Tak dawno mnie tu nie było, że ścieram właśnie kurz z ostatniego posta. Prawda jest taka (i to nie ściema), że z jednej strony miałam dużo rzeczy na głowie, ale z drugiej nie miałam też po prostu weny. Dajcie mi znać i napiszcie: czy powinnam pisać tu dalej?
#waszaokropna
Anna
wtorek, 6 października 2015
poniedziałek, 9 lutego 2015
Nie zauważyłeś jeszcze, że idąc za mną, podążasz do ciemności?
Drogi Nieznajomy
Mógłbym
skrzywdzić cię na tyle różnych sposobów...
Uważaj!
Zaczynając
od czegoś delikatnego, jak moje place wędrujące po linii twojego gardła. Twoje
skóra jest zawsze taka mleczno-biała, tak przeźroczysta, tak łatwo jest
zostawić na niej swoje ślady...
Pocałunki...
Pomijając
coś pośredniego i przechodząc do czegoś mocnego. Co cię spali. Tak łatwo byłoby
ci spłonąć. Zbyt wiele widziałeś. Na zbyt wiele nie mogłeś liczyć. To się nie
wyklucza. Byłeś i jednocześnie nie było nikogo obok.
Tylko ja.
Miecz,
który ma cię zetnąć. Ostrze, które ma przeszyć twoje serce. Ciemność, która ma
cię pochłonąć i ciepło, które rozgrzane do granic możliwości, wypali w końcu
granicę między pragnieniem i powinnością.
Uważaj. Pocałunek, to ja.
N.
***
Zostawił mnie
w ciepłym łóżku, wychodząc z pokoju. Czułem frustrację. Nie dlatego, że mnie
zostawił. Wiedziałem, że nie będzie zachowywał się jak którykolwiek z moich
dotychczasowych klientów. Jednak rozbudził mnie na tyle, że chociaż nie
chciałem tego przyznać, pragnąłem aby skończył to co zaczął.
- To było nie fair Minho -
rzuciłem sam do siebie.
Odrzuciłem kołdrę i poszedłem do
łazienki. Zimny prysznic ostudził moje ciało, ale nie myśli. Nie lubiłem Minho
w ten sposób. Mimo to, był pierwszym naprawdę przystojnym chłopakiem, z którym
miałem możliwość wejścia w intymną relację. Byłem gotowy przymknąć nawet oko na
swoje dziwkarskie wyrzuty sumienia i poddać się w pełni emocjom. Świat by się
nie skończył. Nie obchodziła mnie nawet jego opinia na mój temat. Mógł to
skończyć.
- Faceci... - prychnąłem,
opuszczając się wolno po kafelkach.
***
Tego dnia zjedliśmy
razem z Jonghyunem obiad i wydawało mi się, że wreszcie zaczyna być między nami
jak zwykle. Poczułem się lepiej, że mogę zrzucić z siebie ciężar panującego
miedzy nami dystansu.
- Wiesz - zacząłem nieśmiało,
kiedy wracaliśmy samochodem do jego domu - za 15 dni kończę 18 lat.
- Pamiętam - powiedział
obdarzając mnie łagodnym spojrzeniem. - Jak chciałbyś spędzić ten dzień?
Skuliłem ramiona do środka, układając
wargi w niepewnym uśmiechu. Mógłbym zwyczajnie siedzieć przy nim i milczeć, a
to już byłoby tak wiele.
- Cokolwiek, wszystko będzie
fajne.
Zauważyłem kątem oka, że na mnie
zerka. Jego ciemne, nieco zwężone spojrzenie, było nieodgadnione. Przeniósł
wzrok z powrotem na jezdnię, wyraźnie nad czymś myśląc.
- Powinieneś mieć więcej znajomych - rzucił
niespodziewanie.
Zaskoczył mnie. Miły,
niezobowiązujący wieczór, chyba się skończył. Zacisnąłem lekko usta z
bezsilności jaka mnie ogarnęła.
- Wiesz dlaczego ich nie mam.
- Tym bardziej powinieneś.
Był nieustępliwy. Wyczułem nawet w
jego głosie jakiś nacisk.
- Nie dbam o to. Poza tym z nikim
nie dogaduje się tak... - jak z tobą pomyślałam.
