czwartek, 12 grudnia 2013

I teraz jesteś przy mnie i patrzę jak daleko zaszliśmy. Jak mógłbym stawiać czoło dniom bez wyrazu, jeśli miałbym cię teraz stracić?


To jest trzeci raz - pomyślałem - kiedy budzę się w tym łóżku.

Pierwszy -  gdy opatrywałem ranę Minho, a on przykuł mnie do siebie kajdankami. Myślałem wtedy, że niemożliwym jest, aby żadne ciepłe uczucie względem mnie, mogło gościć w jego sercu. Byłem zaskoczony, gdy wczorajszego wieczoru powiedział, że tak naprawdę obawa o moją ucieczkę, była tylko pretekstem żeby to zrobić. Tak naprawdę uczynił to, aby zatrzymać mnie przy sobie. To był jeden z tych momentów, gdy jego silna wola została mocno nadszarpnięta. Uległ samemu sobie i kierowany pragnieniem mojej bliskości, złamał swoje zasady. 
Drugi raz ciężko nazwać pobudką, bo sen, z którego się ocknąłem, był raczej marzeniem na jawie. Długą i intensywną chwilą, gdy znowu mogłem zaciągnąć się tym, co jedni nazwaliby środkiem odurzającym, a ja nazywam Minho. Ciepłym oddechem na skórze, gdy  pada deszcz. Słońcem, kiedy pada śnieg.
A teraz mamy dziś. Trzeci raz, kiedy tutaj jestem. Tak inny niż poprzednie, a jednocześnie tak samo bliski i upragniony.
Włożyłem ręce pod poduszkę i przyciągnąłem do buzi, czując jak przez moje wiercenie się, kołdra zsuwa się lekko z moich pleców. Odwróciłem głowę w lewa stronę i jeszcze lekko zaspany, unosiłem wzrok ku górze. Minho opierał się na ręce i spoglądał mi w oczy.
- Cześć - powiedział, uśmiechając się czule.
Odwzajemniłem uśmiech, przytulając policzek do ramienia.
- Cześć... - szepnąłem, czując jak przyjemne uczucie nieśmiałości i zadurzenia, miesza się w moim żołądku.
Zarumieniłem się delikatnie, kiedy kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej. Patrzył mi w oczy, a ja spoglądałem w jego. I nikt nam nie przeszkadzał. Nikt nas nie popędzał. Powietrze smakowało jego słowem na dzień dobry, a wokół dało się słyszeć tylko się kojącą ciszę, rozpływającą się w promieniach słonecznych docierających przez okno. Śnieg na dworze sprawiał, że światło pokój zdawał się mienić milionem jasnych refleksów.
- Dobrze spałeś? - spytał.
- Krótko... - stwierdziłem, biorąc pod uwagę ile czasu spędziliśmy wczoraj na całkiem innych czynnościach niż spanie. - Ale całkiem przyjemnie. A ty?
Wyciągnął dłoń w moją stronę i przejechał nią od mojego ramienia, wzdłuż moich pleców. Pogłębiłem uśmiech, przyciskając usta bardziej do ramienia.
 Chciałbym tak spać każdej nocy...
Zamilkłem na chwile, czując jak moje serce przyśpiesz. Każdej nocy? Czy to byłoby w ogóle możliwe. Nie chciałem być sceptyczny, ale jak łatwo szło mi gdybanie nad tym, jak szybko znowu wszystko mogłoby zostać nam odebrane.
- Mówisz tak, bo jesteśmy w łóżku, czy naprawdę tak myślisz? - spytałem.
- Od kiedy jesteś za takimi deklaracjami? Myślałem, że to moja rola - pokręcił głową, uśmiechając się. - Jasne, że mówię tak, bo tak myślę. Nie utrudniaj sobie tego, aby w to uwierzyć, Taemin. Nie myśl ciągle o przeszłości, gdy jesteś ze mną.
Spojrzałem na niego starając się uspokoić i nie burzyć tej chwili swoimi wątpliwościami.
- A jeśli chodzi o dom - powiedział. - Informowałeś siostrę, że w nim nie nocujesz.
- Tak. Pisała, że spotkała Onewa, a ja udałem zaskoczonego. Po czym napisałem, że zostanę u... Kibuma.
- Ona mnie nie lubi.
- Może... trochę, ale kiedyś wręcz cię uwielbiała. Więc to nie tak, że nie ma czego odbudowywać.
- Swoją drogą jest pod wrażeniem, że znalazłeś wczoraj chwile, aby w ogóle wziąć do ręki telefon - powiedział uśmiechając się znacząco.
Odpowiedziałem mu równie wymownym spojrzeniem, po czym uniosłem się na łokciach i wyciągnąłem w jego stronę.
- A teraz jestem całkiem wolny. Co z tym zrobimy?
Minho pochylił się w moją stronę i złączył nasze usta razem w czułym i zmysłowym pocałunku, od razu rozchylając moje wargi swoim językiem. A ja kolejny raz zapomniałem przy nim, jak zimno jest za oknami.

