Drogi nieznajomy.
Czy wiesz jak
wygląda niewinność? Nie pytam dlatego, że nie wiem. Chciałbym tylko sprawdzić,
jak daleko sięga twoja wiedza.
Niewinność
jest wtedy, kiedy nie zdajesz sobie sprawy, że samymi tylko swoimi siłami nie jesteś
w stanie zmienić swojego świata.
Niewinność
jest wtedy, kiedy pierwszy raz masz złamane serce, choć powinieneś był
wiedzieć, że miłość przyniesie ci ból.
Niewinność
jest też w chwilach, gdy wierzysz, że przekraczając swoją wrażliwość w
imię czyjegoś ocalenia i oddając ją w
ręce najmroczniejszego cienie, nie zostaniesz przez niego wykorzystany.
Co widzisz
patrząc przez okno? Czy widziałeś tam kiedyś niewinność? Czy przechadzając się
w ciemny deszczowy dzień, wpadając na ludzi przysłoniętych wielkimi parasolami,
nie mówiącymi przepraszam, kiedy cię uderzają, czy spotykasz u nich czasem
niewinność?
Prawda jest
taka, że już dawno nie ma niewinności poza granicami naszego serca. Nie ma
niewinności na ulicach. Nie ma jej wśród spojrzeń, prawdy, czy sprawiedliwości.
Nie ma jej, bo każdy kto był naiwny idąc chodnikiem życia - zginął. Innych po
nich nie było. Inni chcieli żyć.
N.
***
- Pijesz? - zdziwiłem się,
zastając Taemina z kieliszkiem w dłoni . - Jesteś nieletni.
- To, że pije nie mając
osiemnastu lat, to chyba najmniejszy z moich grzechów w tym wypadku - rzucił,
opierając się szklaną szybę, zza której oświetlały go światła ulicznego życia
Seulu. Jakiś blask z zewnątrz przebiegł po jego twarzy, na chwile rozświetlając
blade policzki.
- Lubisz ciemność? - spytałem
zauważając, że to nie pierwszy raz, kiedy go tak zastaje.
Spojrzał na niebo.
- To nie jest tego rodzaju
uczucie.
Usiadłem na kanapie, słuchając
jego melodyjnego głosu. Westchnąłem lekko.
- Dałbym ci te pieniądze i
wypuściłbym cię już dzisiaj - powiedziałem szczerze.
- Więc dlaczego tego nie zrobisz?
- Widzisz, moja siostra nie jest
skłonna ofiarować ci takiej sumy od tak.
- W takim razie musisz skończyć
ze swoim użalaniem się nad sobą i pozwolić mi robić to, czego wymaga ode mnie
umowa - przyznał całkiem spokojnie.
Odchyliłem głowę, kładąc ją na
oparciu kanapy. Miną dopiero trzeci dzień, a ja już czułem się, jakby spędził z
Taeminem cały rok. Mimo to nie leżało w mojej intencji kompletne wykorzystanie
go. Byłem zdziwiony testamentem ojca, ale to nie sprawiało, że chciałem
krzywdzić chłopaka. Poza tym nadal nie wiedziałem dlaczego to robi. Nie
chciałem z góry go skreślać zakładając, że zwyczajnie chodzi o łatwą kasę.
Wyprostowałem
się, spoglądając na niego. Szukałem w jego oczach czegoś, co pozwoliłoby mi
znaleźć choć mały punkt odniesienia do moich wcześniejszych słów. Tymczasem
napotkałem jedynie znajomą pustkę, która nie przynosiła odpowiedzi.
- Co powiesz na sprawianie mi
przyjemności, wyręczając mnie w niektórych sprawach hotelu? - spytałem w końcu.
- Co to ma wspólnego z seksem?
- A jak bardzo musi coś mieć?
- Próbujesz mnie w coś wpakować?
- Zmuszasz mnie do przyznania
irracjonalnych rzeczy - rzuciłem,
zastanawiając się, czy za chwile nie będę musiał powiedzieć, że podnieca mnie np.
przeglądanie hotelowej korespondencji.
- W porządku - powiedział.