Szybko pożałowałem swojej
lekkomyślności. Wyraz jego twarzy się zmienił. Wrzucił kierunkowskaz i zjechał
na pobocze mostu. Zgasił silnik, po czym wyszedł z samochodu. Czymś go
zdenerwowałem? Spojrzałem ostrożnie za szybę na ciemną sylwetkę na tle rzeki. W
końcu poszedłem za jego przykładem i opuściłem auto.
Most toną w
wiosennej, wieczornej, mgle. Za nami szumiał ruch ulicy, nieco cichnący w
powietrzu, kiedy stało się tuż przy samych barierkach.
- Nie jestem dobrą osobą, Kibum.
Zrobiło mi się chłodno, kiedy to powiedział.
Nie rozumiałem dlaczego myślał o sobie w ten sposób. Przecież nigdy nie
widziałem żeby zrobił cokolwiek złego.
- To nie prawda - zaprzeczyłem
jego słowom. - Wiem, kim jesteś.
- Widzisz to, co chcesz widzieć.
Pokręciłem głową.
- Jesteś tajemniczy, ale nie
jesteś złą osobą.
Kącik jego ust lekko drgnął, co
było niecodzienną sytuacją, bo Jonghyun prawie nigdy się nie uśmiechał. Jednak
był to gorzki wyraz twarzy, nie było w nim nic z radości. Przeniósł na mnie
spojrzenie, nie odwracając twarzy od widoku rozciągającej się przed nim tafli
wody.
- Gdybyś mógł widzieć przez mgłę,
nie stałbyś tu ze mną tak spokojnie.
Zrobiło się zimno. Spuściłem
wzrok.
- Chcesz mnie przestraszyć? -
szepnąłem.
Wypuściłem z ust powietrze,
ogrzewając podmuch wiatru, który opłyną moją twarz. Minęła dłuższa chwila za
nim zobaczyłem drugą parę butów na przeciw moich. Poczułem chłodne dłonie na
moim policzku. Uniósł mój podbródek, przesuwając palcami po jego linii aż po
szyje, a kiedy nimi wracał oparł kciuk na mojej żuchwie. Zmusił mnie do
spojrzenia w jego oczy.
- Nie ważne jak bardzo możesz na
kimś polegać, nigdy nie powierzaj mu się do końca - powiedział poważnie, oschle,
obiektywnie. - Szczególnie mi, Kibum. Nigdy nie pozwól mi być bliżej niż kilka
kroków za tobą.
- Nie rozumiem - wyjęczałem.
Mieszał mi w głowie. Czułem nawet
w ustach smak niepokoju.
- Nie musisz się w to zagłębiać,
po prostu mi to obiecaj.
- Co to za dziwna odległość? -
spytałem nieśmiało.
- To będzie odpowiednia
odległość, abyś był na wyciągnięcie ręki, kiedy będziesz w potrzebie. Ale
wystarczająca, aby nigdy nie móc dosięgnąć cię całego.
Moje serce przeszył lód. Opuściłem
głowę. Dlaczego to mówisz Jonghyun? To bolesne, bo ja właśnie chciałem być jak
najbliżej ciebie. Tymczasem pomimo tego, że jesteś teraz tak blisko, jak nigdy
i dzieli nas tylko jedna ściana, mam wrażenie, że im bliżej cię mam, tym więcej
kroków musze przejść, aby pewnego dnia stanąć tuż na przeciw ciebie.
Schował dłonie
do kieszeni i odwrócił się, aby odejść w stronę samochodu, a mnie aż ścisnęło w
piersi. Pchnięty tym uczuciem, jak niepoczytalny idący przez otaczającą nas
mgłę, złapałem go za tył płaszcza, aby sekundę później oprzeć swoje czoło o
jego plecy. Zamknąłem palce na materiale okrycia, zastanawiając się jak długo
zajmie Jonghyunowi rozprostowanie ich z tego uścisku. Wieczorny chłód ocierał
się o moje policzki, przepływając w szparze między mną, a nim.
- Proszę -
szepnąłem - nie każ mi się trzymać od ciebie z daleka.
Milczał. Wiedziałem, że nie ma
pojęcia jak odpowiedzieć na moje słowa. Chciałem za dużo, zbyt wiele. Poczułem
jego dłoń na mojej. Na moment zatrzymała się, ale to trwało jedynie sekundę. Odsunął
moją rękę i obrócił się wolno w moją stronę. Nie byłem w stanie spojrzeć mu w
oczy, ale zmusił mnie do tego. W jego spojrzeniu widziałam dziwną ciemność i
pierwszy raz, od kiedy go spotkałem, spoglądał na mnie nieprzyjaźnie.
