List 2.
Drogi nieznajomy, to znowu ja.
Jesteś obcy, właściwie to się nie
znamy. Czy to nie sprawia, że chcesz mi powiedzieć więcej? To uczucie -
bezpieczeństwo - czujesz je? Nie ocenie cię, bo cię nie znam.
Bawisz się świetnie? To super. To
nie moja sprawa, że to robisz. Nadużywasz słowa na k? Rozmawiasz ze swoim
kotem? Powiedz mi więcej. To nie sprawia, że chce cię oceniać.
Czuje się tak jak ty - gdybyś
spytał. Czasem nawet mam wrażenie, że naprawdę mógłbym powiedzieć ci, o tych
wszystkich cieniach, które we mnie żyją. A ty byś zrozumiał. Wyciągnął do mnie
rękę i zacisnął ją na kolcach mojej róży.
Cicho jest tu, gdzie teraz
jestem. Nie ma słońca tu, skąd do ciebie piszę. Wydaje mi się, że nie pamiętam
już nawet, jak to jest, gdy promienie słońca ogrzewają twoją skórę. Napisz mi
więc czasem o słońcu, żebym chociaż nie zapomniał jak się to pisze. Jak nazywa
się ciepło.
N.
***
Zbudziłam się
dzisiaj wcześniej niż zawsze. Właściwie, to zawsze budzę się wcześnie. Choć
mieszkam niedaleko hotelu, jest tak wiele spraw do załatwienie, że nie mogę
długo spać. Poza tym, często nawet nie potrafię.
Mocna kawa,
nie jakieś latte. Kremowa sukienka i dłuższy żakiet. Pastelowy makijaż. Kiedyś
malowałem się tylko na czarno, próbując rozciągnąć moje oczy wszerz, jak tylko to
było możliwe. Jednak pozycja, do której doszłam sprawiła, że przestałam się już
tak bać dyskryminacji. Dużo razy płakałam z powodu tego, że jestem w połowie
Polką. Moja wspomniane już oczy, nie były aż tak skośne, jak powinny. Moja cera
nie była tak jasna, jak przeciętnej Koreanki. Moje usta były pełniejsze, a
włosy stale się kręciły, chociaż układałam je płasko, jak miały to w zwyczaju
moje koleżanki. Jedyną przydatną cechą, jaką odziedziczyłam po rodzicach, była
szczupła, wysoka sylwetka, która pozwalała mi spoglądać na innych z góry w
sytuacjach, gdy czułam, że moja pewność siebie zmieniała się w strzępki
kawałków, rozwianych jak wiosenne płatki drzewa wiśni.
Moje imię
także było osobliwe. Najpierw mama chciała nazwać mnie Izabela, po mojej polskiej
babci. Ostatecznie jednak połączyła miłość rodzicielską, z tą do Elizabeth Taylor
decydując, że oba imiona brzmią podobnie i nazywając mnie Elizabet. Bez h. Chciała żeby było bardziej polsko,
nawet jeśli jej to nie do końca wyszło. Ostatecznie imię od czasu do czasu
skracała cała rodzina, od kiedy po raz pierwszy zrobił to Minho, mówiąc do mnie
Lizzy. Chociaż oczywiście w pracy ta forma była zbyt infantylne. Więc na co
dzień była Elizabet, a po godzinach Lizzy.
Przekroczyłam
próg hotelu, zdejmując okulary przeciwsłoneczne. Drzwi otworzył mi odźwierny.
Spojrzałam przelotnie, czy ma na sobie wyprasowany garnitur. Pracownicy
portierni przywitali mnie, a ja kiwnęłam im głową. Wiem, że uważają mnie za
zimną sukę. Nic nie poradzę na to, że jestem perfekcjonistką. Choć w sumie, to
nawet nie stałam się taka z własnej winy.
Dostrzegłam
Minho w restauracji. Był zajęty rozmową z jednym z gości, ale gestem ręki
poprosił, żebym na niego zaczekała. Podeszłam do barku i oprałam się o wysokie
krzesło.
- Może coś podać, pani Choi -
usłyszałam męski głos za plecami.
Prawie straciłam równowagę, gdy to
się stało. Cholera. Znowu się zapomniałam.
- Nie - powiedziałam, odwracając
się lekko w jego stronę.
Mojej uwadze nie uszło, jego
wąskie spojrzenie, podkreślone ciemnym kolorem kredki. Podejrzewałam jednak, że
jego oczy, tak czy inaczej, wyglądałyby na ciemne. Część jego włosów opadała na
tę głęboką oprawę wzroku, natomiast lewa strona leżała płasko, trzymana dwoma
francuskimi warkoczykami.