- Zgadasz się? - spytałem,
zaskoczony tak łatwym poddaniem się Taemina.
- Tak. Cokolwiek to nie będzie,
normalnie nigdy nie dostałbym za to takiej opłaty.
Przyjrzałem się uważnie jego
minie. Czy mogłem mu zaufać? Znałem wartość słów wymawianych dla zysku. Nie
zawsze lojalność szła w parze z dobrymi intencjami.
- Będziesz mógł poruszać się w obrębie
hotelu, ale to tyle. Rozumiesz to, prawda?
Przytaknął, bawiąc się wisiorkami
na swojej szyi. Wstałem, podchodząc do niego. Kiedy znalazłem się na przeciw,
wyjąłem rękę z kieszeni i wyciągnąłem w jego stronę.
- Mamy umowę? - spytałem.
Popatrzył na mnie trochę
skonsternowany, takim przypieczętowaniem układu. Być może byłem staroświecki,
ale chciałem mieć jakiś minimalny dowód tego, że rozumie co mi obiecuje. W
końcu podniósł swoją dłoń do góry, umieszczając ją w mojej. Jego uścisk był
niezwykle delikatny, jakby nie wkładał w niego żadnej siły. Dziwne. Przystał na
moje warunki, więc dlaczego miałem wrażenie, że od tej pory zacznie się dopiero
lawina kłopotów?
***
Byłem w drodze
do kancelarii Jonghyuna. Skończyłem dziś lekcje wcześniej i czułem niesamowitą
radość, że mogłem dostarczyć mu dokumenty, które zapomniał z domu. Wiedziałem
trochę o jego miejscu pracy. Była to duża spółka z prezesem na czele. Jonghyun
uczestniczył w wielu międzynarodowych projektach, wspólnie z pozostałymi
prawnikami, pracując tym samym na markę firmy. Dochody z tych wspólnych
przedsięwzięć szły w dużej mierze do kieszeni prezesa i to on najczęściej
zarządzał wszystkimi otrzymywanymi sprawami, rozporządzając je między
pracownikami kancelarii. Ze sporadycznych opowieści Jonghyuna na ten temat,
spodziewałem się zastać tam jego wujka na najwyższym stanowisku, jego kuzyna
oraz trzech mężczyzn, których dobrze nie opisał.
Planowałem
zrobić po południu zakupy, żeby ugotować mu coś na kolację. Nie byłem świetnym
kucharzem, ale było kilka dań, które opanowałem do perfekcji. Bardzo chciałem
przyrządzić mu domowy posiłek, bo z tego co się orientowałem, zawsze coś
zamawiał.
Wszedłem do
dużego wieżowca i przywitany przez ochronę, wjechałem na dziewiąte piętro.
Kiedy znalazłem się na miejscu, poczułem dziwne podekscytowanie i skarciłem się
za swoją reakcje.
- W czym mogę pomóc? - usłyszałem
miły głos sekretarki.
- Jestem... - zamilkłem,
zastanawiając się jak właściwie miałbym się przedstawić. Bo kim właściwie byłem
dla Jonghyuna? Przyjacielem, którego utrzymuje?
- Nie kłopocz się Se Jin, ja wiem
w jakiej sprawie przyszedł ten młody człowiek.
Spojrzałem przed siebie na
mężczyznę, który znalazł się nagle przy nas. Na jego ustach gościł przyjazny
uśmiech, ale czułem się dziwnie niespokojnie, kiedy na mnie patrzył. Miał
krótkie, ciemne włosy i prawdopodobnie zbliżał się do trzydziestki.
- Kibum, prawda? - spytał.
Dziwne. Nie spodziewałem się, że
ktoś będzie mnie tu znał.
- Ymm, tak - odpowiedziałem
cicho. - Przyniosłem coś Jonghyunowi.
Podniosłem teczkę do góry.
- Nie ma sprawy, zaprowadzę cię.
Jego gabinet jest na końcu korytarza.
Wyciągnął przed siebie rękę,
wskazując drogę, którą mam iść. Kiwnąłem głową, przyciskając dokument do piersi
i ruszyłem we wskazanym kierunku.