- Dałbym ci wszystko, o co byś
poprosił. Otworzyłbym przed tobą drzwi do najtrudniej dostępnych miejsc, gdybyś
tylko tego chciał. Zmusiłbym tę ulicę za nami żeby milczała, gdyby jej odgłosy
burzył twój spokój. Jednak jeśli pokazałbym ci to, co tłoczy się w moim umyśle,
musiałbym odsunąć się od ciebie na tysiąc kroków dalej niż te kilka, które mogę
mieć teraz od ciebie.
Skuliłem się opuszczając ponownie
wzrok. Zagryzłem na chwile wargę, czując jak przewierca mnie swoim spojrzeniem.
Chciał żebym odpowiedział, że rozumiem. Mimo to słowa tak bardzo nie chciały
płynąć z moich ust.
- Więc uwierz mi i pozwól trzymać
się tak daleko i tak blisko ciebie, jak długo to będzie właściwe.
- Rozumiem - wyszeptałem.
Wypowiedzenie tego było dla mnie
jak nóż wbity w serce. Nie rozumiałem.
***
- Elizabet?
Wychodziłam właśnie z windy,
kiedy usłyszałam jak ktoś wymawia moje imię. Odwróciłam się i spostrzegłam Song
Ji Eun, koleżankę z liceum. Była ubrana w czerwoną sukienkę, a jej usta były
podkreślone dodatkowo tym samym kolorem szminki. Postarałam się zapanować nad
wspomnieniami z liceum, które przywołała mi jej twarz i uśmiechnęłam
najzupełniej normalnie jak umiałam.
- Cześć - rzuciłam.
- Kto by pomyślał - oparła ręce
na biodrach. - No tak. Przecież to hotel twojego ojca.
W jej głosie wyczułam pogardę,
ale nie dałam się sprowokować.
- Nie żyje.
- A tak, coś słyszałam -
wzruszyła ramionami. - Ale w sumie i tak byłaś bardziej związana z matką.
Zacisnęłam lekko usta,
wypuszczając jednak szybko napięcie.
- Przepraszam, ale wzywają mnie
obowiązki. Życzę miłego pobytu w naszym hotelu.
Chciałam już odejść, ale mnie
zatrzymała.
- Będzie miły, mamy z mężem
rocznicę. Z Yong Jun - dodała specjalnie, chociaż dobrze wiedziałam.
- Gratulacje.
Odwróciłam się, ale odchodząc
usłyszałam jeszcze za plecami:
- Dziwaczka jak zwykle.
***
- Jesteś spięty.
Ocknąłem się na dźwięk słów Onew.
- Minho?
Potrząsnąłem głową.
- Tak... co miałem zrobić?
Chłopak uśmiechnął się w swoim
stylu i pewnie gdyby była tu Elizabet, nieźle by się teraz zdenerwowała.
- Onew - wyrzuciłem, próbując
sensownie utworzyć swoje pytanie - czy zrobiłeś kiedyś coś, czego byś się nigdy
po sobie nie spodziewał?
- Nie - pokręcił głową - ale zrobiłem
kiedyś coś czego nie powinienem, ale myślę, że to dosyć podobne wewnętrzne
uczucie.
- Sam nie wiem, co się ostatnio
ze mną dzieje. Chyba zbyt wiele rzeczy spadło mi na głowę.
- Masz prawo być zdezorientowany.
Każdy by był na twoim miejscu.
- Inwestorzy oczekują, że
przyniosę hotelowi powiew świeżości, ale sam nie wiem, czy jestem w stanie
zapanować nad tym chaosem.
- Przecież nie jesteś sam -
przypomniał.
Westchnąłem.
- To chyba nawet gorzej. Gdybym
był sam, nie wahałbym się, że mogę stracić wszystko, podążając niewłaściwą
drogą. Tymczasem, każdy mój wybór, może okazać się tylko samolubną ucieczką od
właściwego postępowania.
- Czasem warto na chwile zagubić
się w swoich osobistych ciemnościach, aby znaleźć ten właściwy wybór.
