List 4.
Witaj piękny nieznajomy,
Boje się.
Chyba kot zeskoczył z dachu na parapet, a za oknem wzeszło słońce - ale to nic
nie zmienia. Boje się, bo widzisz, chyba kocham cię za bardzo. Dobrze wiem, że
nie powinienem kochać cię wcale, ale to już inna bajka...
Wiesz, jak
łomocze moje serce, kiedy mnie dotykasz? Fakt, nie wiesz. Chociaż może wiesz, ale raczej nie w taki sposób, jak ja.
Zdaje sobie sprawę, że wyobrażam sobie za dużo. Spotkałem cię, pięknego,
niedoścignionego, zbyt dobrego i nazbyt pociągającego. Nie znam zapachu, który
byłby bardziej zniewalający niż twój. Pewnie, gdybyś był złym człowiekiem i
chciał mnie wykorzystać, nie musiałbyś się nawet specjalnie starać.
Chciałbym być
tylko twoim przyjacielem, nawet jeśli to słowo już wydaje się dla mnie wielkim
wyróżnieniem. Tymczasem nie oddycham, kiedy spoglądasz mi w oczy; rozpływam się
jak rzeka po odległych ulicach, czując bicie twojego serca; trzęsą mi się ręce,
gdy robię ci kawę i nie potrafię zapominać, a tym bardziej tylko przy tobie
bywać...
Pewnego dnia
może nauczę się
komfortu z
nieznajomym
i nie będę
czuć zimowego mrozu
patrząc na
samotne noce*
N.
***
Zbudziłem się
dziś w powietrzu przesiąkniętym ciepłym pieczywem i sokiem pomarańczowym To był
czwarty dzień, a ja nadal nie zamawiałem do pokoju jedzenia. Mimo to,
najwyraźniej Minho robił to codziennie za mnie.
Otworzyłem
oczy, spoglądając na posiłek, i choć większość osób nazwałaby go smacznym, mi nie przychodziło do głowy nic więcej jak podstępnym. Każdego ranka coraz bardziej irytowało mnie niczym
nieuzasadnione zachowanie Minho. Nie chciał seksu - nie mi decydować o jego
preferencjach. Nie próbował mnie wykorzystać za umowę zawartą z jego ojcem,
chociaż jego siostra szczerze mnie nienawidziła. Poza tym ten jego dziwny
sposób patrzenia, kiedy spoglądał na mnie w momentach, gdy przeginałem na całej
linii...
Wstałem z
łóżka i ominąłem śniadanie, upuszczając na ziemie kawałek pościeli. Ubrałem się
w swoje codzienne ciuchy i postanowiłem wykorzystać fakt, że mogę wyjść z
pokoju. Nie planowałem się rozerwać. Raczej zabić czas, jak to się mówi. Nie
interesowało mnie nic poza dostaniem pierwszej zaliczki pieniędzy, do której
brakowało mi jeszcze 11 dni. Szybko pojąłem jednak, że nie przejdę niezauważony
korytarzami hotelu. Młoda pokojówka, pchająca wózek z jedzeniem, poczęstowała
mnie zaskoczonym spojrzeniem, ale najwyraźniej doszło do niej, że muszę być tym chłopakiem z pokoju Minho. Gorzej
było z klientami. Przyzwyczaiłem się do zdegustowanych min ludzi, jakie
niekiedy miałem okazje oglądać na ulicach Seulu. Tymczasem miejsce w jakim się
obecnie znajdowałem, odbiegało w znacznym stopniu od tego, w jakim powinno się
widywać osoby, takie jak ja.
Usiadłem przy
barze w restauracji na dole. Wystrój obfitował w elegancki przepych, ale wzory
i meble były raczej klasycznie stonowane. Napotkałem nieprzyjemne spojrzenie
starszej kobiety w długiej, czarnej sukience, która szeptała coś do
towarzyszącego jej mężczyzny w granatowym garniturze. Nie musiałem zgadywać,
czym takim dzieli się ze swoim rozmówcą.
Normalnie
zamówiłbym drinka, który akurat idealnie pozwoliłby mi na chwile rozluźnić się
i zapomnieć o swoim nieciekawym położeniu. Jednak nie chciałem dolewać oliwy do
ognia i poprosiłem o sok. Barman wydawał się zaskakująco nie pasować do
wystroju, który go otaczał. Spokojne kolory ścian i ciemny, drewniany materiał
lady oraz stołów wyraźnie gryzł się ze zbuntowaną iskierką w jego oczach.