- Dziękuje - powiedziałem, kiedy
dorównał mi kroku.
- Cała przyjemność po mojej
stronie.
Ponownie się uśmiechnął, a jego
oczy ułożyły się w dwa półksiężyce.
- Przepraszam, zna pan moje imię,
a ja nawet nie wiem jak się do pana zwracać - wydukałem zakłopotany.
- Jestem Shin Hyun, tylko Shin
Hyun, bez pan.
Odwzajemniłem niemrawo jego
radosny wyraz twarzy. Okazało się, że drzwi do gabinetu Jonghyuna są lekko
uchylone i już chciałem rzucić się przed siebie, gdy zauważyłem, że nie jest
sam.
Stał oparty o
biurko, a jakaś kobieta mówiła coś do niego ściszonym głosem. W pewnym momencie
jej dłoń znalazła się na jego piersi, wolno po niej przejeżdżając. Jednak Jonghyun,
nie wyciągnął rąk z kiszeni spodni i nie odtrącił jej. Poczułem ucisk w piersi,
kiedy to zobaczyłem i odruchowo zatrzymałem się w miejscu. Ciężkie do
zniesienie uczucie, jakiego doświadczyłem, rozeszło się po moim ciele. Dlaczego
tak zareagowałem? Przecież powinienem wiedzieć, że Jonghyun spotyka się z
kobietami. W końcu był przystojny, elegancki i bogaty. Musiał być podrywany
przez tłumy dziewczyn. Skąd więc we mnie głupie złudzenia i dlaczego czuje się
rozczarowany? Jakbym posiadał do tej pory jakieś pojęcie o jego życiu. Przez
wiele lat próg mojego życia stanowił sierociniec. Nie znałem więc nic więcej
niż to, co mogłem wynieść z jego słów. To był pierwszy z tych razy, kiedy
poczułem się tak, jakbym do tej pory żył w jakiejś mydlanej bance. Nie znałem
Jonghyuna. Musiałem zacząć to przyznawać przed samym sobą. Zagryzłem wargę,
ściskając teczkę i odwracając wzrok. Zimno, które krążyło po moim krwioobiegu
nie ustało.
- Ojej - rzucił przeciągle mój
towarzysz. - Chyba wpadliśmy w złym momencie.
Kobieta na szczęście szybko
opuściła pokój, a kiedy mnie mijała poczułem kwiatowy zapach jej perfum, tuż
przy swoim policzku. Jej buty głośno stukały o podłogę, rozchodząc się niesione
echem w korytarzu.
- Miło było cię poznać - pożegnał
się Shin Hyun, gdy Kim zdał sobie sprawę, że stoję przed jego gabinetem. -
Spotkajmy się jeszcze kiedyś.
Zostawił nas, a ja postarałem się
z całej siły przywołać na swojej twarzy uśmiech, choć serce niebezpiecznie
kołatało mi w piersi. Weź się w garść,
Kibum. Przecież wiedziałeś, że Jonghyun nie jest twój.
- Cześć - usłyszałem jego spokojny
głos. - Chcesz może się czegoś napić?
- Nie, nie - pomachałem przed
sobą dłońmi i podałem mu teczkę. - Właściwie to mam dużo nauki i nie mam zbyt
wiele czasu.
Po jego twarzy przebiegł cień,
ale nie potrafiłem go zinterpretować.
- Rozumiem - powiedział miękko. -
Prawdopodobnie wrócę dziś do domu nad ranem, więc zamów sobie coś na kolacje.
Poczułem ponowne ukucie w sercu.
Ma randkę?
- Poradzę sobie, nie przejmuj się
mną - uspokoiłem go. - Nie musisz się przecież mną zajmować jak niańka -
zaśmiałem się, choć wyszło to bardzo niezręcznie.
Nie miałem prawa żądać od niego
uwagi. W końcu to, że dał mi dom nie znaczyło, że jest zobowiązany teraz ciągle
ze mną przebywać.
- Jak czujesz się w nowym miejscu
zamieszkania? - spytał niespodziewanie. - Jest w porządku?
