcy, a przecież
moim obowiązkiem było zapewnianie mu spokoju i przyjemności. Ukradkiem oka zobaczyłem
Minho. Szukałem w nim jakiejś oznaki, że jak zwykle wstawi się jakoś za mną
przed siostrą. Jednak tym razem jego twarz był zacięta, a on starał się unikać
moje wzroku.
Poczułem atak
paniki. To nie mogło się tak skończyć. Nie mogłem stracić tych pieniędzy. Za
bardzo ich potrzebowałem. Byłem idiotą. Dlaczego nie siedziałem cicho. Dlaczego
musiałem wychylić się z czymś takim. Przed oczami stanęło mi ciemne
pomieszczenie. Klatka, która otaczała mnie przez ostatnie lata mojego życia.
Moje serce uderzyło mocniej i odbiło się echem w tamtych czterech ścianach,
które oplatały pnącza ciemnych kwiatów. To, co tu i teraz, to była moja
ostatnia szansa. Nawet jeśli miałem stracić tu cała resztę honoru, jaka jeszcze
mi pozostała, musiałem to uczynić.
Zacisnąłem
dłonie i wiedziałem już, że nie zostało mi nic poza jednym. Pochyliłem głowę,
zasłaniając oczy włosami, po czym upadłem na kolana, tuż przy nogach Elizabet.
- Błagam -
szepnąłem. - Wybacz mi.
***
Mimo, że nie
taki był mój plan, kolejny raz zerkałem przez szyby na podjazd do hotelu.
Elizabet była bezwzględna. Kazała stać Taeminowi na deszczu aż nie pozwoli mu wejść do środka. Chociaż sam nie byłem lepszy... Czy karanie go w taki
sposób to było jakiejś wyjście?
- Uparty ten
dzieciak - usłyszałem głos jednego z pracowników sprzątających. - Może
powinniście mu już odpuścić? W końcu to
wasz kuzyn.
Spojrzałem na
niego wytracony z zamyślenia. Wyjąłem jedną dłoń z kieszeni spodni i oparłem ją
o szklaną szybę przy wejściu do hotelu.
- Zachował się
bardzo lekkomyślnie.
- Ale wyraźnie
tego żałuje, niech pan popatrzy - powiedział mężczyzna z jakimś rozczuleniem i
popchnął dalej wózek ze środkami czyszczącymi.
Westchnąłem.
To nie było raczej żałowanie, a zwyczajna desperacja w zatrzymaniu umowy. Tylko
skąd w nim aż taka desperacja, która popchnęła go tak głęboko, że żadna pojęcie
dumy nie funkcjonuje już w jego słowniku?
***
Byłem już tak
mokry, że nie robiły mi różnicy kolejne strumienie wody spływające po moim
ciele. Chłód stał się już tylko miarodajnym uczuciem, które dochodziło do mnie
gdzieś z daleka.
- Wejdź do
środka.
Nie odwróciłem
się nawet o milimetr, kiedy Minho stanął kilka kroków ode mnie w miejscu, gdzie
kończyło się zadaszenie.
- Wejdź do
środka - powtórzył spokojnie, ale z naciskiem.
Pokręciłem
głową, a kolejne dawka wody ściekła mi za koszulkę. Lekki podmuch wiatru otarł
się o moje ciało sprawiając, że odruchowo zadrżałem.
- Myślisz, że
jak się tu wykończysz, to będzie dobrą rekompensatą za poniesione przez nas
szkody? - syknął. - Kolejny raz zachowujesz się nierozsądnie.
Pokręciłem
znowu głową, chociaż nie wiem na co tak właściwie odpowiadałem w ten sposób.
Usłyszałem, jak Minho się spina, a następnie wychodzi na deszcze. Złapał mnie
za ramiona i okręcił w swoją stronę. Mokre włosy zatańczyły mi przed oczami, gdy
zostałem zmuszony do spojrzenia mu w oczy. Musiał być naprawdę wściekły, skoro
robił taką scenę przed hotelem. Zacisnąłem usta.