- Dlaczego na mnie nie patrzysz? -
spytałem.
Spojrzał w moim kierunku z
pytającym wzrokiem.
- Wszyscy na mnie patrzą -
dopowiedziałem.
- Nie uważasz, że to dlatego, że
wglądasz inaczej niż oni?
- Ty też wyglądasz specyficznie -
zarzuciłem mu zwężając wzrok.
- Ale ja mam białą koszulę i
czarną kamizelkę.
Zlustrowałem go, a następnie
spojrzałem na siebie. Miałem co prawda rozciągniętą bluzę i dziurawe spodnie,
ale na ulicy uchodziło to raczej najczęściej w tłumie. Najwyraźniej w hotelu
taki strój nie był już czymś przystającym do reszty.
- Nie jesteś jak oni, ale tak się
ubierasz. Nie czujesz się tym ubezwłasnowolniony?
- Diabeł tkwi w szczegółach.
Spojrzał na podwinięte rękawy, po
czym prawy kącik jego ust uniósł się ku górze. Podał mi mój sok i podszedł do
innego klienta.
- Musisz się przebrać -
zakomunikował Minho, zjawiając się nagle przy mnie.
Zerknął na przyglądających nam
się ze stolików gości.
- Zmuś mnie - rzuciłem, biorąc
łyk napoju.
Kątem oka zauważyłem, że
przewraca oczami i wypuszcza powietrze. Nie mam pojęcia dlaczego to robiłem. Powinienem
być wdzięczny, że przyjął mnie tak zaskakująco tolerancyjnie, a mimo to nie
potrafiłem tego zaakceptować.
- Posłuchaj, nie mam w zwyczaju
znęcać się nad dziećmi, ale prowokujesz mnie do podjęcia radykalnych środków.
- Chciałbym to zobaczyć.
- Sprawdzasz na ile możesz sobie
przy mnie pozwolić? - spytał dość ostro. - Nie wiem na jakie zabawy pozwalali
ci twoi wcześniejsi klienci, ale ze mną tak nie będzie.
Zacisnąłem palce na szklance,
słysząc jego słowa. Dostałem to czego chciałem. Limit traktowania mnie
przeciętnie zachwiał się dość mocno.
- Masz racje, nie wiesz - rzuciłem
zimno, schodząc z krzesła.
Minąłem go i wyszedłem z
restauracji. Po chwili grzecznie znalazłem się w pokoju Minho, nierównomiernie
do tego niezadowolony. Usiadłem na kanapie krzyżując ręce.
- Posłuchaj, nie chce cię
przebierać - powiedział właściciel hotelu. - Proszę cię tylko żebyś założył
czyste ubrania.
Strój, który mi wybrał, nie
odbiegał tak bardzo od mojego. Był jedynie czystszy i nowszy. Nie mogłem mu nie
zarzucić, że nie szedł mi na rękę. Kolejny raz. Ściągnąłem bluzę, odrzucając ją
na bok i złapałem to co dla mnie przygotował.
- Zaczekaj - złapał mnie za
łokieć.
Odwróciłem twarz oburzony, ale
kiedy zrozumiałem co zwróciło jego uwagę, zmarszczki na mojej twarzy
wyprostowały się. Jego spojrzenie zatrzymało się na moim ramieniu, a właściwie
na podłużnej, jasnej bliźnie, która zdobiła moja skórę. Nie wiem dlaczego, ale
poczułem się zawstydzony, kiedy na nią patrzył. Może dlatego, że to był kolejny
defekt, który czynił mnie tak bardzo dalekim od ideału, jakim był on.
Powinienem był się wyrwać, ale gdy wyciągnął wolną rękę w moją stronę,
zamarłem. Dotknął miejsca po dawnej ranię, przejeżdżając po niej opuszkami.
Jego dotyk był ciepły. Delikatny. Jakbym był głaskany przez letni wiatr. Podniosłem
wzrok, aby spojrzeć na jego oczy. Wyglądał jakby się martwił. Zacisnąłem usta. Nie
mogłem dłużej znieść tego udawanego współczucia. Wyrwałem rękę.