- Coś jeszcze? - spytałam z dozą
irytacji, gdy nie odchodził. Nie celowej. Bezwarunkowej.
- To pani stoi przy moim miejscu pracy,
pani Choi - zauważył miękko, zwracając moją uwagę na to, że poleruje szklanki.
Odsunęłam się od blatu,
zaciskając usta.
- Nie powinnam przychodzić tutaj
rano, bo mam po tym tylko zły humor - mruknęłam cicho sama do siebie.
Chłopak uśmiechnął się, unosząc
jeden kącik ust ku górze. Nie wiem, czy to dlatego, że usłyszał to co mówię,
czy po prostu chciał mieć zdenerwować.
W końcu mój brat pożegnał się z gościem,
podchodząc do nas.
- Onew - zwrócił się do barmana
za mną. - Ten drink, który wprowadziłeś, smakuje klientom. Możesz go dodać do
menu - poczym przeniósł swoją uwagę na mnie. - Jestem wolny, chodźmy do mojego
gabinetu.
***
- O której tu będzie? - spytała
mnie siostra.
- Właściwie to już się spóźnia -
odpowiedziałem. - Poinformowałem personel, że gdy się pojawi mają pokierować go
do mnie.
- Jak im wyjaśniłeś, kim on jest?
- Przyznałem po prostu, że to
znajomy naszej rodziny, który nie ma się gdzie zatrzymać, bo sprzedał
mieszkanie i szuka drugiego.
- Po pierwszy spojrzeniu na niego
będą wiedzieli, że to ściema - stwierdziła sucho.
- Tak, czy inaczej, postaraj się
nie okazywać mu tak dużej dawki niechęci, kiedy spotkasz go na korytarzu.
- Rozumiem, że nie chcesz żebym
tu była, gdy się pojawi?
- Chce ci oszczędzić
niepotrzebnych nerwów - powiedziałem uspakajająco.
- Ten chłopak będzie tu przez
miesiąc, więc i tak ich nie uniknę.
- Gdybym skończył remont domu,
nie musiałby mieszkać ze mną w hotelu - westchnąłem.
To by wiele ułatwiło, jeśli nie
zostałby wystawiony na świecznik. Nie było nam na rękę, aby informacje na temat
ojca wyciekły. Opinia hotelu zostałaby nadszarpnięta, a w końcu tak długo
staraliśmy się o jego wysoki status.
Usłyszeliśmy
pukanie do drzwi. Chyba momentalnie się spięliśmy. Spojrzeliśmy na siebie, a
Lizzy wstała od biurka.
- Proszę - rzuciłem z lekką
obawą.
Nadal nie potrafiłem wyobrazić
sobie, jak ma wyglądać jego miesięczny pobyt tutaj. Otworzył drzwi i wszedł do
środka. Ponownie miał na sobie ciemne spodnie, trochę rozciągniętą bluzę i dość
ekstrawaganckie dodatki.
Siostra
zmierzyła go zimnym spojrzeniem, chyba próbując pokazać mu, kto tu rządzi, a
kto jest nikim. Wytrzymał ten wzrok, nie okazując cienia emocji, czego akurat
żałowałem. Powinien był coś zrobić, a tymczasem tylko bardziej zdenerwował ją
swoim zachowaniem. Złapała swoją torebkę i wdzięcznie minęła go, już na niego
nie patrząc. Gdy drzwi się zamknęły, a my zostaliśmy sami, zrobiło się bardzo
niezręcznie. Wiedziałem z kim mam do czynienia i to jeszcze mocniej wzmagało
moją czujność.
- Witaj, Taemin - powiedziałem
oficjalnie. - Może pokaże ci od razu nasz... twój pokój.
To zabrzmiało dziwnie. Mimo to
nie mogłem dać mu osobnego pokoju. Bałem się, co może zrobić pozostawiony sam
sobie. Zdecydowałem się więc umieścić go w moim apartamencie z dwoma
sypialniami. Był wystarczająco duży, aby się w nim zgubić.
Kiedy szliśmy
korytarzem, niemal czułem za sobą jego oddech. Sam nie wiedziałem czym się
denerwuje. W końcu to dla niego powinna być krępująca sytuacja.
Przesunąłem
kartą po czytniku i znaleźliśmy się wewnątrz mojego mieszkania.
- Jeśli będziesz czegoś
potrzebował... - zacząłem, ale nie dane mi było dokończyć.