- Nic mi nie jest, naprawdę -
uśmiechnąłem się. - Czuje się świetnie, dziękuje.
Pożegnałem się, przypominając o
mojej pracy domowej, a gdy się odwróciłem, starałem się iść równo i nie
przyspieszać. Jednak przestałem już panować nad swoim wyrazem twarzy, a gdy
zjeżdżałem windą oparłem czoło o szklaną szybę. Spojrzałem na rozciągającą się
przede mną ulicę i położyłem dłoń na sercu, łudząc się, że ten gest uśmierzy
choć w małym stopniu ten duszący od wewnątrz ból. Naiwność kupi ci jedynie czas, zanim zrozumiesz, że tak naprawdę nigdy
go nie miałeś.
***
Piłem drinka w hotelu Minho. Onew
nalał mi kolejny dawkę alkoholu, nie komentując mojej wizyty. Choć bywałem tu
często po skończonej pracy w kancelarii, nigdy tego nie robił. Byłem mu za to
wdzięczny.
- Takie oczy powinny być zakazane
– usłyszałem flirtujący ton głosu.
Przez chwile patrzyłem jeszcze na
swojego drinka, a następnie nieśpiesznie przeniosłem wzrok na młodą dziewczynę,
która kokieteryjnie wodziła palcem wskazującym po brzegu szklanki. Jej
spojrzenie powędrowało wzdłuż mojej szyi, aż namierzyła moje. Spoglądała spod
wachlarza bardzo ciemnych rzęs, ewidentnie oczekując odpowiedzi w stylu: numer mojego pokoju to 314, spotkajmy się tam
za 10 minut.
- To zaczynanie rozmowy ze mną
powinno być zakazane – powiedziałem beznamiętnie.
- Jeśli to łamanie prawa, nie
wiem, jak daleko mogłabym się jeszcze posunąć.
Prowokowała mnie i wyraźnie nie
bała się usłyszeć ode mnie czegoś ostrzejszego. Nie czułem więc oporów, aby nie
wygłosić swojego nienagannie nieprzyzwoitego stwierdzenia.
- Prawdopodobnie będziesz dzisiaj
błagać o przekroczenie tej linii, która zaczyna się tam, gdzie kończy się prawo
– rzuciłem bez cienia emocji.
Nie westchnąłem. Wiedziałem, jak
będzie wyglądać ten wieczór, tak podobny do każdego innego. Jeszcze za nim
krzyczała, wstydząc się jednocześnie, że tak potrafi. Nim zaoferowała mi swój
numer telefony i prosiła o kolejne spotkanie. Wiedziałem. Po co więc łudziłem
się, że jest możliwość na inny scenariusz tego spotkania.
Przestałem
mieć ochotę silenia się na konwersacje i bez oporu powiedziałem to, czego
oczekiwała.
- Numer mojego pokoju to 314,
spotkajmy się tam za 10 minut.
Uśmiechnęła się z satysfakcją i
odeszła, zabierając swoją torebkę. Upiłem łyk alkoholu, zatracając się w
chwilowej ciszy w restauracji. Dochodziła północ.
- Przestałeś zabierać dziewczyny
do domu – zauważył Minho, a właściwie stwierdził, bo to nie było coś, co trzeba
było zobaczyć, aby o tym wiedzieć. – Chcesz zachować niewinność swojego małego
gościa?
- Mam zamiar dać mu dom, nie
burdel – rzuciłem.
- Może powinieneś przestać już
szukać tego, co tak usilnie próbujesz znaleźć?
- A kto powiedział, że czegoś
szukam? – spytałem, odchodząc od lady. – Może, po prostu uciekam – dodałem
ciszej, po czym skierowałem swoje kroki do pokoju 314.
Noc nie miała dziś smaku. Była
blada, mdła, i nie pozwoliła uchwycić się na dłużej w mojej pamięci. Tym razem,
mimo zmęczenia, nie mogłem jednak zasnąć. Tylko w ten sposób różniła się od
poprzednich.
***
Przyłożyłam
wierzch dłoni do policzka, słysząc jak ostatnie tego dnia pracy drzwi zamykają
się za jednym z recepcjonistów, z którym ustalałam grafik na kolejny miesiąc.