- Nie patrz na mnie takim
wzrokiem, jakby było ci smutno - rzuciłem oschle.
Zwinąłem ciuchy, odwróciłem się i
skierowałem do łazienki.
- To musiało boleć.
Kiedy usłyszałem jego miękki
głos, prawie zwolniłem kroku. Co to za irytujący koleś! Niech nie udaje, że
jest takim pieprzonym bohaterem. Zagryzłem wargę, zamykając za sobą drzwi
***
- Elizabet! - usłyszałam męski
głos, kiedy wysiadałam z windy.
Obróciłam się i spostrzegłam
Tomasa Lee, znajomego ze studiów. Tomas prowadził firmę zajmującą się produkcją
biżuterii. Kiedyś bardzo zazdrościłam mu tego, że nie przejął rodzinnego
interesu, a wystartował z czymś całkowicie rozpoczętym przez siebie. W tamtym
czasie nie potrafiłam się zdobyć na tak ryzykowny ruch jak on. Oglądając jednak
Tomasa, któremu powodziło się naprawdę dobrze, pytania z tamtego okresu
powróciły.
- Cześć - przywitałam się miernym
uśmiechem. - Co cię do nas sprowadza?
- Miałem spotkanie z jednym z
klientów z zagranicy. Wiesz: praca, praca, praca.
- Takie życie - wzruszyłam
ramionami, unosząc kąciki ust.
- Ale co tam interesy, dawno się
nie widzieliśmy, co powiesz na wspólną kawę?
Zawahałem się, co mu nie umknęło.
Pokręcił głową.
- Daj spokój Lizz, jak zwykle
próbujesz wymigać się od spotkania towarzyskiego.
Był miły i ciężko było mi
odmówić. Uśmiechnęłam się i zgodziłam na jego propozycje chociaż wcale nie
miałam ochoty.
- Słyszałem o śmierci twoje ojca
- zaczął niepewnie, kiedy podano nam nasze zamówienie. - To musiało być dla
ciebie ciężkie.
- Jakoś sobie radzę.
- Nic dziwnego, zawsze byłaś
silna.
Założyłam kosmyki włosów za ucho
i nachyliłam się, aby wziąć do ręki kawę.
- Akurat w naszym środowisku nie
można sobie pozwolić na słabości.
- Jesteś jedną z niewielu kobiet,
które nie uległy koreańskiej mani na słodkość i niewinność.
- Mam 23 lata Tomas, to chyba
byłoby dziwaczne w moim wieku.
- Nieprawda - uśmiechnął się. -
Przecież nie jesteś stara. Poza tym, nawet kiedy zaczynałaś studia, nie
pozwalałaś sobie na takie zachowania. Po prostu nie chcesz być postrzegana jako
bezbronna.
- Nawet jeśli istnieją ku temu
inne pobudki, to efekt końcowy jest taki sam - odpowiedziałam odwzajemniając
uśmiech.
- Apropo studiów, spotkałem
ostatnio... - zaczął żywiołowo Tomas, jednak przestałam go słuchać w momencie,
kiedy moją uwagę przykuła zgrabna, skąpo ubrana dziewczyna przy barze, która
rozmawiała z Onew. Chłopak posłał jej swój firmowy, zawadiacki uśmiech, który
ciężko było zinterpretować. Starałam się go zignorować i odwróciłam twarz w
stronę Tomasa potakując jego słowom, chociaż nawet nie wiedziałam o czym
właściwie teraz mówi.
- Elizabet?
- Hym? - spytałam, próbując
zrozumieć o co mnie pyta.
Lee uśmiechnął się pobłażliwie.
- Pytałem, czy nie chciałabyś
przyjść na prezentacje mojej nowej kolekcji biżuterii.
Chyba zrobiłam zbyt wymowną minę,
bo znowu obdarzył mnie łagodnym spojrzeniem.
- Nie odmawiaj mi jeszcze nie.
Mam nadzieje, że jednak wpadniesz.
- Nie obiecuje, ale jeśli uda mi
się znaleźć czas, bardzo chętnie.
Usłyszałam stłumiony, kobiecy
śmiech i moje irytacja ponownie wzrosła. Wkurzało mnie, że Onew zamiast skupić
się na pracy bajeruje panienki.
- Przepraszam cię Tomas, ale
chyba muszę już wracać do moich obowiązków.