Taemin przewrócił oczami, jakby
pytał sam siebie, co ja wyprawiam tyle gadając. Poczułem jego dłoń na mojej
klatce piersiowej, gdy popychał mnie lekko na oparcie kanapy. Byłem zaskoczony
i przez to sprawiłem, że ta chwila kiedy zbliżał swoje usta do moich, trwała
stanowczo za długo.
- Zaczekaj - pomachałem rękami
przed sobą, po czym odsunąłem się od niego.
Jego spojrzenie stało się uważne,
ale wargi zamknęły.
- Tłumaczyłem ci już, że nie
zamierzam wypełniać tej umowy - zacząłem szybo
- Więc po co tu jestem? - spytał
nagle melodyjnym głosem. Takim, który idealnie nadawałby się do śpiewania
smutnych piosenek.
- Dlaczego podpisałeś tę umowę? -
wymówiłem to pytanie, chyba pod wpływem próby zmiany tematu. Prawda była taka,
że nie wiedziałem, jak mamy dotrzymać warunków tej umowy, nie wypełniając jej.
- To nie ma znaczenia.
Niespodziewanie zacisnął usta. To
była pierwsze naprawdę mocna emocja, jaką kiedykolwiek zobaczyłem na jego
twarz.
- Nie możesz po prostu przestać
ciągle mnie o coś pytać i dać mi zrobić to, za co płacisz?
Wyglądał na zdezorientowanego.
Opuścił wzrok, oddychając płytko. Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, ale
kiedy tak stał, wyglądał bardzo krucho. Część jego bluzy zsunął się lekko,
odsłaniając chude ramię.
- Ile masz lat? - spytałem
zapominając, że prosił mnie, abym tego nie robił.
Milczał, jakby w proteście dla
mojej kolejnej próby rozmowy. Poczułem wibracje i spojrzałem na wyświetlacz.
Cóż, nie mogłem poświęcić mu więcej czasu, musiałem wracać do pracy. Spojrzałem
na niego ostatni raz.
- Jeśli będziesz głodny, albo potrzebował
czegoś innego, po prostu zadzwoń do recepcji.
Nie odpowiedział, trawiąc w
jakieś myśli. Postanowiłem pójść za jego przykładem i zwyczajnie wyszedłem.
***
- Wejdź - powiedział, gdy
stanąłem na przeciw drzwi do jego mieszkania.
Na dole przywitała nas ochrona
budynku, po czym pokonaliśmy kilkanaście pięter. A teraz byłem tu, chociaż nie
powinienem.
Uchylił drzwi,
kiedy nie wchodziłem. Pokonałem wewnętrzny opór, który wiązał mi nogi.
Spojrzałem nieśmiało przed siebie i wszedłem do środka, zamykając za sobą
ostrożnie drzwi.
Mieszkanie
było w dużej mierze oszklone i musiałem pohamować swój nagły entuzjazm, żeby
nie podbiec i spojrzeć z góry na ulicę. Zdjąłem buty, wsuwając stopy w ciapy,
które przygotował dla mnie Jonghyun. Nie ruszyłem się jednak dalej nawet o
milimetr.
- Czujesz się niezręcznie? -
spytał spokojnie.
Kiwnąłem głową, unikając jego
wzorku. To, że byłem w jego domu przyprawiało mnie o szaleńczy bieg serca.
Zawsze zastanawiałem się, jak piękne musi ono być. Chłonąłem więc ukradkiem
wielką przestrzeń salonu z otwartą kuchnią. Kremowe ściany biegły wzdłuż mnie,
a wyglądające na bardzo drogie meble, pachniały świeżością.
- Nie powinieneś - wyjaśnił.
- Chcesz żebym znowu przepraszał
za to, że tu jestem? - spytałem lekko smutno.
- Chce żebyś przestał to robić.
Podniósł pudełko pełne papierów
ze stołu na środku salonu.
- Zaczekaj, pomogę ci -
powiedziałem szybko, odnajdując w tym okazje do przydania się do czegoś.
Podbiegłem do niego, zostawiając
torbę. Chciałem zabrać mu z rąk pudełko, ale nie puścił go. Zamiast tego
spojrzał mi głęboko w oczy, a ja zmarłem.
Moje serce
przyśpieszyło i poczułem się zażenowany mając wrażenie, że Jonghyun mógł
zobaczyć i usłyszeć każde jego uderzenie. Planowałem się wycofać, ale zatrzymał
mnie, kładąc swoje dłonie na moich. To tylko jeszcze bardziej przyprawiało mnie
o zawrót głowy. Prawdopodobnie, gdyby teraz czegoś ode mnie zażądał, zrobiłbym
to bez zastanowienia. Ale Jonghyun taki nie był.