Uśmiechnąłem się odpychając od
lady. Rzuciłem oko na salę, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Po czym
wyszedłem z restauracji.
***
Przesiedziałem
cały dzień w pokoju. Najwyraźniej Minho nie miał dla mnie dzisiaj żadnego
zadania do wykonania w hotelu. Być może było to spowodowane moim wczorajszym,
idiotycznym zachowaniem. Albo naszym dzisiejszym porannym pocałunkiem. Czy
wspomniałem już jakie to wszystko pokręcone?
Dlaczego to
tak się popieprzyło? To miała być zwykła umowa. Ojciec Minho był
odpowiedzialnym, starszym panem, który nigdy nie wrobiłby mnie w taką huśtawkę
nastrojów i sytuacji. Trzymałby się zwyczajnie planu. Nienormalnego, ale planu.
A teraz
siedziałem na wielkiej kanapie w salonie hotelowego apartamentu. Wściekły do
granic możliwości. Zdeterminowany, by przywrócić ład w tym chaosie. Miałem już
wystarczająco ciężkie życie, żeby jeszcze on przyprawiał mnie o problemy.
Kiedy
usłyszałem jak wchodzi, oplotłem ręce wokół podciągniętych nóg, chowając brodę.
- Rozumiem, że unikasz mnie
teraz, ponieważ wstydzisz się tego, że dałeś się ponieść podnieceniu
seksualnemu wobec chłopaka - rzuciłem oschle.
Usłyszałem jak idzie w moją
stronę.
- To nie tak.
- A jak?
- Jesteś... byłeś - poprawił się
- z moim ojcem. To dziwne, pokręcone.
Oparł się o przeciwległą ścianę.
- Jesteście bardzo podobni - rzuciłem
nagle, a jego oczy zrobiły się większe i zrozumiałem, że raczej nie chciał tego
usłyszeć z moich ust. - Zgaduje, że nie chcesz tego słuchać.
- To popieprzone, wybacz. Nie
chodzi o to, że mam coś do ciebie. Po prostu, nie ważne, kto by to był, czułbym
się źle przez samą sytuacje.
- Nie wybiera się dziwki dla
swojego ojca.
- Dlaczego nagle się tak
nazywasz, skoro powiedziałem, że to nie ma znaczenia?
Poczułem ukucie w sercu, kiedy to
powiedział. Minho naprawdę był jakiś nienormalny. Kto na jego miejscu mówiłby
takie rzeczy? Powinien mnie nienawidzić, czy coś, chociaż okazać jakieś
negatywne emocje. Tymczasem on traktował mnie jak kogoś, kto wcale nie jest zły
i nie przyszedł wyciągnąć z niego pieniędzy żerując na rodzinie, która dopiero
co straciła ojca. Nawet nie zapytał mnie, po co mi te pieniądze.
- A ja nie czuje się komfortowo,
kiedy rozmawiasz ze mną, jak ze swoim przyjacielem. Przeleć mnie, albo
zwyzywaj. Ale nie rozmawiaj ze mną tak, jakbym ci współczuł.
- Myślisz, że to coś zmieni,
kiedy zacznę się na tobie wyładowywać?
- Wczoraj, kiedy mnie pocałowałeś
raczej nie miałeś żadnych oporów.
Odwrócił twarz.
- Nie potrafiłbym zwyczajnie
uprawiać z tobą seks, tak jakby to nic nie znaczyło.
- Przecież nie każe ci mnie
kochać.
- Dlaczego starasz się ciągle mnie
prowokować?
Zacisnąłem dłonie. Nie powinienem
bronić się swoimi uczuciami, bo one nie miały w tym układzie niczego znaczyć.
Jednak przez jego bezpośredniość, nie potrafiłem inaczej.
- Myślisz, że jesteś jedynym,
który nie potrafi odnaleźć się w tej sytuacji? - syknąłem. - Nie wierze, że
używasz penisa do gadania. W końcu każdy facet, nawet najbardziej oporny, ulega
swoim potrzebom.
- Daje się ponieść emocjom, ale
nie robie tego, bo chce sobie ulżyć na pierwszym lepszym...
- Och, zamknij się.