- Zadzwonię jeszcze - powiedział
zalotnie, a ja przez chwile miałam wrażenie, że mnie podrywa. - Dobrze
wyglądasz Lizz, wiesz o tym, co?
- Ty też dobrze wyglądasz -
odpowiedziałam lekko zmieszana.
- Podobno wystarczy kobiecie trzy razy powiedzieć, że jest ładna, aby za
pierwszym razem podziękowała, uwierzyła za drugim, a wynagrodziła za trzecim.
- Możliwe - rzuciłam nerwowo.
- Sprawdzę to.
To byłoby trochę zaskakujące.
Bardzo rzadko się z kimś umawiałam, a już na pewno z mężczyznami, którzy mnie dobrze
znali. Każdy z nich widział we mnie jedynie zapracowaną egoistkę bez poczucia
humoru. Nawet nie próbowali się do mnie zbliżyć.
Pożegnałam się
przyjaźnie i podeszłam do baru, zakładając kosmyki włosów za ucho. Dziewczyna
niedaleko mnie popijała wesoło drinka, stukając szpilką o krzesło obok niej.
Onew spojrzał na mnie, a jego prawy kącik ust uniósł się ku górze. Przerzucił
sobie przez ramię ściereczkę do polerowania i staną naprzeciw mnie.
- W czym mogę pomóc, pani Choi? -
spytał aksamitnie rozpływającym się w powietrzu tonem głosu. Gdybym była zwykłą
klientką prawdopodobnie kupiłby mnie tylko tym głosem.
- Fajnie ci się pracuje?
- Sprawdza pani poziom
satysfakcji personelu w warunkach pracy?
- Jasne, że nie - skwitowałam z
irytacją jego głupie pytanie. - Mam na myśli twoje pogawędki z klientami.
Przechylił głowę w lewo,
podążając za moim ukradkowym spojrzeniem w stronę dziewczyny. Następnie
spojrzał na mnie wyraźnie rozbawiony.
- O ile wiem, rozmowa z klientem
to jeden z rodzajów zapewniania mu przyjemnego spędzenia czasu. A skoro
klientka do mnie mówi, nie wypada jej nie odpowiedzieć, prawda, pani Choi?
Miał racje, a mimo to nie
chciałam żeby ze mną wygrał.
- Zapewniaj jej przyjemność, ale
nie flirtuj, jakbyś po pracy już był z nią umówiony na szybki numerek.
- Myśli pani, że jestem tak
zdesperowany, czy mam taki słaby gust, podejmując flirt z każdą kolejną
klientką, jaką pani mi wypomina?
Najzabawniejsze w naszych
rozmowach było to, że Onew był w moim wieku, a mimo to nazywał mnie panią. Znał
się ze mną i Minho od wielu lat, ale do moje brata zawsze zwracał się mniej
formalnie. Nie żebym miała zamiar pozwolić mu nazywać mnie po imieniu. Jednak
jego nieustające podkreślanie mojego statusu, jako jego pracodawcy, zamiast mi
pochlebiać, tylko bardziej denerwowało. Tym bardziej, że jego ton był zawsze
łobuzerski, a pani Choi brzmiało w
jego ustach, jak całkowicie nie mające znaczenia wyższej rangi Cześć mała.
- Nic ci nie wypominam...
- A może szuka pani w około
jedynie pretekstu żeby skomplikować sobie życie?
- Masz racje, nie mam co robić,
tylko wymyślam sobie problemy.
- Płakała pani?
Spojrzałem na niego zaskoczona, a
moja mina złagodniała.
- Słucham?
Onew nie dokończył, zostawił mnie
na chwilę, aby przyjąć zamówienie od klienta. Kiedy go obsłużył i ponownie
stanął naprzeciw mnie, miałam ściśnięte gardło.
- Nie zrobiła pani tego.
- Czego?
- Nie płakała pani po swoim ojcu
- stwierdził, nawet nie znając odpowiedzi.
Zacisnełam dłonie.
- Nie byłam do niego przywiązana
- wzburzyłam się nagle. - Przecież dobrze wiesz... - zaczęłam, ale urwałam. Nie
potrzebnie przywoływałam wydarzenie z przeszłości, którego był świadkiem. Odgarnęłam
włosy z ramienia, zabierając dłonie z lady baru. - Nie potrzebuje twoich
spostrzeżeń. Mój ojciec umarł, bo tak najwyraźniej chciał los. Nie ma powodu
zatrzymywać się i roztrząsać tej sprawy, jak nie wiadomo co.