- Przepraszam - westchnął,
uwalniając mnie od swojego dotyku. - Nie powinienem.
Zostawił pudełko w moich rękach i
mijając mnie, przeczesał mi włosy palcami. Prawie upuściłem opakowanie, gdy
doszedł do mnie ten subtelny i zarazem intensywny kontakt między nami.
Spuściłem głowę, zagryzając wargę i delikatnie się rumieniąc. Podziękowałem w
duchu, że tym razem nie może mnie widzieć. To jak zareagowałem, musiałoby być
dla niego żałosne. Przecież to było tylko krótkie dotknięcie. Mimo to, tak
bardzo nadal czułem, jak nie znika wraz z przepływającym powietrzem, a trwa,
rozchodząc się po całym moim ciele. Jak dreszcz.
- Możesz postawić pudełko do
szafki obok ciebie - powiedział. - A potem chciałbym żebyś zobaczył swój pokój.
Zapadał już wieczór. Wykonałem
swoją krótką przysługę wiedząc, że to za mało, aby zapłacić za jego pomoc. Tym
bardziej, kiedy zobaczyłem mój pokój.
Nie potrafiłem już ukryć swojego zaskoczenia i zafascynowania. Szczególnie
dużym oknem skierowanym tak, że z łóżka mogłem obserwować gwiazdy.
W
pomieszczeniu dało się wyczuć ciepło, którego nie dało opisać się słowami. Choć
Jonghyun nie wyglądał na osobę radosną, lubiąca rozmowy i towarzystwo, to
pokój, który dla mnie urządził, był tym wszystkim, co można by nazwać właśnie
ciepłem. Pastelowe barwy, zapach kwiatów i większość moich ulubionych książek.
Coś ścisnęło
mnie za gardło, kiedy zobaczyłem teleskop. Nie raz opowiadałem mu, jak
uwielbiam patrzeć w nocne niebo. Jednak nigdy nie było mnie stać na takie
rzeczy, jak te, które mi podarował.
- Podoba ci się? - spytał, a ja
wyczułem w tym jakieś podekscytowanie. Albo może tylko mi się wydawało.
Obróciłem się do niego, walcząc z tym, żeby się nie rozpłakać.
- Jest... piękny. Ja... to... to
zbyt wiel...
- To zbyt mało - powiedział. -
Żałuje, że tak długo musiałeś na to czekać. Jednak dopóki mieszkałem z
rodzicami, nie mogłem cię stamtąd zabrać.
- Ja... - zacząłem.
- Kibum - wymówił moje imię tak,
że zainkasował mnie na starcie. Zamilkłem. - Jestem twoim przyjacielem, tak?
- Jesteś... - wydukałem wiedząc,
że przyjaciel to za małe słowo. Bałem się jednak dodać więcej.
- Czy możesz wreszcie przestać
przepraszać i uznać to za pomoc przyjaciela?
Opuściłem wzrok. Dobre
wiedziałem, że takie prezenty są zbyt kosztowne, aby dostać je od kogoś
takiego. Albo być może były za drogie w moim świecie, tym, w którym nie mam
nic. Przytaknąłem jednak, nie potrafiąc się dłużej kłócić.
- Zostawię cię teraz - pożegnał
się. - Śpij dobrze.
Posłał mi krótkie, ale miłe
spojrzenie. Prawdopodobnie zdobył się na nie, żeby wykrzesać na swojej twarzy
pozytywne emocje. Przez chwile patrzyłem jak odchodzi, a potem opadłem na
łóżko. Przyjemny materiał pościeli od razu dopasował się do mojego ciała.
Popatrzyłem do góry, na kilka mieniących się gwiazd. Wypuściłem powietrze,
rozluźniając się.
- Mój pokój - szepnąłem sam do
siebie, a słodki zapach wewnątrz, rozniósł moje słowa między czterema ścianami
pomieszczenia.
***
Rozluźniłem
krawat przy szyi ciesząc się, że dzień dobiegł końca. Zazwyczaj go nie
zakładałem, ale dziś miałem spotkanie z udziałowcami hotelu. Tuż przy drzwiach,
przypomniałem sobie, kto przebywa w moim pokoju.
Nabrałem
powietrza, mając wrażenie, że idę do pracy na druga zmianę. W pomieszczeniu
panowała prawie ciemność. Zamknąłem drzwi dość ostentacyjnie, chcąc dać znać
mojemu współlokatorowi, że wróciłem.