Podniosłem się raptownie z kanapy
i szybko przemierzyłem odległość miedzy nami. Pociągnąłem go za brzeg marynarki
i rozchyliłem jego usta językiem. Widziałem przez chwile jego oczy, ale szybko
przymknąłem swoje, żeby w mojej głowie nie odbijało się jego ostatnie
wypowiedziane do mnie zdanie. Szybkim gestem rozpiąłem pasek w jego spodniach i
pociągnąłem za zamek w rozporku. Poczułem jego dłonie na swoich, ale odtrąciłem
je i pogłębiłem pocałunek. Kilka guzików potoczyło się po podłodze, kiedy
rozpinałem jego koszulę. Oderwałem się od jego ust i zjechałem nimi wzdłuż
żuchwy na szyje, delikatnie przygryzając skórę. Jego penis naparł na mój
brzuch, a ja przejechałem językiem po klatce piersiowej.
- Taemin - powiedział tym swoim
delikatnym głosem, co doprowadzało mnie do szału.
- Przeleć mnie do cholery -
wydyszałem w jego szyje. - Nie myśl, tylko to zrób.
- Musisz mnie złamać żeby coś
sobie udowodnić?
Zamarłem, kiedy to powiedział. W
pokoju panowała cisza, przerwana moim przyspieszonym oddechem. Zacisnąłem
dłonie na materiale jego koszuli. Pieprzył. Nie musze nic sobie udowadniać.
Oderwałem się od niego i zrobiłem kilka kroków do tyłu.
- Wyjaśnijmy coś sobie -
powiedziałem, ściągając przez głowę koszulkę. Pozostałem w podkoszulku na
ramiączkach. - Nie będę biegał za tobą żebyśmy uprawiali seks, tak jak jest
napisane w tej umówię - wbiłem w niego swoje pewnie siebie spojrzenie. - Nie
dlatego, że chcę zerwać ten kontrakt, albo że mi na nim nie zależy - wyglądał
na zaskoczonego, ale nie przerwałem - ale dlatego, że ty już mnie pragniesz,
Minho.
Otworzył usta, ale ja tylko
zerknąłem na niego ostatni raz przez ramię i ruszyłem przed siebie. Starałem
się nie pokazać po sobie zdenerwowania i nie zaciskać dłoni. Chciałem zostawić
go po prostu tak sfrustrowanego, jak czułem się ja.
Niespodziewanie
poczułem szarpnięcie do tyłu. Moje oczy rozszerzyły się, kiedy leciałem do
tyłu. Minho zacisnął swoją dłoń na moim nadgarstku, a drugą przycisnął mnie do
siebie, przywierając do mnie od tyłu. Moje serce zaczęło walić nagle jak
szalone. Czy ja się teraz bałem?
- Cholera, Taemin - owiał mój
kark swoim oddechem. Zadrżałem. - Nie obchodzi mnie kim jesteś. Wystarczy, że
będziesz - odchylił moją głowę do tyłu, tak że spoczęła na jego ramieniu, a
jego place znalazły się pod moją koszulką. Straciłem kontrolę nad sytuację.
Poczułem przeszywającą, obezwładniającą, dezorientację. - Masz rację, jesteś
niemożliwie pociągający - przesunął dłonią wzdłuż mojej klatki piersiowej,
przyprawiając mnie o kolejny dreszcz. - Chce tylko, żebyś wiedział, że to co
teraz zrobię, nie ma nic wspólnego z twoim ciałem. Ani z tym jak się ruszasz. Jak
pachniesz - puścił mój nadgarstek i wjechał opuszkami, aż do mojej blizny. - Chce
ciebie, bo jesteś najbardziej delikatną i skrzywdzoną osobą, jaką kiedykolwiek
spotkałem.
W tej chwili kompletnie straciłem
poczucie stabilności. Miałam wrażenie, że mój błędnik właśnie został wyłączony,
a ja nie potrafię już ustać na nogach. Co on właśnie powiedział? Dlaczego? Skąd
nagle te słowa? Miał mnie tylko przelecieć, a nie wypalać z czymś tak
bezsensownym!
Przerwał moje
myśli, obracając mnie w swoją stronę, przyprawiając mnie o kolejny zawrót
głowy. Kiedy nasze oczy się spotkały wpadłem w panikę. Nie byłem przygotowany
na coś takiego, więc moja reakcja była całkowicie spontaniczna.