Zgasiłam światło w gabinecie i wyszłam na korytarz. Moim oczom ukazał się Minho
i ten krnąbrny chłopak, przez którego w moim życiu tylko bardziej się
namieszało.
Zacisnęłam
usta, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. Zachodziłam w głowę, dlaczego stoi
sobie, jak gdyby nigdy nic, prosto na świeczniku.
- Co ta osoba tutaj robi?
Z premedytacją nie nazwałam go po
imieniu. Chciałam, żeby poczuł się jak kompletne zero i na każdym kroku miałam
zamiar mu to pokazywać.
- Pozwoliłem mu wychodzić z
pokoju, kiedy tego potrzebuje.
- Słucham? - przechyliłam głowę.
- Skoro ma dla mnie pracować musi
mieć swobodę ruchu.
Minho jak zwykle postępował nierozważnie,
kierując się prawdopodobnie jakimś bajeczkami, które naopowiadał mu ten
chłopak. Był zbyt dobry. To go w końcu zgubi.
- Ty - spojrzałam na rozczochraną
czuprynę przede mną. - Dopilnuje żeby twoja praca tutaj przybrała do rangi
piekielnej.
Spojrzał mi w oczy i ku mojemu
zdziwieniu nie przestraszyły go moje słowa. Zwęziłam spojrzenie.
- Wydaje ci się, że masz tu
jakieś prawa? - spytałam z irytacją. - Jesteś tylko zwykłą dziwką, której
wydaje się, że może od tak po prostu odebrać mojej rodzinie dobre imię.
- Biorąc pod uwagę to, ile płacił
mi wasz ojciec, nie jestem zwykłą dziwką, ale ekskluzywną.
Za nim zdążyłem usłyszeć jego
ostatnie słowo, Minho już odciągał mnie na bezpieczną odległość.
- Czyś ty zwariował? - spytałam.
- On nie ma za grosz wstydu!
- A ty jesteś zmęczona - położył
mi dłoń na ramieniu. - Wracaj do domu i nie przejmuj się nim.
- Mam nadzieje, że wiesz co
robisz - powiedziałam spoglądając za jego ramię. - Nie potrzebujemy zbędnych
plotek.
- Nie martw się, dam sobie z nim
radę.
- Oby - rzuciłam. - Inaczej będę
musiała wziąć sprawy w swoje ręce.
Spojrzałam ostatni raz na Taemina
i skierowałam się do magazynu, aby sporządzić listę brakującej ilości
wina.
***
- Wie pani, że nie musi
przychodzić tutaj codziennie żeby sprawdzać zaopatrzenie - stwierdził trafnie
Onew, nie potrzebując nawet dokładać do tego zdania argumentu.
Wymusiłam nieprzyjemny uśmiech,
zwężając spojrzenie. Miałam ochotę wylać na niego to wino, brudząc jego białą
koszulę. Miał racje, nie musiałam tutaj codziennie przychodzić. A mimo to i tak
to robiłam, nawet teraz, kiedy wyglądałam jak siedem nieszczęść po 12 godzinach
na nogach. Chociaż tak chyba czułam się nawet bezpiecznej. Łatwiej było mi
zachować zimną krew, kiedy byłam przerzuta przez hotelowe obowiązki do granic
możliwości.
Zaznaczyłam na
liście jaki alkohol należało zakupić, a on usiadł na jednej ze skrzynek,
podciągając jedną nogę do góry i opierając na niej łokieć. Położyłam kartkę na
szafce przy moim boku.
- Jest pani zestresowana, pani
Choi - kolejny raz nie zapytał, a ustalił fakty.
Spojrzałam na niego, a jego
ciemne oczy przeszyły mnie na wylot. Czasem zastanawiałam się, czy nie posiada
jakiś rentgen w tym wzroku, bo przy nim zawsze czułam się emocjonalnie naga.
- Nie pamiętam żeby do twoich
obowiązków w pracy należało wtrącanie się w moje prywatne sprawy -
odpowiedziałam dość ostro.