- Przestań -
wyrzuciłem. - Chce odpokutować za to co zrobiłem.
- To zrób to w
mniej idiotyczny sposób! - potrząsną mną ze złością.
- Takie było
moje zadanie i wykonam je do końca.
- Oszalałeś?
Mierzyliśmy
się wzrokiem, kiedy deszcz wzmógł jeszcze bardziej. Uświadomiłem sobie, że
kłócę się z moim pracodawcą, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. Zacisnąłem
dłonie, opuszczając ramiona.
- Proszę, nie
zrywaj umowy - wyjąkałem zaskakując chyba bardziej siebie swoją uległością, niż
jego. Moje usta zadrżały, a on przestał mną potrząsać. - To ty tu rozkazujesz.
Zrobię, co zechce, tylko... proszę...
Minho wyglądał
przez chwile, jakby zastanawiał się o czym właściwie bredzę, aż w końcu na jego
twarz znowu wstąpiła wściekłość.
- Masz racje -
puścił mnie, odchodząc do tyłu kilka kroków. - To ja tu rozkazuje i masz mnie
do cholery słuchać! - zdarzałem słysząc jego nagły, mocny ton głosu. - Więc
zabieraj stąd ten uparty tyłek i właź do środka!
Moje oczy
rozszerzyły się, a usta rozchyliły. Wpatrywał się we mnie, a właściwie
przyciskał do ziemi swoją charyzmatyczną postawą. Byłem szczerze zaskoczony
jego tonem głosu i tym, jak wykorzystał nagle swoją pozycję. Naciągnąłem na
ramie skrawek mokrej bluzy i posłusznie wykonałem to czego ode mnie zażądał.
Czułem się jak pod ostrzałem, idąc do windy. Ściekało ze mnie na podłogę i miałem
wrażenie, że choć było mi zimno, moje ciało było rozpalone. Minho wsiadł ze mną
do windy, a w powietrzu wyczuwałem, że nie zeszły z niego emocje po tym
niespodziewanym użyciu władzy.
Weszliśmy do
pokoju nawet nie zapalając za sobą światła. Światła błyskawic przecinających
niebo błyskały za szybami, a ja stałem jakbym był u niego pierwszy raz.
- Ściągaj te
ciuchy i załóż coś suchego.
Poczułem
lodowaty chłód płynąc z jego głosu. Był zły. Naprawdę zły. Usiadł na kanapie
nawet się do mnie nie odwracając. Dziwne. Było coś ciężkiego do zaakceptowania
w jego postawie, co nagle się we mnie zbudziło. Jednak nic nie mówiąc wykonałem
jego polecenie. Kiedy wróciłem, z luźno rzuconym na włosy ręcznikiem, nadal
wyglądał tak samo. Zacisnąłem usta. Dlaczego to analizowałem? To nie miało
sensu, a rysowało tyle emocji.
- Czego ty ode
mnie oczekujesz Minho? - powiedziałem zaskakując sam siebie, że pytałem o to
tak wprost. - Raz nie chcesz się do mnie zbliżać i przeczekać tę umowę po
prostu nic nie robiąc. Potem chcesz żebym wykonał umowę na takich zasadach, jak
zwykły pracownik, bo nie zamierzasz traktować mnie, jak zabawkę, z którą można
robić co się chce. A teraz nagle chcesz bawić się w mojego pana i sprawdzić ile
twoich rozkazów jestem w stanie wypełnić bez słowa protestu?
- A ty znowu o
tej umowie! - warknął podnosząc się i
obracając w moją stronę.
- Jasne, że
znowu o niej! - również podniosłem głos. - To nie moje wina, że nie wiem czego
ode mnie oczekujesz! Mam prawo czuć się pogubiony, kiedy podpisuje jakiś
papierek, a potem ty wywracasz zasady jego działania do góry nogami!
- Więc czego
chcesz! - krzyknął. - Tego? - zbliżył się. - Mam cię ustawić tak, jak pisze w
tej idiotycznej umowie i wykorzystać tak bardzo, aż nie zostanie w tobie nawet
odrobina godności!?