- Pierwszy raz wyglądasz tak
naturalnie - uśmiechnął się, a ja prawie się przewróciłem z zażenowania. - Więc
jednak można wyprowadzić cię z równowagi. Jakie to uczucie, kiedy to ty jesteś
testowany?
Nie zdążyłem popaść w jeszcze
większe zaskoczenie, bo jego usta już otwierały moje. Po moim kręgosłupie
przebiegł zimny prąd. Pozbieraj się Taemin!
Naparł na
mnie, podtrzymując moje rozmiękczone ciało i skierował nas do swojego pokoju.
Kiedy moje plecy zetknęły się z materiałem jego drogiej, aksamitnej pościeli, a
on spoglądał na mnie z góry, rozwiązując krawat, włączyły się nagle wszystkie
moje kompleksy. Dlaczego teraz zacząłem myśleć o moich bliznach? Nigdy
wcześniej nie myślałem o nich w łóżku.
Rozpiął do końca
koszule, którą prawie rozerwałem chwile wcześniej i moim oczom ukazało się jego
wyrzeźbione, ciemniejsze niż moje, ciało. Oprał się ręką po mojej prawej
stronie, a ja przywróciłem na twarz swoją zaciętość.
- Potrafisz być taki wkurzający.
Uśmiechnął się. Chciałem
wyciągnąć do niego dłoń, ale przygwoździł mi ją do łóżka.
- Nie - powiedział. - To ja będę
cię dotykał.
Pochylił się i delikatnie
pocałował moje ramie. Przysięgam, czułem ten pocałunek chyba w samych
koniuszkach moich placów. Nie rozumiałem, dlaczego jestem taki wrażliwy.
Przerwa w seksie musiała sprawić, że moje ciało reagowało na nawet najmniejszy
dotyk. Ugryzłem się w język, aby nic nie powiedzieć, chociaż jego wzrok
błądzący po mojej skórze, przyprawiał mnie o niepewność i zdenerwowanie.
Do swoich
pocałunków dołączył język, sunąc nim wzdłuż mojej klatki piersiowej,
gdzieniegdzie zatrzymując się na dłużej. Palce, które zaciskały się na moim
nadgarstku, splotły się teraz z moją dłonią, delikatnie ją pieszcząc. Cholera,
nigdy nie uprawiałem takiego seksu. Nie miałem pojęcia, jak mam zareagować. Oszołomienie
przykrywało mi przez chwile nawet uczucie podniecenia, ponieważ byłem skupiony
wyłącznie na rozszyfrowywaniu tego, co on teraz robi. Dotarło do mnie dopiero,
kiedy jego pocałunki znalazły się na linii moich bokserek.
Z moich ust
wydarł się niekontrolowany dźwięk, jak wtedy, kiedy ktoś wyrywa cię z
zamyślenia, przystawiając do twojego karku zimny napój. Wolną ręką zasłoniłem
usta, odwracając twarz na bok. Minho przesunął nosem po mojej szyi i czułem, że
się uśmiecha.
- Podobało ci się to? -
spytał, a kiedy uparcie milczałem, dotknął dłonią mojego penisa przez materiał
bokserek. Chyba się zarumieniłem, ale zasłonięty ręką nie dałem mu możliwości
zauważenia tego. Masował moje kroczę przez dłuższą chwilę i ocierał się
delikatnie swoim penisem o mojego. Odgarnął moją rękę i nasze usta ponownie się
spotkały. Przesuwał językiem wzdłuż mojego, równocześnie napierając na mnie
swoim ciałem.
Myślałem, że
nie będę wstanie dostatecznie się podniecić po czymś takim, mimo to myliłem
się. Było to jednak bolesne uczucie, któremu towarzyszył ucisk w klatce
piersiowej - zaskoczenie, zażenowanie i strach.
- Nie wiem, czy zrobię to
właściwie - szepnął tuż przy moich ustach, kiedy obracał mnie na brzuch - powiedz
mi jeśli to będzie boleć.
Pozbył się naszej bielizny i
pocałował mnie w ramię, zaciągając się zapachem mojego ciała. Następnie
przejechał dłonią po moich pośladkach i włożył w moje wnętrze swoje palce.
Rozciągał mnie długo i intensywnie, naprawdę intensywnie, bo po pewnym czasie
rozpłynąłem się pod tym dotykiem, samemu nabijając na jego dłoń. Byłem
pobudzony chyba nawet w najmniejszym skrawku moje ciało, a kiedy jego wolna
ręka zaczęła pieścić moje sutki, ukryłem buzię w poduszce, aby nie zacząć jęczeć.