- Czerpie pani przyjemność z
utrudniania sobie życia?
Zacisnęłam usta.
- To nie ja utrudniam sobie życie
- zarzuciłam.
- Więc dlaczego wciąż pani mnie
słucha, skoro nie mam racji?
Zamilkłam na chwile, zbyt długą,
żeby nie mógł odnieść poczucia zwycięstwa.
- Nie muszę ci się spowiadać. Nie
zapominaj, że to ja jestem twoim pracodawcą i w każdej chwili mogę cię zwolnić.
To było kiepskie. Jakby nie stać
mnie było na nic bardziej wyszukanego. Odwróciłam twarz z irytacją. Nie
powinnam była tu przychodzić. W jakim celu pojawiłam się tu, aby wstrzykiwać
sobie kolejną dawkę złości.
- Potrafi pani w dobitny sposób
posłużyć się swoim językiem, kiedy chce pani coś osiągnąć. Jednak, kiedy naprawdę
powinna pani użyć kilku słów, nie jest pani w stanie dać z siebie nic, tylko
milczenie.
- Nie masz pojęcia jak się czuje
- syknęłam.
- Samotnie?
Moje serce stanęło, a ja prawie
straciłam grunt pod nogami, zaciskając place na brzegu mebla. Wykorzystał moją
chwilową słabość i wstał, odpychając się od skrzyni. Podszedł do mnie i sięgnął
po listę zamówień, zatrzymując się w odległości kilku centymetrów ode mnie.
Oparł się na moment o szafkę, nachylając w moją stronę. Poczułam ciepło bijące
od jego ciała i subtelny zapach wytrawnego wina. Zaskoczył mnie tym. Nie byłam
w stanie się ruszyć. Położył swoje place na dokumencie, tuż obok mojej dłoni. Jego
oddech drażnił moją skórę. Kołatanie zbyt głośnego instrumentu w mojej piersi
rozeszło się wśród niewielkiego pomieszczenia.
- Czujesz to? - spytał, dodając
swój głos do mojego akompaniamentu. - Może nadal żyjesz, skoro masz jeszcze
serce.
Zaniemówiłam czując, jak fala
gorąca uderza mnie od środka.
- Zamówienie wyśle jutro o
szóstej - prawie szepnął mi do ucha, nie siląc się na głośność z powodu swojej
bliskości. Powoli wysunął kratkę z pod moich palców. Usłyszałam jak ją podnosi
i poczułam podmuch powietrza na policzku, kiedy nagłym ruchem odsunął się ode
mnie i wyszedł z magazynu.
Momentalnie
opuściłam ramiona, rozluźniając swoje spięte ciało. Oparłam się o ścianę,
czując jak chłód bijący od niej obniża temperaturę moje ciała. Jak zwykle
usłyszałam od niego zbyt wiele. Najwyraźniej byłam masochistką i lubiłam
otrzymywać mocną dawkę adrenaliny przed pójściem spać.
- Powinnam cię zwolnić, barmanie
"wszystko wiedzący" - powiedziałam sama do siebie, zamykając magazyn.
- Wiesz o mnie o jedną chwile więcej, niż powinieneś... o jedną słabość za
dużo.
____________________________________________________________________________
Wszystkich martwiących się o to,
że Minho i Taemin będą działać tylko według nowej umowy śpieszą pocieszyć
(uwaga spoiler) - nie ma takiej opcji. Jednak Minho jest zbyt wielkim
dżentelmenem i nie zrobi tego, tak czego nie powinien, tak szybko.
Dziękuje za wasze kochane
komentarze. Mam nadzieje, że nie dołujecie się czytając moje nowe opowiadanie,
ale jak już pisałam, będzie to trochę smutniejszy klimat. Podejrzewam, że dalej
nie lubicie Elizabet, ale właściwie to taki był mój zamiar. :P Chce pokazać coś
na jej przykładzie i stąd musi pobyć trochę niemiła za nim odkryje karty na
temat pewnych rzeczy.
Poza tym nie wiem, jak u was, ale
u mnie majówka mokra i zimna. Mam nadzieje, że macie więcej szczęścia. :)
~ Anna