- Mimo wszystko to był twój
ostatni żyjący rodzić...
- Tym bardziej - przerwałam mu -
nie powinnam popadać w jakieś chore, histeryczne zachowania. To on nauczył
mnie, że trzeba twardo stąpać po ziemi.
***
Wyjrzałem
przed okno, popijając kawę. Na dworze strasznie lało i nawet wiosenna
temperatura nie ratowała powietrza przed zimną aurą. Usłyszałem przekręcenie
zamka w drzwiach. Mało nie spadłem z parapetu, na którym się opierałem.
Podbiegłem na
środek salonu, ślizgając się w ciapach po panelach. Dopiero, kiedy wyhamowałem,
przypomniałem sobie, że miałem tego nie robić. Nie powinienem jak pies, czekać
przy drzwiach na swojego pana. Zagryzłem wargę, ale i tak było już za późno.
Jonghyun wszedł do środka, przeczesując mokre włosy.
- Dlaczego jesteś mokry? -
spytałem, zapominając się nawet przywitać. - Nie wziąłeś parasolki?
- Nie sądziłem, że będzie tak
padać - mruknął, zdejmując płaszcz.
Odstawiłem kubek i poszedłem po
ręcznik. Jonghyun odstawił swoją teczkę na stół, siadając na kanapie. Wyglądał
na zmęczonego. Uśmiechnąłem się do niego nieśmiało, nakrywając jego włosy ręcznikiem.
Nasze spojrzenia się spotkały, kiedy pochyliłem się nad nim. Tajemnicze
iskierki, zatańczyły w jego tęczówkach, a kąciki moich ust powoli opadły.
Prawie zassało mi od środka żołądek, kiedy tak na mnie patrzył, a nogi
samoistnie się pode mną ugięły. Kucałem teraz między jego kolanami i to on
patrzył na mnie z góry. Uświadomiłem sobie, że nadal trzymam palcami koniec
ręcznika. Jego usta drgnęły lekko, a mokre końcówki opadły mu na czoło.
Chciałem zabrać rękę, ale spojrzał na mnie tak, jakby nie chciał żebym to
robił.
- Pomóc ci się wytrzeć? -
wydusiłem zdezorientowany.
Nie odpowiedział, ale pochylił
się lekko w moją stronę. Moje serce przyśpieszyło swoją pracę, gdy jego oddech
prawie owiał moją twarz. Deszcz wzmocnił jego naturalny, odurzający zapach.
Pachniał mocną wodą po goleniu i papierem drukarskim. Wyciągnąłem drugą rękę i
zacząłem wycierać kosmyki jego włosów. To była niesamowicie przyjemna czynność.
Taka, która sprawiała mi radość, której nie powinienem był czuć. Tym bardziej,
że jego usta były tak blisko moich. Całą siłą woli, walczyłem aby nie przymknąć
powiek, czerpiąc z tej sytuacji maksimum rozkoszy... Boże, nie wierze, że tak
to nazywam. Potrząsnąłem głową, ale gdy ponownie spotkałem jego spojrzenie,
gorąco rozlewające się po moim ciele wróciło.
- Planuje wybrać się jutro do
Minho - powiedziałem, żeby przełamać swoją dezorientacje.
- Na pewno się ucieszy.
- Masz jakieś problemy? -
spytałem za nim ugryzłem się w język.
Otwieranie buzi to nie był jednak
dobry pomysł.
- Dlaczego o to pytasz?
Zrobił się jeszcze bardziej
niedostępny niż wcześniej.
- Po prostu jesteś małomówny. Za
nim się tu wprowadziłem... - zacząłem i urwałem. - Chyba skończyłem.
Wstałem ściągając ręcznik z jego
głowy. Jednak on nadal wpatrywał się we mnie uważnie. Podniósł się z kanapy i
stanął naprzeciw mnie. A potem zrobił coś nieoczywistego. Jego dłoń znalazła
się na moim policzku. Wszystko we mnie zwariowało, od burzy nagłych myśli, aż
po karuzele moich emocji. Jego palce były chłodne od pogody za oknem.