Miałem wrażenie, że robimy to już od paru godzin, a nie minut.
Minho wyjął ze
mnie swoje place i słyszałem, jak nakłada prezerwatywę. Powoli nachylił się
nade mną, unosząc moje biodra. Wszedł we mnie tylko do połowy, sprawdzając moją
reakcję.
- W porządku? - spytał tuż przy
moim uchu. Kolejny raz poczułem irytację. Cholerny Minho. Jasne, że nie czuje
bólu skoro tak długo i cierpliwie przygotowywałeś mnie do tego.
Pokręciłem
głową, a on zaczął poruszać się we mnie co raz szybciej. Byłem już tak rozpalony,
że pragnąłem jak diabli, żeby wreszcie uwolnił mnie od tego odurzającego
uczucia. Moje spełnienia nadeszło w momencie, kiedy do swoich pchnięć dodał
palce, spacerujące wzdłuż mojego penisa. Ręce się pode mną załamały, ale
przynajmniej mogłem wreszcie zacząć myśleć racjonalnie. Minho doszedł chwilę po
mnie.
Wysunął się ze
mnie ostrożnie - dżentelmen do końca - i opadł obok mnie. Włosy zasłaniały mi
lekko twarz, a oddech powoli się uspokajał. Mimo, że nadal czułem się
zdezorientowany tą sytuacją między nami, a właściwie sposobem w jaki się ona
potoczyła, miałem doświadczenie w opanowywaniu emocji.
- Jeśli po tym znowu zamierzasz
mnie unikać, to czeka mnie wyczerpująca, kolejna część miesiąca.
Podniósł się i kątem oka
zauważyłem, że się uśmiecha.
- Nie zamierzam - powiedział i
spojrzał na mnie zza zmierzwionych włosów. - Dziękuję.
Zaskoczył mnie tym podziękowaniem
ostatni raz tego dnia, po czym zniknął za drzwiami łazienki, a ja zakopałem się
w pościeli, czując że od tej pory będzie coraz trudniej.
***
W nocy była
burza. Bardzo mocna burza. Kiedy byłem mały bardzo się jej bałem. Ciężkie,
marmurowe ściany sierocińca, oblewały się wtedy strasznymi wzorami
rozbłyskującymi nad moja głową.
Z biegiem
czasu burza stała się w pewnym stopniu czymś w rodzaju elementu stabilności.
Rosłem, a burza zawsze wracała tak samo, każdego roku. Wiedziałem, że nie
zniknie i to było jakieś potwierdzenie, że istnieją rzeczy stałe, że nie zawsze
wszystko przemija i odchodzi w zapomnienie. A mimo wszystko czaił się w niej
strach. Jonghyun był dla mnie trochę jak ta burza. Wiedziałem, że zawsze wróci,
jednak towarzyszyła mu od zawsze ciemna, tajemnicza aura. Chociaż nie był taki
od zawsze...
10 lat wcześniej.
Wczorajszy
dzień obfitował w opady śniegu, ale przyniósł ze sobą słoneczny wschód słońca.
Lubię, kiedy jest ciepło. Ciemne mury sierocińca sprawiały, że nawet w gorące
dni w środku panowało zimno. Dlatego przyjemnie było wyjść na podwórko, kiedy
jasne promyki przenikały moje policzki.
Poczułem, że
ktoś mi się przygląda. Od razu uśmiechnąłem się szerzej i pomachałem chłopakowi
przy bramie. Zareagował na moje powitanie z dystansem i wglądał, jakby czegoś
się obawiał. Zignorowałem jego wahanie i podbiegłem pod bramę.
- Cześć -
rzuciłem przyjaźnie.
Milczał i miałem wrażenie, że nie
wie, jak powinien się ze mną przywitać.
- Nie jesteś potłuczony po
wczorajszym? - spytałem, poprawiając opadającą mi na oczy czapkę.
Kiedy przypomniałem mu wieczorny
wypadek, wyraźnie się obudził.
- Ja... - wybełkotał. - Chciałem
ci podziękować za to, że mnie uratowałeś...
Uśmiechnąłem się, okrążając go
dookoła. Spojrzał na mnie zdezorientowany i prawie obrócił się razem ze mną.