***
Wieczór wcześniej.

Wyszła ze sklepu z dużą torbą oznaczoną logiem jakiegoś sklepu. Jej policzki szybko przybrały jasno różowy kolor mimo, że dopiero zetknęła się z zimnym powietrzem. Najpierw uśmiechnęła się do koleżanki, z którą najwyraźniej właśnie się pożegnała. Potem  do jakiegoś mężczyzny, z którym się wymijała. Aż w końcu sama do siebie, chowając usta w okryciu szalika i wolną ręką sprawdzając coś w telefonie. Weszła na chodnik, na którym stałem i zaczęła iść w moją stronę. W otoczeniu rządku drzew pokrytych warstwą śniegu i kolorowych światełek, wyglądała jeszcze bardziej uroczo niż zwykle. Tak olśniewająco, że na chwile zapomniałem o tym, jaką odpowiedzieć powinienem wymyślić, gdy się spotkamy, a ona spyta co tu robię.
Gdy nasze spojrzenia się spotkały, zwolniła na chwile zaskoczona, by następnie uśmiechnąć się jeszcze szerzej niż do tej pory i przyśpieszyć tępa. Serce mi podskoczyło, ale czułem się szczęśliwy jak wariat, analizując jej wcześniejsze uniesienia kącików ust ku górze i stwierdzając, że patrząc na mnie powędrowały najwyżej.
- Co tutaj robisz? - spytała wesoło, stając przede mną. - Pracujesz?
- Właściwie to... właściwie to już skończyłem.
Komendant Park, raczej nie powinien mi robić problemów, skoro dał mi wolną rękę, gdy wychodziłem.
- Dawno się nie widzieliśmy - powiedziała, a ja miałem wrażenie, że naprawdę jest tym faktem zasmucona.
Dobrze wiedziałem, dlaczego "dawno się nie widzieliśmy". To była moja wina. Zwyczajnie bałem się tego, co stało się ze mną ostatnio, kiedy płakała w korytarzu na komisariacie. Wciąż miałem to wrażenie, że nie jestem w stanie dać jej tego, czego bym dla niej chciał. A jednak poleciałem jak głupi, by ją odnaleźć, gdy tylko usłyszałem jej imię.
- Chciałem cię zobaczyć - rzuciłem za nim się opamiętałem, że powiedziałem to na głos, a nie w myślach.
- Ja też tęskniłam - odpowiedziała niespodziewanie, a mój żołądek zrobił chyba ze sto obrotów na sekundę.
Spojrzałem jej w oczy, a lekko speszona zagryzła wargę. Za chwile jednak znowu się rozluźniła.
- Kupiłam lampki na choinkę. Chciałam ubrać choinkę - przyznała. - Tylko, że... Rodzice są jeszcze zatrzymani. Taemin napisał, że nie wraca dziś do domu. Może... - zastanowiła się. - Może chciałbyś mi pomóc?
Uśmiechnąłem się.
- Jasne, że chce.
Odwzajemniła mój wyraz twarzy i całkiem zaskakująco, złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Jej długie, szczupłe, palce, przeplotły się z moimi, tworząc mieszankę dwóch różnych osobowości. Patrząc na jej drobną dłoń, ubraną w jasno różową rękawiczkę i znajdującą się w mojej dużej, poczułem się trochę lepiej. Dlatego, że może i nie wiedziałem jeszcze jak, ale miałem podstawy znaleźć dla siebie nadzieje, że jednak jestem silniejszy.
Patrzyłem na jej radość i zaangażowanie w przystrajanie domu na święta. A gdy skończyła, spytała czy mógłbym ją przytulić. Miałem wrażenie, że dostałem dziś najlepszy prezent, o jaki nawet nie śmiałem prosić św. Mikołaja.
Otworzyłem ramiona, aby wpuścić ją pomiędzy nie. Kiedy przytuliła policzek do mojej piersi, zamknąłem jej ciało w swoich objęciach.
Wokół nas rozchodził się zapach choinki, owocowej herbaty i  kolacji, która przygrzewała się w piekarniku. Było prawie jak w normalnym domu, ale wiedziałem, że jest coś czego brakuje w nim Sooyung.
- Chciałbym żebyśmy spędzili razem święta - powiedziała nagle. - Chciałabym żebyśmy mogli znaleźć wreszcie spokój i razem usiąść przy stole. Wszyscy. Mama i tata. Taemin i ja... - szepnęła ciszej - i Minho, i mama Minho...