- Masz racje - powiedział lekko
nostalgicznie. - Od kiedy się tu wprowadziłeś, nawet nie mogliśmy właściwie
porozmawiać. Tęsknię za tym - dodał.
- Hym? - wyrwało mi się.
Co on właśnie powiedział?
Tęskni!?
- Nie przestawaj się przy mnie
uśmiechać tylko dlatego, że ja tego nie robię. Obiecałeś mi.
Przejechał kciukiem po moim
policzku. Uśmiechnąłem się lekko, nie mogąc jednak odgonić uczuć od jego
dotyku.
- Odbiorę cię jutro od Minho -
zakomunikował.
Byłem wdzięczny, że to był
komunikat. Przynajmniej mogłem być pewien, że nie zmieni zdania. Kiedy Jonghyun
coś komunikował, zawsze dotrzymywał słowa.
Zerwał kontakt
fizyczny między nami, a ja czułem się, jak po maratonie najdłuższą ulicą w
Seulu. Wypuściłem powietrze, kiedy oddalił się w stronę kuchni.
- Herbata ci wystygła - zauważył,
wstawiając czajnik na gaz.
- Nie szkodzi - rzuciłem
nieskładnie, kierując się do swojego pokoju. - Jest mi już wystarczająco ciepło.
***
Popołudnie minęło mi na bieganiu
po hotelu, w celu zanoszenia różnym działom
pracowniczym, grafików pracy na ten miesiąc i ustalaniu z nimi ewentualnych
poprawek jakie chcieliby nanieść. Zadziwiająco, pracownicy nie okazywali mi
spodziewanej niechęci. Prawdopodobnie Minho musiał ich uprzedzić o moim
specyficznym, jak na te warunki, wyglądzie. Kiedy zaniosłem ostatnie papiery,
znalazłem Minho w kuchni.
- Aj, amigo - zaćwierkał kucharz,
mieszając coś w dużej, białej misce. - Czyżby to był twój uroczy kuzyn, szefie
Choi!?
Minho uśmiechnął się do mnie
łagodnie, co trochę mnie zaskoczyło i prawie wpadłem na kant jasnego blatu.
Kuchnia była przestronna, a zapach jaki się w niej unosił sprawił, że poczułem
jak burczy mi w brzuchu. Od rana prawie nic nie jadłem. Kilka osób w białych
fartuchach smażyło coś na patelniach i kroiło kolorowe warzywa. Natomiast
osoba, która się do mnie zwróciła, jak wnioskowałem chef kuchni, przygotowywał
jakieś ciasto. Jego niezbyt precyzyjna składnia koreańskiego zdania, krótkie,
kręcone włosy i okrągły brzuch, przywodził mi na myśl włoskiego kucharza z
bajek dla dzieci.
- Słyszałem, że nie jesz moich
potraw - rzucił mi oskarżycielsko, ale z miłym wyrazem twarzy. - Taki chudy! Niedługo
twój brzuch się zapadnie!
Nie wiedziałem, jak zareagować na
jego słowa, bo już od dawna nikt nie martwił się o to ile i co jem. Jego słowa
zabrzmiały niemal, jak słowa ojca, co wywołało nieprzyjemne uczucie dziwnej
tęsknoty. Wylał masę, którą przygotowywał, na swoje ciasto i włożył je do
piekarnika. Po czym wyciągnął do nas pojemnik z polewą, która została mu w
nadmiarze.
- Musicie spróbować mojego
nadzienia, osłodzi nawet najcięższy dzień!
- Jestem przekonany, że wszytko
co wychodzi z pod twojej ręki jest perfekcyjne - oznajmił Minho. Sięgnął po
pozostałości w naczyniu i nabrał palcem czekoladowy mus, żeby następnie włożyć
go do ust.
- Szef Choi to tak jak dziecko -
zaśmiał się kucharz. - Od małego w taki sposób wykańcza pozostałości po moich
daniach.
- Niewątpliwie miałem wyjątkowo
smaczne dzieciństwo.
- Aj, Taemin, ty też spróbuj!
Chciałem zaprotestować, ale Minho
już wyciągał do mnie łyżeczkę.
- Chef - zawołał jeden z
pomocników kuchni. - Wydaliśmy ostatnie posiłki, miał nam Chef pokazać jak
przygotować francuski omlet.