- Nie dziękuj - powiedziałem i
zmieniłem temat zainteresowany jego kurtkę. - Masz taką puchatą kurtkę! To musi
być niesamowite opatulić się takim puchem!
Chłopak najpierw otworzył szerzej
oczy, a potem nagle posmutniał.
- Dlaczego ty się wcale nie
uśmiechasz? - spytałem, zaskoczony jego ciągle posępną miną. - Nie potrafisz?
Okrążyłem go i stanąłem za jego
plecami, kładąc dłonie na jego rękach. Spojrzałem do góry, patrząc na jego
twarz z boku. Nie wiedziałem ile ma lat, ale był wyraźnie starszy niż ja.
Zacisnął usta, ale nie odsunął się ode mnie.
- Wiem, co cię rozweseli -
rzuciłem, celowo na chwile milknąć, aby dawkować napięcie. - Anioły na śniegu!
Puściłem go i pobiegłem przed siebie,
rzucając się na białą pokrywę na dziedzińcu. Zacząłem energicznie ruszać nogami
i rękami, śmiejąc się, kiedy płatki śnieg spadały na mój nos.
- Widzisz? - krzyknąłem szukając
go wzroku.
To było niespodziewane.
Uśmiechał się. Ale nie to było najbardziej zaskakujące. Zaskoczyło mnie ciepło,
które od niego biło. Znałem ciepło. Tęskniłem za ciepłem, takim jak dzisiejsze
słońce. Ale to było inne.
To ciepło, rozgrzewało moje serce od
środka...
- Kibum - podskoczyłem na łóżku,
kiedy usłyszałem głos Jonghyuna.
- Przestraszyłem cię?
Błysk za oknem rozświetlił jego
twarz. Pokręciłem głową, spuszczając wzrok.
- Wcale się nie boję. Nie musisz
się przejmować - powiedziałem, rozpracowując powód jego wizyty.
- Nie musisz kłamać Kibum.
Zagryzłem wargę.
- Dobra, boje się.
- Połóż się, zostanę z tobą.
Zrobiłem, to o co prosił, a on nakrył
mnie kocem i niespodziewanie położył się obok mnie. Wstrzymałem oddech,
zakrywając ust wierzchem dłoni.
- A co z odległością? - przypomniałem
mu, chociaż wcale tego nie chciałem.
- Spokojnie - szepnął w moje
włosy, a jego oddech rozgrzał moją skórę. - To ten moment, kiedy to właściwe,
by być bliżej ciebie o te kilka kroków.
To niezbadane, jak chłód potrafi
ogrzewać. Jak ręce, które cię odpychają, potrafią cię objąć czulej i
delikatniej niż można by przypuszczać. Jak bardzo pragnę, żeby obejmowały mnie
tak zawsze. Jak momenty, wydarzenia, noce, sprawią, że odległości i granice
maleją, zacierając rozsądek w naszym umyśle. Szkoda tylko, że z każdego snu
trzeba się w końcu zbudzić. A nad ranem, nawet najbardziej otwarte ramiona,
zamykają się, ale już nie na twoim ciele. Zamykają się na twoje ciało.
---------------------------------------------
Musicie mi wybaczyć moje
nieregularne dodawanie rozdziałów. Trudno mi ostatnio znaleźć na to czas.
Wolicie żebym zawiesiła na jakich czas bloga, a potem dodawała notki
regularnie, czy dodawać tak jak teraz, co jakiś czas?
Dziękuję za takie wspaniałe
komentarze pod wcześniejszym postem. Dla takich miłych słów warto pisać. Jeśli macie ochotę za dłuższa konwersację, lub chcecie o coś zapytać, zapraszam tutaj: <link>
Podobają mi się wasze dedukcje
dotyczące N. - chociaż podejrzewam, że to na tyle skomplikowane, że i tak nie
zgadniecie (nie to, że was nie doceniam ;)). Nie mogę wam nic podpowiedzieć, bo
to wszystko by zepsuło, a chce żeby na koniec wypłynęło z tych listów ładne
przesłanie.
Z racji, że zbliżają się
walentynki, życzę wam dużo miłości (ale nie takiej trudnej i skomplikowanej,
jakiej doświadczają moi bohaterowie :P).
Subskrybuj:
Posty (Atom)