Zacisnąłem
dłonie.
- Może to
byłoby lepsze niż ciągłe mieszanie mi w głowie!
- Bardzo
proszę! - wykrzyknął. - Chcesz tej umowy!? To będziesz ją miał!
Za nim zdążyłem zrozumieć, że naprawdę
mówi serio, pociągnął mnie z całej siły za nadgarstek, drugą ręką przyciągając
za kark. Jego wargi rozwarły mi usta w momencie, kiedy złapałem ostatni wdech.
Zacisnął palce na mojej skórze, a jego usta zagłębiły się w moich. Bałem się poruszyć
i ledwo zdusiłem piśnięcie, kiedy przycisnął mnie do siebie jeszcze bliżej, a
jego place wplotły się w moje mokre włosy. Nie byłem przygotowany na taki ruch
z jego strony i nie miałem pojęcia co powinienem zrobić. Gdyby to był normalny
klient, bez zadawania pytań oddałbym pocałunek. Jednak to był Minho...
Był dziwnie
ciepły. Nie wiem. Albo ja byłem taki zmarznięty, albo on był taki gorący. Moje
szeroko otwarte oczy powoli zaczęły przysłaniać opadające powieki, a moje nogi
stały się jakieś słabe. Minho chyba to wyczuł, bo nagle jego usta straciły
kontakt z moimi. Miał przyspieszony oddech i spoglądał na mnie z odległości
kilku centymetrów. Nadal ściskał mnie w swoich objęciach.
- Taemin?
Podniosłem wzrok, ale ciało nie
bardzo chciało mnie słuchać. Moje dłoń opadł swobodnie wzdłuż mojego boku, a ja
straciłem kontakt z rzeczywistością.
***
Za oknem nadal
padało, ale burza wydawała się już cichnąć. Usiadłem na brzegu łóżka. Jeszcze
chwile temu był tu lekarz, aby odłączyć kroplówkę od ręki Taemina. Kiedy
zanosiłem go do pokoju był tak lekki i wiotki jak piórko. Doktor stwierdził, że
to przeziębienie, ale Taemin wyglądał na tak wycieńczonego, że postanowił podać
mu dożylnie coś co szybciej go wzmocni.
W
pomieszczeniu panowała ciemność. Spojrzałem na jego twarz. Był blady, a gęste
włosy rozkładały się wokół jego głowy, jak ciemna aureola. Był spokojny. Jego
klatka piersiowa unosiła się regularnie, a zacięty do tej pory wyraz twarzy,
nie miał już w sobie nic ze wściekłości.
Westchnąłem i
oparłem łokieć na udzie. Przeczesałem włosy dłonią, po czym położyłem ją na
czole, zasłaniając sobie oczy zmierzwionymi kosmykami. Co we mnie dzisiaj
wstąpiło? Kim był ten wściekły gość, który używał jakieś chorej władzy i
wyżywał się na niczemu winnym chłopaku? Co gorsza, kim był ten, który go
pocałował?
Nigdy nie
posunąłem się do bawienie kimś, ani wykorzystywania go w sposób, który
przekraczał jego granice. Nie pocałowałbym kogokolwiek, gdziekolwiek, po
jakąkolwiek cholerę nie związaną ze szczerymi uczuciami. Więc co? Zrobiłem to,
bo to coś dla mnie znaczyło? Chciałem go pocałować?
Poza
szczeniackimi czasami szkoły, kiedy to razem z Jonghyunem próbowaliśmy różnych
rzeczy, jak to niemądre, rozpieszczone dzieciaki z bogatej rodziny, nie
myślałem nawet o całowaniu z chłopakiem.
***
Zbudziło mnie
światło zza okien. Nie wiem, jak znalazłem się w swoim pokoju, ale czułem, że
nie jestem w nim sam. Spojrzałem na Minho, który siedział obok mnie, opierając
się plecami o ramę łóżka. Kiedy powoli otworzył oczy nasze spojrzenia się
spotkały. Nasz pocałunek z wczorajszego wieczora wrócił do mnie, powoli, klatka
po klatka. Po jego spojrzeniu wiedziałem, że on także pamiętał go tak intensywnie,
jak ja. Promienie wschodzącego słońca przedzierały się przez szklane okna,
rozświetlając jego twarz.