***

Rozwałkowałem ciasto na blacie w jasne kuchni państwa Kim, dziękując, że jak zwykle nie ma ich w domu. Zacząłem wyciskać w masie świąteczne kształty na ciasteczka, słuchając jak w radiu leci jakaś ciepła, zimowa, piosenka.
Poczułem, jak ktoś obejmuje mnie od tyłu w pasie i muska ciepłymi wargami moją szyję. Uśmiechnąłem się sam do siebie, dotykając wierzchem dłoni czoła, uważając aby nie zabrudzić twarzy mąką.
- Mieliśmy piec, a ty ciągle to robisz - powiedziałem z udawanym wyrzutem - Jeśli się nie uspokoisz znowu wrócimy do lóżka.
Jonghyun pociągnął mnie za brzeg kucharskiego fartucha i obrócił w swoją stronę. Nasze spojrzenia się spotkały a on uśmiechnął się szelmowsko.
- Przyznaje, to nie jest jeden z tych pomysłów, który nie przeleciał mi przez myśl - oznajmił zmysłowym tonem głosu.
- Przeleciały to całkiem dobre określenie.
Odsunąłem dłonie pokryte resztkami z pracy nad ciastem dalej od siebie, żeby nie zabrudzić ani siebie ani jego.
- Masz masę czekoladową na policzku.
Oparł się dłońmi o blat po obu stronach moich bioder i przysunął twarz do mojego policzka. Po czym jego usta zetknęły się z moją skórą, a on przesunął po niej koniuszkiem języka, zlizując z niego nadzienie. Nadal nie przyzwyczaiłem się jeszcze do tego, że mam go tak blisko przy sobie. Dlatego każdy jego gest sprawiał, że robiło mi się gorąco. Spojrzał mi ponownie w oczy a ja zwęziłem swoje, uśmiechając się kpiarsko.
- To nie mnie masz zjeść tylko ciastka.
- Och... - przeciągnął. - Naprawdę wole całkiem inne rodzaje słodyczy.
Przewróciłem oczami.
- A może zamiast mnie podrywać, zastanowiłbyś się co dalej?
Westchnął i wyprostował się, wkładając dłonie do kieszeni spodni.
- Zastanawiałem się.
Umyłem ręce i włożyłem blachę z ciastkami do piekarnika.
- Dlaczego nie zaczniesz studiować architektury? - spytałem siadając na blacie obok niego. - Przecież widzę, że ci się to podoba?
- Masz racje, lubię to.
- Ale chodzi o twojego ojca.
- Tak.
- Masz zamiar mu powiedzieć?
- O czym?
Zagryzłem wargę.
- O nas.
Przybliżył się do mnie i położył dłoń na mojej.
- Oczywiście, że mam.
Wypuściłem w myślach powietrze pełen wątpliwości. Przynajmniej o to nie będziemy musieli się spierać.
- Już widzę jak twój tata dostaje zawału po raz drugi - powiedziałem pesymistycznie. - Najpierw dowie się, że jego syn spotyka się z chłopakiem, a potem, że nie zamierza przejąć jego firmy. 
- Sam widzisz - przyznał. - To będzie ciężka rozmowa.
Poczułem wibracje w telefonie. Wyciągnąłem go i spojrzałem na wyświetlacz. Numer był nieznany.
- Odbierz - rzucił. - Ja pójdę zobaczyć, czy Jungah nie wyszła jeszcze do pracy.
Przytaknąłem, po czym zostałem sam w pomieszczeniu.
- Halo? - spytałem odbierając połączenie.
- Czy mam przyjemność rozmawiać z panem Kim Kibumem?
- Tak.