- Już idę - odpowiedział
śpiewająco kucharz. - Musimy tylko pójść na zaplecze wybrać wszystkie
składniki. Jedz na zdrowie, Taemini!
Obdarzył mnie wesołym uśmiechem i
za chwile zostaliśmy z Minho sami. Z niektórych stanowisk unosiła się jeszcze
aromatyczna para, a lekki podmuch ciepłego powietrza po deszczu, wdarł się z
uchylonego okna, i rozniósł mieszankę zapachową po pomieszczeniu.
- Spróbuj, jest pysze - odezwał
się nagle Minho. - Amar robi niesamowite desery.
Spojrzałem w jego oczy i uderzyła
mnie znowu jego spokojna, przyjazna mina, trochę ukazująca zmęczenie po ciężkim
dniu. I po raz kolejny nie potrafiłem powstrzymać się od wypróbowania go.
***
Taemin zamiast wziąć łyżeczkę,
zrobił coś zupełnie innego. Jego palce znalazły się na mojej dłoni,
powstrzymując mnie przed zabraniem ręki. Spojrzałem na niego zaskoczony. W jego
tęczówkach zatańczyły zadziorne iskierki. Rozchyliłem usta i już miałem zapytać
co kombinuje, ale zareagował szybciej.
- Po co mamy brudzić łyżkę? -
szepnął.
Pochylił lekko głowę, nie tracąc
jednak kontaktu wzrokowego między nami. Moje ciało spięło się, kiedy włożył
palec z nadzieniem do swoich ust. Jego wzrok, zza kotary ciemnych rzęs, zwęził
się lekko i przybrał zmysłowy wyraz. Przejechał językiem, zlizując czekoladę i
wyraźnie delektując się moją zdezorientowaną miną. Przymknął na chwile oczy,
zaciskając lekko palce na mojej skórze. Jego ciepły oddech sprawił, że po moich
plecach przebiegł dreszcz i sam nie wiedziałem, jak go interpretować. Kiedy
skończył degustacje deseru, uśmiechnął się pewnie i puścił moją dłoń.
- Co ty robisz? - spytałem
zdezorientowany.
- Poruszyło cię to?
Jego oczy nadal były pewne
jakiejś dzikości. Nie miałem pojęcia dlaczego o to pytał. Miałem wrażenie, że
praca jaką wykonuje, jest dla niego raczej nieprzyjemną koniecznością.
Tymczasem sam wychodził z inicjatywą. Ostatecznie, stwierdziłem jednak, że
zwyczajnie chce mnie zdenerwować.
- Mówiłem ci już, że nic z tego
nie będzie - odpowiedziałem mu wymijająco.
***
- Masz dziewczynę? Nie zauważyłem
żebyś się z kimś spotykał.
Usiadłem na krawędzi blatu i
sięgnąłem po naczynie z czekoladą. To był chyba pierwszy posiłek (jeśli można
go tak nazwać), który jadłem tu dobrowolnie. Nie mogłem nie przyznać, że chef
kuchni przygotował naprawdę dobrą polewę.
- Z nikim się nie umawiam -
rzucił niepewnie. - Przynajmniej nie na stałe.
- Dlaczego?
Zastanawiałem się, czy to
niegrzeczne, że go tak wypytuje. Raczej nie miał powodów żeby opowiadać mi o
swoim prywatnym życiu.
- Chcesz wiedzieć, czy byłbym w
stanie być z mężczyzną, prawda? - powiedział z kpiarskim uśmiechem, który
widziałem u niego pierwszy raz w życiu. Myślałem, że nie jest typem osoby,
która jest w stanie się tak uśmiechać.
- To twoje pytanie. Zastanawiałem
się nad tematem związków raczej ogólnie. Jesteś strasznie porządny.
- Słowo jakiego szukasz to
prawdopodobnie nudny - sprostował.
- Nie jesteś nudny -
powiedziałem, w sumie za nim zdążyłem to przemyśleć.
Spojrzałem mu w oczy, a on
wyglądał, jakby to co powiedziałem, sprawiło mu przyjemność.
- Szkoda, że nie znałeś mnie w
liceum. Jonghyun namówił mnie w tamtym czasie do tylu szalonych rzeczy, że
pewnie teraz byś w to nie uwierzył.
- Masz racje - przyznałem,
oblizując łyżeczkę. - Nie wierze.