Rozejrzałem
się wokoło, ale nigdzie go nie dostrzegałem. Nie powiem, bałem się go i tego,
co robił. Nie byłem gejem. W czasach szkolnych wielokrotnie miałem okazje
eksperymentować na temat relacji między dwoma osobami. Szczególnie, że moim
przyjacielem był Jonghyun. Podejrzewałem, że on wypróbował już wszystko co
możliwe na tym świecie. Nigdy nie chciał tego przyznać, ale im dziwniejsze i
bardziej zakazane rzeczy czynił, tym bardziej wydawało mi się, że nie czuje
przy tym kompletnie nic. Jakby czegoś usilnie szukał.
Będąc jednak z
mężczyzną, byłem z nim raczej dla zabawy. Po prostu poniósł mnie alkohol i
dobra impreza. To były może dwa krótkie razy w moim życiu. Na co dzień
umawiałem się kobietami. Tymczasem, z dziwnych do wyjaśnienia powodów, bałem
się Taemina. To jak na mnie patrzył, w jaki sposób się ruszał, jak wymawiał
słowa... całkowicie zacierało moją granice rozumienia pojęcia drugiej osoby.
Nie potrafiłem tego wyjaśnić, ale nie patrzyłem na niego, jak na chłopaka, a na
kogoś kto się z nimi umawia. Nie, jak na kobietę, ale i równocześnie, nie jak
na mężczyznę. Tym bardziej, że najprawdopodobniej był w jakimś związku z moim
ojcem.
Uchylił drzwi
do swojej sypialni i wtedy go zobaczyłem. Z tym samym magnetycznym spojrzeniem
co zawsze. Lekko rozmarzonym, trochę złym i trochę smutnym. Chciałem się
odezwać, ale uciszył mnie przykładając sobie palec do ust. Pokonał odległość
między nami i stanął tuż przy mnie.
Jego ciepły
oddech owiał moją szyje. Delikatnie dotknął opuszkami palców brzegu mojej
marynarki. Poczym pomógł mi zdjęć krawat.
- Czy możesz przestać? - spytałem
zaskakująco mało przekonująco.
Nie wiem dlaczego. Chciałem
zobaczyć do czego się posunie? Nie odpowiedział. Jego dłoń znalazła się na
mojej koszuli. Miał chłodny dotyk, który przebijał się przez materiał. Sunął
tak palcami w dół, jakby wygładzał nie uprasowane ubranie. Uniósł swój wzrok,
przymykając lekko oczy. Poczułem się nieswojo, kiedy patrzył na mnie z
odległości kilku centymetrów. Odszukałem swój zagubiony język, aby wyrwać się z
kajdan jego spojrzenia.
- Mówiłem ci, że nie będę
uprawiał z tobą seksu.
- Daj mi szanse - poprosił
niespodziewanie, jednak w bardzo spokojny sposób. - Potrafię to zrobić.
- Wierze ci, ale nic tego.
- Nie próbuj unieważniać tej
umowy, proszę. Nie rób tego.
Powiedział to całkiem serio i
byłem naprawdę zaskoczony dodaniem słowa proszę.
To była bardzo duża suma pieniędzy i niewątpliwie zależało mu na niej. A jednak
mimo sztywnych zasad, nie był do końca taki pewny siebie i bał się, że mogę
podważyć treść dokumentu. Chyba nie wiedział, że to byłoby bardzo ciężkie do
zrobienia, skoro nawet Jonghyun nie widział na to szans.
- Po co ci te pieniądze? -
spytałem.
- Nie twoja sprawa.
Odsunąłem się od niego.
- Tak, czy inaczej, znajdę inny
sposób umilania mi czasu. Jadłeś coś?
Jego spojrzenie się zwęziło, gdy
zapytałem o posiłek.
- Po co o to pytasz?
- Co jest dziwnego w pytaniu o
jedzenie?
- Nie wiem w jakim celu się tak
kreujesz - rzucił, tym razem lekko zły. - Jeśli nie chcesz moje towarzystwa,
pójdę spać.
Zniknął w swoim pokoju szybciej
niż zdążyłem odpowiedzieć. Westchnąłem. Podsumowując: nic nowego się nie
dowiedziałem i miałem tylko większy chaos w głowie. Opadłem na kanapę, odchylając
głowę do tyłu. Zaczynałem czuć się jak niańka, która nie miała żadnych praw do
własnego zdania. A to był dopiero pierwszy dzień. Nie chciałem wiedzieć, jak
będzie wyglądał trzydziesty...
________
Tytuł to cytat z wiersza Kazimierza Przerwy-Tetmajera.