- W takim razie bardzo mi miło. Jestem menadżerem pana Jean-Paul Gaultiera i dzwonie do z jego polecenia.
Prawie wstałem, gdy usłyszałem to nazwisko. W życiu nie myślałem, że ktoś z takiego domu modu, kiedykolwiek będzie do mnie dzwonił.
- Tak? - spytałem niepewnie.
- Widzieliśmy pana ostatnią kolekcje dla marki KimCompany oraz przyjrzeliśmy się pana wcześniejszym pracom. Chcielibyśmy nawiązać współpracę, jeśli oczywiście pan zechce.
- To dla mnie wielki zaszczyt - odpowiedziałem zgodnie z prawdę, czując jak moja ekscytacja wzrasta. - Takie oferty nie zdarzają się codziennie.
- W takim razie może umówilibyśmy się jutro na spotkanie, aby o tym porozmawiać? Jestem obecnie w Seoul'u.
- Jasne, nie ma problemu.
Niesamowite! Znowu dostałem ofertę pracy i to z samej najwyższej półki. Nie musiałem projektować odzieży codziennej, a miałam możliwość współpracy z francuskim projektantem, którego kolekcje noszone są na paryskim fashion week'u. Już miałem się żegnać i biec do Jonghyuna żeby mu wszystko powiedzieć, ale ostatnie słowa mojego rozmówcy zmroziły mnie za nim zdążyłem się ruszyć.
- Mam więc nadzieje, że szybko się dogadamy i za dwa tygodnie zobaczymy się na trzymiesięcznym kontrakcie w Paryżu.
Zamarłem. Pożegnałem się i opuściłem dłoń, w której trzymałem telefon. Trzy miesiące? To niemożliwie. Dopiero, co zeszliśmy się z Jonghyunem, a teraz coś takiego? Czułem jak dwie sprzeczne emocje tworzą dwie bariery w mojej głowie. Taka praca, to coś o czym marzyłem odkąd skończyłem staż w Nowym Jorku. A jednak, czy to nie w Nowym Jorku mimo tego, że robiłem to co kochałem, czułem się najbardziej samotnie na świecie? 
W tym samym momencie do kuchni wpadł Jonghyun.
- Nie zgadniesz co właśnie zrobiła Jungah.
- Nie zgadnę - powiedziałem cicho, starając się uśmiechać jakby nigdy nic.
- Rozmawiałeś z nią o moich studiach?
- Coś wspominałem ostatnio.   
- Jej znajomy wykłada na uniwersytecie w Seoul'u. Zadzwoniła do niego i chce żebym pokazał mu moje prace. Mógłbym studiować, rozumiesz?
Jego wyraz twarzy tak się rozpromienił, że czułem jednoczesnej szczęście widząc go takiego i jakieś ukucie w piersi.
- Pozostaje tylko rozmowa z ojcem.. - przyciszył głos, już mniej pewny, ale spojrzał mi w oczy i jego uśmiech powrócił. Następnie przyciągnął mnie do siebie i przytulił. - Ale mam ciebie. Nawet jeśli będę musiał wszystko poświecić, zrobię to. Już się nie boje. Nareszcie wszystko może się ułożyć. A my nie będziemy musieli się już nigdy więcej rozstawiać.
Gdy to powiedział miałem wrażenie, że serce mi pęka. On naprawdę we mnie wierzył. Nie boje się, bo mam ciebie..
Wtuliłem usta w zagłębienie jego szyi  i przymknąłem lekko powieki. Co teraz Kim Kibum? - spytałem siebie. - Co teraz powinieneś uczynić?
_______
Do końca jeszcze tylko jeden rozdział i epilog.
Będziecie tęsknić?