Było jakoś
inaczej między nami, a ja czułem się jakoś bezpieczniej. Pierwszy raz od bardzo
długiego czasu, czułem się spokojnie. Ten stan, który mnie owładną pociągał za
dawno nie używane sznureczki w mojej głowie. Przewróciłem się na bok w jego
stronę. Wyciągnąłem rękę spod kołdry i powoli położyłem ją na jego klatce
piersiowej. Przesunąłem dłonią po idealnie wyprasowanej koszuli. Musiał się
przebrać po wczorajszej ulewie. Jego ciało spięło się w odezwie na mój dotyk,
ale mnie nie odepchnął. Westchnąłem, czując się jeszcze trochę niewyraźnie.
Pociągnąłem go za skrawek marynarki, a ona posłusznie opuścił się trochę w dół,
opierając na łokciu. Nasze spojrzenia ponownie się napotkały. Moje palce powędrowały
pod jego marynarkę. Przejechałem nimi po jego plecach, czując jak jego ciało
było ciepłe. Pachniał, jak dobrze zarabiający mężczyzna. Jego zapach był
jednocześnie intensywny i wyszukany. Przysunąłem się do niego bliżej, a moja
dłoń wróciła na jego klatkę piersiową. Owinąłem sobie wokół dłoni jego krawat i
pociągnąłem go za niego, tak że teraz nasze usta znajdowały się tuż na przeciw
siebie. Moje ciśnienie zaczęło wzrastać. Nie podejrzewałem, że będę dobrowolnie
pragną seksu z klientem. Nachylał się nade mną, a spod wachlarza jego ciemnych
rzęs wyczytałem, że on także jest rozpalony. To było poranne, nieco leniwe
porządnie, jak rozbudzanie się po długim śnie. Jakby przez przymknięte okna, w
świeci trochę na jawie, a jeszcze trochę w marzeniach, dotknąłem moimi ustami
jego. Przechyliłem głowę i delikatnie pogłębiłem pocałunek, zagłębiając się w
jego ciepłe wnętrze. Prawie przerwałem, kiedy niespodziewanie poczułem jego
rękę na moich plecach. Zagarnął mnie do siebie, zjeżdżając palcami coraz niżej.
Oddał pocałunek, stopniowo przejmując inicjatywę. Jego język przesunął się po
moim rozpalając moje pożądanie.
Było mi zbyt
dobrze. Przez to uczucie, w tamtym momencie nie czułem się tak, jakbym
sprzedawał swoje ciało, ale jakby to była zwyczajna randka między dwojgiem
ludzi, która skończyła się w łóżku. Jego dłonie powędrowały pod moją koszulkę,
delikatnie pieszcząc moje ciało. Ustami zjechał wzdłuż mojej żuchwy, schodząc
na moją szyje. Odchyliłem lekko głowę, pozwalając mu znaczyć językiem mokre
ślady na mojej skórze. Między nogami czułem, jak jego penis zaczyna na mnie
napierać. Przyciągnąłem go do siebie za pasek spodni, wciskając moje udo między
jego nogi. Kiedy to zrobiłem, uścisk Minho wzmocnił się, a palce powędrowały w
dół moich pleców. Jego dłonie wślizgnęły się pod materiał moich spodni dresowych
i zacisnęły na pośladkach. Westchnąłem, przygryzając wargę.
Jakieś słowa
chciały wpłynąć na moje usta, kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Najprawdopodobniej
codzienna porcja śniadania przyjechała dzisiaj wcześniej. Minho zastygł
uspokajając oddech, a kiedy nasze oczy się spotkały poczułem się spięty. Spięty
tym, jak na mnie patrzy. To nie było takie spojrzenie, które widywałem w oczach
podnieconych gości. To było coś więcej, coś innego, coś co dawało mglistą
nadzieję na to, że ktoś patrzy na mnie, a nie przeze mnie...