Obrócił głowę w prawo,
spoglądając jak ostatnie promienie słońca przenikają przez szybę. Wcześniej o
tym nie myślałem, ale Minho był naprawdę przystojny. Zabawne, jak zwykła
rozmowa wyzwoliła we mnie tendencje do przyjrzenia mu się uważnie. Normalnie
nie zwracałem uwagi na wygląd moich klientów, bo zresztą, jakie on miał
znaczenie? Musiałbym wykonać swoją robotę, tak czy inaczej. Moje preferencje
nie odgrywały żadnej roli w takim układzie. Zauważył, że mu się przyglądam i
także na mnie spojrzał.
- Czasem naprawdę nie wyglądasz
jak irytujący, zbuntowany nastolatek, który z premedytacją chce mi dokopać na
każdym kroku.
Przewróciłem oczami. Niechcący
dotknąłem czekoladą końcówek moich włosów. Skrzywiłem się i już miałem szukać
czegoś czym usunę polewę, kiedy niespodziewanie uprzedził mnie Minho.
Jego uśmiech z
tak bliskiej odległości był jeszcze bardziej ciepły i miły. Usunął papierowym
ręcznikiem czekoladę i przeczesał moje sklejone włosy. Poczułem jak moje
ciśnienie niespodziewanie podskakuje pod wpływem jego dotyku. Popatrzył mi w
oczy, a ja ignorując zdrowy rozsądek, złapałam go za klamrę paska, przyciągając
do siebie. Jego biodra znalazły się pomiędzy moimi nogami, a on spoglądał na
mnie naprawdę zaskoczony. Miałem doświadczenie w utrzymywaniu kontaktu wzrokowego w nawet najbardziej trudnych sytuacjach, a mimo to moje tęczówki
lekko zadrżały, kiedy mierzyły się z jego. Rozchylił usta, jakby chciał coś
powiedzieć, a jego oddech owiał moją twarz. Nie wiem co do cholery teraz
robiłem, ale najbezpieczniej było ustalić, że po prostu kolejny raz chce go
wypróbować.
Moje place
opuściły jego skórzany pasek, powolnym spacerem wspinając się po jego klatce
piersiowej. Jego idealnie wprasowana koszula ukrywała równie imponujące mięśnie
brzucha, które wyczułem pod opuszkami. Moje serce przyśpieszyło i uderzyło mnie
gorąco typowe dla stanu podniecenie. Minho się nie ruszał, ale w dziwny sposób
przyglądał się moim ruchom. Przeniosłem dłonie na jego plecy, zjeżdżając po
nich w dół, aż dotarłem ponownie do szlufek w jego granatowych spodniach.
Przyciągnąłem go do siebie, jeszcze bliżej, jednocześnie samem ślizgając się po
blacie, aby zbliżyć moje ciało do jego. Zapach jego ciała przyćmił teraz
wszystkie inne zapachy, jakie docierały do mnie z kuchni. Palce jednej dłoni
pozostawiłem w szlufce, a drugą ręką sięgnąłem po raz kolejny tego dnia po
polewę na ciasto. Nabrałem trochę masy, a następnie przesunąłem nią po moich
ustach. Byłem zdenerwowany. To było stresujące, bo już dawno się tak nie
czułem. Tym bardziej przy kliencie.
Minho już
wiedział, co chce zrobić. Przymknąłem powieki, widząc ukradkiem wzroku jego
wahanie. Zaskoczył mnie fakt, że naprawdę poczułem chęć pocałowania go. Powoli
nachyliłem się w jego strony, podnosząc podbródek do góry. W tym samym
momencie, kiedy usłyszeliśmy głosy wchodzących do kuchni pracowników, Minho
wyrwał mi się jak oparzony, a ja nawet nie zdążyłem opuścić dłoni, w której
jeszcze chwile temu spoczywał materiał jego spodni. Uśmiechnął się niezręcznie
do chefa kuchni, który oczywiście nawet nie zauważył jego przestraszonej miny.
- Widzę, że ci smakuje, Taemin -
ucieszył się Amar, widząc jak umazany jestem umazany na twarzy czekoladą. -
Jutro na śniadanie karze ci zaserwować kawałem tego ciasta, do którego użyłem
tej polewy!
* Digital
Daggers - Envy